Na wielkim wzgórzu tonął w chmurach zamek o strzelistych wieżach i ścianach ze złotego kruszcza. Wznosił się majestatycznie na tle nieba nad urwiskiem. Stok opadał na pieniste fale morza uderzającego o głazy u stóp przepaści. Wzdłóż brzegu skarpa opadała odsłaniając las poktyty wilgotnym mchem. Rześkie powietrze otulało gładką skórę królewny Pufeklidozji, klęczącej na ziemi pośród listowia. Gładziła sierść zająca szepcząc zaklęcia. Zza drzew wyłoniła się sarna, zatrzymał się wilk w soczystej trawie, przyfrunęły motyle oraz okrążyły śpiewające ptaki. Dziewczyna wsłuchiwała się w odgłosy leśnych stworzeń.
- Wczorajszej nocy pod leszczyną ma ukochana powiła wilczki – oznajmił wilk z błyskiem w ślepiach.
- Cóż za radosna nowina – odrzekła Pufeklidozja przyklaskując w dłonie. Odgarnęła długie, proste kruczoczarne włosy, wolną ręką wskazując sarnę.
- Moje pociechy narzekają, że nie mają towarzyszy do zabaw – oznajmiła.
- Nie martw się, bo niebawem powijesz urocze sarenki – zapowiedziała królewna.
Wtem zerwał się wicher. Zaszeleściły liście w koronach drzew. Błękitne niebo przysłoniły
1
srebrzysto-szarawe chmury.
- Władca morza i wichru cię wzywa – wyszeptał do ucha śnieżnobiały motyl o skrzydłach gładkich i cienkich niczym satyna.
Dziewczyna skinęła porozumiewawczo głową na wilka, aby podszedł, po czym usiadła na grzebiecie tego zwierzęcia. Udali się w stronę zamku na skarpie, zostawiając za sobą leśne królestwo w którym Pufeklidozja sprawowała rządy. Pędzili po wzniesieniu dopóty nie znaleźli się na szczycie. Dziewczyna zsiadła z włochatego grzbietu. Wilk pobiegł z powrotem do lasu, gdy pomachała na pożegnanie. Wicher wzmógł się na nieosłoniętej przestrzeni, Objęła rękoma ramiona z poczuciem przenikliwego ciepła, bo wiry powietrza w tej krainie nie mają chłodu. Miejsce to zowie się Wenesis, znaczy oaza miłości, gdyż mieszkańcy dbają o siebie nawzajem oraz wielkim szacunkiem się darzą.
Wiatr bawił się włosami Pufeklidozji, szarpał za jaskrawo-czerwoną suknię. Niebo połyskiwało różowo-złocistymi smugami, a słońce chyliło się ku zachodowi. Złota tarcza rozpływała się w morzu nad pokrytym gęstymi kruczoczarnymi lokami czołem błękitnookiego władcy morza i wichru. Potężnej budowy król
2
Odin przyodziany w wodorosty zaplątane wokół pasa, brodził pośród fal ku brzegowi. Królewna uśmiechnęła się na widok znajomej sylwetki. Niebawem wyczuła obecność Odina za plecami. Z rorzewnieniem zbliżyła się niemal natychmiast tonąc w czułym uścisku ukochanego męża. Z ramion zakochanych wyfrunęły przezroczyste meduzy oraz zarysy płaszczek unosząc się pod błękitne niebo. Sunęły po nieboskłonie delfiny, ośmiornice i ławice ryb. Zwierzęta te nabierały coraz wyrazistszych form, a gdy osiągały odpowiednią ciężkość wpadały z impetem do morza, uprzednio ożywione myślą zrodzoną z czystej miłości. Spadł deszcz, zawył wieloryb, a władca żywiołów powrócił do podwodnego królestwa.
Księżniczka przycupnęła, przy czym wsunęła dłonie w kępę trawy. Spojrzała w niebo błękitnymi oczyma. Z dłonią na sercu wyrzekła pragnienia, żeby ziemia była urodzajna, zwierzęta w lesie miały pokarm, a sarenki się rozmnożyły.
Nadszedł cichy, senny wieczór. Pufeklidozja zbliżała się do wrót zamku. Weszła do obszernego holu wyłożonego terakotą w szachownicę, Sala była pusta nie licząc okazałego, kryształowego żyrandolu.
3
Poczuła ciepło w sercu na myśl o upiększeniu tego miejsca, toteż wyrzekła pragnienie: - Niech wypełni się obrazami wielobarwnych kwiatów.
Na ścianach pojawiły się żółte tulipany oprawione w ramę z brązu, fioletowe frezje z złocistej oprawie i wiele innych malowideł kwiecia. Pufeklidozja westchnęła z zachwytu. Nasyciła oczęta dziełami sztuki, po czym wspięła się po schodach z nakrapianego marmuru na piętro sypialni. Na miejscu wślizgnęła się pod puchową śnieżnobiałą kołdrę, a po chwili spała głębokim snem pod baldachimem ze strusich piór przetykanych srebrnymi drobinkami.
Nazajutrz obudziły ją promienie słońca na twarzy. Zerknęła odruchowo w lustro naprzeciw łoża. Z rozczulającym uśmiechem na ustach klasnęła w dłonie - przedtem potargane włosy ułożyły się w zgrabne, złociste loki. Wyczarowała niebieską, jedwabną suknię sięgającą ziemi z marszczeniami, podpiętą srebrną klamrą w pasie.
- Mogę z klasą rozpocząć dzień – odrzekła uśmiechając się promiennie do swego odbicia w lustrze.
Przeszła do salonu. Stąpała po marmurowych płytach w biało-szarą mozaikę wzdłuż okien z ciężkimi, rubinowymi
4
zasłonami. Stanęła przy długim, dębowym stole. Zamknęła powieki wizualizując soczyste maliny, dojrzałe jagody i poziomki. Stół wypełnił się paterami z leśnymi przysmakami. Zapragnęła towarzystwa przy posiłku, więc wezwała myślami Odina. Pojawił się z naręczem śnieżno-białych kwiatów zerwanych z krzewu na wzgórzu, zasadzonego przez królewnę potęgą wyobraźni a mocą płynącą z serca.
- Pięknie wyglądasz – skomplementował dziewczynę.
- Dziękuję, także za kwiaty – odparła wdzięcznie Pufeklidozja.
Z delikatnością ujęła je w dłonie, po czym umieściła w kryształowym, pękatym wazonie.
- Usiądź, proszę – zaproponowała, wskazując krzesło z drewna bukowego, wyłożone haftowaną poduszką.
Usiedli na przeciwległych krańcach stołu. Z upodobaniem kosztowali dary lasy. Rozgryzali owoce, póki słodycz nie rozpłynęła się w ustach. Po lekkim posiłku pobiegli w stronę tarczy słońca rzucającej złocisty blask na huśtawkę przyczepioną splecionymi lianami do gałęzi rozłorzystego drzewa. Siedzieli wtuleni w siebie, huśtając się w rytmie własnych serc. Z piersi dziewczyny ulatywały sarenki lekkie niczym chmurki i
5
wzbijały się tuż nad ziemię. Nabierały masy z pokonowaną odległością, dopóki nie zamajaczyły w oddali znikając w głębi lasu.
Kraina rozrastała się z napływem miłości młodych ludzi. Może zamieszkalibyśmy w ich królestwie, gdyby osiągnął rozmiary ziemi. Niestety dziewczyna zapragnęła zamienić się w ptaka. Marzeniem królewny stało się odfrunąć w skrzydlatej postaci na odkrycie nieznanego lądu. Mewy wyszeptały Pufeklidozji, że kwiaty po drugiej stronie morza mają niezwykły zapach, a w lesie mieszkają przeróżne, fantastyczne gatunki zwierząt. W przyodzieniu z piór frunęła dopóki nie dostrzegł tego władca, wpuszczając dziewczynę w wir wiatru. Zrzucił ją na brzeg oceanu. Z obawy, że próbuje opuścić go na zawsze zamienił ją w syrenę. Odtąd mogła poruszać się jedynie po głębi oceanu.
Po paru dniach Pufeklidozja zatęskniła za zwierzętami w lesie. Wezwała Odina, prosząc żeby cofnął czar.
- Mój drogi, pozwól mi zejść na ląd. Potrzebuję nóg, żeby nacieszyć się lasem, porozmawiać ze zwierzętami.
- Przykro mi, ale nie mogę ryzykować ponownej ucieczki – zadecydował władca.
- Wyfrunęłam z zamiarem
6
powrotu – odparła zgodnie z prawdą.
- Według legendy po drugiej stronie brzegu mieszkają niebezpieczne zwierzęta w mrocznym, gęstym lesie. Nie sądzę, żeby było tam bezpiecznie – odparł Odin.
Obrażona królewna postanowiła uciec przy nadarzającej okazji. Zaprzyjaźniła się z niebieskim delfinem. Pływała radośnie na grzbiecie za dnia, a nocą zasypiała ukojona szumem fal. Pewnego popołudnia usłyszała nowinę roznoszącą się wśród mieszkańców rafy koralowej, że władca morza i wichru pomknął do podwodnej pieczary sprawdzić doniesienie o wężowym smoku. Nie zwlekając podpłynęła do błękitnego kompana.
- Przyjacielu, zabierz mnie na drugi brzeg – poprosiła.
Uroczy delfin ochoczo pokiwał pyszczkiem. Usadowiła się wygodnie na gładkim, lśniącym grzbiecie. Mknęli po morzu kołysząc się na falach, a gdy dotarli na skraj lądu królewna pocałowała przyjaciela w czoło, gładząc błękitną skórę połyskującą w promieniach słońca. Promień miłości wyszedł z serca syreny przekształcając ogon w nogi. Uciekła w głąb lądu z zamiarem ukarania Odina.
- Skoro nie ufa mi, to prędko nie wrócę - jak postanowiła, tak zrobiła,
7
a władca morza i wichru szukał Pufeklidozji w głębinach swego królestwa. Nawoływał ją w lesie, ale beskutecznie. Mijały lata, a królewna wciąż nie wracała. Nie wiedział, że zabrnęła do krainy ludzi. Dotarła na naszą przestrzeń przez ukryty w gąszczu lasu portal, nim zdążyła zapoznać się ze zwierzętami przed którymi przestrzegał ją Odin.. Zachłysnęła się błękitną planetą, a poza tym (na nieszczęście władcy ) nawet nie bardzo wiedziała jak wrócić. Wyszła na brzeg jeziora. Spokojna tafla odbijała majestatycznie osadzone drzewa z soczyście zielonymi liśćmi. Wokół popołudniowe słońce roztaczało blask. Na skraju plaży siedział młody człowiek z wędką. Podeszłą do niego, aby przywitać się.
- Witam. Czarujące miejsce. Czy mógłby pan opowiedzieć mi o nim.
- Jestem Jan – przedstawił się chłopak.
- Pufeklidozja – odrzekła.
Tak poznała rybaka o złotym sercu. Zamieszkała w jego drewnianym domu. Na zewnątrz powiewał hamak na wietrze. Prowadziła spokojny, sielski żywot. Jan zabierał ją na wyprawy niebieską łódką w żółte pasy. Czas mijał, a dziewczyna zapomniała o dotychczasowym życiu, bowiem wiatr
8
ziemski porywa wspomnienia z odległych krain, także te o źródle pochodzenia. Czasem tylko, jak zapatrzyła się w horyzont miała wrażenie, że pochodzi nie z tego świata i, że zostawiła coś, co było bliskie jej sercu. Ogarniał ją zwykle w takich momentach nieuzasadniony żal, który prędko rozpraszał się na widok szczerego uśmiechu rybaka na tle sielankowego pejzażu jeziora.Wystarczyło jej, że w trudnych chwilach mogła podziwiać cudowny krajobraz w obecności przyjaciela. Żyli na łonie natury długo i szczęśliwie.
9