Pióromani - konstruktywny portal pisarski
zygzak

Załóż pracownię
Regulamin

Dzisiaj gości: 38
Dzisiaj w pracowni: 0
Obecnie w pracowni:
ikonka komentarza

Ocaleni Rozdział II ikonka kopiowania

Autor: Rockerss twarz żeńska

grafika opisu

rozwiń




ROZDZIAŁ II
Lisowo, gdyby spojrzeć na mapę trzeba było lupy, by dostrzec tę plamkę wielkości ptasiego kleksa.
Urodziłem się tu i spędziłem dziewiętnaście lat życia, usłane nie było ono różami, wręcz przeciwnie, pomijając momenty spędzone z moim kuzynem, to właśnie dzień ucieczki był dla mnie najszczęśliwszy. Dlaczego nazywam to ucieczką? Przecież byłem wtedy pełnoletni i można by to uznać po prostu za wyprowadzkę. Jednakże, gdy młody człowiek wyprowadza się ze swojego rodzinnego domu, robi to w dzień powszechni, zabiera wszystkie ubrania i osobiste rzeczy i rzewnie żegna się z rodziną. Ja uciekłem niedzielną nocą, mając przy sobie jedynie portfel, dokumenty i egzemplarz „Buszującego w zbożu” I z nikim oczywiście się nie żegnałem, ale właściwie nie miałem, z kim za bardzo się żegnać.
Zacznę od mojego wuja Joachima. Starszy brat mojej siostry, a na dodatek mój ojciec chrzestny, miał w sobie tyle empatii ile cham ogłady. Joachim jest bardzo prostej konstrukcji dla niego albo coś jest białe albo czarne, jednakże jego kodeks moralny znacznie różnił się od mojego. Dla niego zawsze istotnym elementem

1




życia była i jest praca, to prawdziwy człowiek pracy, nie pamiętam dnia, w którym by to coś nie robił na roli, czy majstrował przy obejściu, nawet, kiedy pił zawsze robił to po pracy. Nie miał zawodu, był po prostu zwykłym chłopem, który uważał za swój etat fazy słoneczne, gdy słońce wstawało on także wstawał, gdy słońce pochylało się nad horyzontem robił sobie i nam łaskawie przerwę, a gdy już znikało zenitu wracaliśmy do roboty.
Jaki był jego stosunek do mnie? Obojętny oczywiście, ale i dla swojego syna bywał raczej oschły, więc nie czułem się urażony żadną miarą. Jedynie, co zauważyłem przez lata dzieciństwa to jego zażyłe stosunki ze swoją żoną, traktował ją jak swojego przyjaciela i pocieszyciela niż raczej zwykłą babę, która miała urodzić, nakarmić i dbać o dom. Oczywiście przy naszej obecności nie okazywał jej gorących uczuć, ale zdarzyło mi się raz podsłuchać ich rozmowę i przysiąść mogę Bogu tu i teraz, że Joachim Rokiewicz płakał.
Nienawidził swojego ojca, tego jestem pewien na sto procent. Nigdy nie udało mi się zrozumieć skąd ta uraza się wzięła i myślę, że ta dziwna relacja

2




między nimi zostanie dla mnie na zawsze tajemnicą. Ciocia wygadała mi się kiedyś, że Joachim bardzo kochał swoją siostrę a moją matkę, być może jej zgon wbił klina między syna a ojca.
Klara jak już wspomniałem była jedyną miłą dla mnie osobą (pomijając Kacpra oczywiście), Gdy wchodziłem do domu witał mnie zapach świeżo upieczonego ciasta i piękny uśmiech tej kobiety, uśmiech, który mówił „Cieszę się, że cię widzę” Nie była oczywiście jakoś wielce wylewna, ale czułem się przy niej bezpiecznie.
To ona przychodziła do mnie, kiedy krzyczałem przez noc i tuliła mnie przez kilka minut bym usnął na powrót. To ona siedziała przy moim łóżku, kiedy co czerwiec rozkładała mnie angina. To zwykle ostrzegała mnie i Kacpra żebyśmy się gdzieś schowali, bo wujek wraca z gospody.
Nie rozumiem do dziś, dlaczego tak dobra i ciepła kobieta wyszła za takiego gbura, ale chyba każdy ma potrzebę matkowania, a jej mąż był dla niej takim dużym dzieckiem.
Żałuję, że nie pożegnałem się z nią, gdy odeszłam z domu, akurat to jest ostatnia osoba, która zasłużyła na takie draństwo. Gdy teraz o tym pomyślę to ja w sumie

3




nigdy nie zrobiłem dla niej niczego dobrego i miłego.
Dziadek Nestor, to dzięki niemu wiem jak wygląda piekło, był dla mnie uosobieniem samego diabła. Nienawidził mnie od dnia narodzin, a i myślę nawet, że dużo wcześniej. Ten niski, utykający na jedną nogę facet mógłby zostać przeze mnie zmiażdżony, gdy zacząłem dorastać, jednak nawet dzisiaj myślę o tym człowieku ze zgrozą w sercu. Wiem, że nie żyje, ale gdybym spotkał go na ulicy wiałbym gdzie pieprz rośnie.
To człowiek tego typu, który potrafi cię zgnieść jak robaka, zgnoić i zbesztać za samo istnienie „Jak śmiesz oddychać tym samym powietrzem, co ja?” Nazywał mnie „bękart” a gdy miał dobry humor to mruczał pod nosem „Podciep” A w najgorszych momentach, gdy napatoczyłem mu się pod nogi obrywałem laską.
Nie wiele wiem o tym człowieku, nikt nie chciał o nim gadać za bardzo, a ja za bardzo nie chciałem pytać. Wiem tylko jedno, kochał mojego kuzyna pod nad życie. Dla niego był słodki jak bułka z miodem, zabierał go często na grzyby, mnie oczywiście ani razu. Śmierć Kacpra dobiła starucha tak bardzo, że całą swoją frustrację postanowił

4




wyładować na mnie.
Dopiero, gdy stary umarł zdołałem zebrać w sobie całą odwagę i wynieść się z tej zapyziałej wiochy, mogłem wcześniej, co prawda przecież wiem, że nie płakałby z tego powodu, ale coś mnie trzymało, chciałem mu patrzeć w oczy jak umiera.
Pamiętam dokładnie dzień, w którym to postanowiłem pierwszy raz w życiu, opowiedzieć komuś o Kacprze, tym kimś była oczywiście Ola.

     

     

     

     EWOKACJA II
Pracowałem cztery dni w tygodniu, moimi klientami były kobiety zamężne, więc piątki, soboty i niedziele spędzały w gronie rodziny, oczywiście ta rodzina nie wiedziała, że gdy tylko znika sprzed oczu pani domu pojawiam się ja. Była tylko jedna kobieta, która co jakiś czas wynajmowała mnie w soboty, by móc zabłysnąć na bankietach swoim przystojnym i młodym towarzyszem.
Znam już Olę prawie miesiąc a niewiele o niej wiem, jedynie to, że jest nie zjawiskowo piękna. Twarz w kształcie migdała, wielkie zielone oczy, z których biło ciepło i dobroć, usta stworzone do pocałunku, nosek zadarty tak uroczo, że aż serce się krajało, długie lśniące rude włosy sięgające jej do pasa, no i ta skóra! O taką

5




brzoskwiniową karnację zabijałaby się każda bladolica Warszawianka. Tak ona jest naprawdę piękna, ale nie w sposób, który by mnie interesował, chociaż przyznam, że gdyby chciała mnie wynająć na noc, odwołałbym wszystkie inne spotkania.
Jak co piątek siedzę już po zamknięciu lokalu i piję swój ulubiony drink, whisky bez niczego. Czasami myślę, że budzę się w poniedziałek z myślą o naszym piątkowym spotkaniu.
Ola jak zawsze wyciera szklanki, zawsze to robi, chce pokazać, że nie zostaje po godzinach specjalnie by ze mną pobyć, dam sobie rękę uciąć, że dla niej te spotkania są równie przyjemne, co dla mnie.
- Mały ruch dzisiaj? – Spytałem od niechcenia, nie interesował mnie utarg z tego lokalu.
Pokiwała głową z uśmiechem, kiedyś zapytała mnie, dlaczego taki człowiek jak ja, który mógł sobie kupić nieźle prosperujący klub w centrum miasta wybrał taką spelunę, odpowiedziałem prosto „Każdy musi mieć gniazdo, w które się sra w doborowym towarzystwie” Nie zrozumiała tego, ale już nie zadawała pytań. Nie wiedziała, że chodzi mi o nią samą.
- Jak tak dalej pójdzie, przyjdzie ci dopłacać do

6




tego miejsca. – Myślała, że to żart, nie zdawała sobie sprawy, że już to robię.
- Jesteś bardzo wesołą dziewczyną wiesz?
Na twarzy jej odmalowało się zdziwienie, nigdy przedtem tak nie mówiłem. Jakoś mnie dzisiaj coś wzięło na emocje, wiem, że takie coś pojawia się u mnie bardzo rzadko, więc wykorzystam to na maska, niech wie, że nie jestem aż takim dupkiem.
Oparła łokcie o blat i spojrzała mi głęboko w oczy, w moje nozdrza uderzył zapach mleczka kokosowego, które sprawia, że miękną mi nogi, ale nie czuję podniecenia, kiedy patrzy mi w oczy, chociaż ma ciało, o którym marzy każdy facet i twarz anioła.
- Co cię gryzie? – Spytała po prostu słodkim głosikiem.
Mój anioł, nigdy nie sądziłem, że spotkam w życiu kogoś, komu będę mógł otworzyć serce, wypowiedzieć swoje obawy i tajemnice, dla mnie Ola jest ideałem kobiety, matki, żony i kochanki, facet, który weźmie ją za żonę będzie prawdziwym szczęściarzem.
- W życiu znałem tylko jednego człowieka, który był równie wesoły wiesz? To był naprawdę wesoły chłopak, cały czas się śmiał, ale nie z kogoś. On śmiał się jak człowiek

7




szczęśliwy – Zrobiłem przerwę, pociągnąłem łyk z butelki i zapaliłem papierosa, kłąb dymu wyszedł mi nosem. – Taaak, Kacper cały czas się śmiał, nawet w dniu swojej śmierci jego śmiech rozbrzmiewał po wsi.
W jej oczach pojawiło się szkliste odbicie mojej osoby, spojrzała na mnie tak, że zrobiło mi się nagle żal całego mojego życia, pierwszy raz w życiu widzę coś takiego, jakby pod wpływem tego spojrzenia chciałbym odmienić całe moje życie i postępowanie. Odrywam się od jej twarzy i śmieję się w głos, ona odsuwa się lekko ode mnie i patrzy spokojnie, czeka aż histeryczny śmiech mi przejdzie. Gdy w końcu to następuje, dotyka swoją dłonią moją dłoń i mówi.
- Opowiedz mi o nim.
Nie zdaje sobie sprawy z tego, o co mnie prosi, opowiedzieć o Kacprze to tak jakby opowiedzieć znakomitą książkę. Nie da się słowami opisać emocji, które przeżyłem razem z tym chłopakiem, to był mój jedyny przyjaciel i kumpel zarazem. Razem się bawiliśmy, pracowaliśmy, razem śmialiśmy się i płakaliśmy.
Gaszę papierosa, biorę głęboki oddech by w końcu zrzucić ten krzyż z moich barków.
- Kacper był moim kuzynem w

8




prostej linii i jedyną osobą, którą naprawdę szczerze mogę powiedzieć, kochałem. To był naprawdę świetny gość, polubiłabyś go, nawet coś więcej. – Zaśmiałem się, bo i ona się zaśmiała cicho pod nosem, uwielbiam, kiedy to robi. – Byliśmy skrajnie różni, ja porywczy złośnik, on ostoja spokoju. Zawsze mnie uspokajał, kiedy rzucałem bluzgi i groźby w stronę pana Boga, bo do nikogo innego nie mogłem. Zapytałem go kiedyś „Podoba ci się takie życie?!” a wiesz, co on mi odpowiedział? „Pewnego dnia rozstaniemy się, ale po latach odnajdziemy siebie i ze śmiechem będziemy wspominać twoje pragnienie innego życia”
- Piękne słowa.
- Bo on sam w sobie miał jakieś piękno, wiem, że mówię tak jakbym cytował poezję, a wierz mi naczytałem się jej sporo.
- Ty czytasz poezję? – Spytała zszokowana.
Nie wyglądam na typa, który czyta, włosy postawione do góry na tak zwany „kogucik” skórzana ramoneska, ciężkie buty, i zawsze w towarzystwie Jacka Danielsa. Typ rock’and’rollowca niż bardziej miłośnika literatury.
- Tak, bardzo dużo czytam dla twojej informacji. – To było trochę nie miłe, dlatego

9




wróciłem do naszego pierwotnego tematu. – Jak już wspomniałem Kacper sprawiał, że życie na wsi nie było tak parszywe, przy nim to nawet wykopki wydawały się zabawą. Nigdy nie żywiłem do niego zawiści, że jest lepiej traktowany przez dziadka, bo to nic by nie dało, a nie chciałem go stracić. Jednakże straciłem go.
- Co się stało?
- Zabiłem go. – Odpowiedziałem krótko, pociągnąłem kolejny łyk i zapaliłem kolejnego papierosa.
Ola wyszła za baru i usiadła przy mnie, położyła swoją rękę na moim udzie. Chociaż byłem jej pracodawcą wiedziała doskonale, że wobec mnie nie musi mieć żadnych oporów, mogłaby mnie teraz uderzyć bądź pocałować, a to nie miałoby żadnego wpływu dla niej, jako pracownicy.
- Alek…
- Pozwól mi skończyć. – Przerwałem szorstko, ponieważ poczułem lekkie drżenie powieki. Dawne tiki z dzieciństwa zaczęły wracać. – Ostatni dzień wakacji, pogoda przepiękna, żadnej chmurki, a słońce grzało niemiłosiernie. Postanowiliśmy wybrać się nad wodę, on wziął ze sobą kanapki, a mnie udało się załatwić czteropak piwa i paczkę fajek. Jak już wspomniałem Kacper był moim

10




przeciwieństwem, czyli był dobry. Kiedy ja po wypiciu dwóch piwach namawiałem go do wypicia reszty on stanowczo odmówił. Przekonywałem go ponad godzinę i chyba zgodził się dla świętego spokoju. Mieliśmy po szesnaście lat, ale ja w piciu miałem trochę większe doświadczenie niż on. Krótko mówiąc Kacper dostał świra, zaczął biegać i śmiać się w głos, pierwszy raz widziałem go aż tak radosnego a potem…
Głos uwiązł mi w gardle, naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje. Przecież przez te wszystkie lata wszystko układało się po mojej myśli nigdy nie wracałem nawet myślami do przeszłości. Człowiek chyba otwiera się tylko przed tymi, którzy mają klucz. Spojrzałem na Olę i zebrała się we mnie wściekłość, w jednej chwili znienawidziłem tę osobę, której udało się rozbić mój mur. Szybko jednak otrząsam się z owych uczuć, ponieważ czuję na swojej twarzy ciepło jej rąk, podnosi moją twarz do góry tak, że nasze oczy spotykają się ponownie w jednej lini.
- Mów proszę.
- Nie znienawidzisz mnie za to?
- Znienawidzę cię, jeśli dalej będziesz to w sobie trzymał. – Odparła, a po jej policzku

11




spłynęła łza, ona już chyba wiedziała, co jej teraz powiem.
- Poszedłem się wysikać, czułem się wspaniale wiesz dlaczego? Zawsze ten chłopak robił coś dla mnie, pocieszał i rozbawiał, kiedy chodziłem wściekły i zły na wszystko, chciałem ten jeden raz zrobić coś dla niego, to, że się uśmiechał i śmiał nie znaczy, że jemu też jest lekko, a nawet ciężej niż mnie. Jego ojciec chlał i wyżywał się na jego matce i na nim samym, to był zbyt wrażliwy facet na takie życie. Ja zawsze swoje popsioczyłem, pogroziłem, ale zaraz zapominałem o wszystkim, ale nie Kacper. On tłamsił w sobie te uczucia, od zawsze to wiedziałem i chciałem coś dla niego zrobić i kiedy zobaczyłem jak było mu lekko po tych piwach przestał się martwić o matkę, o ojca i o mnie. Zapomniał o wszystkim. – Teraz nadchodziła moja najgorsza chwila w życiu, wziąłem ostatni łyk butelki. – Kiedy wróciłem jego już nie było.
- O Boże…
- Znaleźli go dwa dni później, kiedy jego ciało wypłynęło na powierzchnie.
- Alek…
- Zabiłem go, jedyną osobę, którą kochałem i która kochała mnie. Powiedziałaś mi tydzień temu, że

12




nie jestem skurwysynem? A kim jestem? No, kim ja jestem! Co powiesz teraz?
Nie wytrzymałem, puściły mi wszelkie nerwy. Serce ma to do siebie, że gdy się je raz otworzy trudno je zamknąć na powrót. Przytuliła mnie, a ja po prostu rozpłakałem się jak dziecko. Nienawidzę tej kobiety, bo doprowadziła mnie do takiego stanu, jednocześnie nie mogę wyrwać się z uścisku, trzymała mnie w objęciach niczym matka przestraszone dziecko. Aż powiedziała mi coś, co zapadło mi w pamięci na długo.
- Zawsze możesz na mnie liczyć. – A potem dodała śmiejąc się jednocześnie. – Ty skurwysynie.

     

     

     

     

     

     
Żałuję, że opowiedziałem jej tę historię, może gdybym nie wylewał się tak bardzo nie zaczęłaby mnie traktować inaczej niż ja ją traktowałem. Tak czy siak nasze relacje wtedy zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni, skąd mogłem wiedzieć jednak, że ona się we mnie zakocha?

      Przed szpitalem czekał już wuj w swoim starym żuku. Wsiadłem i siedziałem jakbym jechał na ścięcie. W samochodzie oczywiście kompletna cisza, wujek nigdy nie należał do rozmownych osób.
Lisków, w którym się urodziłem jest bardzo dziwnym

13




miejscem, to chyba jest to miejsce z piosenki, happysadu „To miejsce na mapie, gdzie kończy się papier” Mam nadzieję, że przetrwam, chociaż pierwszy kwartał, potem wrócę do dawnego stanu. Jednak, kto wie? Może taki odpoczynek coś mi da?

14




Wyrazy: Znaki: