chyba czytałem tekst o Haganie w jednym z poprzednich konkursów. Wstęp wielkimi literami jest ok, nie zanudzasz, a wprowadzasz nieco w to co zaraz się zanurzymy. Następujący paragraf ma pewien problem, mianowicie spłycasz bardzo to co tam się dzieje i nie pokazujesz nam tego wystarczająco, bo najbardziej istotną rzeczą nie jest pogoda i błoto, tylko wrogowie, a o nich wiemy tylko tyle, że byli niewypowiedzianą grozą - to za mało. I kolejny paragraf to wyjaśnia, ale tu najbardziej zabrakło sprecyzowania ich nazwy. Wcześniej w jednym zdaniu było: Hagana, Conana, Cymerii, Aquiloni, Czerwonego Bractwa, Piktów, a teraz nie nadajesz przeciwnikom nazwy. Powiem Ci jeszcze jakie są moje odczucia odnośnie narracji: ma się wrażenie jakby było to relacjonowane i czuć, że narrator bardzo jest tym przejęty, ale niestety te odczucia nie przechodzą na odbiorcę, w moim przypadku. Ta forma nie wyzwala u mnie przejęcia, a myślę, że jest to coś co z pewnością chcesz osiągnąć. W kolejnym paragrafie rozumuję, że opisujesz wyczyny głównego bohatera - to nie jest myślę dobry zabieg, by wszystko wychodziło mu tak dobrze, chyba że celujesz w bardzo młodych odbiorców, ale wtedy nie można tego łączyć z aż tak sporą dawką brutalności. - czy można nazwać to pościgiem, jeśli utknęli w błocie?- myślę, że to już przegięcie. Wiem, że to jest fanfik Conana, ale czy on był aż tak nierealny? Pamiętam, że kiedyś go czytałem, ale w ten sposób tego nie zapamiętałem. Jest o tym ustęp w poradniku na stronie, coś z "przejaskrawieniem". W skrócie chodzi o to, by nie tworzyć bohaterów zbyt silnych, bo jeśli mamy przekonanie, że on spokojnie sobie poradzi, to jest to zwyczajnie nudne i nie ma specjalnie sensu tego czytać. Później pojawiają się myśli Hagana wraz z narracją, która charakterem też przypomina myśli Hagana i to jest w pewnym sensie nawet śmieszne, choć nie wiem czy taki był Twój zamysł. :) To z tymi słyszanymi myślami dusz jest całkiem spoko i nieco głębiej nakreśla nam te potwory. Czuć też nadal w opisie powyżej brak nazewnictwa. Opis walki przy otoczeniu Hagana jest lepszy niż poprzedni, bo wchodzisz tu bardziej w szczegóły i tego bym się trzymał przy opisie walk - lepiej to działa na wyobraźnię. Na końcu ósmej strony pada nazwa "ghul" - dlaczego dopiero teraz?- a co z tym kimś co sterował marionetkami - dziwne, że tak to zostawiasz. No i skoro on to wiedział, to czemu nie poszukał tego puppet mastera zamiast ubijać te ghule? To opowiadanie nastawione jest na akcję i to w sumie tu dostarczasz. Jest to wszystko bardzo płytkie, ale może jest na to nisza. Końcówka pospieszona i taka antyklimatyczna, dużo się dzieje i niewiele wyjaśnia. Czuć niedosyt. Tak ogólnie patrząc, to nie było to złe, ale ja osobiście preferowałbym coś bardziej skomplikowanego i dopracowanego. Nie wiem czy moje rady, okażą się pomocne, ale mam nadzieję, że dalej będziesz się rozwijać, bo myślę, że warto. Pozdrawiam.
Hej! Miło mi komentować Twoje opowiadanie :)
Początek zaczyna się bardzo dynamicznie, in medias res, za co zdecydowanie daję plus. Szybko wchodzimy w akcję i łatwo odnajdujemy się w całej sytuacji, niestety po to, żeby równie szybko się w niej zgubić. Opis potyczki z potworami jest dość chaotyczny. Oczywiście walka zazwyczaj jest chaotyczna, jakoby z definicji, jednak tutaj słowny chaos nie wydaje się być umyślnym zabiegiem. Wszystko dzieje się bardzo szybko, poszczególne ruchy postaci, sekwencje ataków i kroków są niejasne i trudno wyobrazić sobie co dokładnie Hagan robi, a w przypadku tego typu opowiadania obraz dokonań wojownika jest bardzo istotny. Zdawkowe dialogi i myśli samego bohatera również są nienaturalne, a momentami wręcz niepotrzebne i wymuszone. Wiele rzeczy można pozostawić do domysłu czytelnika, bo są oczywiste. Przechodząc do fragmentu pomiędzy konfrontacjami, oczywiście rozumiem, że opowiadanie o wojowniku w większości składa się z wojowania, aczkolwiek czułem niedosyt opisu świata w trakcie wędrówki do gospody. Chociaż krótka charakterystyka przyrody jest przyjemną wstawką, a przedstawienie świata to również ogromna część gatunku fantasy. Czy Hagan spotykał już podobne monstra? Czy otoczenie wskazuje na jakiś rodzaj magicznego zepsucia, które przesiąka glebę i wpływa na florę i faunę? Czy równie złowieszczy jak poćwiartowani przeciwnicy jest wyjący wiatr lub skrzypiące konary nielicznych, rachitycznych drzew? Na pewno coś takiego bardzo by tu pasowało :) W tekście jest sporo błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, pojawia się dziwna składnia, przez co czyta się go gorzej, niż powinno, ponieważ generalnie, nie jest to tekst zły. Pomysł nie jest przełomowo oryginalny, ale nie każdy musi taki być. Dobrze wyegzekwowany przykład klasyki gatunku to zawsze przyjemna lektura. Trochę pracy nad warsztatem i o przygodach Hagana będę czytał bez żadnego czepiania się ;)
Drogi Autorze, spieszę donieść, że pisze te słowa po zakończeniu lektury i opisaniu poniższego komentarza. Jeśli w czasie lektury uznasz, że się przesadnie czepiam - być może masz rację.
Jeśli gdzieś uznasz, że nie do końca wiesz o co mi chodzi - nie obawiaj się dopytać, chętnie wyjaśnię. Widzę w Tobie potencjał, ale jesteś jak nieoszlifowany diament. Znaczy się, po ludzku mówiąc, widać, że wiesz co i jak powinno być zrobione. Tylko że nie bardzo wiesz, jak się do tego zabrać. Opowiadanie jest napisane słabo, ale pokazuje że masz potencjał. Tylko że czeka Cię wiele prawy, cy ten potencjał w pełni wydobyć.
Weź jeszcze pod uwagę, że komentarz pisałem na bieżąco w trakcie lektury, z rzadka cofając się do poprzednich punktów by dodać drobne uwagi. No to jazda:
Uczynię chyba tradycję z czepiania się pierwszych zdań :)
Twoje zdanie posiada szereg wad:
1. Interpunkcja wielokropka jest o tyle ciekawa, że te powinien być do czegoś "przyklejony". W przypadku, gdy otwierasz wielokropkiem, paradoksalnie, ten powinien być przyklejony do słowa po prawej, czyli poprawnie byłoby "...będą to".
2. "przygody o czynach" - Podejrzewam, że tutaj się zakręciłeś przerabiając to zdanie wielokrotnie. Zapewne miałeś początkowo coś w stylu "opowieści o przygodach", ale potem stwierdziłeś, że lepsze będą czyny i jakoś tak to wyszło. To tylko domniemanie, ale pozwala zauważyć, że prawdopodobnie nie dałeś tekstowi odleżeć jakiegoś czasu przed finalną korektą, stąd tak oczywista pomyłka Ci umknęła.
3. "który był synem Conana z Cymerii" - likwidacja zaimków jest czymś, z czym podobno nigdy nie da się przesadzić. Pamiętając tę radę skróciłbym ten fragment zdania do "syna Conana z Cymerii" - "który" znika, a zdanie nabiera charakteru.
Niegdyś spotkałem się z opinią pisarza - głowy nie dam, ale chyba był to Feliks W. Kres - że użycie słowa "który" niemal zawsze jest błędem.
4. "króla Aquiloni, króla złodziei" - może lepiej "króla Aquilonii i złodziejów"? Raz, że źle odmieniłeś "Aquilonia" - co jestem skłonny wybaczyć, dwa, że skreślamy powtórzenie - a to zawsze plus.
5. Sam fakt że robisz tutaj litanię tytułów nie jest chwytliwy jako zdanie otwierające. Aczkolwiek to kwestia gustu. Po części dostrzegam, że przyjmujesz tutaj pewną konwencję, więc nie traktuj tego punktu jako wskazania błędu, a raczej jako luźną obserwację.
Większość powyższych to detale - nieistotne z punktu widzenia warsztatu, ani jako rada której mógłbym tu udzielić. Część mogłaby zresztą z powodzeniem zostać bez poprawienia, gdyby nie to, że obok są pozostałe. Fakt, że zrodziło się takich drobnostek tak wiele w jednym zdaniu, plus że jest to kluczowe zdanie otwierające opowiadanie sprawia, że warto jednak się temu przyjrzeć. Na podstawie tego zdania widzę, że nie zaniedbałeś korekty, ale jednocześnie nie zrobiłeś jej porządnie.
Ponownie: literówka "KARAWAY" - czy aby na pewno dopełniłeś korekty tekstu? Literówka sama w sobie nie ejst problemem - to ludzka rzecz. Problemem jest to, jakby się okazało, że tekst przeczytałeś np. raptem 2 razy i to bez pozostawienia go na jakiś czas odłogiem, po czym uznałeś, że jest już wszystko w porządku. A mam wrażenie, że tak właśnie mogło być. Jeśli tak - to myślę, że znasz już pierwszą najważniejszą radę jaką możesz z mojego komentarza wyciągnąć.
Po drugie - powtórzenia. Te już są problemem, bo źle brzmią w tekście. Musisz starać się ich unikać, budować zdania okrężnie, lub stosować bogatsze słownictwo. Tutaj mamy aż dwa powtórzenia: "karawana", oraz "królestwo".
Zdania te cierpią też na pewną trudną do zdefiniowania przypadłość - pozornie poprawne gramatycznie, ślizgają się na granicy błędu. Np. fragment "TEGO KRÓLESTWA ŻYWYM" - z tekstu można zgadywać, jakie królestwo mas zna myśli? Zapewne "KRÓLESTWO GRANICZNE", ale można pomyśleć, że masz na myśli Nemedię, Ponure Mokradła, lub Stary Las. Myślę, że dalej w tekście znajdę lepszy przykład który uwidoczni do czego w tym momencie piję.
Może "pokrzykiwania"? No bo przekrzykiwać mogą się ludzie, z kolei gardła - już nie. Zwracam na to uwagę, ponieważ błąd jest bardzo subtelny. Dochodzi tutaj mianowicie do niezamierzonej animizacji (lub antropomorfizacji - zależnie od definicji) gardła.
Natomiast "odgłosy morderczej walki" - wprowadzasz czytelnika w scenę wypełnioną deszczem i krzykami, definiujesz też, że ma miejsce mordercza walka. I wszystko w porządku! Dalej dochodzi do swoistego przełamania narracji:
To bardzo osobliwe oddalenie opisu od kluczowej akcji - wspomnianej walki. Kolejne zdanie również skupia się poza walką.
Czytając ten akapit jako całość odnosi się wrażenie, że kolejność zdań została przestawiona - opis sytuacji wdarł się pomiędzy wzmiankę i opis samej walki.
Zwróć też uwagę na powtórzenia - tym razem już nie pojedyncze słowa, ale nawet całe epitety "najemni ochroniarze" - powtarzasz dwukrotnie w ciągu trzech zdań. To kolejny wielki problem Twojego tekstu (i też już nie będę od tej pory wytykał kolejnych powtórzeń aby się bez potrzeby nie czepiać). Patrząc kilka zdań dalej ponawiasz tę manierę ubogiej różnorodności opisów/słownictwa: "Te ludzkie worki na kości (...) Te ludzkie kukły". Później pojawiają się "ludzkie marionetki" - no niestety, to by raziło w tekście nawet gdyby utwór był długi i wyrażenie pojawiłoby się kilka stron dalej. Tego typu opisy jeśli są powtarzane, to powtórzenia nie muszą być blisko siebie by obnażyć brak kreatywności opisu i recykling wyrażeń.
Gdy pierwszy raz napisałeś, że ma miejsce walka, a potem pojawiło się zdanie "Trzy wozy (...) stały zakopane w błocie" - pomyślałem, że jednak miałeś na myśli nie rzeczywistą bitwę, a ciężką pracę związaną z przeprawieniem wozów. To m.in. efekt tego, że to zdanie jest umieszczone w złym miejscu.
Później napisałeś "(...) odpierali ataki niewypowiedzianej grozy. Mokradła, wilgoć i (...)" - co w przelocie lektury dało wrażenie, że walka odbywa się z otoczeniem mokradeł.
Wreszcie piszesz "To z czym walczyli (...) wydawało się najczarniejszą zmorą (...)" - a ja już w tym momencie jestem jak widzisz mocno skołowany. Teraz mam wrażenie, że walczą z jakimś potworem z bagnisk. Możliwe, że to wyobrażenie wzięło się od nadmiaru "Wiedźmina", albo, że... wciąż używasz liczby pojedynczej.
I teraz mamy wreszcie zdanie pokazujące z czym walczą. Okazuje się, że... "Ludzkie ciała (...) atakowały już od kilku dobrych minut" - po raz pierwszy użyłeś liczby mnogiej do opisu tego z czym walczą.
Myślę, że widzisz w powyższej analizie pewien problem. Całkiem zręcznie próbowałeś pozostawiać czytelnika w niepewności - niewypowiedziana groza, najczarniejszy koszmar, itp. To wszystko fajnie, ale jak widzisz, przy okazji niechcący zamiast wprowadzić atmosferę niepewności, wprowadziłeś mnie w błąd zmuszając do korekty wyobrażenia, wytrącając z immersji i de facto psując atmosferę, zamiast ją budować.
Problem ponownie jest subtelny. Bo Twoje pojedyncze zdania są dobre. Ale jako całość - nie współgrają ze sobą wzajemnie.
Próbujesz unikać powtórzeń - to widzę i pochwalam.
Natomiast wpadasz z deszczu pod rynnę - bo oto w efekcie pojawia się mnóstwo zaimków, a żonglerka nazewnictwem w tym momencie zostaje podkreślona i zaczyna wyglądać sztucznie. Skreślanie zaimków to kolejna sprawa, nad którą musisz się pochylić aby Twoje teksty były lepsze.
W tym miejscu odnosisz się do podmiotu który pozostawiłeś w poprzednim akapicie. Czytelnik domyśla się że chodzi o nieumarłych napastników, ale zdanie samo w sobie pozostaje tutaj zawieszone bez właściwego odniesienia.
Niech to będzie ostatnie miejsce w którym pokazuję zaimki - abstrahując od faktu powtórzeń. Tekst zdaje się być urozmaicony, ale tak naprawdę jest ubogi. Próbujesz urozmaicać opis, ale efekt jest właśnie taki jak powyżej.
Ok, to teraz aby nie było że tylko wytykam, dam Ci przykład. Spójrz na ten akapit:
Zawiera właściwie wszystkie błędy jakie powyżej magluję - zaimki, powtórzenia, oraz ten subtelny problem z Twoim warsztatem. Aby unaocznić jak można to poprawić przeredaguję ten tekst po swojemu, aby lepiej Ci pokazać, do czego piję. A zatem moja wersja wyglądać będzie tak:
Trudno wyliczyć wszystkie zmiany z należytym uzasadnieniem - myślę, że część podkreślę, szczegółową analizę pozostawiając Tobie. Od razu jednak zastrzegę: moja wersja nie jest idealna ani pozbawiona błędów. Jednak ośmielę się rzec, że jest obiektywnie lepsza. Co zatem zrobiłem?
1. W pierwszym zdaniu, zamiast sucho wymieniać "zawartość" wozu, opisałem je trzema zdaniami. Ożywiłem tych cywilów - kobiety tulą dzieci, te łkają z przerażenia. Starcy nie po prostu "modlą się", a właściwie robią to samo w większej ilości słów - natomiast kluczowe tutaj jest to, że stali się "bezradni". Ich gest wznoszenia oczu ku niebu dał mi okazję do opisu otoczenia - choć to już popełniłeś, to przy okazji szukanie ratunku w niebiosach podczas gdy te nie są nawet w mroku widoczne daje dodatkowy wydźwięk beznadziei tej modlitwy. 2. Nasz bohater nie po prostu "walczy", a oddziela cywilów od śmierci i przyjmuje na siebie ataki - staje się z miejsca kimś kluczowym.
3. Tutaj pozostawiłem Twój błąd - wojownik nie ma siły, ale ma finezję, więc odrąbuje kończyny wrogom walcząc długim stalowym mieczem. Moim zdaniem to jest do poprawy w obu wersjach. No i siła jest "legendarna", a nie "gigantyczna" - ale to kwestia gustu może.
4. Zlikwidowałem porównanie "miecz niczym bicz woźnicy (...) odrąbywał kończyny" - bicz woźnicy może i chlasta (?), ale nie odrąbuje niczego, więc uznałem to porównanie za błędne i nietrafione.
5. Ośmieliłem się wprost nazwać naszego bohatera "bohaterem" - wydaje mi się to pasować do konwencji, natomiast można to słowo skreślić, aby zdanie pozostało przy jednoczesnym zrezygnowaniu z tej przesadzonej wzniosłości.
"zgiełk śpiewającej stali" i "odgłosy rozrywanych kości" zdają się trochę podejrzanie niefrazeologicznymi zbitkami. Może zgiełk przepełniony odgłosami śpiewającej stali? A odgłosy łamanych kości - to już bardziej. Trzeba określenia dopasować do tego co opisują.
Tak jakoś... Niby wiem co chcesz powiedzieć. Ale to tak, jakby do oddziału zapijaczonych leszczy dołączył John Rambo. Potem w trakcie strzelaniny pokazał że jest jedynym który wie w którą stronę kierować lufę. I teraz Ty aby go jakoś określić użyłbyś słowa "żółtodziób" i to w momencie gdy ten napiął muskuły i stwierdził, że idzie samodzielnie wyrżnąć wrogi oddział. No jakoś to kontrastuje i wprowadza dysonans.
Ja rozumiem, że najemnicy popili i to moczymordy. Nawet się nie będę specjalnie czepiał faktu, że wszyscy w całym oddziale jak jeden mąż są żołnierzami jak z koziego zadka karabin wyborowy. I to pomimo faktu, że ochraniają karawanę która jest jedynym sposobem by przejść żywcem przez mityczne królestwo graniczne, więc wypadałoby, aby oddział był poniekąd kompetentny skoro pakuje się w niebezpieczną misję... Ale że są spaślakami? Natłok absurdów robi się tutaj nieprzyjemnie gęsty, nie sądzisz?
Przedstawiasz Hagana jako jedynego prze-kozaka, a całą resztę jak bandę bezużytecznych knurów. Nadążam za konwencją herosa pokroju Conana - ogarniam sprawę. Ale czy to ma większy sens? I osobna kwestia - czy przygody niepokonanego przekoksa są tak zajmujące, gdy jeszcze dorzucasz tak rażący kontrast?
Miałem już się nie czepiać zaimków i powtórzeń, ale to zdanie niechaj będzie esencją sposobu w jaki tworzysz zdania. Czterokrotnie powtarzasz słowo "ich", w kolejnych dwóch zdaniach robisz to jeszcze dwa razy. Zobacz, to samo zdanie (wymuszam przy tym zachowanie wszystkich informacji jakie przekazałeś, choć uważam, że należałoby to bardziej przeredagować):
Niby to samo, ale inaczej. Co o tym myślisz?
Kolejny problem - długie zdania, brak rytmu. Jest akcja - to okazja do przyspieszania za pomocą chociażby krótszych zdań/równoważników.
Zobacz tez do czego prowadzi tworzenie takich złożonych opisów skaczących na przestrzeni jednego zdania po kilku wątkach. Zgubiłeś podmiot w zdaniu. Oto z Twojego tekstu wynika, że to kręgosłup stał za nim (nieumarłym z poprzedniego zdania) i wyrywał ostrze. Ewentualnie Hagan stał przy kręgosłupie wyrywając ostrze.
Ponieważ do tej pory koncentrowałem się na innych problemach, ponownie pokuszę się o przepisanie Twoich dwóch zdań by pokazać, jak można sprawnie przyspieszyć akcję za pomocą rytmu zdań, przy minimalnej ingerencji w Twój oryginał:
Tak naprawdę to z grubsza wiesz co robisz, brakuje Ci tylko wyczucia tego rytmu długich/krótkich zdań. A w długich nieraz się gubisz, czyniąc opis niepotrzebnie mozolnym, rozbitym na wymienianie kwestii przecinek za przecinkiem, zamiast kształtować go plastycznie w trakcie snucia opowieści.
Troszkę późno na opis wyglądu, nie sądzisz? To powinno się znaleźć na początku, gdzieś obok pierwszej wzmianki o czarnych włosach.
Natomiast jest to przykład bardzo dobrego opisu odzienia - nie jako podawanie suchych faktów, tylko w trakcie opisu wydarzeń. Czyli w takcie snucia opowieści - dokładnie to miałem wyżej na myśli. Cieszę się, że to czujesz, bo to znaczy, że powinno Ci się udać rozszyfrować moje czasem zawiłe wskazówki.
Ponownie zgubiony podmiot - można to zdanie rozszyfrować tak, że to cios wiruje jak tancerz, a nie Hagan. Tego typu niuanse czasem trudno wyczuć. Moja rada na tę przypadłość już padła powyżej: należy opowiadanie odłożyć na miesiąc, może dwa. I dopiero wówczas przystąpić do korekty. Czytanie na głos też może czasem pomóc dostrzec pewne niuanse.
Czyżby odcięcie kończyny nie bło poważną raną? ;)
Lakoniczność opisów sprawia, że jako czytelnik z zaskoczeniem przyjąłem tę informację. O otoczeniu wiemy ekstremalnie mało i teraz, gdy bohater chce wejść z nim w interakcję, jest to problematyczne. Do tej pory łatwo można było przyjąć do wiadomości że są mokradła, ciemność i deszcz. Ale dodawanie interaktywnych szczegółów na tym etapie sprawia, że trzeba to wyobrażenie korygować, tudzież budować naprędce na bieżąco, bo dotąd walka odbywała się w ciemnej pustce.
Miał torbę? Głowy nie dam - możliwe że coś przegapiłem, ale...
Mam niejasne wrażenie, że czyniąc ten opis również niezbyt dbałeś o cokolwiek. Jest tak lakoniczny i wyrwany z kontekstu. Co to za drzewo, jak wielkie, czy rzeczywiście dałoby się na nim zasnąć ot tak po prostu? Musimy zaufać, że tak... i już.
Przed chwilą miała miejsce walka. Ale bohater oprócz zmęczenia i posmarowania ran maścią nic właściwie nie przeżywa. Ot, idzie, wchodzi bez trudu na drzewo i zasypia. Jest niczym terminator który wyjmuje kule z ran bardziej z nudów niźli z konieczności.
A to z kolei jest fajny fragment. Choć pierwsze zdanie szczerze mówiąc pozostawia nieco do życzenia, to takie naturalne spostrzeżenie że są to małe zwycięstwa (nie licząc faktu że nie został zjedzony bo to chyba duże zwycięstwo ;) ) sprawia, że możemy na chwilę zobaczyć w nim człowieka. Takiego, który walczy o przeżycia, a nie wspomnianego wyżej Rambo który wypala ranę prochem by po chwili szturmować na kolejnych wrogów.
Skąd on to ma przy sobie to nawet nie pytam. Po prostu jest i już. Miał w torbie, a torbę cały czas podczas wszystkich walk nosił - jak wynika z tekstu.
Tutaj robisz ponownie opis wydarzeń. Taki suchy: Zrobił to, to i tamto. I lecimy dalej. Podczas gdy należałoby tutaj się zatrzymać na chwilę. Może bohater ma jakieś przemyślenia, które by go przybliżyły czytelnikowi i przy okazji zorientowały w sytuacji? Samo napisanie, że rany go bolały załatwia sprawę. Ograniczasz opis do krótkiej wzmianki o objawach fizycznych - przywiązując wagę głónie do braku takich, jakie poczułby każdy normalny człowiek, tj. skrajne osłabienie czy zawroty głowy.
Podczas gdy bohater mógłby się skrzywić podczas konkretnego ruchu, na spokojnie przetestować ciało i umysł wyczerpane walką. Zmartwić, że następnym razem nie będzie mógł wykonać ciosu znad głowy, bo rana nie pozwoli. Mógłby wreszcie pluć sobie w brodę za zrobienie tak głupiego ataku obrotowego - za który całkiem słusznie ukarałeś go razami jakie otrzymał. Ale nie pokusiłeś się o wejście "do głowy" bohatera by należycie wytłumaczyć dlaczego postąpił tak a nie inaczej. Nie opisujesz jak się czuje, jak myśli, co planuje, czego żałuje, z czego się cieszy. Opisujesz tylko po kolei co robi i już. Wyjątkiem jest powyższa wzmianka o "maleńkich zwycięstwach" - to tak niewiele, ale w kontraście do tak ubogiej reszty wybrzmiewa, bo jest to COŚ.
Próby trzymania się tych słabości ograniczają się do wzmianki "Jego mięśnie nie odpoczęły całkowicie, nadal były spięte i obolałe", jednak konsekwencja tego brzmi "jednak nie miał innego wyjścia", więc leci naprzód, a na dokładkę ograniczasz wszelkie konsekwencje jakie mógłby ponosić wstawkami typu:
Z każdą MINUTĄ? I to w trakcie karkołomnego marszu o suchym chlebie i wodzie? Co on jest Wolverine, czy Deadpool?
Nawet jeśli ma jakieś super moce - nie ma problemu, ale wypadałoby może czytelnika zapoznać? Poza tym zwróć uwagę na moje dwa niby-prześmiewcze przykłady z Marvela. Zakładam, że znasz je przynajmniej pobieżnie. Obaj cechują się tym, że w zasadzie są niezniszczalni, a jednak historie z ich udziałem cieszą się popularnością, dlaczego? Bo mają charakter. Bo mają pomysł na siebie. Twój bohater jest bezdusznym terminatorem pozbawionym charakteru. I po prostu prze naprzód, nie wyróżniając się niczym, nie okazując słabości. Jest nudny. Zwyczajnie nudny.
Wybacz kolejne porównanie do komiksów, ale pasuje to tutaj jak ulał. Teraz ta mistyczna torba staje się równie komiczna, co pas Batmana - zawsze zawiera to, co jest akurat w danej sytuacji potrzebne. Nawet jeśli jest to totalnie absurdalne i nie wiadomo skąd się wzięło. I o ile świecący proszek w konwencji fantasy absolutnie absurdalny nie jest, to fakt że staje się kolejnym deus-ex-machiną sprawia, że tak go postrzegam.
Wybacz, ale ponownie - ten dialog jest słaby. Czy to jest maniera językowa z jaką wypowiadałby się ten bohater? Nasz wielki zły mag też wypowiada się z przedziwną manierą:
On to powtarza w tym momencie już któryś raz. Próbujesz dodać tej wypowiedzi jakiegoś patosu, ale to zupełnie nie działa. Jest nienaturalne, sztuczne.
Ok, czas na 3K i podsumowanie. Nie traćmy czasu:
1. Początek - Fabularnie nie mam nic do zarzucenia. Mokradła, najemnicy walczą broniąc karawany. Problem w tym, że realizacja jest słaba. Zaczynasz od akcji - w porządku. Ale nie ma miejsca na oddech, na wprowadzenie czytelnika. Co to za karawana, dokąd zmierza, skąd się wzięli najemnicy, dlaczego tyle tam kobiet dzieci i starców? Jak liczna jest karawana i najemnicy, co jeszcze przewożą? Odpowiedź na te pytania nie jest potrzebna, ale choć niektóre należałoby wyjaśnić, abyśmy nie byli w fabularnej próżni.
2. Emocje - Jedyną jaką próbowałeś wywołać jest chyba taki "efekt wow" że oto syn wielkiego Conana. Ale sposób w jaki próbujesz wprowadzić ten heroiczny patos jest niestety zbyt bezpośredni.
3. Wiarygodność - To fantasy, wiele można tu wybaczyć. Ale nie można przejść obojętnie obok totalnie bezużytecznych najemników próbujących podjąć karkołomną przeprawę. Jakąś dziwną ucieczkę starców kobiet i dzieci nie wiadomo jak i dokąd (naprzód zamiast do tyłu?). Torbę zawierającą wszystko co akurat wygodne.
4. Bohaterowie - Nie oszukujmy się - jest tylko jeden. Powyżej wielokrotnie nazwałem go Terminatorem, Rambo, czy innym Wolverinem. Myślę, ze napisałem wszystko co najważniejsze powyżej. Najwięcej we fragmencie odpowiadającym na "Powoli zszedł z drzewa (...)".
5. Dialogi – Pozbawione charakteru - tak najkrócej mówiąc. Sztampowy sposób wypowiadania się. Jest tak mało wypowiedzi, że mogłeś się pokusić o nadanie im wydźwięku, tonu, manier językowych. Ograniczyłeś się do minimalnej prostoty i powtarzających się prób odwołania do wielkości Conana. Może lepiej byłoby odejść od fanfiku, bo zdaje się, że popadasz przez to w pułapkę?
6. Opisy – Minimalna ilość. Przedstawiasz krótki zarys tego co być musi, po czym nie dodajesz nic ponad to minimum. Skupiasz opowieść na ciągłym opisywaniu tego co robi bohater, ale nie umieszczasz akcji, a w opis akcji nie wplatasz elementów świata.
7/8. Atmosfera + Immersja - Tutaj mamy tak... ogólnie to cały zarys mi się podoba. Fantasy lubię w dodatku, więc przeprawa przez moczary, walka ze sterowanymi prez kogoś niby-nieumarłymi jak najbardziej mi pasuje, mroczna atmosfera opuszczonego zajazdu - to wszystko gra. Widać wyraźnie, że masz na to wizję, nawet jeśli nie jest to wizja oryginalna. Tylko ogrom wytkniętych powyżej błędów i niedociągnięć sprawia, że ta atmosfera jest zaburzona, a o immersji mowy w ogóle być nie może, niestety.
9. Spójność/konsekwentność – Poza wytkniętymi błędami w punkcie trzecim, trzymasz konwencję, oraz sposób narracji. To ewidentnie nie jest problemem.
10. Pomysłowość/nowatorstwo autora - To jest w zasadzie fanfik, więc nie może być o tym mowy ;)
11. Najlepszy moment - Będzie to zapewne jedyny moment w którym na chwilę uczłowieczyłeś głównego bohatera - dostrzeżenie "małych zwycięstw". Takich smaczków powinieneś przemycać więcej, a bohater sporo zyska.
12. Koniec - To w zasadzie taki niby-prolog. Nie ma tutaj mowy o jakimkolwiek zakończeniu. Dajesz bohaterowi nagą dziewczynę do ratowania - skąd się wzięła, co tam robiła, dlaczego żyła, po co była naga - optymistycznie założę, że masz odpowiedzi na te pytania, choć realistycznie patrząc obawiam się, że tak nie jest. Główny zły jest w stu procentach zły i nie ma miejsca w tym świecie na odcienie szarości, ani tajemnice czy zwroty akcji. Ucieka sobie żeby spotkać się z bohaterem później i ot - zakończenie.
13. Przekaz - No nie, nie wmówisz mi, że jakiś jest ;)
14. Wskazówki i rady lub uznania i gratulacje - Ok... no to mamy to. Większość wskazówek teoretycznie jest powyżej. Podsumujmy wszystko.
Nie wiem jak to delikatnie powiedzieć. Po prostu masz słaby warsztat, ale wszystkie błędy jakie popełniasz dają się zdefiniować - a to dobrze.
Powtórzenia i ekstremalne ilości zaimków - to numer jeden. Twój bohater jest czarnowłosym wojownikiem. Nie starasz się napisać tego słowami "kruczoczarne włosy bohatera", czy "ciemne kosmyki mężczyzny". Perełką tutaj jest Twoje "furiat w kruczych włosach" - dokładnie o takie sprawy chodzi, takie urozmaicenie. Tylko że trzeba tak przez cały czas. Gdy bohater walczy mieczem, to walczy mieczem, raczej nie dzierży broni, oręża, czy innego ostrza.
Czasem urozmaicasz jednak sposoby w jakie coś nazywasz, ale tylko pozornie - to już wykazałem powyżej przy okazji analizy wyrażeń typu "ludzkie kukły".
Nijaki bohater - to problem numer dwa. Rada: Olej Conana, czy wszelkie inne gotowce, bo to Cię ogranicza. Mniej lub bardziej świadomie jedziesz na już gotowym bohaterze, zapominając o tym, że Haga jest w tej historii bezcielesny, odarty z emocji czy motywacji dla której cokolwiek robi.
Zbyt długie zdania - często gubisz w nim podmiot, czy też przeciągasz robiąc nudną ekspozycję zamiast żywego opisu. Tutaj rada jest o tyle dobra, co sztampowa i może wywołać niesmak: po prostu musisz dużo czytać, w tym świadomie próbując zauważać, jak opisują otoczenie czy akcje inny pisarze. Nie po to aby ich kopiować, ale aby zobaczyć jak to można zrobić dobrze, by z czasem wyrobić własny styl.
W analizie szczegółowej znajdziesz więcej rad i problemów, ale myślę, że to są te najbardziej palące - na tym się skup.
No i wreszcie - musisz się przyłożyć do porządnej korekty. Odłóż tekst na minimum miesiąc i koryguj ponownie - znajdziesz błędy które inaczej umykają. I nie spiesz się z korektą. To mozolna dłubanina w przemaglowanym tekście, ale jest konieczna. Powinna zająć więcej czasu niż napisanie samego tekstu od zera.
Muszę też pochwalić Twoją wizję - na ile jest Twoja,a na ile zaczerpnięta - to bez znaczenia. Czujesz fantasy, wiesz co chcesz osiągnąć. Nawet to co Ci zarzucam - powtórzenia - widać, że wiesz o problemie i próbujesz temu zaradzać. Nie wychodzi Ci to, ale ważniejsze jest, że wiesz co robisz. Wprawa przyjdzie z czasem, zatem nie poddawaj się.
Powodzenia!
"chodź", "przeklnął" - zakładam, że to działa autokorekty. Trzeba na to uważać i nie rozpędzać się zanadto. Bywa zwodnicza. I myślę, że to kolejny dowód na to, że korektę i owszem - zrobiłeś, ale na kolanie :(
Bezładnie? To zdaje się błąd leksykalny.
Dziura może mieć dwa metry głębokości, a nie wzrostu ;)
Pierwsze co powiedziałem sobie pod nosem, gdy zauważyłem komentarz takiej długości to "wow"! Nie daje opowiadań na konkurs dla nagrody, tylko właśnie dla takiego rodzaju analizy. I w sumie jestem pod tak wielkim wrażeniem, że moja odpowiedź w tym momencie mogłaby się zakończyć, jednak pragnę spróbować wytłumaczyć się chociaż jednego błędu.
Błąd pod tytułem: Płytki i nieśmiertelny bohater.
To, co teraz przeczytałeś, jest drugim opowiadanie z serii, którą piszę. Każde opowiadanie jest następstwem pierwszego, więc główny opis bohatera był w krótkim pierwszym opowiadaniu. Powyższe opowiadanie miało za zadanie sprawdzić moje umiejętności narratorskie w momencie stworzenia długiego tekstu opartego w całości na akcji. I dzięki Twojej cholernie wnikliwej analizie, dopiąłem swego.
Hagan w domyśle jest bardzo złożoną postacią i nie da się go przedstawić za pomocą tych kilku stron. Tutaj miał być tekst w narracji samej akcji. Nic więcej.
Co do reszty twej analizy, to nie mam nic na swoją obronę. Jedynie śmieje mi się pysia, jak czytam tak solidny materiał do przetrawienia. Szczególnie że teraz siedzę nad korektą trzeciego opowiadania o Haganie, będącego następstwem ataku na karawanę. Dlatego jak wszystko dobrze pójdzie, to spotkamy się w kolejnym konkursie ;)
Jeszcze raz dziękuje za ten kawał solidnej pracy. Dla takich właśnie komentarzy udostępniam tutaj opowiadania :)
Jak to przeczytałem, to aż głupio mi się zrobiło ;)
cyt.
"W samym centrum pola walki stał wóz wypełniony bezbronnymi cywilami. Kobiety tuliły łkające z przerażenia dzieci. Starcy bezradnie wznosili oczy ku zasnutemu ciemnymi chmurami niebu w niemej modlitwie. Od śmierci oddzielał ich wysoki, czarnowłosy mężczyzna, przyjmujący na siebie ataki nieumarłych. Jego ciosy były szybkie i celne. Brak legendarnej cymeryjskiej siły nadrabiał finezją. Długi stalowy miecz niczym gilotyna odrąbywał kończyny, oddzielał głowy od ciała. Pozbawione duszy kukły nie były w stanie dosięgnąć ramion czy pleców charakternego wojownika. Mógłby tak walczyć jeszcze długo, podczas gdy ciężko sapiący cuchnącym od trawionego alkoholu powietrzem towarzysze padali jeden po drugim. Najemne moczymordy. Będą miały szczęście, jeśli doczekają kolejnego dnia. Ociekające posoką ostrze bohatera niosło zagładę kolejnej grupie napastników, gdy nagle ktoś zakrzyknął:"
Bardzo się cieszę że komentarz przypadł Ci do gustu. Zdaje się, że jest nieco ponad 2x dłuższy od samego opowiadania i jego napisanie kosztuje sporo pracy i czasu. Takie słowa uznania są tym bardziej motywujące dla mnie, by starać się je pisać w takiej a nie innej formie i objętości mimo tych kosztów.
Ale do rzeczy: Budowa bohatera to nie jest coś, co można odhaczyć w pierwszym rozdziale i mieć za sobą podczas pisania kolejnych. Oczywiście - nie każdy fragment opowiadania musi się na tym skupiać, po prostu wycinek który dałeś wygląda tak a nie inaczej. Jednak skoro jest jak piszesz - że świadomie chciałeś przetestować samą narrację - to w sumie w porządku. Dopóki robisz coś celowo w ramach eksperymentu, a nie z niewiedzy, to tylko potwierdza diagnozę, że tak naprawdę wiesz co robisz.
Zwróciłem uwagę na pewien detal: piszesz "główny opis bohatera był w krótkim pierwszym opowiadaniu". Pamiętaj, że "standardową" długością opowiadania jest około 40k znaków. Zatem obecne należy traktować jako bardzo krótkie. Jeśli pierwsze jest krótsze, to ośmielę się nie widząc go nawet stwierdzić, że ma zbyt małą objętość aby zrobić dobrą robotę nawet ze wstępnym przedstawieniem złożonego bohatera. Ale to już tak poza konkursowa uwaga - do rozważenia :)
Odradzam też na Twoim etapie przymierzać się do skonstruowania powieści - to karkołomne zadanie na którym zawodowi pisarze nieraz połamali pióra. Lepiej wprawiaj się pisząc niezależne, dłuższe opowiadania, niż zwarty cykl. No chyba że jesteś bardzo świadomym i rozważnym w tym co robisz - start od napisania powieści też nie jest skazany na porażkę :)
Także do zobaczenia w kolejnym konkursie - choć czy będę komentatorem zależy głównie od tego czy w momencie startu będę widział potencjał na kilkanaście wolnych godzin które mogę na niego poświęcić ;)
Hej! Przyznam, że nie do końca lubię teksty o wojownikach i walkach (to po prostu nie dla mnie), dlatego opowiadanie niezbyt mnie zaciekawiło. Ale to tylko przez moją niechęć, bo tekst posiadał kilka interesujących akcji.
Opisy realistyczne i pozwalające działać wyobraźni. To dobry element tekstu.
Dialogi – nie było ich zbyt wiele, ale moim zdaniem wypadły naturalnie. Tylko w tych krzykach na początku dodałabym trochę wulgaryzmów dla zaznaczenia stylu i emocji, skoro w dalszych częściach takie występują.
Postacie – przyznam, że nie podobał mi się główny bohater. Nikt nie lubi wyidealizowanych postaci. W tym przypadku wojownik wpisywał się w kanon „odizolowanego, niepokonanego". Wiadomo było, że pokona przeciwności i tekst nie był zaskakujący.
Emocje – podczas opisów walk nie odczuwałam ich zbyt wiele. Za to, gdy bohater wkroczył do opuszczonej karczmy, czułam ciekawość i napięcie: duży plus.
Nie podoba mi się motyw głównego bohatera, który jest wybrańcem, „synem tego i tego, z rodu tego i tego". Moim zdaniem nie jest to innowacyjne.
Zakończenie niewiele wyjaśniło i pozostawiło niedosyt, choć odbyło się w dobrym stylu.
Podsumowując, nie wiem co myśleć o tym opowiadaniu. Z jednej strony było w porządku, z drugiej nie wniosło nic nowego i ciekawego. Ot, do poczytania.
Na zakończenie kilka słów o błędach, jakie popełniasz. Niżej przykłady z tekstu. Przede wszystkim zwróciłam uwagę na długie, przekombinowane zdania z dużą ilością określeń, a także wciskanie zaimków i słówek „ten, to" gdzie tylko się da. Są one niepotrzebne i zdanie często wygląda o niebo lepiej bez nich.
Powtórka „te", a przecież ten wyraz nie jest potrzebny ani w jednym, ani w drugim zdaniu.
Brak przecinka przed imiesłowem.
Tu pasowałby bardziej dwukropek.
Po prostu nie był skory do żartów. Po co komplikować zdanie, wprowadzając dodatkowe określenia?
Dużo słów „ten, tym, tego", które często są w ogóle niepotrzebne i obierają moc zdaniom.
„którzy uchowali'
Cztery powtórzenia słowa „ich" w jednym zdaniu.Ten wulgaryzm nie pasuje mi do całości tekstu. Bohater, otrzymując rany, nie krzyczał „kurwa", a nagle miałby się przejąć odrobiną błota?
Przeklął.
Witaj ;) wstęp-super, wprowadza w przygody przyszłych bohaterów, i jest zapowiedzią bardzo ciekawej lektury. Udało Ci się zachować atmosferę tajemniczości, wrogości, unoszącego się w powietrzu lęku, pasujących do opowieści grozy. Stopniujesz napięcie, i z każdym słowem, zdaniem, dodajesz kolejne elementy wzbudzające u odbiorcy poczucie, iż jest to walka na smierć i życie. " Ktoś inny odpowiedział w zgiełku śpiewającej stali"- bardzo ładne zdanie. Płynnie posługujesz się językiem ( charakterystycznym do tego rodzaju opisów) widać, że masz w tym wprawę, i dobrze się przy tej okazji bawisz- to bardzo dobry znak. Opisy są dokładne, ciekawe, a wszystko sprawia wrażenie całości, i dobrze się ze sobą komponuje. "Przerażający grymas furii"- bardzo ciekawe sformułowanie. Sceny batalistyczne bardzo żywe, realne, tal bliskie jak na wyciągnięcie ręki. Pobudza to i dodatkowo rozpala wyobraźnię czytelnika. Ciekawy pomysł na fabułę i jego realizację, niebieski pył pokrywający miecz, dodaje opowieści baśniowy charakter, jak i również to, że główny bohater Hagan, dobry, odważny silny, walczy z mocami ciemności i zła. Podoba mi się opis wyglądu zewnętrznego, tego jakże potężnego wojownika. Wskazują one na jakiś dar niemalże od Bogów, i sugerują odbiorcy, że jest to postać wyjątkowa, wybrana, posłana z misją. Zakończenie również wciągające, nieustannie trzymające uwagę czytelnika w ryzach, nie pozwalając mu się ani na moment rozproszyć.
Cześć.
Zacząłem czytać i mówię sobie, kurde już gdzieś poznałem tego bohatera. Nie ukrywam sięgnąłem po wcześniejsze opowiadanie i porównałem je z tym. O ile tam miałem się czego czepić, o tyle tu nie ma do czego. Bardzo dobrze napisane, świetne opisy walki, genialnie przedstawiasz świat w którym rzecz dzieje się. Jak zwykle skąpy jesteś w dialogach ale to nie jest minus. Jednym słowem solidna profesjonalna robota. Początek od razu mnie wciągnął i wiedziałem że nie oderwę się od czytania dopóki nie dojdę do końca. Na końcu pozostał niesmak, że opowiadanie jest tak krótkie. Wciągnęło mnie tak, że czułem pot, deszcz i błoto, Słyszałem szczęk mieczy krzyki ranionych i sapanie walczących. Ja tam byłem i stałem u boku Hagana. Bohater dobrze nakreślony, wpasowany w historie i spójny. Może nie ma tu nowatorstwa, ale jest to coś. Fani tego typu opowiadania powinni być zachwyceni i docenić kunszt autora. Na końcu jest tajemnica i zaskoczenie. Jedynie do czego mógłbym się przyczepić to to, że nie dajesz czytelnikowi nadziei na rozwiązanie tajemnicy. Ja wiem, ty wiesz że to jedno z opowiadań i będzie ich więcej, ale ktoś mógłby powiedzieć i co koniec? Co to za demon, czemu uciekł, czemu nie walczył itd itp Może dobrze by było na końcu dodać CDN . Ostatnia rada. NIE PISZ WIĘCEJ TYCH OPOWIADAŃ. NAPISZ KSIĄŻKĘ DAJ ZNAĆ JAK JĄ WYDASZ A NA PEWNO POLECĘ KUPIĆ !!!!!!!!!
Dziękuje za wspaniały komentarz, dziękuje za fachowe podejście do oceny poprzez analizę poprzedniego opowiadania o Haganie! Dziękuje za te wielkie (takie komentarze są dla mnie olbrzymią motywacją)słowa. Jednak do książki jeszcze nie czuję się na siłach. Jednak jedno mogę obiecać, każde następne opowiadanie będzie dłuższe i bardziej złożone.
Aktualnie próbuje wprowadzać bardziej skomplikowaną fabułę i więcej dialogów więc przy następnym konkursie obawiam się, że wasze oceny (między innymi Twoja, szanowny komentatorze) się pogorszą. Bo aktualnie już wiem, że opisy, akcja i przedstawienie świata, jest już na przyzwoitym poziomie.
Teraz będzie czas na zwiększoną długość, bardziej złożoną fabułę i dialogi.
Zobaczymy jak pójdzie następnym razem ;)
Jeszcze raz dziękuje za piękny komentarz, który naprawdę dodaje wiary w siebie i swoje możliwości!
Na samym początku uderza w czytelnika już bardzo widoczne, umiejętne posługiwanie się piórem. Twoje zdania i opisy są bardzo profesjonalne, nie są ani za długie, ani zbyt szczegółowe. Bardzo przyjemnie czyta się tekst, nie jest męczący czy niepotrzebnie przedłużony.
Czasem zdarzają się lekkie powtórzenia, jednak nie przeszkadzają w czytaniu, bo nie pojawiają się co drugie zdanie.
Widać, że naprawdę zadbano o tekst, dopracowano przed wstawieniem. Chociaż teksty są konkursowe wielokrotnie spotykałam się z podstawowymi błędami czy to stylistycznymi czy fabularnymi, ty zadbałeś, aby tekst był na poziomie.
Nie trzeba znać uniwersum, bo świetnie wprowadzasz czytelnika do tego świata, masz dobre opisy, które nie dość, że pasują do czasów w których akcja się rozgrywa to jeszcze pomagają czytelnikowi w odnalezieniu się w przestrzeni książki.
Dobrze zbudowana jest atmosfera, łatwo się wczuć. Nic nie jest sztuczne, mamy przerażonych ludzi, ciemny las i potwory, a świetnie dobrane słowa tylko to podkreślają i nadają wręcz życia.
Fajne jest to, że zadbałeś o realizm, chociaż Hagan jest silny i potężny to jednak jest człowiekiem, zmęczyła go walka i bieg, dyszał i się pocił, takie szczegóły są bardzo istotne, aby bohater nie był wyidealizowany oraz papierowy.
Po najważniejszej akcji wszystko się uspokaja, a jednak czytelnik nie męczy się z żadnymi zapychaczami, nadal jest ciekawie, a przecież Hagan mógł po prostu wejść do zwykłej karczmy.
Cały tekst jest naprawdę świetny, dopracowany i widać, że masz naprawdę dobry warsztat. Oby tak dalej :)
1. Początek utworu ciekawy. Od początku umiejętnie budowany jest klimat opowieści.
3. Historia w miarę wiarygodna (w ramach konwencji), chociaż… Rozumiem, że Hagan niezwykle umiejętnie wojuje mieczem, ale dziwne mi się wydaje, że żadna z licznych ran nie okazała się głębsza na tyle, by uniemożliwić mu walkę. Lub chociaż sprawić, że na chwilę zatoczył się, syknął z bólu itp.
4. Właściwie zarysowana jest sylwetka tylko jednego bohatera, Hagana. Poznajemy go jako superwojownika, który jednak podlega ludzkim emocjom, takim jak złość. Podejrzewam, że tekst jest częścią większej całości i czytelnik ma szansę poznać Hagana bliżej podczas lektury dalszego ciągu.
5. „ A kto zostanie, aby zatrzymać ten diabelski pościg!?” – to pytanie wydało mi się nienaturalnie sformułowane, zwłaszcza że zadający je mężczyzna być może właśnie rozprawiał się z jakimś ghulem i chyba by nie miał czasu na tak wyszukane sformułowania.
6. Widać dużą dbałość o plastyczność opisu świata przedstawionego, oddanie atmosfery grozy i tajemnicy. Brakuje mi informacji, ile osób liczyła karawana, ilu było chroniących ją najemników, ilu było ghuli w momencie rozpoczęcia potyczki.
7. Tak.
8. Tak, utwór wciąga, czeka się na to, co będzie dalej.
9. W dwóch miejscach pada informacja, że ciała zabitych wędrowców są gnijące, w innym miejscu, że wysuszone. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, jak w końcu wyglądały te ciała.
10. Wydaje mi się, że jest to dobrze napisana historia, niezaskakująca nowymi rozwiązaniami.
14. Ogólnie umiesz budować klimat, wszystko jest poprawnie z wyjątkiem drobnych błędów czy nieścisłości. Podejrzewam, że jest to tylko fragment i dalej historia się rozkręca. Myślę, że może być ciekawie😊
Warto by przejrzeć tekst pod kątem drobnych błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, np. "nierówną" - pisze się razem, przed "jednak" powinien być przecinek.
To, co szanowna komentatorka przeczytała to drugie opowiadanie z trzech napisanych, razem powiązanych, a przedstawionych w konkursie (konkursach) oddzielnie. Dopiero trzecie rozpoczyna próbę głębszego rozprawienia się z elementami większej fabuły. Pierwsze dwa to czyste pulp-fun-fiction gdzie akcja jest głównym nośnikiem. To taki test i sprawdzian moich umiejętności. Czwarte opowiadanie jest właśnie w trakcie pisania.
Dlatego bardzo dziękuje za ten komentarz i mam nadzieje, do następnego przeczytania!
Witam. Powiem tak. Uwielbiam filmy o zombie. Kocham wręcz. Powieść ma trudniejsze zadanie, żeby oddać to co ogląda się gołym okiem. Pomyśleć że ty to oddałeś! Wyrazy szacunku autorze. Gratulacje.
"Raczej pełna świadomość tego, że dla cymeryjczyka lepsza jest śmierć niż bycie kaleką.
Bez znaczenia czy nadal groźnym, bo jednak kaleką."- ( nie jest źle tylko spróbuj zamieniać na synonimy. Jedno słowo ma dużo znaczeń.) Ja nie lubię powtórek. Do mnie to nie trafia.
"wytrzymalszy" - ( jest takie słowo?)
"Grube skóry będące jego jedyną zbroją były rwane i szarpane niczym delikatne płótna,"-( ale mnie to zdanie głaszcze i łaskocze. Bardzo je lubię.)
"Szedł cholernie nie równą"-,( jaką? żartujesz?)
"Hagan gorączkowo szukał wzrokiem po komnacie innych przeżyłych jednak nikogo nie mógł dojrzeć w tych piekielnych ciemnościach" (
-( interpunkcja). Ciężko mnie zainteresować. Przeczytałam. Ciekawe, wciągające. Można mieć język i nie umieć się nim posługiwać. Czułam się jak w zoo albo w cyrku. Do którego rzadko chodziłam za dzieciaka i być może teraz się na wszystkich wyżywam. Umiesz właściwie wszystko. Wybrałam się do twojego świata. Szczerze? Nie żałuję. Ale czy ty zrobisz coś dla mnie? Napiszesz własną książkę? Może już to zrobiłeś? Podoba mi się to, że potrafisz wciągnąć do tekstu jak n
kokaina narkomana. Dobra te moje porównania są komiczne. Nie zwracaj na nie uwagi. Szczerze gratuluję i pozdrawiam.
Nie ukrywam, że od jakiegoś czasu stara się pisać dłuższe formy. Na następny konkurs mam już przyszykowane kolejne opowiadanie, tym razem znacznie dłuższe. Czy kiedyś napisze książkę? Nie wiem, ale sie postaram! ;)
Dziękuje za komentarz, za uwagi i do następnego przeczytania!
"przygody o czynach Hagana" - opowiadania, bajania, saga, pieśni... ale przygody są przygodami, przygody nie są o czymś.
" odpierali ataki niewypowiedzianej grozy" - trochę Lovecraftowe :) Ale serio, kończy się akapit, a ja nie wiem co ich atakuje.
"To z czym walczyli, oblepieni błotem i przemoknięci do suchej nitki najemni ochroniarze, wydawało się najczarniejszą zmorą wyciągnięta z najstraszniejszego koszmaru." - konstrukcja zdania. Albo piszemy opis ochroniarzy, albo koszmaru.
"Jego ciosy długim stalowym mieczem były szybkie i celne." - Swoim stalowym mieczem zadawał szybkie i celne ciosy.
"Worki kości" - określenie pojawia się dosyć często.
Ghul - czy gdzieś wczesniej pojawia się to określenie? Skąd wiemy, że to ghule?
Odde mnie:
Hej, ja też uwielbiam Conana. Wychowałem się na książkach Howarda i Lovecrafta. Widać tu Twoją fascynację i znajomość Hyperborei.
Konstrukcja opowiadania - mamy początek, dosyć skomplikowaną akcję i nagłe zakończenie. Jakoś brakuje mi wyważenia, być może gdyby ta nie sukpiać się walce z umarlakami dałoby radę ogarnąć więcej fabuły. Często walka jest tylko pretekstem do jakiś fabularnych zabiegów, pokazania motywacji bohatera etc. Sam napisałem ogrom tego typu opowiadań - czegoś, co czuło się jak indywidualną sesję RPG - sam ze sobą, we własnym świecie. Wiem, że to frajda i cieszę się z Tobą. Pracuj dalej, pisz śmiało, baw się tym. Zbieraj uwagi, stosuj. Czytaj dużo i szlifuj swój warsztat. Piona!
To, co szanowny komentator przeczytał to drugie opowiadanie z trzech napisanych, razem powiązanych, a przedstawionych w konkursie (konkursach) oddzielnie. Dopiero trzecie rozpoczyna wątek fabularny. Pierwsze dwa to czyste pulp-fun-fiction gdzie akcja jest głównym nośnikiem. To taki test i sprawdzian moich umiejętności. Czwarte opowiadanie jest właśnie w trakcie pisania.
;) Ocenę i rady przeczytałem. Nie oczekuje kałamarzu, bo nie po zwycięstwo piszę tylko po feedback ;)