Pióromani - konstruktywny portal pisarski
zygzak

Załóż pracownię
Regulamin

Dzisiaj gości: 81
Dzisiaj w pracowni: 0
Obecnie w pracowni:
ikonka komentarza

Wizje, autografy, sny...ikonka kopiowania

Autor: Rafał Sulikowski twarz męska

grafika opisu

rozwiń




***
Zaczyna stale wszystko od początku. Czterdzieści kilka lat to czas, gdy odwracają klepsydrę. Połowa istnienia. W pół drogi do nicości. Albo do innego wymiaru, gdzie żyją już wszyscy zmarli. “- Żyją albo nie żyją” - rozmyśla często jadąc do pracy, mijając uliczki miasta, pierwsze czerwone tramwaje, domki Wildy nad Wartą, nowe inwestycje, intensywnie wchodzące jak nóż w masło w ciało miasta. Zaczyna zawsze od nowa. Każdy dzień jest nie izolowanym ogniwem w wielości minionych dni, ale osobną całostką. Rano to jak narodzenie, albo opuszczenie ciała w momencie nieuniknionej jak dotąd śmierci. Przedpołudnie to dobre samopoczucie, mnóstwo sił witalnych, zapał do pracy, kreatywność godna Einsteina. Południe to pierwszy odpoczynek, smuga cienia, rysa na szkle, feeria barw i możliwości, refleksja nad przeszłym niespodziewanie szybko porankiem. Popołudnie gdzieś od czwartej to piąta dekada, drugi szczyt produktywności, mnóstwo pomysłów, ale już mniej sił na ich realizację. Gdy ktoś ma już podrośnięte dzieci, wtedy przenosi wiele ambicji na nie, deleguje je do osiągnięcia tego, czego już sam nigdy nie osiągnie.

1




Pewnego dnia życie się zmienia. Nagle gdzieś pośrodku codziennej trasy do nielubianej, ale koniecznej pracy człowiek wpada na genialny pomysł. Dotychczas osobne rzeczy się łączą, stają się jednością, nurty dopływów do głównej rzeki czasu zaczynają płynąć razem, a pomysł jest rzeczywiście genialny. - “Rzucić wszystko w cholerę i zacząć życie od nowa” - w takim momencie nie rozważa się minusów, w głowie jawią się same plusy, nadzieje płonne i szanse na prawdziwy sukces. “- Dlaczego mam pracować w codziennej, nudnej i stresującej pracy jako kierowca w firmie cateringowej, jeśli mogę realizować swoje pasje, odkrywać ukryte talenty i żyć po swojemu!” - myśli jest tysiące, ale ta jedna, najważniejsza dotyczy pracy. Nic nie stoi na przeszkodzie, zamglony dotąd horyzont się rozjaśnia, poszerza i obiecuje więcej niż umie. “- Jutro niezależnie od wszystkiego składam wypowiedzenie. Zaczynam pracę jako pisarz. We własnej firmie, na której otworzenie wezmę kredyt albo dotację unijną” - plany są jasne, rzeczowe i konkretne. To syndrom wiecznego dzieciństwa, pragnienie, aby każdy nowy dzień był inny, by różnił się od

2




wczoraj, by życie zaskakiwało, dawało poznać wszystkie blaski, ukrywając zrazu cienie i gradowe, ołowiane chmury. “- Innym się udaje” - myśli dalej kierowca, “więc dlaczego mnie się ma nie udać. Trzeba tylko odważnej decyzji” - kończy swój natchniony monolog i jedzie po raz ostatni do pracy. Po powrocie do domu telefon do szefa. Ten jest zupełnie zaskoczony, próbuje zatrzymać kierowcę w robocie, obiecuje podwyżkę, niewielką, ale nigdy wcześniej nie było o tym mowy. Jeszcze inaczej reagują koledzy, którzy od następnego dnia będą musieli rozwozić dodatkową trasę, tak pochopnie porzuconą przez kierowcę-zaopatrzeniowca. Nie kryją rozczarowania i też próbują zmienić życiową decyzję interesującego nas bohatera.
Potem nadchodzi czas, aby o wszystkim opowiedzieć żonie. Kiedy wieczorem wraca ze swojej ulubionej pracy w reklamie, kierowca ma już przygotowaną mowę tronową, a właściwie mowę oskarżonego. Jak to jednak bywa w życiu, przygotowane słowa w najważniejszym momencie gdzieś umykają i kierowca, a po godzinach zapowiadający się świetnie pisarz, mówi całkiem od rzeczy.
- Czy dobrze słyszę? - pyta rodzona małżonka.

3





- Tak, rzucam tę cholerną robotę za tysiąc miesięcznie.
- I co chcesz robić?
- Będę pisał.
- Aha, będziesz pisać? Tak, jak do tej pory?
- No nie, lepiej niż dotąd.
- Aha, czy jak?
- Normalnie.
- To nic nie znaczy. Wiesz, ilu ludzi w Polsce coś tam skrobie po godzinach?! Ale traktują to jako niegroźne hobby. A nie sposób na zarabianie na życie…!
- No co, przecież publikuję! - broni się kierowca.
- Tak, na fejsbuku i na portalach literackich, gdzie są tłumy i gdzie każdy to wielki twórca. Opanuj się!
- Dam radę.
- Powiedz mi, kiedy widziałeś ostatnie honorarium za jakiś tekst?
- Nie pamiętam.
- Właśnie, redaktorzy chętnie przyjmą, chętnie opublikują, byle za friko. Pracujesz społecznie, i ty dobrze o tym wiesz. Nikt w internecie i w nielicznych już na rynku czasopismach nie płaci. Autorzy są wyzyskiwani. Kilka osób w Polsce żyje z pisania. Stasiuk, Gretkowska, może Tokarczuk. - No widzisz, da się.
- Ale oni debiutowali w pustce, w latach 90-tych, kiedy niewielu pisało na poziomie, oni znaleźli niszę i ją zapełnili. I teraz zbierają zasiane wtedy ziarna...Boże, jak ja mówię…
- Wiem, że oni mają nazwiska. Ale

4




kiedyś nie mieli. Nikt nie rodzi się pisarzem…
- Dobrze, rzuć tę robotę, nie ma sensu się męczyć, jeżeli rozwożenie cię nie kręci. Ale zobaczysz, że jako pisarz, choćby wybitny, będziesz jadł kartofle z kefirem. Albo bez kefiru, Kościan ostatnio podniósł cenę…
I tak rozmowa wieczorna przemienia się z wolna w małżeńską scenę, w której gra dwóch protagonistów. Jeden to wiecznie zapowiadający się artysta, drugi to Przeciwnik, mający utrudnić w baśni misję Protagonisty. Ów wierzy w swoją decyzję, komunikuje ją jednak ze zbytnim zapałem, co wyłapuje Antagonista i wynajduje setki powodów, aby jednak Bohater zmienił decyzję, póki jest to możliwe. Ostatecznie nic nie zostaje postanowione prócz tego, że nazajutrz upieczony świeżo wybitny-pisarz może dłużej pospać, nie musi się budzić o czwartej, a godziny spędzone w robocie może wypełnić pracą twórczą.
To jednak nie wypala. Rano Bohater przesypia najlepszy dla kreatywności czas i wstaje ostatecznie o dziewiątej, przez kolejną godzinę się ubiera, je śniadanie po raz pierwszy od dawna, bo przed pracą łykał tylko szybką kawę na stojąco, potem siedzi

5




bezmyślnie w Internecie, czyta najnowsze wiadomości, potem odpisuje na kilka maili, w tym od szefa z informacją o zarobkach za zeszły miesiąc. I tak upływa czas do południa, kiedy rydwany słońca zaczynają przechylać się na zachód, płonąc czerwieniami na silny wiatr. Pisarz gorączkowo szuka tematu. Przez chwilę myśli nad tytułem opowiadania, ale ten trop porzuca. “- Tytuł wymyśla się na końcu” - stwierdza fachowo i odstawia laptopa, wychodzi z psem na spacer, gdzie wpada mu do głowy kilka niezłych w jego mniemaniu pomysłów. “ - Może coś o przyszłości? Tylko przyszłość daje nieograniczone pole do popisu dla wybraźni. Nie, za dużo możliwości. Więc może lepiej coś historycznego? Nie, za dużo zbierania materiałów, siedzenia w bibliotekach, archiwach i tak dalej. No to o świecie za oknem, o tym, co jest. Ale też nie, przecież jak jest, każdy widzi i nie ma to sensu…” - snuje rozważania i tak mija czas do podwieczorka, kiedy małżonka wraca z agencji reklamowej.
Od progu pyta o nową pracę. Pisarz odpowiada, że owszem, ma kilka pomysłów literackich, ale jeszcze musi je dopracować, żeby nie pisać bez sensu.
Aha,

6




czyli spędziłeś dzień produktywnie. Ale szczerze ci powiem, nie wierzę. Wróć do firmy.
Odpada. Już wzięli nowego, właśnie się uczy. Nie wrócę. Będę tworzył.
Dobrze, że masz zapał. Ale miałeś już takie stany nazwijmy to ducha i myślałeś, że niemal Nobla dostaniesz i potem wszystko się kończyło opublikowaniem wspomnień w którejś z licznych twoich społecznościówek i zdobyciem dziesięciu lajków. Literatura funkcjonuje teraz inaczej, nie zdobywa się czytelników gdzieś daleko, ale blisko. Jeśli nie masz sieci znajomych w realu, to nici z tego. Teraz pisarze lansują się, o ile wiem, w sieci, ale zarazem mają otoczenie w realu. Najpierw piszą dla siebie, potem dla rodziny, potem dla znajomych i tak dalej. A ty myślisz, że opublikujesz coś i od razu cały jutub rzuci ci się do stóp...To tak nie działa…
Widzę, że mnie wspierasz.
Próbuję ściągnąć cię na ziemię, do reala. Głowę masz w chmurach…
Zobaczysz! - odgraża się kierowca.
Ok, pisz, ale rób jedną rzecz naraz. A nie tak, jak do tej pory, że masz pomysł, zaczynasz i po dwóch dniach porzucasz go i szukasz nowy. Przeglądnij swoje pliki, założę się, że masz

7




mnóstwo pozaczynanych tekstów i porzuconych po pół strony… - mówiąc to szacowna małżonka zmywa naczynia, a rozmowa toczy się w kuchni. Nie była sprawiedliwa, trochę zazdrościła odwagi mężowi, trochę się bała, mieli nowoczesne mieszkanie, kredyt hipoteczny i niedługo pierwsze dziecko na głowie. “ - On nie myśli logicznie” - myślała odstawiając umyte “Ludwikiem” szklanki, “buja w obłokach. A ja będę musiała za to płacić. No, muszę wziąć nadgodziny, nie da rady” - zakończyła monolog, który włączał się w głowie, pod czaszką zawsze, ilekroć się denerwowała. Głośne myślenie pomagało uciszyć wrzawę niechcianych myśli, odsuwało wizje katastrofy i wyrzucenia na bruk, dobrze wiedziała, w jakim teraz systemie przysżło żyć. Kapitalizm nie zna litości, kto nie płaci, ten odpada. Dawniej to było jakoś inaczej. Może nie lepiej, nie idealnie, ale inaczej, bardziej po ludzku. Oczywiście, były błędy, zdarzały się wypaczenia. Ale nie było tylu bezdomnych i bezrobotnych. Jak jej ukochany, ale kompletnie dziecinny mąż.
Jak potoczyły się dalsze losy kierowcy, który zapragnął zostać artystą w kapitalizmie - nie

8




wiadomo. Może wrócił do firmy, przeprosił szefa i kolegów? Może jednak udało mu się napisać upragniony bestseler? Widział nieraz w wizjach na jawie, jak przed księgarniami ustawiają się od rana kilometrowe kolejki, a drukarnia nie nadąża z dodrukiem egzemplarzy arcydzieła. Spotkania autorskie w całej Polsce. Tłumy na sali, oklaski, autografy, maile od rozhisteryzowanych nastolatek, propozycje…
Tak, marzenia są piękne. I trzeba z nimi bardzo uważać…

     ***

9




Wyrazy: Znaki: