Pióromani - konstruktywny portal pisarski
zygzak

Załóż pracownię
Regulamin

Dzisiaj gości: 111
Dzisiaj w pracowni: 0
Obecnie w pracowni:
ikonka komentarza

Wyprawa do Petersburga - część IIikonka kopiowania

Autor: Mroffka twarz żeńska

grafika opisu

rozwiń




- Cześć wszystkim! - zawołała od progu ale w oczach Dimy i Zoi nie dostrzegła entuzjazmu - Co się stało? Umarł ktoś, że macie takie smętne miny?
- Nie, nic się nie stało ale idź do Prałowa. Chce cię widzieć - odparła niechętnie Zoja.
- Nie wiecie dlaczego? - Sonia zwietrzyła podstęp. Pokiwali przecząco, acz mało przekonywująco.
- Chciał mnie pan widzieć - powiedziała wchodząc do biura Prałowa.
- Tak, siadaj - wskazał jej krzesło. Kiedy usiadła chwilę się wpatrywał w jej oczy. Pomyślał, że żal mu tej młodej, sympatycznej dziewczyny nie tylko dlatego, że musi ją zwolnić ale też dlatego, że jest ofiarą manipulacji, a do tego ze strony swojego narzeczonego, czyli człowieka, z którym zamierza związać swoje dalsze życie. Wiedział, że nie działa to na korzyść ich wspólnej przyszłości.
- Soniu - powiedział - Widzisz, mamy przejściowe problemy finansowe. Musimy szukać oszczędności gdzie się da.
- A co ja mam z tym wspólnego?
- Musimy ciąć etaty. Muszę cię zwolnić...
- Ale jak to? - krzyknęła - Przecież był pan zadowolony z mojej pracy. Niedawno pan mnie zatrudnił, a teraz zwalnia?
- Tak, Soniu. Jestem zadowolony z

1




twojej pracy, ale to nie o to chodzi. Rozumiesz, że jak się tnie etaty, to zaczyna się od pracowników z najkrótszym stażem, a w naszym przypadku niestety, to jesteś ty.
- Dobrze - Sonia się poddała. Załatwili formalności, wstała i jakby dźwigając olbrzymi ciężar na swoich barkach, wyszła zamykając za sobą cicho drzwi. Kiedy przechodziła obok baru, rzuciła do Zoi i Dimy:
- Zwolnił mnie. Już z wami nie pracuję. Powiedział, że są problemy finansowe i musi ciąć etaty.
Dima i Zoja wymienili spojrzenia.
- Nieprawda! - powiedziała w końcu Zoja - Nie ma żadnych problemów finansowych! Twój narzeczony tu był i wymógł na Prałowie twoje zwolnienie!
- Zoja! - krzyknął Dima - Weź się do pracy!
- Co?! - Sonia zaniemówiła - Igor tu był?
- Tak, był. I to jego zasługa, że już z nami nie pracujesz.
- Zoja, zamknij się i do roboty! - Dima stracił cierpliwość. Zoja z wściekłością złapała tacę i podeszła do stolika, przy którym właśnie usiadła młoda para.
- To prawda, co ona mówi? - Sonia miała iskierkę nadziei, że to jedna wielka pomyłka, a Igor wpadł tu tylko na kawę.
- Przykro mi - powiedział DIma zdejmując kolejny

2




kieliszek ze stojaka - Był tu. Nie wiem o czym rozmawiali ale tak, to on załatwił ci zwolnienie.
- To do widzenia - powiedziała cicho. Wyglądała jak anioł, komu ktoś brutalnie obciął skrzydła. Kiedy wyszła, usiadła na najbliższej ławce. Miała mętlik w głowie. Spojrzała gdzieś w dal. Zdawała się patrzeć ale nie widzieć. Czuła się taka samotna, bezradna i opuszczona. Osaczona i ubezwłasnowolniona. Niemalże jak w jakimś reality show pod nadzorem Igora. Po chwili jakby sobie o czymś przypomniała. Wsiadła do auta i energicznie wcisnęła pedał gazu. Było już ciemno, kiedy zajechała pod dom Siergieja. Niemalże wyskoczyła z auta. Czuła, że on ją zrozumie, że będzie się mogła wypłakać w jego ramię, a on okaże jej wsparcie. Tego w tej chwili pragnęła. Zrozumienia i wsparcia, które było jej teraz bardzo potrzebne. Chciała, by ją przytulił i pocieszył, zapewnił poczucie bezpieczeństwa, które zawsze u niego znajdywała. Energicznie zapukała do drzwi. Doznała szoku, kiedy otworzyła jej Nina w krótkim, błękitnym szlafroku.
- Czego tu chcesz, przybłędo? - zapytała, a wrogość w jej głosie była aż nadto wyczuwalna.
- Co ty

3




tutaj robisz? - Sonia nawet nie próbowała ukryć zaskoczenia.
- Ja tu mieszkam - na twarzy Niny pojawił się triumfalny uśmiech.
- Od kiedy?
- Nie twoja sprawa. Ale coś ci powiem, bo widzę że nie wiesz. Spodziewamy się z Siergiejem dziecka, rozumiesz?
- Nie wierzę - wybełkotała Sonia - Kiedy to się stało?
- A czy to ważne? - Nina wzruszyła ramionami - Ale jak chcesz wiedzieć, stało się to po gali. Czekał w szatni na mnie, dlatego się tak szybko ciebie pozbył.
Sonia nie była w stanie wykrztusić słowa. To, co mówiła Nina miało sens.
- Jeszcze jakieś pytania? - Nina oparła się o futrynę - To szybko, bo idę robić kolację.
- Który to miesiąc?
- Trzeci. Policz sobie, chyba pamiętasz kiedy była gala. Za pół roku zapraszam na chrzciny. A póki co, won z mojego domu!
Sonia poczuła się pokonana. Nina, z szyderczym uśmiechem na twarzy patrzyła, jak młoda dziewczyna wsiada do auta i odjeżdża.
Siergiej odłożył sztangę na stojak. Sięgnął po ręcznik i przetarł spoconą twarz. Wychodząc z siłowni zobaczył, że Nina zamyka drzwi wejściowe.
- Był tu ktoś?
Nina aż podskoczyła. Szybko jednak odzyskała zimną krew.
- Nie, nikogo nie

4




było - odparła z uśmiechem - Wydawało mi się, że ktoś pukał.
Siergiej, dla pewności, podszedł do drzwi, ale po aucie Soni nie było już śladu. Tymczasem ona pokonywała drogę powrotną z zawrotną prędkością, zdecydowanie wyższą od dozwolonej. Zdawała sobie doskonale sprawę, że jedzie za szybko, ale było jej już wszystko jedno. Nie miała pomysłu co dalej począć, gdzie pójść, komu zaufać. Miała wrażenie, że w którą stronę by nie poszła, wszędzie zderzała się z murem. Dokąd ma wracać? Do Igora? Do Leny? Miała dość.
- Jak oni mogli mi to zrobić?! - zapytała samą siebie - Igor, to twoja wina!
Sięgnęła do leżącej na siedzeniu obok torebki.
- Teraz ode mnie usłyszysz - pomyślała, że jest gotowa by mu wszystko powiedzieć i że nie będzie czekała. Powie mu teraz, w tej chwili. Zaczęła przeszukiwać jedną ręką torebkę, drugą trzymając kierownicę. W końcu udało jej się zlokalizować telefon, jednak szamocząc się z torebką uzyskała tylko tyle, że cała jej zawartość, w tym telefon, wysypała się na podłogę.
- Cholera! - zaklęła i schyliła się, by go podnieść. Przez ułamek sekundy straciła drogę z

5




oczu. Ten ułamek wystarczył, by nie zauważyła zakrętu, na którym jej auto przebiło barierkę i sturlało się z ostrego zbocza. Sonia już po pierwszym uderzeniu głową w sufit straciła przytomność. Po kilku obrotach, auto w końcu zatrzymało się na jakimś drzewie. Wokół panowała cisza i mrok.
Tymczasem w Petersburgu Lena nerwowo chodziła od okna do okna. Na dźwięk telefonu aż podskoczyła.
- Sonia? - zapytała z nadzieją - A, to ty - jej entuzjazm wyraźnie osłabł, gdy usłyszała głos Igora.
- Jest już w domu?
- Nie, nie ma. I nie wiem gdzie jest. Nie odbiera telefonu, w restauracji też nie mają pojęcia gdzie może być. Ta kelnerka, która z nią pracowała mówiła, że była bardzo przybita, kiedy wychodziła. Zwolnili ją.
Igor już wiedział, że to on stoi za zniknięciem Soni, że wiąże się to ściśle z jego wizytą w restauracji. Ale mleko się już rozlało.
- Jezu, gdzie ona jest - powiedział łamiącym się głosem - To moja wina. Kurwa, moja wina...
- Co ty zrobiłeś?
- To ja kazałem im ją zwolnić. Nie chciałem jej narażać, chciałem dobrze.
- Igor, ty popadasz w paranoję. Po tym, co mówisz myślę, że masz rację. To

6




twoja wina. I Sonia też ma rację. Kiedyś byłeś inny. Było spokojnie, a ona szczęśliwa.
- Po co ona tu przyjeżdżała, po co? - pytał bardziej sam siebie niż Lenę - Siedziałaby w tym swoim Wrocławiu. Może ja bym tam się przeprowadził. A teraz nie mam pomysłu, gdzie jej szukać...
- Dobrze - Lena postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, bo zauważyła, że Igor traci zdrowy rozsądek - Obdzwonię szpitale, a ty podzwoń po komisariatach policyjnych.
- Policja? Oszalałaś?
- Nie. Może nic się nie stało i na przykład aresztowali ją tylko za włóczęgostwo - spojrzała na zegarek - Dochodzi północ, więc są szanse...
- Nie. Ja zadzwonię do szpitali, a ty po komisariatach - powiedział zdecydowanie - Jestem prawnikiem...
- Dobrze, to na razie - Lena zakończyła rozmowę nim Igor zdążył odpowiedzieć. Otworzyła laptop i wpisała w wyszukiwarkę frazę "komisariaty policji Petersburg". Sięgnęła po telefon, który zadzwonił jak na zawołanie. Zobaczyła, że to Sonia.
- Jezu, gdzie ty się Soniu podziewasz?! - niemalże krzyknęła - My tu z Igorem odchodzimy od zmysłów - wzięła wdech ale w słuchawce panowała głucha cisza.
- Sonia? -

7




zapytała niepewnie. Usłyszała niemalże niesłyszalny szept.
- Lena... ja umieram....
- Boże - krzyknęła do słuchawki Lena - Gdzie jesteś?! Powiedz, gdzie jesteś, a ja zaraz tam będę! Skarbie, przyjadę po ciebie, tylko powiedz gdzie... - wytarła rękawem łzy. W słuchawce ponownie zapadła cisza.
- Nie wiem... nie wiem, gdzie jestem... miałam wypadek... wszędzie jest mnóstwo krwi... Lena...
- Tak, skarbie - Lenie łzy płynęły jedna za drugą.
- Powiedz Igorowi...
- Wszystko - Lena rozmawiała z Sonią, druga ręką wystukując numer Igora na telefonie stacjonarnym - Mów do mnie, słonko. Nie zasypiaj, rozmawiaj ze mną...
- Powiedz mu, że ja... - Lena delikatnie odłożyła telefon komórkowy na kanapie, wzięła słuchawkę stacjonarnego i wyszła do drugiego pokoju.
- Halo - odezwał się Igor.
- Igor, Sonia dzwoniła...
- Dzięki Bogu - odetchnął z ulgą.
- Nie ciesz się, miała wypadek samochodowy.
- Jaki wypadek?! - krzyknął.
- Zamknij się i słuchaj - przerwała mu - Mam ją na komórkowym. Możesz chyba namierzyć jej telefon?
- Że też sam na to nie wpadłem. Bez problemu go znajdę.
- To zrób to i wyślij tam karetkę. Ja będę z nią

8




rozmawiać - zakończyła rozmowę nie dając Igorowi szansy wypytania o stan Soni. Poszła do pokoju i wzięła telefon komórkowy akurat w chwili, kiedy Sonia mówiła:
- ... i dlatego teraz mnie to spotkało.
- Słoneczko, wszystko będzie dobrze, pomoc jest w drodze. Wytrzymaj, błagam cię wytrzymaj...
- Wiesz, tu jest tak zimno...
- Boże, Sonia - Lena rozpłakała się w głos - Co ja bym dała, żeby być teraz przy tobie.
- To kara boska...
- Jaka kara? Co ty mówisz?
- Tak. Za Igora i Siergieja.
- Soniu, a powiedz mi, co widzisz przed sobą? - Lena zganiła się, że wcześniej na to nie wpadła - Rozejrzyj się i powiedz, co widzisz.
- Ciemno... widzę gwiazdy i las...
- Co ty w lesie robiłaś? - wyrwało się Lenie.
- Byłam... ja byłam u Siergieja...
- No i co ci powiedział? - Lenę to nieszczególnie interesowało, ale chciała by Sonia z nią rozmawiała. Była przekonana, że dzięki temu nie straci przytomności - O czym rozmawialiście?
- Nie... rozmawialiśmy... On...on będzie miał dziecko z tą Niną... Są razem...
- Jesteś pewna?
- Ona mi to powiedziała... Mieszka u niego... Lena...
- Tak, kotku...
- Ja nie mam siły... Nie czuję nóg...
Lena

9




zamknęła oczy, a po policzkach znów popłynęły jej łzy.
- Nie rozłączaj się, tak ci się tylko wydaje. Soniu błagam, nie rozłączaj się! - krzyczała, ale w słuchawce słyszała tylko, jak Sonia usiłuje rozpaczliwie oddychać.
- Sonia! - krzyknęła ale odpowiedziała jej głucha cisza.
Tymczasem Igor trzęsącymi się rękoma usiłował namierzyć na komputerze telefon Soni. Gdy mu się to udało, złapał za słuchawkę i wybrał numer alarmowy. Kiedy zgłosiła się dyspozytorka powiedział:
- Moja narzeczona miała wypadek samochodowy.
- Jakie ma obrażenia? Czy jest przytomna?
- Kurwa! - wrzasnął do słuchawki - Nazywam się Igor Szołow, a teraz podaję ci namiar, gdzie się znajduje, więc bierz długopis i pisz bo was rozniosę na strzępy!
- Proszę podać - powiedziała ostrożnie kobieta. Była wyraźnie wystraszona, chociaż z pewnością niejedno już słyszała - Już wysyłam karetkę, proszę poczekać na linii - po chwili ponownie zwróciła się do Igora - Karetka w drodze. Czy teraz jest mi pan w stanie powiedzieć coś więcej o jej stanie? Będę to mogła przekazać ekipie ratunkowej, żeby wiedzieli czego się mogą spodziewać.
Uświadomił

10




sobie, że właściwie nic o obrażeniach i stanie Soni, nie wie.
- Proszę poczekać, zaraz się dowiem - przełączył telefon i zadzwonił do Leny.
- I co z nią?
- Igor, jest źle - Lena nie owijała w bawełnę - Chyba straciła przytomność. Powiedziała, że nie czuje nóg, a wokół jest dużo krwi...
- Jezu - zakrył dłonią twarz, wrócił do dyspozytorki i przekazał drastyczne szczegóły, a do Leny rzucił:
- Jadę tam. Wiem, która to droga.
- Igor, poczekaj! - zawołała
- Mów szybko!
- Ona była u Siergieja. Od niego wracała...
Igor z trudem przełknął ślinę. Zabolało.
- To nie ma teraz znaczenia. Najważniejsze, żeby wyszła z tego cało. Na ile to jest możliwe - dodał z trudem - Reszta nie jest teraz ważna. Jadę do niej - rzucił i zakończył rozmowę.
Lena ukryła twarz w dłoniach.
Karetka pogotowia zbliżała się do feralnego zakrętu rozświetlając migającym, niebieskim neonem mrok. Z rzadka mijali jakiś samochód. Dojechali do zakrętu, a wyrwana barierka była potwierdzeniem, że dobrze trafili. Z karetki wybiegł lekarz i sanitariusze.
- Wezwijcie straż pożarną! - krzyknął do kierowcy jeden z sanitariuszy - Trzeba wyciągnąć

11




auto!
- Najpierw ją trzeba wyciągnąć - odparł lekarz wpatrując się w kontury pogiętej blachy - Nie mamy czasu na czekanie - dał znak kierowcy by ustawił karetkę tak, aby jej reflektory oświetlały możliwie najlepiej miejsce wypadku. Wziął w rękę spora torbę ze sprzętem. Kiedy dotarli na miejsce, pojęli skale zniszczeń. Auto praktycznie nie miało przodu. Boki były poobijane w wyniku sturlania się ze zbocza. Sonia była nieprzytomna. Miała rozbita głowę i sądząc po ilości krwi, znaczne obrażenia dolnych części ciała. Lekarz złapał, bez większych nadziei, za klamkę powyginanych drzwi od strony kierowcy. Niestety, otwarcie ich było niemożliwe.
- Nie pomożemy jej, jeśli nie otworzymy tych pieprzonych drzwi! - krzyknął.
- Zaraz - powiedział jeden z sanitariuszy - Tędy można - wszedł na zgniecioną maskę, złapał za odstającą ramę przedniej szyby i szarpnął z całej siły. O dziwo, szpara powiększyła się. Po drugim szarpnięciu rama puściła i wraz z popękaną, ale w jednym kawałku, szybą odpadła od auta. Jeden z sanitariuszy ustawił na masce nieduży, przenośny reflektor. Lekarz z trudem wszedł do wraku. Złapał Sonię

12




za przegub dłoni.
- Żyje, jest puls! - krzyknął. Wyjął z torby ampułkę i strzykawkę. Odpiłował szyjkę, ułamał, napełnił strzykawkę i zrobił Soni zastrzyk. Zaczął opatrywać rany. Sonia powoli otworzyła oczy.
- Słyszy mnie pani? - nieznacznie kiwnęła głową - Proszę uścisnąć moją rękę - poczuł delikatny uścisk.
Igor zbliżał się do miejsca wypadku z prędkością nie mniejszą, niż karetka. Z piskiem opon zatrzymał auto obok niej, wyskoczył, podbiegł do krawędzi zbocza i spojrzał w dół. Poczuł, jak krew w jego żyłach się gotuje. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby z tego nie wyjść, ale patrząc na pobojowisko wiedział już, że jest to bardzo realne.
- Boże - wyszeptał i zbiegł na dół. Odepchnął jednego z sanitariuszy.
- Sonia! - zawołał i wskoczył na maskę.
- Co pan, do cholery robi? - krzyknął lekarz.
- To moja narzeczona!
- Jeden z sanitariuszy złapał go za ramię i zapytał spokojnie, ale stanowczo:
- W tej chwili ratujemy ofiarę wypadku. Czy chce pan, żebyśmy w raporcie musieli wpisać "wypadek ze skutkiem śmiertelnym"?
Podziałało. Igor zbladł i odskoczył od auta jak oparzony, a

13




ekipa wróciła do swoich zajęć. Nagle wszyscy usłyszeli głośną syrenę wozu strażackiego. Strażacy byli przygotowani na to, co zastaną. szybko i sprawnie zabrali się do pracy. Po kilku minutach nożyce do cięcia blachy wbiły się w ukochane Mini Soni, które teraz nie było niczym innym, niż kupą złomu. Igor patrzył, jak drzwi od strony kierowcy są cięte bezlitośnie, a sanitariusze wyjmują nieprzytomną Sonię z auta. Usiadł pod najbliższym drzewem. Nie mógł utrzymać się na nogach. On, zawsze silny, nie okazujący żadnych emocji czy słabości. Jedyną jego słabością była ona. Nie wyobrażał sobie świata bez Soni. I nagle stało się to bardzo realne, możliwe. Czuł się taki bezradny. Miał wrażenie, że to koszmarny sen i zaraz się z niego obudzi, że to nie dzieje sie naprawdę, albo nie dotyczy jego. Poniósł się z trudem, kiedy sanitariusze umieścili Sonię bezpiecznie na noszach. Zwrócił uwagę, że jej jasne dżinsy niemal w całości pokryte były krwią. Wolał nie myśleć, w jakim stanie muszą być jej nogi. Wspiął się za nimi na szosę.
- Mogę z wami jechać? - zapytał z nadzieją.
- Niestety, nie - sanitariusz już miał

14




zamknąć drzwi, ale Igor je przytrzymał.
- Do którego szpitala ją zabieracie? - kiedy sanitariusz podał adres, Igor puścił klamkę. Patrzył jak karetka znika za zakrętem, a strażacy pakują sprzęt. Chwiejnym krokiem podszedł do swojego Audi. Ruszył szybko za karetką. Zdawał sobie sprawę, że nie podniósłby się po śmierci Soni. Nigdy nie byłby już tym, kim jest. Do szpitala dotarł krótko po karetce. Wbiegł na oddział ratunkowy. Rozejrzał się i dostrzegł coś na kształt recepcji.
- Szukam narzeczonej. Przed chwilą ją przywieziono z wypadku - powiedział szybko.
Dziewczyna spojrzała na niego ze współczuciem.
- Tamte drzwi na końcu korytarza, tam jest... - Igor nie słuchał więcej, ale puścił się biegiem we wskazanym kierunku. Energicznie złapał za klamkę, otworzył drzwi i zamarł. To, co zobaczył sprawiło, że bezradnie osunął się na podłogę. Zobaczył Sonię, nieprzytomną, podłączoną do aparatury monitorującej funkcje życiowe, a wykres pracy jej serca przedstawiał linię ciągłą. Nawet on wiedział, co to oznacza. Widział, jak lekarz bierze uchwyty defibrylatora, pielęgniarka smaruje je żelem, przykłada do piersi Soni

15




i mówi:
- Strzelamy! - po czym ciało Soni wygina się nienaturalnie na moment, ale linia pozostaje niewzruszona. Igor ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się. Czuł, jak część jego serca także umiera. Spojrzał na lekarza powtarzającego procedurę z defibrylatorem. Kiedy powiedział:
- Strzelamy! - Igor zamknął oczy.
- Wróć do mnie - pomyślał - Soniu wróć, do kogokolwiek, ale wróć.
Po chwili usłyszał jak lekarz mówi:
- Mamy ją - a linia monitora pokazała, że Sonia rzeczywiście wróciła.
- Co pan tu robi?! - zawołała pielęgniarka - Proszę stąd iść i nie przeszkadzać, proszę poczekać na korytarzu!
Igor wyszedł z sali, nie miał już siły by się z nią kłócić. W innej sytuacji postawiłby na swoim ale teraz już nie był w stanie. Usiadł na najbliższym krzesełku i wyjął telefon. Miał kilkanaście nieodebranych połączeń. Wszystkie od Leny. Oddzwonił.
- Sonia jest w szpitalu - powiedział, kiedy odebrała - Ale nie przyjeżdżaj tutaj. Jak będzie wiadomo co i jak to dam ci znać - nie czekając na odpowiedź, rozłączył się. To była najdłuższa noc w jego życiu. Snuł sie po korytarzu jak cień. Owszem, mógł wykorzystać

16




swoje koneksje i nazwisko, by dowiedzieć się wszystkiego, ale nie chciał. Po prostu się bał. Bał się tego, co mógł usłyszeć. Pocieszał sie jedynie tym, że skoro nikt nie wyszedł i nie powiedział, że Sonia nie żyje, to znaczy, że walczy. Walczy ona i lekarze. Walczą o nią, czyli jest szansa, że może nie jest aż tak źle. Kiedy z sali wyszedł lekarz, dobiegł do niego i złapał za rękę niczym rozbitek łapiący tratwę ratunkową.
- Co z nią, panie doktorze? Będzie żyć? Wyjdzie z tego? - zasypał go gradem pytań. Lekarz spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.
- A pan kim jest?
- Jestem narzeczonym.
- Narzeczony... - po chwili dodał - Tak, będzie żyła.
Igor jednak nie usłyszał w jego głosie tej nuty satysfakcji, jaka towarzyszy lekarzowi, kiedy uratuje życie człowieka. Pojął, że coś jest nie tak.
- Będzie żyła, ale...
- Zapraszam do gabinetu. Nie będziemy o tym rozmawiać tutaj.
Igor poszedł za lekarzem jak skazaniec prowadzony na szafot. Kiedy zamknął za sobą drzwi gabinetu, lekarz wskazał mu krzesło i powiedział:
- Pana narzeczona miała naprawdę dużo szczęścia. Nie ma żadnych złamań. Jest to wręcz niepojęte. Nie

17




wiem jednak czy pan wie, ale była w ciąży. Niestety, nie udało się uratować dziecka. To jakiś drugi miesiąc był...
Igor spojrzał na lekarza jakby zobaczył ducha.
- W ciąży? - wydukał ciężko.
- Tak. Niestety, w wyniku wypadku, poroniła.
- O Boże...
- Przykro mi. Nic nie mogliśmy zrobić. Kiedy ją do nas przywieziono, już było po wszystkim. Myślę, że to się stało krótko po wypadku. I tak straciła dużo krwi. Jest w stanie stabilnym. Będziemy ją monitorować.
- Matko Boska - Igor ukrył twarz w dłoniach. Usiłował pozbierać myśli. Przestawał panować nad sytuacją. Powoli podniósł się z krzesła - Coś jeszcze chce mi pan powiedzieć?
- Nie, to na razie wszystko. Gdyby coś się zmieniło...
Igor wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki wizytówkę i podał lekarzowi.
- Będę jakiś czas w szpitalu, gdyby jednak jej stan... Gdyby się coś zmieniło, proszę dzwonić.
- Oczywiście.
- Do widzenia - wyszedł z gabinetu i usiadł na najbliższym krzesełku. Nie był w stanie wysłuchać więcej ponad to, co już wiedział. Zastanawiał się, jak powiedzieć Soni o czymś tak strasznym. Tak bardzo chciała mieć dziecko. On też. Nigdy nie

18




planowali, ale wychodzili z założenia, że jeśli będzie, to będą szczęśliwi. Pytał siebie dlaczego akurat teraz zaszła w ciążę? Dlaczego nie wtedy, kiedy on bywał w Polsce? Tylko teraz. Był pogrążony w myślach, kiedy podeszła do niego pielęgniarka.
- Proszę pana - położyła mu rękę na ramieniu. Zerwał się na równe nogi.
- Boże, co się stało?!
- Nic. Wszystko w porządku. Pana narzeczona jest na intensywnej terapii. Jest w śpiączce farmakologicznej. Teraz jej pan nie pomoże. Proszę wrócić do domu i samemu wypocząć. Nic tu po panu.
- A mogę... Chciałbym na chwilę chociaż... - pielęgniarka pojęła, o co chciał zapytać.
- Proszę iść ze mną, zobaczy pan ją ale tylko na chwilę.
Kiedy ubrał fartuch i maseczkę i wszedł do sali, w której stało łóżko z nieprzytomną Sonią, zamarł. Wyglądała strasznie. Była blada, na rozciętym łuku brwiowym widniały trzy niewielkie szwy. Okolica lewego oka nabierała coraz ciemniejszych kolorów i nienaturalnej wielkości.
- Wystarczy, idziemy - zadecydowała pielęgniarka. Nie protestował. Poszedł na parking, wsiadł do auta i pojechał do Leny.
- Matko Boska - ukryła twarz w

19




dłoniach, kiedy skończył opowiadać - I co teraz będzie? Kto jej o tym powie?
- Nie wiem, Lena. Po prostu nie wiem. Chyba pierwszy raz w życiu nie mam pomysłu jak to zrobić. Tak bardzo chciałem mieć z nią dzieci. Właśnie z nią, z nikim innym. To był mój syn, albo moja córka. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co będzie czuła, gdy się o tym dowie. Gdy pojmie, że straciła dziecko.
- Może lepiej by było, żeby jej o tym teraz nie mówić?- zaproponowała Lena.
- Tez o tym pomyślałem. Niech najpierw dojdzie do siebie.
- Nie mów jej - Lena położyła dłoń na ramieniu Igora - Bardzo ci współczuję, Igor. Obydwojgu wam współczuję...
Igor rozpłakał się jak dziecko.
- Lena, nie chce iść do domu. Mogę przenocować u ciebie? Nie chcę być sam, boję się Lena...
- Jasne, że możesz. Chodź, pokój Soni jest pusty, tam się prześpisz.
Irina Strugowa zamknęła leżącą przed nią teczkę. Uśmiechnęła się i powiedziała do siedzącego przed nią prawnika:
- No, teraz Czukow trafi za kratki. Z tego się już nie wyłga. Mam nadzieję, że wreszcie się to wszystko skończy.
- Rzeczywiście, to cud. Ale skąd pani ma to nagranie?
- To

20




nieistotne. Ważne, że jest. Dzięki niemu Czukow dostanie to, na co zasłużył.
- Nie boi się pani, że dotrze do sędziego? Wie pani, o co mi chodzi.
Irinie uśmiech zniknął z twarzy.
- Szczerze mówiąc, trochę się tego obawiam. Ale w tej kwestii nic nie mogę zrobić. Sędzia Morozow nie ma najlepszej opinii. Istnieje szansa, że Czukow będzie chciał na niego wpłynąć.
- I co wtedy zrobimy?
Irina spojrzała na mężczyznę z politowaniem.
- Czy ja muszę o wszystkim myśleć? Może, dla odmiany, ja usłyszę od pana jakąś propozycję?
- Noo... - zaczął nieporadnie.
- Tak myślałam - strzepnęła papieros do popielniczki i rozsiadła się wygodnie w fotelu. Zdała sobie sprawę, że nie może liczyć na jego pomoc.
Kiedy Igor otworzył oczy, Lena jeszcze spała. Wziął szybki prysznic. Spojrzał w lustro. Miał podkrążone oczy, był niewyspany, miał w nocy koszmary, budził się kilkakrotnie. Ubrał się i cicho wymknął z mieszkania Leny. Od razu skierował się do szpitala. Po drodze, w szpitalnej kwiaciarni, kupił wielki bukiet białych róż. Zanim poszedł do Soni, wstąpił do gabinetu lekarza.
- Panie doktorze, mam prośbę - powiedział siadając -

21




Moja narzeczona straciła dziecko, oboje straciliśmy - poprawił się - Jednak nie chcę, by się o tym dowiedziała. Przynajmniej na razie. Chcę, aby doszła do siebie.
Lekarz chwilę myślał, po czym powiedział:
- Dobrze. Myślę, że to w obecnej sytuacji nie jest złym pomysłem. Przekażę to pielęgniarkom. Acha, pana narzeczona jest przytomna.
- Wspaniale! - ucieszył się. Nie czekał na to, co jeszcze ma do powiedzenia lekarz, tylko złapał bukiet i pobiegł do Soni. Cicho otworzył drzwi sali. Spojrzała na niego.
- Kotku, dzień dobry - powiedział, przysunął krzesło i usiadł obok łóżka. Wyglądała koszmarnie, ale nie dał tego po sobie poznać. Dla niego i tak była najpiękniejsza. Wziął jej dłoń i ucałował - Jak się czujesz kochanie?
- Słabo mi - powiedziała niemal szeptem - Co mi się stało? Powiedzieli, że miałam wypadek samochodowy.
- Tak kotku, to prawda. Twoje auto wypadło z drogi na zakręcie - popatrzył w jej migdałowe oczy, które tak kochał - Ale wszystko będzie dobrze, wyjdziesz z tego.
- Igor - wyciągnęła dłoń ku jego twarzy i otarł spływającą po policzku Igora łzę - Ja ci muszę coś powiedzieć. Ja wracałam...
-

22




Wiem skarbie, skąd wracałaś. Ale to nieważne. Najważniejsze jest teraz twoje zdrowie, reszta się nie liczy.
- Wiesz? - zdziwiła się - Skąd?
- Nie pamiętasz? Powiedziałaś Lenie, a ona mi.
- Rzeczywiście, zapomniałam - spojrzała w sufit, a z oczu spłynęły jej łzy. Odwróciła twarz w stronę Igora - Przepraszam. To nie tak jak myślisz. Ja...
- Skarbie - przerwał jej - To naprawdę nie ma znaczenia. Ważne, że żyjesz - skłamał. Bardzo go zabolało, że akurat u Siergieja szukała ukojenia.
- Naprawdę tak sądzisz?
- Tak, Soniu. Właśnie tak myślę - uśmiechnęła się do niego.
- Wstaw kwiaty do wody, bo zwiędną. Są takie piękne - po chwili jednak na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
- Co ci jest? Gorzej się czujesz? - zapytał nerwowo.
- Boli mnie głowa.
- Może pójdę po pielęgniarkę? Da ci jakąś tabletkę.
- Nie trzeba - spojrzała na Igora, a w jej oczach dostrzegł wyrzut - Ja wiem, że to ty kazałeś mnie zwolnić.
Poczuł się przyparty do muru.
- Kto ci powiedział? Ten menadżer?
- A jakie to ma teraz znaczenie? Liczy się fakt, że mnie osaczasz i kontrolujesz. Nie mogę się nigdzie ruszyć bez twojej wiedzy, nic zrobić bez

23




twojej zgody.
- Soniu, zapomnijmy o tym. Zacznijmy wszystko od nowa.
- Wiesz, co jest ostatnią rzeczą, jaką pamiętam sprzed wypadku?
- Co takiego?
- Telefon. Chciałam do ciebie zadzwonić. Byłam zła i chciałam ci to wszystko powiedzieć. Telefon wypadł mi z ręki, schyliłam się, by go podnieść. To się chyba wtedy stało. To wtedy auto musiało wypaść z drogi.
Igor zamknął oczy. Każde jej słowo było niczym nóż wbity w serce. Wiedział jednak, że na to zasłużył.
- Nie wiedziałem...
- To już wiesz. Tak się Igor nie da żyć.
- Dobrze skarbie, wszystko się zmieni.
- Tylko... - spojrzała Igorowi w oczy z obawą - Tylko ja nie wiem, czy mi jeszcze na tym zależy.
- Soniu - pobladł, a głos mu się łamał - Co ty mówisz?
- Tak. Nie wiem. Muszę to przemyśleć.
- Nie przekreślaj nas - żebrał ze łzami w oczach - Zawalczmy jeszcze...
- Idź już - spojrzała w okno - Chce mi się spać.
- Dobrze - pocałował Sonię w czoło - Przyjdę potem - wiedział, że nic tu po nim. Ociężale wstał i wyszedł z sali. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, jego bystry umysł przestawił się na zupełnie inne tory. Pomimo tragedii jaka spotkała jego i

24




Sonię, nie zapomniał o Irinie Strugowej i Czukowie, który wystosował pod adresem Soni konkretne groźby, a tego Igor nie wybaczał. Wyjął z kieszeni telefon. Wybrał numer i skierował się na parking.
- Cześć Wołodja, co dzisiaj robisz? - zapytał - Może zjemy dzisiaj obiad. co ty na to? W tej restauracji za rogiem, koło nas? Ok, to jesteśmy umówieni.
Igor pojechał do mieszkania, wziął szybki prysznic. Zmienił garnitur, ogolił się. Najbliższe spotkanie wiąże się ze sprawami zawodowymi i nie może być po nim widać, że ma jakiekolwiek problemy. Igor ich nigdy nie miał, a jeśli były, to nikt o nich nie wiedział. Nigdy nie był bohaterem żadnego skandalu, czy imprezy mimo, że jego koledzy takie zdarzenia mieli na koncie. Widywał wielu, którym przysłowiowa woda sodowa uderzyła do głowy. On był zawsze taki sam, dzięki czemu budził respekt i szacunek. Jako wyjątkowo przystojny mężczyzna, był obiektem westchnień wielu kobiet, jednak on był zawsze wierny Soni. Nie zdarzały mu się skoki w bok. Swego czasu Lenę podejrzewano o romans z nim, co bawiło ich obojga. Nigdy jednak nie złapano ich na kontaktach innych, niż te wynikające z

25




relacji asystentka - przełożony. Nigdy się z tego nie tłumaczyli i po jakimś czasie temat upadł.
Włodzimierz Wołkow był dobrym znajomym sędziego prowadzącego sprawę Czukowa. Igor nie mógł sobie pozwolić na łut szczęścia podczas ogłaszania wyroku. Musiał mieć pewność, że wszystko pójdzie po jego myśli. W jego planach nie było miejsca na przypadek. Po godzinie był już w kancelarii. Lena powitała go smętną miną.
- Byłeś u Soni?
- Tak, ale teraz nie chcę o tym mówić. Jeśli załatwisz najpilniejsze sprawy, to możesz iść wcześniej do domu. Jak chcesz, to wpadnij do niej. Ja mam dzisiaj pilne spotkanie.
- Jakie? - zapytała zdziwiona, jako że większość biznesowych spotkań Igora umawiała właśnie ona.
- Spotykam się na obiedzie z Wołodją Wołkowem.
- Nie przypominam sobie, żebyście się jakoś szczególnie lubili, więc zakładam że zawodowo?
Igor uśmiechnął się znacząco.
- Zapominasz o tym co o mnie mówią. Mnie podobno nikt nie lubi. Ale masz rację, spotkanie służbowe.
- A o czymś nie wiem? Jakie my mamy sprawy z Wołkowem?
- A jak się nazywa sędzia od sprawy Czukowa?
- No, Morozow.
- A kto jest najlepszym kolegą

26




Morozowa?
Lena pokiwała głową z uznaniem.
- Jezu Igor, ty to masz łeb. Myślisz, że to się uda?
- Na pewno. Morozow to tchórz, a Wołkow powtórzy mu każde słowo naszej rozmowy.
- Dobra - Lena spojrzała na leżący przed nią spory segregator - To rób, co chcesz, bo ja chcę dzisiaj wcześniej skończyć i jechać do Soni. Nie chcę wiedzieć, co ty jeszcze jesteś w stanie wymyślić.
Igor pewnym krokiem wszedł do restauracji, w której czekał na niego Wołodja Wołkow. Wołkow był młodym, dobrze zapowiadającym się prawnikiem. Z powodu ograniczeń czasowych, spotykali się rzadko. Wołkow, w przeciwieństwie do Magorskiego, miał w sobie więcej pokory i ciężko pracował na to, co do tej pory osiągnął. Nie miał tak błyskotliwego i lotnego umysłu jak Magorski, ale z powodzeniem nadrabiał skrupulatnością, profesjonalnym podejściem do pracy i pracowitością. Igor był zdania, że jeśli Magorski nie zacznie panować nad emocjami, Wołkow z pewnością odniesie znacznie większy sukces.
- Witaj Wołodja - uścisnęli sobie dłonie.
- Cześć.
- Zamówiłeś już coś? - zapytał Igor siadając na przeciw.
- Nie, czekałem na ciebie. Podobno dobry

27




strogonow tu mają.
Akurat podeszła młoda kelnerka, która przyjęła zamówienie.
- I dwie kawy do tego - Igor posłał jej jeden ze swych uśmiechów, powodujących szybsze krążenie krwi u każdej kobiety. Kiedy odeszła Wołkow nie wytrzymał i zapytał:
- Podobno zostawiłeś sprawę Czukowa. To prawda?
- Tak, rzeczywiście. Widzę, że dobre wieści szybko się rozchodzą.
- Czukow byłby pewnie odmiennego zdania. Jeśli to nie tajemnica, dlaczego to zrobiłeś? Takiego klienta się nie zostawia z dnia na dzień...
- Powiedzmy, że pojawił się niemożliwy do rozwiązania konflikt interesów. A ty nad czym pracujesz?
- Proszę bardzo, panów kawa - kelnerka sprawnie zdjęła z tacy filiżanki - Reszta zamówienia będzie za chwilę.
Odprowadzili wzrokiem jej długie nogi. Igor zreflektował się pierwszy.
- Sprawa rozwodowa. Winniccy się rozwodzą.
- I kogo trafiłeś?
- Alinę Winnicką. Wiesz, majątek ogromny, to i jest się o co bić.
- No, fakt - Igor wziął łyk pysznej, świeżo parzonej, mocnej kawy.
- A ty jak przewidujesz? Czukow się wywinie? Magorski podoła?
- Gdyby się przyłożył, to by podołał. Ale wątpię. Wszystko zależy od Morozowa. A propos,

28




wy się chyba przyjaźnicie?
- Przyjaźń to zbyt duże słowo - powiedział wyraźnie zmieszany Wołkow. Igor jednak doskonale wiedział, że obie rodziny się przyjaźnią i spotykają na gruncie prywatnym. Sędzia Morozow był wieloletnim znajomym rodziców Wołkowa.
- Powiem ci - zaczął Igor - Że swoją drogą, to ja Morozowa podziwiam. Odważny facet jest.
- Czemu? - Wołkow nie krył zdziwienia.
- Wiesz, o ile dobrze słyszałem, to kilka lat temu, kiedy jeszcze nie był tak znany, miał głośną sprawę związaną z molestowaniem dwóch dziewczynek.
Wołkow pobladł. Igor już wiedział, że trafił w samo sedno.
- Skąd o tym wiesz? - wyrwało się młodemu chłopakowi.
- Nie uwierzysz - ciągnął Igor - Jakiś czas temu, niedawno ktoś do mnie zadzwonił i opowiedział o tym. Facet powiedział, że jeśli jestem zainteresowany, to podeśle mi materiały, dokumenty, zdjęcia potwierdzające zarzuty, w zamian za nagłośnienie sprawy.
- Co to za facet? Nie przedstawił się?
- Nie. Zostawił tylko numer telefonu. Gdzieś w biurze go miałem. Wiesz, bo sobie tak myślę, że jeśli komuś zależy na zaszkodzeniu Morozowowi, to pewnie chętnie mu to wywlecze.

29




Szczególnie jeśli uzna, że Czukow jest winny, a mimo to omija go kara. Uważam, że nieprzypadkowo facet skontaktował się właśnie teraz. Wiesz przecież jak opinia publiczna jest żądna krwi i jak domaga się skazania Czukowa.
Wołkow nic nie odpowiedział. Igor wiedział zaś, że analizuje każde jego słowo.
- O, idzie nasze zamówienie - uśmiechnął się do kelnerki - Strasznie zgłodniałem.
Lena cicho przysunęła krzesło i usiadła przy łóżku przyjaciółki. Była przerażona tym, co zobaczyła. Soni twarz była opuchnięta, a wokół oczu widniały bordowo - żółte sińce. Zresztą i ręce miały podobne barwy. Lena rozpłakała się. Sonia powoli otworzyła oczy na tyle, na ile to możliwe i odwróciła twarz w stronę Leny.
- Lena... - wyszeptała.
- Tak, słonko? Jak się czujesz?
- Bywało lepiej - usiłowała żartować i uśmiechnąć się, ale opuchlizna twarzy skutecznie jej to uniemożliwiała.
- Może chcesz kogoś powiadomić? Może zadzwonię do twoich rodziców? - zapytała Lena, a Sonia ożywiła się.
- Nie! Nie chcę, żeby wiedzieli!
- Może jednak powinni wiedzieć? Jak zadzwonią, to co im powiem?
- Jak się do mnie nie będą mogli

30




dodzwonić, to zadzwonią do Igor, a on już z pewnością coś wymyśli. Najwyżej ustalcie wspólną wersję - powiedziała smutno, gdyż było to kolejne kłamstwo. Przez chwilę zapanowała cisza, po której Sonia powiedziała, jakby chcąc ulżyć swojemu cierpieniu. Nie fizycznemu, ale temu duchowemu.
- Jechałam tam z nadzieją... Tak bardzo pragnęłam pocieszenia...
- Gdzie?
- Do Siergieja. Tak bardzo chciałam, by wziął mnie w ramiona i zwyczajnie przytulił, zapewnił, że wszystko się jakoś ułoży, że będzie dobrze. Przy nim zawsze czuję się taka spokojna i bezpieczna. Nie spodziewałam się zastać tam Niny...
- Może ona tylko do niego wpadła? Może nie mieszkają...
- Mieszkają. Gdybyś ją widziała... Była taka pewna siebie. Nazwała mnie przybłędą i kazała się wynosić.
- Szmata jedna! - Lena nie potrafiła zapanować nad językiem po takim określeniu Soni przez Ninę.
- Nie mów tak. Wiesz, będą mieli dziecko. Powiedziała, że to się stało wtedy, po gali i że Siergiej pozbył się mnie tak szybko, bo czekał na nią.
- Może z tą ciążą to ściema? - zapytała Lena podejrzliwie.
- Nie, ona to miała wypisane na twarzy.
- To co teraz

31




zrobisz? Wrócisz do Polski? Czy dasz szansę Igorowi i wrócisz do domu?
- Lena, ja nie mam domu.
- Jak nie masz, a... - zaczęła ale urwała w pół słowa. Uświadomiła sobie, że w pewnym stopniu Sonia ma rację. Mieszkanie Leny nie było jej domem. Podobnie jak to kupione przez Igora. Nachyliła się nad przyjaciółką, pocałowała w czoło i powiedziała:
- Słoneczko, mój dom jest twoim domem, wiesz o tym.
- I co? Będę u ciebie mieszkała? Za darmo? Bo jak widzisz, jeśli podejmę pracę, Igor sprawi, że mnie zwolnią.
- Soniu, ja myślę że on żałuje - Lena nie chciała mówić przyjaciółce o groźbach Czukowa i dokładać jej stresu.
- A ja nie Ja myślę, że nie żałuje i że drugi raz postąpiłby tak samo.
- Ale on się po prostu o ciebie martwi. Nie chce, żeby ci się coś złego przytrafiło.
- Tak? Równie dobrze może mnie samochód na pasach rozjechać. I co, zamknie mnie w domu? Chyba tak najchętniej by postąpił.
Lena westchnęła. Wiedziała, że Sonia ma wiele racji.
- Soniu, ja sie będę zbierać. Jutro do ciebie przyjdę. Odpoczywaj. Potrzebujesz czegoś?
- Przepraszam, że cię obarczam swoimi problemami, ale wygląda na to, że tylko ty

32




chcesz mnie słuchać - usiłowała być zabawna - Zdrzemnę się, dali mi coś na sen, bo nie mogę zasnąć.
- Mów, co chcesz. Zawsze cię wysłucham - pocałowała Sonię w czoło - Wyśpij się, pa!
Sonia nie czuła się dobrze. Mimo, że dostawała środki przeciwbólowe, do pozbycia się bólu całkowicie była daleka droga. Zastanawiała się czy powinna poinformować rodziców o wypadku, jednak doszła do wniosku, że to nie ma sensu. Będą się denerwowali, a na odległość i tak nic nie pomogą.
- Ty już po pracy? - zapytała Lena mijając Igora w drzwiach szpitala - I jak spotkanie z Wołkowem?
- Bardzo dobrze. Czukow się nie wywinie - odparł, a na jego twarzy dostrzegła satysfakcję.
- Sonia teraz odpoczywa. Daj jej się wyspać.
- Ok, idź już.
Kiedy się pożegnali, Igor wszedł cicho do sali, w której leżała. Spała. Przysunął krzesło i usiadł. Wpatrywał się w jej poranioną twarz Soni, a i tak wydawała mu się najpiękniejszą kobietą na świecie. Zastanawiał się nad tym, co powiedziała. Analizował każde słowo. Czy naprawdę chce go opuścić? Co zrobi? Czy wróci do Polski, a może... - poczuł ukłucie w sercu na myśl, że mogłaby

33




związać się z Siergiejem. Przypomniał sobie, że to od niego wracała nocą. Igora zabolało, że właśnie u Siergieja szukała oparcia i to jemu chciała się wypłakać w przysłowiowy rękaw. Dlaczego nie zwróciła się do kogokolwiek innego, tylko do niego? Wiedział, że zawiódł. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer.
- Dzień dobry, mówi Szołow.
- Dzień dobry - powiedział Siergiej - Czemu zawdzięczam pana telefon?
- Czy jest pan może w Petersburgu?
- Niestety nie. Jestem u siebie w domu.
- Chciałbym, żeby pan przyjechał do Petersburga. Konkretnie szpitala...
- Coś się stało? Coś z Sonią? - przerwał mu Siergiej zanim zdążył dokończyć.
- Tak, chodzi o Sonię?
- Coś jej się stało? - Siergiej nawet nie próbował kryć niepokoju w głosie. Nawet Igor to zauważył - Może mi pan powiedzieć coś więcej?
- Nie. Dowie się pan wszystkiego na miejscu - wycedził Igor.
Siergiej wiedział, że prośby nie zrobią na Igorze większego wrażenia, a najwyżej dadzą satysfakcję.
- Dobrze - powiedział spokojnie - Postaram się przybyć jak najszybciej.
- Dobrze. Czekam - Igor zakończył rozmowę nim Siergiej zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Kto

34




dzwonił? - zapytała Nina schodząc po schodach. Siergiej nawet na nią nie spojrzał.
- Nieważne. Jadę do Petersburga - sięgnął po leżące na stole kluczyki do auta - Nie czekaj na mnie z kolacją.
- Czemu tak nagle? Co się stało? Kto dzwonił? - zarzuciła go gradem pytań.
- Nieważne, rozumiesz?! - podniósł głos. Rzucił jej spojrzenie pełne irytacji. Patrzyła jak wsiada i wciska pedał gazu wzniecając tumany kurzu. Trasę do Petersburga Siergiej pokonał w rekordowo krótkim czasie. Już przy wejściu czekał na niego Igor.
- Gdzie ona jest? - Siergiej przeszedł od razu do konkretów.
- Proszę za mną - Igor odwrócił się i zaprowadził Siergieja pod drzwi sali, w której leżała Sonia. Spojrzał mu w oczy, po czym pchnął drzwi. Oczom Siergieja ukazał się przerażający widok. Podszedł do łóżka i wpatrywał się zszokowany w twarz śpiącej Soni. Nie był w stanie wykrztusić słowa. Igor szedł za nim jak cień.
- Patrz - wycedził przez zaciśnięte zęby - To twoja wina, od ciebie wracała.
Siergiej nie zwrócił uwagi na jego słowa. Wyciągnął dłoń, by pogładzić Sonię po głowie, ale powstrzymała go ręka Igora.
- Nawet nie próbuj. Co

35




ona u ciebie usłyszała? Co jej powiedziałeś?
Siergiej spojrzał na niego zdezorientowany.
- Ale Soni u mnie nie było. Przysięgam.
- Łżesz jak pies! Powiedziała, że od ciebie wracała. Nie skłamałaby w takiej sprawie.
- Nie zarzucaj mi kłamstwa - Siergiej wyprostował się i spojrzał w oczy Igorowi - Rozumiem twój ból i złość, ale to nie daje ci prawa zarzucać mi, że nie pamiętam kto odwiedził mój dom... - chciał coś jeszcze dodać, ale przypomniał sobie Ninę zamykającą drzwi.
- Kiedy do tego doszło? - zapytał rzeczowo.
- Wczoraj wieczorem. Jej auto wypadło z drogi na zakręcie. Powiedziała, że wracała od ciebie. Droga, na której się to stało prowadzi do twojego domu. Co teraz powiesz? Zaprzeczysz?
Siergiej nic nie odpowiedział. Już wiedział, że Sonia rozmawiała z Niną. Nie znał treści tej rozmowy, ale wiedział, że wypadek był prawdopodobnie jej wynikiem. Tego jednak Igorowi nie powiedział. Poczuł wyrzuty sumienia i wściekłość na Ninę, która niemal doprowadziła do jeszcze większej tragedii. Nachylił się nad Sonią. Miał ochotę ją teraz przytulić. Ponownie wyciągnął rękę w jej kierunku. Igor chciał go

36




powstrzymać, jednak poczuł na przegubie swojej dłoni mocny uścisk ręki Siergieja. Wymienili spojrzenia.
- Moja cierpliwość ma swoje granice - powiedział spokojnie Siergiej - Zapewniam cię, że nie chcesz ich przekroczyć. I przypominam, że to ty mnie tu ściągnąłeś.
Chwile się na siebie wpatrywali. Stali nad łóżkiem kobiety, która była bardzo ważna dla nich obu. Chcieli, aby jak najszybciej wyzdrowiała i zapomniała o tym, co przeszła. Ale tylko jeden z nich zdawał sobie sprawę, że tak się nie stanie. Igor wiedział, że straty dziecka nie zapomni żadna kobieta. To było też jego dziecko. Za to, co ich spotkało, obwiniał Siergieja.
Kiedy wyszli z sali, Siergiej zapytał:
- Jakie ma obrażenia? Co mówią lekarze?
- Nieważne - burknął Igor - Nie twoja sprawa.
- Gdyby to nie była moja sprawa, nie byłoby mnie tutaj.
Igor w duchu przyznał mu rację.
- Wyjdzie z tego. Miała wiele szczęścia. Nie jest połamana, kręgosłup cały - odparł zdawkowo.
- Przykro mi - Siergiej tylko tyle w tej chwili był w stanie powiedzieć.
- Wyjdźmy - powiedział Igor i nie czekając wyszedł z sali. Kiedy znaleźli się na korytarzu wykrzyczał Siergiejowi w

37




twarz:
- Przykro ci?! Naprawdę?! Co jej powiedziałeś, że była w takim stanie?! Co tam się wydarzyło?! - Igorowi chciał dowiedzieć się, bardziej co mówiła Sonia, niż to, co Siergiej - Sonia jest bardzo dobrym kierowcą i bez powodu nie wypadłaby z zakrętu przy oblodzonej jezdni, a tu pogoda była idealna! Co się u ciebie wydarzyło?!
- Nie wiem. Ze mną nie rozmawiała - odparł krótko Siergiej. Nie wiedział po prostu, co powiedzieć. Nie miał pojęcia, co powiedziała Nina, ale prawdopodobnie nie było to nic przyjemnego. Wzburzenie Igora uniemożliwiało rozsądną dyskusję. Teraz chciał jak najszybciej skonfrontować wersję z Niną, chciał poznać prawdę.
- Będę się zbierał - powiedział do Igora.
- Idź i więcej tu nie wracaj. Mam nadzieję, że zapłacisz za to, co jej zrobiłeś.
Siergiej nawet nie skomentował jego słów, tylko odwrócił się i poszedł na parking.
Drogę do domu pokonał równie szybko. Kiedy tylko przekroczył próg, wrzasnął:
- Nina!
Zbiegła przerażona na dół.
- Boże, co się stało? Czemu tak krzyczysz?
Podszedł, złapał Ninę za podbródek i uniósł, po czym mocno ścisnął. Na jej twarzy zobaczył grymas

38




bólu. Próbowała się wyrwać, ale na próżno.
- Coś ty jej powiedziała? - zapytał szeptem, ale wiedziała, że jest wściekły, a taki rzadko bywał. Ostatni raz widziała go w takim stanie w dniu, kiedy nakrył ją z kochankiem w łóżku.
- Komu? - zapytała usiłując się wyswobodzić z żelaznego uścisku.
- Soni. Przyznaj się, była tu. Rozmawiałaś z nią.
Nina zrozumiała, że jakimś cudem Siergiej dowiedział się o wizycie Soni.
- Tak! - krzyknęła kiedy wreszcie udało jej się wyrwać. Rozmasowała obolały podbródek - Była! Rozmawiałam z tą małą dziwką. I co z tego?!
Siergiej stanął jak wryty. Spojrzał na Ninę z niedowierzaniem.
- Jak ty ją nazwałaś? - zapytał szeptem. Wyczuła, że przesadziła.
- Prawdę tej dziewczynie powiedziałam! Że jestem w ciąży i będziemy mieli dziecko!
- To daleko naciągana prawda! - krzyknął - Ta dziewczyna leży teraz w szpitalu! Mało śmiercią nie przypłaciła rozmowy z tobą!
- Jak to? - Nina przez chwilę wydawała się być zaskoczoną, ale po chwili odzyskała rezon - A co, tak ją ta wiadomość zszokowała? Zawał?
Tego było dla Siergieja za wiele. Złapał Ninę za rękę, zaciągnął na

39




piętro, wepchnął siłą do pokoju, zamknął drzwi i przekręcił klucz, który schował do kieszeni.
- Wypuść mnie! - zaczęła krzyczeć i walić pięściami w drzwi.
- Możesz krzyczeć i walić w drzwi. Sąsiadom zapewne przeszkadzać nie będzie, a ja trochę odetchnę! - rzucił schodząc na dół. Usiadł przy stole w kuchni, ukrył twarz w dłoniach. Potrzebował chwili ciszy i spokoju na pozbieranie myśli. Tyle się wydarzyło w tak krótkim czasie. Po pewnym czasie krzyki Niny ustały. Najwyraźniej poszła spać. On też wziął szybki prysznic i położył się na kanapie w salonie, przykrył kocem i szybko zasnął. Było już jasno, kiedy otworzył oczy. Chwilę nasłuchiwał. Panowała kompletna cisza, najwyraźniej Nina jeszcze spała. Postanowił się upewnić. Cicho otworzył drzwi. O dziwo, nie spała, siedziała z obrażoną miną na łóżku.
- Skoro mam tu jeszcze siedzieć jakieś pół roku, to rozumiem, że śniadanie będziesz mi przynosił do łóżka?
- Ciąża to nie choroba, sama sobie poradzisz. Ja muszę zrobić parę rzeczy przy samochodzie, więc zorganizuj sobie jakoś dzień.
Nic nie odpowiedziała. Ostentacyjnie odwróciła się do niego

40




plecami, nie zrobiło to jednak na Siergieju większego wrażenia. Wyszedł przed dom, otworzył maskę swojego UAZ - a, wziął narzędzia i zabrał się do pracy. Po niecałej godzinie pod jego dom zajechał tak dobrze znany czarny Mercedes. Siergiej podniósł się znad maski, wytarł szmatą brudne ręce i wziął ze skrzynki wielki klucz francuski. Czukow i jego dwóch ochraniarzy wysiedli z auta.
- Czego tu szukacie?
- Ja tym razem do Niny - uśmiechnął się - Bo słyszałem, że jest w ciąży i bawicie się w rodzinę.
- Czego od niej chcesz?
- Zawołaj ją, to ci powiem, bo to czego od niej chcę, dotyczy i ciebie?
- Nie sądzę, żeby cokolwiek nas łączyło. Nina u mnie mieszka bo spodziewa się mojego dziecka.
- Zawołaj ją, bo widzę, że żyjesz w nieświadomości.
Słowa Czukowa dały jednak Siergiejowi do myślenia. Poczuł niepokój.
- Nina! - krzyknął - Chodź tu!
Nina nieufnie otworzyła drzwi i wyszła na taras.
- Czego znowu chcesz? Zamierzasz nadal się na mnie wydzierać? - zapytała, jednak gdy zobaczyła Czukowa, poczuła napięcie.
- Chyba macie do pogadania - powiedział Siergiej wskazując na Czukowa.
- Ninoczka! - Czukow uśmiechnął się i

41




rozłożył ręce jakby chciał ją serdecznie uścisnąć. Zrobiła krok w tył.
- Czego chcesz? - zapytała nieufnie.
- Moja droga, chciałem powitać matkę, być może mojego dziecka.
- Co ty bredzisz? Jakiego twojego? To dziecko Siergieja! - usiłowała być twarda, ale przeczuwała już zbliżające się kłopoty.
- Nie za dużo sobie pozwalasz? - zapytał Siergiej.
Czukow jednak wydawał się pewny i niezrażony.
- Nina powiedziała, że zmajstrowałeś jej dzieciaka po gali, prawda?
Siergiej spojrzał na Ninę. Najwidoczniej kontaktowała się z Czukowem i sama poinformowała go o ciąży. Ta szczerość mu się nie spodobała. Co prawda było mu wstyd za tą chwilę słabości, w wyniku której Nina zaszła w ciążę, ale nie zamierzał się uchylać od odpowiedzialności.
- Tak, ale to nie twoja sprawa.
- Otóż widzisz Sierjoża, być może bardziej moja niż ci się wydaje.
Nina już wiedziała do czego zmierza Czukow. Pojęła jak wielkim błędem była szczerość wobec Czukowa. Czuła gromadzące się nad nią czarne chmury nie zwiastujące niczego dobrego. Zrozumiała, że ojcostwo Czukowa jest równie prawdopodobne.
- Wynoś się stąd! - rzuciła - Chodź

42




Sierjoża - złapała Siergieja za rękę - Nie ma sensu z nim rozmawiać.
To była bardzo ryzykowna gra. Czukow nie był przyzwyczajony do takiego traktowania, ale ona miała za dużo do stracenia. Nie mogła pokazać, że się waha. Siergiej wyrwał rękę z jej uścisku.
- Poczekaj - spojrzał na Czukowa - Co chcesz przez to powiedzieć?
- Ano to, że Nina kilka dni wcześniej była równie miła dla mnie i że równie dobrze może to być moje dziecko - na jego twarzy zagościł triumfalny uśmiech.
- Łżesz! - krzyknął Siergiej.
- Tak? - spytał niezrażony Czukow - Spójrz na nią - wskazał na Ninę - No, Ninoczka, może powiesz mu prawdę?
Nina była wściekła. Czuła jak jej misternie tkana sieć właśnie rozpada się na kawałki.
- Będę matką i to ja najlepiej wiem czyje to dziecko! - grała już bardziej na zwłokę, niż parła ku zwycięstwu - Jego ojcem jest Siergiej! - powiedziała próbując zachować niezłomny ton, podczas gdy tak naprawdę przeczuwała, że wszystko stracone.
Cierpliwość Czukowa się wyczerpała. Nie miał ochoty na dalsze gierki słowne.
- Koniec zabawy - powiedział - Minął jedenasty tydzień. Można zrobić badania DNA

43




jednoznacznie wskazujące ojca. Umówiłem cię na nie. Wtedy nie będzie wątpliwości.
Siergiej spojrzał z niedowierzaniem na Ninę.
- Nina, zrobiłaś to? Poszłaś z nim do łóżka? - nie mógł uwierzyć, że znowu go tak perfidnie oszukała. A on naiwnie znowu jej uwierzył.
Jednak jej sytuacja była teraz nie do pozazdroszczenia. Nie wytrzymała.
- Tak! - ryknęła Siergiejowi w twarz - Spałam z nim! Zadowolony?! Teraz możesz sobie iść do tej małej gówniary!
Siergiej był zszokowany jej zachowaniem.
- Wsiadaj do auta, Nina! - powiedział Czukow. Zacisnęła zęby.
- Nigdzie z tobą nie pojadę! To dziecko Siergieja! Tracisz czas, na żadne badania się nie zgodzę!
- Owszem, zgodzisz się - powiedział Czukow i spojrzał znacząco na swoich towarzyszy. Jeden z nich ruszył w kierunku Niny, jednak Siergiej zastąpił mu drogę i wyszeptał:
- Wasyl, nawet nie próbuj. To moja ziemia - spojrzał na Ninę. Na jej twarzy nie dostrzegł śladu poczucia winy czy zwyczajnie wstydu. Chwilę się zastanawiał.
- Zrobisz te badania, Nina - powiedział po namyśle - Tobie nie można ufać.
- No - Czukow klasnął w dłonie - Idź i zabierz najpotrzebniejsze rzeczy. Zawiozę

44




cię na badanie. Do otrzymania wyników zostaniesz u mnie.
- Czukow, jeśli... - zaczął Siergiej.
- Nie martw się - uspokoił go Czukow - Nie będę wychowywał cudzego bachora, nawet jeśli jest synem takiego ojca. Jak dostanę wyniki, dam ci znać - spojrzał na Ninę bez cienia współczucia - Masz kwadrans.
Nie miała wyjścia. Wróciła do domu, spakowała swoje najpotrzebniejsze rzeczy do niewielkiej walizki, ubrała się i wyszła przed dom. Posłusznie poszła w kierunku auta Czukowa. Już miała wsiąść, kiedy zatrzymała się i spojrzała na Czukowa i Siergieja.
- Nienawidzę was! - krzyknęła i rozpłakała się. Wiedziała, że jej beztroskie życie właśnie dobiegło końca i uratować ją może jedynie ojcostwo Siergieja. Przez najbliższe dni będzie modliła się tylko o to. Nigdy co prawda nie była zbyt religijna, ale pomyślała, że chcąc ją nawrócić do swojego stada owieczek, Bóg wysłucha jej modlitw i zechce się ukazać w ich spełnieniu.
Igor wyszedł z kancelarii. Był wykończony po całym dniu pracy. Ostatni czas obfitował w tak wiele wydarzeń, że czuł permanentne zmęczenie. Niedługo sprawa Czukowa. Irina z pewnością użyje

45




nagrania, a sędzia nie zaryzykuje ujawnienia skandalu sprzed lat. A co jeśli jednak wszystko zawiedzie i Czukow jakimś cudem się wywinie? Igora przeszły ciarki na sama myśl o tym. Zdawał sobie sprawę z zagrożenia jakie to za sobą niesie. Rozpatrywał nawet opcję przeprowadzki do Polski, razem z Sonią. Odpędził od siebie czarne myśli. Planował pojechać do szpitala, więc nie mógł wyglądać na załamanego. Musiał być wsparciem dla Soni i umacniać w niej chęć powrotu do zdrowia. Po drodze, jak zawsze, kupił kwiaty - spory bukiet frezji. Bardzo je lubiła. Stanął przed drzwiami, poprawił marynarkę, z uśmiechem wszedł do sali.
- Dzień dobry kochanie - pocałował Sonię w policzek - To dla ciebie - wskazał na kwiaty. Jednak Sonia nie odezwała się ani słowem. Nawet na niego nie spojrzała. Nie spodziewał się wylewnego powitania ale znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć że coś się wydarzyło. Przysunął bliżej krzesło, usiadł, wziął jej zimną rękę w swoje dłonie i czule ucałował.
- Coś się stało? - zapytał widząc, że wzrok Soni wciąż błądzi gdzieś po suficie.
- Zabierz mnie stąd - jej szept był ledwo słyszalny - Zabierz

46




mnie do innego szpitala.
- Ale dlaczego? - nie krył zaskoczenia - Co ci się tu nie podoba? To naprawdę bardzo dobry szpital.
- Nieprawda! - gwałtownie zaprzeczyła i spojrzała z wyrzutem na Igora. Dostrzegł w jej oczach łzy i poczuł niepokój - Tu jest niekompetentny personel!
- Ale skarbie dlaczego tak uważasz?
- Oni... - zaczęła, a po jej policzkach popłynęły łzy - Oni mówią, że byłam w ciąży.
Igor zamarł. Wyraźnie prosił, by jej tego nie mówiono. Jeszcze nie teraz. Poczuł wściekłość, ale nie dał tego po sobie poznać. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Po przepracowaniu i zmęczeniu nie pozostał najmniejszy ślad. Pogłaskał Sonię po głowie dając sobie czas by jak najlepiej przygotować się na to, co się za chwilę stanie. Wiedział, że już tego nie odsunie w czasie.
- Przecież to nieprawda - prawie płakała - Przecież ja bym dziecka nie straciła - nie odrywała wzroku od sufitu - To podłe kłamstwo! Ja nie byłam w ciąży!
- Ciii... - zbliżył usta do jej czoła i delikatnie pocałował. Spojrzała na niego pytającym i przerażonym wzrokiem.
- Nie byłam, prawda? - zapytała cicho oczekując odpowiedzi. W jej

47




pięknych oczach zobaczył ból, cierpienie i nadzieję. Wiedział, że za chwilę to właśnie on zabije te nadzieje, a jej wbije nóż w serce. Nie mógł jednak nic zrobić, oprócz powiedzenia jej prawdy.
- Niestety skarbie - wyszeptał i objął Sonię czule - Byłaś...
Sonia zerwała się z łóżka, zawyła jak zranione zwierze. Wyrwała z ręki wenflon. Igor złapał ją i mocno przytulił do siebie.
- Nieprawda! - chciała się wyrwać ale był silniejszy - Nie byłam w żadnej ciąży! Wam się wszystkim zdaje! Okłamujecie mnie! Ja bym nie straciła swojego dziecka!
- Soniu - powiedział spokojnym i czułym tonem chcąc ją uspokoić - To był wypadek, to nie twoja wina.
Do sali wbiegła zdezorientowana pielęgniarka, zaalarmowana krzykami. Igor spojrzał na nią z wściekłością.
- Niech jej pani da coś na uspokojenie! - wycedził, a kobieta zniknęła za drzwiami, by po chwili powrócić ze strzykawką.
- Niech jej pan przytrzyma rękę - powiedziała do Igora, który jedną ręką przycisnął Sonię do siebie, drugą przytrzymał przegub jej dłoni, by pielęgniarka mogła zrobić zastrzyk.
- Gotowe - powiedziała przecierając wacikiem ślad po ukłuciu.
-

48




Proszę wyjść! - zażądał od kobiety, a ona bez słowa opuściła salę. Po krótkim czasie poczuł, że Sonia opada z sił. Nadal płakała, ale już nie wyrywała się i nie krzyczała. Nie protestowała, kiedy położył ją delikatnie na łóżku.
- Zaraz do ciebie wrócę - powiedział i pocałował ją w czoło. Kiedy tylko wyszedł z sali, wyraz jego twarzy uległ diametralnej zmianie. Wpadł do dyżurki pielęgniarek jak huragan i wrzasnął:
- Co za kurwa powiedziała jej o ciąży?!
Jego krzyk usłyszał lekarz idący korytarzem. Wszedł do dyżurki i zamknął za sobą drzwi.
- To nie ma już teraz znaczenia. Pielęgniarka, która jej powiedziała, chciała dobrze. Pracuje tu od roku, wczoraj wróciła z urlopu i nie wiedziała nic o pana prośbie. To, że ja pan teraz zwymyśla niczego już nie zmieni.
- Więc to pielęgniarka? - rozejrzał się po personelu - Która z was?
Jego wzrok zatrzymał się na stojącej w kącie, ze łzami w oczach, młodej dziewczynie. Domyślił się, że to ona. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, doskoczył do dziewczyny, złapał za klapy fartucha i wrzasnął prosto w twarz:
- Powinienem cię za to zabić! - dziewczyna nie

49




wytrzymała i wybuchnęła głośnym płaczem.
- Ja naprawdę nie chciałam. Nie wiedziałam, że pana narzeczona o niczym nie wie, przepraszam... - łkała. Lekarz niemal siłą odciągnął Igora na bok.
- Proszę stąd natychmiast wyjść!- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu - Ani pana pozycja, ani przeżycia nie tłumaczą takiego zachowania! Proszę wyjść!
Igor wiedział, że przeholował ale nie zamierzał przepraszać. Rozejrzał się jeszcze raz po wszystkich.
- Gdybym wiedział, że ją to pocieszy, puściłbym ten szpital z torbami.
- Ale wie pan doskonale, że jest to ostatnia rzecz jaka pocieszyłaby pana narzeczoną po stracie dziecka.
Igor nic nie odpowiedział, obrócił się na pięcie i wyszedł.
Los Niny, sprawczyni nieszczęść Soni, też był nie do pozazdroszczenia. Kiedy dojechali do domu Czukowa, została zaprowadzona do obszernego, luksusowo wyposażonego pokoju z łazienką i po prostu ją tam zamknięto. Bez słowa wyjaśnień i tłumaczenia. Rozejrzała się wokół. Pośrodku stało duże łóżko przykryte narzutą w kolorze mięty, światło wpadało przez dwa obszerne okna. Na ścianie wisiał telewizor, pod którym stała szafka ze

50




sprzętem grającym i płytami. Najwyraźniej Czukow był przygotowany na taki obrót spraw i wszystko szło po jego myśli. Podeszła do białej szafy i rozsunęła drzwi. Znajdowało się tam kilka sukienek i innych ubrań w jej rozmiarze. Wysunęła niechętnie jedną z szuflad i zaczęła przeglądać bieliznę. Skrzywiła się z obrzydzeniem.
- Ty gnoju - powiedziała do siebie - Zaplanowałeś wszystko...
Podeszła do okna i spojrzała na podjazd pod domem, gdzie goryle Czukowa myli auta. Nagle usłyszała przekręcanie klucza w zamku. Odwróciła się. W drzwiach stanął Czukow. Na jego twarzy próżno było szukać uśmiechu czy owej dobroduszności, którą widziała gdy przyjechał po nią do Siergieja. Spojrzała na niego nieufnie. Usiadł na łóżku.
- Chodź tutaj - powiedział rozkazującym tonem. Wiedziała, że opór i tak nie miałby sensu. Ostrożnie usiadła obok niego. Chwilę się jej przyglądał, po czym złapał za włosy, przyciągnął jej twarz do swojej i powiedział:
- Słuchaj, latawico jedna - wysyczał - Za długo obchodziłem się z tobą jak z jajkiem. Matki się nie wybiera. Jeśli dziecko jest moje, spędzisz tu najbliższe pół roku, a potem

51




won!
- A co z dzieckiem? - rozpłakała się.
- W życiu nie uwierzę, że ci na nim chociaż trochę zależy. Każda byłaby lepszą matką od ciebie. Znam cię doskonale. A już na pewno lepiej, niż głupi Orłow. Za godzinę obiad. Przygotuj się. Musisz się zdrowo odżywiać - wstał, poprawił marynarkę i wyszedł.
Siergiej naprawił auto i usiadł na schodach. Był zły. Nina znowu go oszukała. Była na tyle nieostrożna, by oszukać także Czukowa, a to było niebezpieczne posunięcie. Zastanawiał się, na ile to co zrobiła, było grą, a na ile przypadkiem. Tak się cieszył z perspektywy bycia ojcem, nawet pomimo tego, że matką miałaby być Nina. Miałby wreszcie kogoś bliskiego, związanego z nim więzami krwi. Jego rodzina - matka i siostra - mieszkały daleko, na północy Rosji i rzadko go odwiedzały. Wziął siekierę i z całej siły uderzył w duży kawał drewna, który rozpadł się na wiele kawałków.
Irina zamknęła szarą teczkę i uśmiechnęła się do siebie. Niedługo odbędzie się decydująca rozprawa mordercy jej męża. Przedstawiła nagranie, widziała jak spanikowany był Czukow i Magorski. Czukow zresztą nadal wierzył, że Igor nie

52




dopuści do jego skazania. A i sędzia nie miał wesołej miny. Wiedziała, że nagranie otrzymane od Igora, stanowiło potężny atut w jej rękach. Co prawda ostatnio funkcjonowała właściwie tylko dzięki lekom uspokajającym i nasennym, ale była dobrej myśli. Chciała zemsty. Chciała, by Czukow cierpiał tak, jak cierpiała ona. Może jeszcze jakoś pogodziłaby się ze śmiercią męża, ale straty dziecka nie mogła i nie chciała wybaczyć.
Za oknem świeciło piękne, majowe słońce, ale Soni to zupełnie nie cieszyło. Nie umiała się już uśmiechać. Nie zależało jej już na nikim i niczym. Najwięcej trudu sprawiały rozmowy z rodzicami. Musiała udawać promienną i radosną, podczas gdy tak naprawdę chciało jej się wyć. Nie lubiła wizyt Leny i Igora, chociaż im tego nie powiedziała. Przypominali jej o przeżytym dramacie. Igor starał się być silny w obecności Soni, ale ona odbierała to zupełnie inaczej. Uważała, że widocznie on aż tak tego nie przeżywa jak ona, że być może nie cieszyłby się z dziecka tak, jak zawsze deklarował. Zobojętniała na cały świat. Doszły już ją słuchy o awanturze, którą Igor zrobił pielęgniarkom.

53




Miała też żal do Siergieja, że nie wyszedł do niej i nie obronił się chociaż jednym słowem. Czuła się ofiarą rozgrywek otaczających ją osób. Zaczynało ją to wszystko przerastać. Sonia pragnęła odciąć się od świata. Nie chciała nikogo oglądać, niechętnie wdawała się z kimkolwiek w dyskusję, jej odpowiedzi były krótkie i zdawkowe. Nie bardzo wiedziała co dalej zrobić ze swoim życiem. Wydawało jej się, że stoi na rozstaju życiowych dróg, ale nie ma ochoty iść dokądkolwiek. Zaczęła rozważać powrót do Polski, do rodziców. Na pewno za nią tęsknili. Chciała, żeby ją ktoś przytulił i powiedział, że wszystko się ułoży, że będzie jeszcze dobrze i żeby byli to rodzice. Sięgnęła do szuflady szafki stojącej przy łóżku w poszukiwaniu telefonu, ale go nie znalazła. Domyśliła się, że zabrał go Igor. Gdzie by się nie ruszyła i czego by nie zrobiła, on był wszędzie, osaczał ją. Podczas ostatniej rozmowy z lekarzem dowiedziała się, że ma złe wyniki i przytrzymają ją jeszcze w szpitalu. Nawet się z tego ucieszyła. Nie wiedziała, co by miała robić w pustym domu. Zresztą nie miała pomysłu, gdzie ma teraz

54




wrócić. Do Leny czy do Igora?
Witalij Czukow siedział w fotelu i oglądał ze wszystkich stron sporą kopertę, na której widniała pieczątka szpitala. Były to wyniki zleconych badań DNA. Było pięćdziesiąt procent szans, że ojcem jest on.
- Nadia! - zawołał na gosposię. Po chwili do pokoju weszła starsza kobieta w wieku około sześćdziesięciu lat, która prowadziła mu dom - Nadia powiedz chłopakom, że jedziemy. I pani Nina też niech się zbiera.
- Dobrze, już idę - powiedziała i zniknęła za drzwiami.
Tymczasem Siergiej właśnie wrócił z Petersburga. Był zmęczony i chciało mu się spać. Marzył o gorącej kąpieli i miękkim łóżku. Otworzył klapę bagażnika i wyjął torbę, kiedy zobaczył nadjeżdżający samochód Czukowa. Bez problemu go rozpoznał.
- Witaj, Sierjoża - powiedział Czukow wysiadając z auta - Dzisiaj to dostałem - pomachał kopertą. Była nieotwarta - Chciałem to otworzyć przy tobie, żeby nie było wątpliwości.
Z auta wysiadła Nina. Spojrzała na Siergieja. W jej oczach próżno było szukać tej buty i pewności siebie, którą miała gdy opuszczała dom Siergieja. Była blada i smutna, cień dawnej Niny.

55




Zrobiło mu się jej żal. Wyrządziła mnóstwo krzywdy, nie tylko jemu, ale teraz jej po prostu żałował. Siergiej domyślił się, że Czukow ją złamał. Nawet wolał nie myśleć jakimi sposobami to osiągnął. W tej chwili Siergiej chciał, by to było jego dziecko. Byłoby to błogosławieństwem także dla Niny.
- Proszę, jesteśmy w komplecie - powiedział Czukow i rozerwał kopertę. Przejrzał pobieżnie dokumenty i podał je Siergiejowi. Ten, z wypiekami na twarzy, czytał uważnie każdy wers. Powoli, z grobową miną, spojrzał na Ninę. Wiedziała już. Ukryła twarz w dłoniach, rozpłakała się i opadła na ziemię.
- No, Sierjoża - powiedział Czukow z uśmiechem - Do bycia ojcem najwyraźniej musisz sobie jeszcze poczekać - spojrzał bez cienia współczucia na płaczącą Ninę - Do auta! - rozkazał, a ona bez słowa wykonała polecenie.
- Czukow - powiedział Siergiej zanim ten zniknął za przyciemnianymi szybami Mercedesa - Traktu ją dobrze. Wiem, jaka była, ale teraz to matka twojego dziecka. Nie rób jej krzywdy.
- Matka? - Czukow roześmiał się w głos - Ty naprawdę uważasz, że Nina byłaby dobrą matką?
- Daj jej szansę.
- Oj, naiwny

56




jesteś - rzucił Czukow, wsiadł do auta i wszyscy odjechali. Siergiej patrzył jak samochód Czukowa znika w oddali. Był przybity. Tak bardzo liczył, że dziecko które nosi Nina, jest jego. Zdawał sobie sprawę, jakim piekłem dla niej będzie najbliższe kilka miesięcy.
Tymczasem kiedy Nina i Czukow wrócili do domu, zaprowadził ją prosto do obszernego salonu. Podał jakieś dokumenty i długopis.
- Podpisuj to - rozkazał.
- Co to jest? - zapytała i zaczęła przeglądać kolejno kartki.
- Zrzeczenie się praw do dziecka - poinformował ją. Nina spojrzała na niego z przerażeniem w oczach.
- Nie zrobisz tego - w jej oczach zobaczył łzy. Próżno jednak Nina oczekiwała zrozumienia czy litości.
- Podpisuj! - wrzasnął.
Nina poczuła, że musi się przeciwstawić. Ostatnimi czasy coraz częściej myślała o tym dziecku. O dziwo, coraz czulej. Przestała postrzegać ciążę jako coś uciążliwego. Nie przeszkadzały jej poranne nudności, wahania nastroju. Zaczynała kochać to życie, które nosiła pod sercem, bez względu, który z nich byłby jego ojcem.
- Nie podpiszę! - zadecydowała i postawiła wszystko na jedną kartę. Zdawała sobie sprawę, jak

57




tym posunięciem rozwścieczy Czukowa - Nie wyprę się swojego dziecka!
- Ty szmato! - złapał ją za włosy i przyciągnął jej twarz do swojej - Pasy z ciebie każę drzeć jak tego nie podpiszesz. Więc bierz ten pierdolony długopis i podpisuj!
- Nie! - krzyknęła ze łzami w oczach - Nie zmusisz mnie!
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Ty naprawdę straciłaś resztki rozumu - powiedział spokojnie i z całej siły uderzył Ninę w twarz. Spadła z fotela i upadła na podłogę. Gdy tylko się podniosła, spadło na nią następne uderzenie i kolejne. Straciła siły.
- Błagam, nie pozbawiaj mnie praw do dziecka. Zrobię, co zechcesz ale nie zabieraj mi go. Nie zabieraj mi cząstki serca.
Czukow jednak pozostał na jej prośby niewzruszony.
- Liczę do trzech, a ty masz podpisać te dokumenty - powiedział beznamiętnie - W przeciwnym razie zatłukę cię, zanim to dziecko zobaczysz.
Nina się poddała. Czuła jak jej serce rozpada się na kawałki. Posłusznie wzięła do ręki długopis i płacząc podpisała dokumenty pozbawiające ją wszelkich praw do jej własnego dziecka. Tak bardzo żałowała, że jego ojcem nie jest Siergiej.
Igor zatrzymał auto na

58




szpitalnym parkingu. Oparł głowę o kierownicę. Pomyślał, że gdyby mógł, chętnie przejąłby ból i cierpienie Soni. Zawsze sobie z tym lepiej radził, niż ona. Dla wielu był człowiekiem - zagadką, którego myśli próżno byłoby próbować odgadnąć. Jego prawdziwe oblicze znało zaledwie kilka osób - brat, rodzice no i Sonia. Czasem sam się zastanawiał, jak doszło do tego, że tak bardzo ją pokochał? Wcześniej przecież spotykał się z kobietami piękniejszymi od Soni, ale żadna na dłużej nie zagościła w jego sercu. A Soni się to udało. Ba, nawet nie musiała się specjalnie wysilać. Po prostu stało się. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się i było po wszystkim. Kiedy ktoś w obecności Igora mówił o miłości od pierwszego wejrzenia, wybuchał śmiechem. Nigdy w to nie wierzył. To ironia losu, że właśnie to stało się jego udziałem. Był pewny, że to właśnie z Sonią chce spędzić resztę życia. Tyle by teraz dał, żeby zabrać chociaż część jej cierpienia. Kiedy przekroczył próg sali, zobaczył że łóżko Soni jest puste. Z niepokojem wybiegł na korytarz.
- Gdzie jest pani Krasicka? - zapytał przechodzącą obok

59




pielęgniarkę.
- Niedawno podłączyłam jej kroplówkę - powiedziała zdumiona - Miała leżeć w łóżku.
- Ale jej tam nie ma! - zirytował się.
- Może jest w łazience. Patrzył pan tam?
- Nie - odparł i szybko pobiegł w kierunku damskiej toalety. Wszedł i pchnął pierwsze z brzegu drzwi. Sonia siedziała na opuszczonej klapie deski sedesowej z głową opartą o ścianę, trzymając w drugiej ręce stojak z kroplówką.
- Nie mam siły wstać - powiedziała cicho - Siku mi się chciało...
- Chodź, pomogę ci wstać - złapał ją wpół i podniósł - Trzymaj tylko stojak.
Kiedy znaleźli się w sali, położył ją do łóżka i przykrył kołdrą. Pocałował w czoło.
- Poczekaj skarbie, zaraz do ciebie wrócę - po czym udał się prosto do gabinetu lekarskiego.
- Można? - zapytał otwierając drzwi.
- Proszę, niech pan siada - lekarz wskazał krzesło po drugiej stronie biurka.
- Moja narzeczona jest bardzo słaba. Przed chwilą znalazłem ją w łazience. Nie była w stanie samodzielnie wrócić do łóżka. Jest tu już jakiś czas, czy nie wydaje się to panu niepokojące?
- Rzeczywiście, nie jest zbyt dobrze. Ma złe wyniki. Musi u nas jeszcze pobyć.

60




Musimy ją ustabilizować, żeby mogła żyć normalnie.
- Oczywiście, zostanie w szpitalu tak długo, jak będzie to konieczne.
- No i tu jest problem. Ona chce się wypisać na własne żądanie. Sam pan widzi jak ona wygląda. Niech jej pan przemówi do rozsądku.
- Dobrze, porozmawiam z nią. Proszę się nie martwić, nigdzie się nie wypisze.
- Mam nadzieję - powiedział lekarz - Proszę mi wierzyć, robimy wszystko co można, by ją postawić na nogi.
- Wiem i dziękuję - Igor wstał i skierował się do drzwi, gdy nagle przystanął, odwrócił się do lekarza i powiedział - I przepraszam za to zajście z pielęgniarkami.
- Nie mnie powinien pan przepraszać. A dla narzeczonej proszę być wsparciem, bo tego wsparcia potrzebuje teraz jak nigdy.
- Jeszcze raz dziękuję - Igor uścisnął dłoń lekarza i wyszedł. Kiedy wrócił do Soni, ta od razu zapytała:
- Zabierzesz mnie stąd? - spojrzała na niego wyczekująco.
- Kotku, musisz jeszcze zostać w szpitalu. To dla twojego dobra, wiesz o tym.
Odwróciła twarz ku oknu.
- Wolałbyś syna czy córkę? - zapytała znienacka.
- Co? - myślał, że go słuch myli - Co powiedziałaś?
- Nie zastanawiałeś się czy to

61




był chłopiec czy dziewczynka?
- Soniu, proszę...
- Chciałbyś, żebyśmy mieli dziecko?
- Kotku, o niczym innym nie marzę. Będziemy jeszcze mieli dzieci ale wszystko w swoim czasie.
- To przez ciebie mnie zwolnili z restauracji.
- Tak, wiem już że popełniłem błąd. Przepraszam. To moja wina. Nie chciałem, żeby ci się coś stało.
- Ale co mi się miało stać?
- Soniu - westchnął, bo uznał, że prawda przyniesie mu ulgę - Czukow mi groził.
- Co? - była wyraźnie zaskoczona - Jak to groził?
- On nie tyle mi, ile tobie groził. Wiedział, że krzywdząc ciebie ukarze mnie o wiele bardziej, niż nastając na moje życie.
- Czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałeś? - zapytała z wyrzutem.
- Kiedy? Nie mieszkaliśmy wspólnie, a poza tym nie chciałem cię martwić.
- Właśnie. Załatwiasz wszystko ale mi nic nie mówisz. Ukrywasz wszystko przede mną.
- To nie tak...
- A jak Igor? - zapytała, a w jej oczach pojawiły się łzy - Ja już cię nie poznaję. Jesteś zupełnie innym człowiekiem niż ten Igor, którego znałam. Nie mogę wprost uwierzyć, że w tak krótkim czasie zmieniłeś się aż tak bardzo. Ja chcę...
- Wszystko, czego tylko zapragniesz

62




- ujął jej dłoń i czule pocałował.
- Ja chcę do Polski, chcę do rodziców.
- Dobrze kotku. Pojedziemy, kiedy tylko wrócisz do zdrowia.
- Nie, Igor. Nie "my" ale ja. Ja wracam do Polski.
- Jak to? - zapytał zaskoczony - A ja? Co ze mną?
Nic nie odpowiedziała. Zrozumiał.
- Soniu - ukrył twarz w dłoniach, a głos mu się łamał - Nie zostawiaj mnie. Zostań ze mną albo pojedźmy razem. Dla ciebie zostanę dozorcą, byle by być przy tobie. Nikogo nie kochałem i nie pokocham tak, jak ciebie.
- Nie utrudniaj tego - zakryła dłonią oczy - Przepraszam Igor, ale mnie to już przerosło. Chciałabym móc o tym koszmarze chociaż zapomnieć ale przy tobie nie dam rady. Nie widzisz, że przestajemy się dogadywać?
- Proszę cię o ostatnią szansę - powiedział ale na jego twarzy malowała się rezygnacja - Spróbujmy po raz ostatni.
- Chcę do Polski - powtórzyła - Chcę stąd wyjechać.
Igor czuł, że świat wali mu się na głowę. Nic nie powiedział, tylko wstał i wyszedł. Wrócił do biura i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Wyjrzał przez okno. Do Petersburga wielkimi krokami zbliżało się lato, jednak jego to zupełnie nie cieszyło. Chciałby

63




cofnąć czas o rok. To mniej więcej wtedy postanowił się Soni oświadczyć. Długo nie mógł się zdecydować na wybór pierścionka zaręczynowego. Chciał, żeby był wyjątkowy i niepowtarzalny, tak jak Sonia. W końcu znalazł piękny diament w ślicznej, złotej oprawie. Uznał, że czas najwyższy. Przypomniał sobie jaki był szczęśliwy, kiedy powiedziała "tak". Nieświadomie ścisnął długopis tak mocno, że pękł.
- Nie pozwolę jej nigdzie wyjechać - powiedział do siebie - Po moim trupie. Chyba że ze mną.
- Igor - z zadumy wyrwał go głos Leny.
- Czego chcesz? - zapytał niechętnie.
- Wkrótce sprawa Czukowa, nie stresujesz się?
- Nie - odparł beznamiętnie - Wiem, jaki będzie wyrok - powiedział, chociaż w rzeczywistości nie był tego tak pewny.
- Aż taki pewny jesteś? Wiesz co ci grozi, jeśli ktoś dowie się co zrobiłeś? - Lena była przekonana, że jednak Czukow się wywinie i nie zostanie skazany. Nie wierzyła, by Igor miał taką moc sprawczą, by wpłynąć na wyrok w tak głośnej sprawie.
- Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Mam teraz na głowie inny problem.
- Igor nie bagatelizuj Czukowa. Nawet jeśli go skażą,

64




nadal jest niebezpieczny. On ma brata w Moskwie.
- No i co z tego? Oni są mocni w stosunku do tych, którzy się ich boją, a ja do tej grupy nie należę.
- A powinieneś się bać. Ten człowiek jest niebezpieczny bez względu na to, gdzie się znajduje.
- Lena - powiedział, a w jego głosie usłyszała irytację - Zajmij się czymś. Możesz przestudiować akta, a jutro popatrzeć jak Magorski robi z siebie durnia w sądzie.
Wstała i westchnęła.
- Jak chcesz. Byłeś u Soni? Jak ona się trzyma?
- Byłem - odwrócił się tyłem do Leny. Nie chciał, by widziała łzy w jego oczach - Sonia chce wracać do Polski.
- Co?! - zawołała - Kiedy jedziecie?
- Ona chce wracać. Nie chce, żebym z nią jechał. Tak, dobrze słyszałaś - zapanował nad emocjami i spojrzał na Lenę - Sonia chce ode mnie odejść.
- Nie wierzę - z powrotem opadła na fotel - Ona cię kocha, Igor.
- Jak widać, niezbyt mocno - odparł ironicznie - Idź już. Chcę zostać sam.
Lenie nie pozostało nic innego, jak spełnić prośbę Igora. Spędził w biurze jeszcze jakąś godzinę, wrócił do domu i położył się spać. Nie pojechał też do szpitala, mimo że miał taki plan. Chciał Soni dać

65




czas na przemyślenia w nadziei, że zmieni zdanie i zrezygnuje z tego niedorzecznego, w jego mniemaniu, pomysłu.
Tymczasem w szpitalu Sonia rzeczywiście traciła pewność w stosunku do swoich postanowień i sama nie wiedziała, co zrobić. Nadeszła noc, szpital był jakby uśpiony, czasem tylko gdzieniegdzie po korytarzu przemknęła pielęgniarka z nocnej zmiany. Za oknem widać było łuny świateł wielkiego miasta. Cisza dawała Soni odpoczynek i wytchnienie. Wiedziała, że nikt jej wtedy nie odwiedzi i będzie miała spokój. Zamknęła oczy i ujrzała twarz Siergieja. Sama nie wiedziała dlaczego akurat jego obraz stanął jej przed oczami. Wtedy, kiedy zapukał w szybę auta i wręczył karteczkę z numerem telefonu. Uśmiechnęła się mimowolnie. Następnym wspomnieniem były karaluchy w hotelowej łazience. Na tą myśl jednak przebiegły ją dreszcze. Westchnęła cicho, kiedy przypomniała sobie, jak czule się nią opiekował w chorobie. Mając tak miłe wspomnienia, Sonia szybko pogrążyła się we śnie.
Przez okno wpadały pierwsze promienie słońca, kiedy Igor otworzył oczy. Miał ciężkie powieki i czuł potworny ból głowy. Usiadł na łóżku

66




zrzucając z hukiem pustą butelkę po winie, które wypił wieczorem. Stres i poczucie winy dawały mu się mocno we znaki. Wstał i przeciągnął się. Rozsunął białe zasłony i spojrzał w okno. Było pięknie i słonecznie, ale nie wywołało to u niego szybszego bicia serca. Rzucił okiem na pokój. Był urządzony gustownie i pieczołowicie przez Sonię. Niejeden dekorator by się nie powstydził. Zaczął się zastanawiać czy jest ono ich wspólne, czy już tylko jego. Wziął szybki prysznic i ogolił się. Wyciągnął z szafy błękitną koszulę i grafitowy garnitur. Spoglądając przez okno powiedział do siebie:
- Panie Czukow, pójdziesz pan siedzieć.
Przeczesał dłonią włosy i naniósł na nie niewielką ilość żelu. Tylko on był w stanie zapanować nad niesfornymi lokami opadającymi na czoło. Sonia zawsze powtarzała, że są niesamowicie seksowne. Odpędził jednak od siebie myśli o niej. Dzisiaj rozstrzygająca rozprawa Czukowa, musiał mieć otwarty umysł. Szybko się ubrał i pojechał do kancelarii.
Siergiej wrzucił torbę do bagażnika. Emocje ostatnich dni zaczynały opadać, a życie wracać na swoje monotonne tory. Pogodził się z

67




faktem, że nie będzie ojcem. Żal mu było Niny, ale przyznał, że uczciwie sobie na to zapracowała. Westchnął i przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik zaczął cicho pracować. Zamyślony pokonywał kilometry drogi do Petersburga. Nagle jego oczom ukazał się zakręt, na którym Sonia wypadła z szosy. Widać było powyginaną barierkę i połamane drzewa. Zawsze, kiedy tędy przejeżdżał serce biło mu mocniej, a smutek towarzyszył do końca podróży. Zaczął się zastanawiać, jak się czuje i czy wróciła do zdrowia. Nie mógł jednak zadzwonić i zwyczajnie o nią zapytać. Wiedział, że z pewnością Igor zakazał udzielania informacji o jej stanie zdrowia osobom postronnym, a taką właśnie był.
- Cześć - powiedział do Andrieja przekraczając próg klubu.
- Cześć Sierjoża - przyjaciel serdecznie poklepał go po plecach.
- Nie mam dzisiaj ochoty na sparingi. Powiedz chłopcom, że ograniczę się do teoretycznej aktywności.
- Coś się stało?
- Nie... właściwie tak. Sonia jest w szpitalu. Miała wypadek.
- Coś poważnego?
- Tak, bardzo. Wypadła na zakręcie z szosy. Bardzo się poturbowała. Pewnie jest jeszcze w szpitalu, bo kiedy ją

68




widziałem, nie wyglądała dobrze.
- Skąd się o tym dowiedziałeś?
- On do mnie zadzwonił. Jej narzeczony. A wszystko to poniekąd przeze mnie.
- Jak to przez ciebie? - zapytał Andriej nie próbując nawet ukrywać zaskoczenia.
- Wracała ode mnie. Rozmawiała z Niną. Resztę sobie możesz dopowiedzieć.
Andriej nic nie powiedział, tylko ciężko westchnął. Znał Ninę i wiedział co Siergiej ma na myśli.
Igor nerwowo chodził po swoim biurze, co chwila spoglądając na zegarek. Trwała rozprawa, na której miał zapaść wyrok w sprawie Czukowa. Frustrowało go, że nie mógł do nikogo zadzwonić i zasięgnąć informacji. Zrobił wszystko co mógł, by Czukow został skazany i trafił do więzienia. Jednak zawsze pozostaje jakiś mały procent szans, że wszystkie zabiegi pójdą na marne i plan spali na panewce. Pocieszało go, że Irina Strugowa jest osobą bardzo skuteczną, zdeterminowaną i z pewnością łatwo nie odpuści. Igor doskonale zdawał sobie sprawę, że nawet jeśli Czukow zostanie skazany, dostanie wyrok niższy niż w każdym innym przypadku. Lena i Magorski z pewnością zrobią wszystko co się da, by do tego nie dopuścić. Szczególnie

69




zapewne Magorski, ale Igor już wiedział, że się do tego nie przyłożył i nie posłuchał jego rad, co w obecnej sytuacji działało na korzyść planów Igora. Nie mieli pojęcia jaki sabotaż im zgotował. Nawet Lena niczego nie podejrzewała. Jednak na groźby pod adresem swoim lub Soni, Igor nie mógł pozwolić. Usiadł w fotelu i zaczął się bawić długopisem. Napięcie sięgało zenitu, gdy drzwi się otwarły i do gabinetu weszła Lena. Jej mina mówiła wszystko. Igor odetchnął z ulgą. Opadła na fotel, zakryła oczy dłonią i ciężko westchnęła.
- Nie uwierzysz - zaczęła - Czukow został skazany.
- Jak to się stało? - zapytał Igor nie dając po sobie poznać, jakie targają nim uczucia.
- Nie wiem - bezradnie rozłożyła ręce - Po prostu nie wiem. Magorski mało zawału nie dostał. Czukow zresztą też. Był wściekły. To co się dzisiaj stało... Po prostu w głowie się nie mieści. Już widzę te jutrzejsze nagłówki gazet. Przyznam ci się, że nie wierzyłam, że go skażą, nawet pomimo twojej rezygnacji.
- Ile dostał?
- Osiem lat. W jego przypadku to i tak dużo.
- No to widzę, że Magorski się nie popisał. Zapraszam cię na kawę,

70




powinno cię to podnieść na duchu.
- Dzięki ale przed chwilą już piłam, bo myślałam, że mi głowę rozsadzi.
- Jak zareagował Czukow?
- Normalnie, jak na powstałe realia. Zaczął wykrzykiwać jakieś obelgi pod adresem sędziego, nam ubliżał.. - spojrzała na Igora jakby sobie o czymś przypomniała - On i tobie groził.
- Co mówił? - zapytał z niepokojem Igor.
- Jak go wyprowadzali, krzyknął do tych swoich goryli: "Szołow ma za to zapłacić. Wiecie co robić". Igor, tobie grozi niebezpieczeństwo...
- Mnie nic nie grozi - usiłował zebrać myśli - Mnie nic... - spojrzeli po sobie - Sonia... - wyszeptał Igor. Lena pobladła. Złapał słuchawkę i wybrał numer szpitala.
- Kurwa mać! - wrzasnął - Pierdolona infolinia! Lena, jedź do niej do szpitala! Po jaką cholerę lazłaś na tą kawę?! Kiedy wyszłaś z sądu?
Spojrzała na zegarek.
- Jakąś godzinę temu.
- Jadę do szpitala, bierz ten telefon i dzwoń tam bez przerwy! Niech nikogo do niej nie wpuszczają! - Lena była tak zszokowana, że nie była w stanie się poruszyć.
- Dzwoń, do kurwy nędzy! - ryknął i wsadził jej w dłoń telefon, po czym puścił się biegiem w kierunku

71




parkingu. Podczas gdy Lena bezskutecznie usiłowała się dodzwonić do szpitala, Igor stał w korku. Czuł straszną bezsilność, przerażenie i lęk. Bał się, że może Sonię stracić, że w wyniku jego postępowania może jej sie stać coś złego. Po jego policzkach popłynęły łzy. Znał rozkład miasta i wiedział, że odległość kancelarii od szpitala jest mniejsza niż ta, która dzieliła szpital i budynek sądu. To dawało nadzieję. Jednak gasła ona, gdy uświadomił sobie, że stracił czas podczas którego Lena była na kawie. Odsunął obliczenia czasowe od siebie, bo były dla niego niekorzystne.
- Boże, pomóż mi - wyszeptał. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Z ciężkim sercem sięgnął po telefon.
- Mówi Szołow - powiedział, kiedy uzyskał połączenie.
- Czego pan ode mnie chce? - zapytał Siergiej.
- Potrzebuję pana pomocy...
Siergiej zrozumiał, że stało się coś złego i z pewnością wiąże się to z Sonią. Inaczej Igor nigdy by do niego nie zadzwonił.
- Słucham.
- Jest pan w Petersburgu?
- Tak, jestem teraz w klubie.
Igor odetchnął z ulgą.
- Błagam, niech pan jedzie do szpitala. Ma pan go tuż za rogiem. Czukow

72




został skazany. Groził mi i Soni. Odwieźli go do aresztu, ale wie pan, że on ma kolegów. Prawdopodobnie są w drodze do szpitala. Ja stoję w pierdolonym korku. Nie zdążę... Ale pan... - westchnął ciężko - Panu na niej zależy. Niech ją pan ratuje...
- Boże - Siergiej czuł jak krew zaczyna mu szybciej krążyć w żyłach - Już tam jadę - rzucił i zakończył rozmowę.
Igor oparł głowę o kierownicę. Więcej zrobić nie mógł. Pożałował, że zabrał Soni telefon. Mógłby teraz zadzwonić i spróbować ją ostrzec.
Siergiej zamienił tylko spodenki na długie spodnie dresowe, wybiegł z klubu, wsiadł do auta i ruszył z piskiem opon.
- Boże, żeby nie było za późno - powtarzał w myślach. Już po kwadransie był w szpitalu. Biegnąc oszklonym korytarzem spojrzał w okno. Zobaczył podjeżdżające pod szpital auto goryli Czukowa. Zauważyli jego UAZ - a, wiedzieli więc, że również jest w szpitalu. Szybko wbiegli do szpitala. Siergiej zdawał sobie sprawę, że ma mało czasu. Miał nad nimi jednak małą przewagę - on wiedział, w której sali leży Sonia. Wbiegł do środka, zerwał z niej kołdrę i potrząsnął.
- Soniu! Obudź

73




się!
Ospale otworzyła oczy.
- Siergiej? Co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona.
- Posłuchaj - powiedział uważnie - Grozi ci niebezpieczeństwo. Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz. Teraz proszę cię jedynie, byś mi zaufała i robiła to, o co cię poproszę. Kiedyś już mi zaufałaś, zrób to teraz, dobrze?
Nie do końca rozumiejąc jego słowa twierdząco pokiwała głową.
Siergiej owinął ją szczelnie szlafrokiem, wziął na ręce i skierował się do wyjścia.
- Proszę pana, co pan robi?! - krzyknęła za nim pielęgniarka i złapała za rękę - Proszę zostawić pacjentkę, bo wezwę ochronę!
Siergiej jednak nie zważał na jej słowa. Nie było czasu na tłumaczenia. Pobiegł w kierunku wyjścia ewakuacyjnego. Kiedy pchnął drzwi zobaczył, jak z dołu po schodach wchodzi Wasyl. Rozejrzał się. Spostrzegł drzwi pracowni RTG. Nie miał innego wyboru. Wszedł do środka i posadził Sonię na jednym z krzesełek w poczekalni pod pracownią. Dwóch czekających pacjentów dziwnie mu się przyglądało. Przez szparę w drzwiach widział jak Wasyl nieświadomy, biegnie dalej. Odetchnął z ulgą, złapał Sonię ponownie na ręce i zbiegł na dół. Wsadził

74




Sonię do auta, zamknął drzwi. Już miał wejść do auta, gdy usłyszał za sobą głos dawnego kompana.
- Zostaw ją, Siergiej - odwrócił się i zobaczył jak Wasyl przykręca tłumik do pistoletu. Wykorzystał moment i nie słuchając dalej wskoczył do auta i wcisnął pedał gazu.
- Pochyl głowę i jej nie podnoś, póki ci nie powiem! - krzyknął do Soni skracając sobie drogę przez szpitalny trawnik. Posłusznie wykonała polecenie, a chwilę później usłyszał odgłos kuli trafiającej w karoserię. Wiedział, jak poważna jest sytuacja. Postanowił zawieźć Sonię do swego domu. Nic innego w tej chwili nie przyszło mu na myśl. W domu miał broń, co dawało jakieś nadzieje.
- Mogę sie podnieść? - zapytała po dłuższym czasie.
- Tak, możesz - odparł nie odrywając wzroku od kierownicy.
- Co się stało? Czemu zabrałeś mnie ze szpitala? Czy Igor..
-Tak, Igor wie o wszystkim. To on mnie o to poprosił. Grozi ci niebezpieczeństwo.
- Jakie? - zapytała nie kryjąc zdziwienia.
- Igor ci wszystko wytłumaczy. Zaufaj mi.
- Ufam ci...
Igor dotarł do szpitala krótko po tym, kiedy Siergiej i ludzie Czukowa opuścili szpitalny parking. Spocony i przerażony

75




wbiegł do sali Soni, ale jej nie zastał. Przeciągnął dłonią po pustym łóżku, jakby chcąc się upewnić, że jej tam nie ma.
- Matko Boska - poluzował krawat i z trudem przełknął ślinę. Wybiegł na korytarz i złapał za rękę pierwszą napotkaną pielęgniarkę - Gdzie moja narzeczona?
Wydawała się być speszona.
- Ona została porwana. Był tu taki mężczyzna... Po prostu wziął ją na ręce i wyniósł... Ale ona nie protestowała.
- Jak wyglądał?! - zapytał nerwowo Igor.
- No wysoki, dobrze zbudowany, wytatuowany, z brodą, w sportowych spodniach...
- Dziękuję - przerwał jej Igor i odetchnął z ulgą. A więc Siergiej zdążył.
- Lekarz chyba już powiadomił policję - dodała, jakby na usprawiedliwienie.
- Niech ją odwoła. To nie było porwanie - rzucił i wyszedł. Domyślił się, że Siergiej najprawdopodobniej zabrał ją do siebie. Igor nie wiedział dokładnie, gdzie on się znajduje, ale mniej więcej znał okolice i wiedział jak tam dojechać. Zresztą w tamtych okolicach nie było za dużo ani ulic, a tym bardziej domostw. Postanowił tam pojechać.
Siergiej gwałtownie zatrzymał auto pod domem. Wybiegł, wyniósł Sonię i zabrał

76




do domu. Położył na łóżku, które zajmowała będąc u niego ostatnim razem. Uniósł jej brodę i spojrzał w oczy.
- Soniu, posłuchaj mnie uważnie. Bez względu na to, co się stanie, nie wychodź z tego pokoju, rozumiesz? - pokiwała twierdząco głową i zapytała:
- Ale dlaczego? Co się tu wokół mnie dzieje?
- Czukow został skazany.
- A co ja mam z tym wspólnego? Przecież to nie moja wina.
- Oczywiście, że nie twoja - nie miał teraz czasu tłumaczyć jej wszystkiego - Ale teraz proszę, nie wychodź stąd - rzucił i wybiegł z pokoju zostawiając Sonię samą. Na dole skierował się od razu do szafy pancernej, ukrytej za przewodem kominowym. Wstukał szyfr i otworzył ciężkie drzwi. Spojrzał na sporą kolekcję broni. Zastanawiał się, co sprawdzi się najlepiej w tej sytuacji. Wiedział, że scenariusz może przybrać nieoczekiwany obrót. Wziął do jednej ręki strzelbę myśliwską, do drugiej - spory karabin. Podobnego używają żołnierze jednostek specjalnych. Miała spory kaliber i jak na posiadane parametry była w miarę lekka i cicha. Uznał, że będzie odpowiednia. Już miał zamknąć szafę, gdy jego wzrok zatrzymał się na niewielkim

77




pistolecie. Nie namyślając się długo, sięgnął po niego i udał do pokoju Soni. Leżała w łóżku. Była blada. Usiadł obok i zapytał:
- Posłuchaj, może być różnie. Czy miałaś kiedykolwiek do czynienia z bronią?
- Że co? - podniosła się na łóżku myśląc, że słuch ją myli - Z jaką bronią? Karabin czy coś w tym stylu?
- Tak, dokładnie. O to mi chodzi.
- Noo... Kiedyś strzelałam do puszek z wiatrówki.
- A pistolet? - zapytał i pokazał jej trzymaną w ręku broń.
- Tylko taki na wodę - odparła nie odrywając wzroku od tego trzymanego przez Siergieja.
- Trudno, musisz się nauczyć i tego prawdziwego. Patrz, tak go odbezpieczasz - instruował ją - Tak przeładowujesz. A jeśli pociągniesz za spust, broń wypali. Uważaj, gdzie celujesz, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
- Ale po co mi pistolet? - wzdrygnęła się.
- Być może, że będziesz potrzebowała pomocy i będziesz zdana tylko na siebie. Nie chcę, żebyś stała na z góry przegranej pozycji - Sonia pobladła. Bez słowa wzięła do ręki pistolet, który jej podał.
Igor odzyskiwał panowanie nad sytuacją i emocjami. Jechał bardzo szybko szosą pomiędzy gęstym, świerkowo -

78




jodłowym lasem, do domu Siergieja. Droga była prosta i niemalże pusta. Od czasu do czasu mijał go jakiś samochód. Po godzinie jazdy spojrzał we wsteczne lusterko. Zauważył, że od jakiegoś czasu daleko za nim, jechał inny samochód. Jego sylwetka była słabo widoczna, ale nie miał wątpliwości, że to ciągle jedno i to samo auto. Poczuł dziwny niepokój. Wreszcie dojechał do rozstaju dróg. Chwilę się zastanawiał, po czym obrał kierunek i skręcił w prawo. Po jakimś czasie zobaczył, że jadące za nim auto skręciło w przeciwnym kierunku. Odetchnął z ulgą. Jednak po kwadransie wiedział, że popełnił błąd. Droga stawała się coraz gorsza, by w końcu zamienić się w żwirowy trakt. Pomyślał, że jeśli on obrał złą drogę, to jadący za nim samochód nie popełnił tego błędu. Oczywiście, to mógł być zbieg okoliczności i mogli być to zwyczajni okoliczni mieszkańcy, jacyś myśliwi czy kłusownicy, ale równie dobrze - ludzie Czukowa.
- Jasna cholera - zaklął i zakręcił energicznie wzniecając tuman kurzu i ostro wcisnął pedał gazu.
Wasyl zatrzymał auto pod domem Siergieja i rozejrzał się. Wokół panowała kompletna cisza,

79




nie licząc śpiewu ptaków. Dom wyglądał na opuszczony, ale UAZ pod domem świadczył o tym, że gospodarz na pewno jest blisko. Szukał jakiegoś podstępu czy zasadzek, chociaż biorąc pod uwagę ograniczoną ilość czasu, było to mało prawdopodobne. Jego kompan, Jura już miał wysiąść ale go powstrzymał.
- Poczekaj. Rozejrzyjmy się najpierw. Orłow nie jest idiotą, na pewno się nas spodziewa.
- A niech spróbuje - odparł Jurij i przeładował pistolet - Od razu poślę go do świętego Piotra.
- Gamoniu - Wasyl spojrzał na kolegę - Ty chyba nie wiesz, z kim masz do czynienia. Nie wiesz o Orłowie tego, co ja. Poza tym musimy się dowiedzieć, gdzie jest dziewczyna, więc zamknij mordę i myśl, co robisz - wysiadł z auta trzymając w ręku odbezpieczony, gotowy do strzału, pistolet. Jurij uczynił to samo.
- Orłow!
Po chwili drzwi domu otworzyły się powoli i na taras wyszedł Siergiej z wycelowanym w nich karabinem. Zdawał sobie sprawę, że siły nie są równe.
- Jedź stąd Wasyl, a nikomu nic się nie stanie - powiedział spokojnie.
- Sierjoża, nic do ciebie nie mam - odparł Wasyl z nieszczerym uśmiechem na twarzy - Zawsze cię lubiłem...
-

80




Szczerze mówiąc, zupełnie mi nie zależy na twojej sympatii - powiedział Siergiej nie opuszczając broni.
- Oddaj nam dziewczynę i każdy pójdzie w swoją stronę Wiemy, że u ciebie jest.
- Po co wam ona? - zapytał udając naiwnego - Nic wam nie zrobiła.
- Wiesz doskonale, nie udawaj idioty. Nie o nią chodzi, ale o Szołowa. Ten pies musi zapłacić za zdradę. Jak może wiesz, Czukow poszedł siedzieć.
- To tym bardziej powinniście odpuścić.
- O nie - roześmiał się Wasyl - Ja wolę ją zabić, niż zginąć z ręki brata Czukowa. To co, oddajesz dziewczynę?
- Nie - padła odpowiedź, ale zanim Wasyl zdążył zareagować zza zakrętu wyjechało z dużą prędkością Audi Igora. Wszyscy spojrzeli w tym kierunku. Igor zahamował gwałtownie i rozejrzał się. Szybko ocenił sytuację. Zorientował się, że Sonia jest w domu, bezpieczna. Na razie. Czy nadal tak będzie nie było już takie oczywiste. Powoli wyciągnął ze schowka pistolet, jaki zawsze ze sobą woził i włożył z tyłu, za pasek spodni. Wysiadł i wysoko podniósł dłonie.
- Szołow - Wasyl się roześmiał - No to mamy komplet! - przez chwilę sie zastanawiał, czy nie skorzystać z okazji

81




i pozbawić życia Igora, ale doszedł do wniosku, że skoro szef kazał zabić Sonię, to na niej się skoncentruje.
- Wynoście się stąd, póki nikomu nic się nie stało! - krzyknął Siergiej, który nie wiedział, czy cieszyć się z obecności Igora, czy nie. Doszedł do wniosku, że teraz tym bardziej siły przeważają na stronę ludzi Czukowa. Nie zdawał sobie sprawy, że Igor ma broń i myślał, że jedyną pomoc ze strony Igora może być walka wręcz, a tej wygrać Igor nie ma szans.
- Nie groź nam! - Wasyl wydawał się tracić cierpliwość. Chciał coś jeszcze dodać, ale nagle drzwi domu się otwarły i stanęła w nich blada Sonia, z pistoletem w ręku. Od tego momentu wypadki potoczyły się błyskawicznie. Wasyl doszedł do wniosku, że prośby nic nie dadzą i Siergiej dobrowolnie nie wyda im Soni. Uznał jednak, że skoro sama przyszła to lepsza okazja się nie trafi. Wycelował i bez zastanowienia pociągnął za spust. Siergiej znając doskonale Wasyla wiedział, że ten się nie zawaha i gdy tylko wycelował w Sonię, pchnął ją w bok. Niestety, spóźnił się o ułamek sekundy i kula, która była wycelowana w jej serce, trafiła w prawe ramię,

82




raniąc ją dotkliwie. Krzyknęła z bólu i omdlała osunęła się na podłogę. Siergiej pociągnął za spust strzelby, pozbawiając życia kompana.
- Ty gnoju! - krzyknął Jurij i wycelował w Siergieja, jednak nim pociągnął za spust, kula z pistoletu Igora przedziurawiła jego czaszkę. Opadł bez życia na ziemię.
- Sonia! - Igor podbiegł do dziewczyny, uniósł ją - Skarbie, powiedz coś... Otwórz oczy...
Powoli uniosła ciężkie powieki.
- Boli... - wyszeptała z grymasem bólu na twarzy. Siergiej, nie czekając, wziął ją na ręce.
- Otwórz mi - nakazał Igorowi, a ten posłusznie wykonał polecenie. Siergiej położył ją w salonie na kanapie i zdjął przesiąknięty krwią szlafrok.
- Soniu, skarbie - Igor pogładził ją czule po policzku - Powiedz coś...
- Zdejmij jej bluzkę - polecił Siergiej - Trzeba opatrzyć ranę - i nie czekając na reakcję Igora poszedł do kuchni po środki opatrunkowe. Igor powoli zaczął zdejmować z Soni górę od piżamy.
- Kurwa, czemu ta pierdolona piżama nie jest rozpinana - zaklął do siebie i po prostu rozerwał materiał. Siergiej przyniósł miskę z wodą i niewielką apteczkę.
- Odsuń się - Igor

83




posłusznie zrobił miejsce. Siergiej przemył i zdezynfekował ranę i założył opatrunek - Nie wygląda to najlepiej. To nie jest zwykłe draśnięcie - powiedział do Igora.
- Co to oznacza?
- Tyle, że trudno przewidzieć jak zachowa się organizm. W jej przypadku jest on osłabiony pobytem w szpitalu.
Igor nic nie powiedział. Siergiej nie wiedział, jak bardzo organizm Soni jest osłabiony nie tylko pobytem w szpitalu ale i poronieniem. Sonia to odzyskiwała, to traciła przytomność. Nie bardzo orientowała się, gdzie jest i co się z nią dzieje.
- Na razie nie możemy nic więcej zrobić. Czas pokaże jak zareaguje organizm. Teraz najlepiej zostawić ją w spokoju. Niech śpi.
- Nie zostawię jej - zaoponował Igor. Siergiej spojrzał na niego z wyrzutem.
- Mam przed domem dwa trupy. Potrzebuję pomocy w pozbyciu się ich.
- Co chcesz zrobić z ciałami? - zapytał rzeczowo Igor - Ktoś mógł słyszeć strzały.
- Włożymy ich do auta, które zepchniemy z pobliskiego urwiska. Podpalimy je.
- A jeśli auto nie stanie w płomieniach, dowody mogą nie spłonąć. Policja może dojść, co tu się stało i powiązać cię... Nas z ich śmiercią.
- Wiem, ale policja zna

84




ich doskonale i gwarantuję, że nie będą wnikać gdzie i z czyjej ręki zginęli.
Igor wstał, zdjął marynarkę i krawat, który nagle zaczął go cisnąć niczym powróz.
- Dobrze, co mam zrobić?
- Włóżmy ich do auta. Ja pojadę z nimi, ty za mną. Muszę jakoś wrócić. Pomożesz zepchnąć samochód.
Igor bez słowa wykonywał polecenia i po godzinie stali spoglądając w głąb urwiska. Była to spora przepaść, powstała w wyniku osunięcia skał. Ściana była stroma i wysoka.
- Tu będzie dobrze - Siergiej zaparkował jak najbliżej krawędzi. Przeniósł zwłoki Wasyla na przednie siedzenie, wyjął ze swojego auta, którym jechał Igor, karnister z benzyną i oblał wnętrze auta Wasyla.
- No, to przyjemnej podróży - powiedział i podpalił niewielką gałązkę, którą wrzucił do środka., wzniecając płomienie, które szybko zajęło wnętrze auta.
- Pchaj! - nakazał Igorowi i po chwili patrzyli jak dno wąwozu staje się miejscem ostatniej podróży Wasyla i Jurija. Nie ociągając się, wskoczyli do auta i wrócili do domu, gdzie Sonia nadal pogrążona była we śnie. Igor kucnął przy kanapie, wziął ją za rękę.
- Soniu, poznajesz mnie? -

85




zapytał gdy powoli podniosła powieki. Przez chwilę mu się przyglądała, ale nic nie odpowiedziała. Siergiej przyniósł z kuchni małą szklaneczkę i tak dobrze znany napój.
- Co to jest? - zapytał Igor patrząc jak Siergiej nalewa płyn do szklaneczki.
- Domowej roboty. Nie ma nazwy, ale na pewno jej pomoże. Unieś jej głowę - kiedy Igor przytrzymał Sonię w pozycji półsiedzącej, Siergiej wlał jej do ust pół szklanki płynu. Skrzywiła się bezwiednie - Teraz będzie spała - powiedział, odniósł butelkę i skierował się do drzwi.
- Dokąd idziesz? - zapytał Igor.
- Idę posprzątać krew z tarasu i podjazdu. Mało to estetycznie wygląda.
- Poczekaj! - Igor podniósł się - Pomogę ci. Jestem ci to winny.
- Nic mi nie jesteś winny. Nie dokonałem morderstwa dla ciebie, ale dla niej - wskazał głową śpiącą Sonię - Nie masz wobec mnie żadnego długu.
- Mylisz się. Nigdy nie będę w stanie zapłacić ci za to, co dzisiaj zrobiłeś.
Siergiej nic nie powiedział ale nie protestował przeciw pomocy ze strony Igora. Sprawnie uprzątnęli wszystkie ślady niedawnych wydarzeń.
- No - powiedział Siergiej - Potem jeszcze posypię ziemią i nie będzie

86




śladu.
- Przepraszam, że cię w to wszystko wciągnąłem ale nie widziałem innego wyjścia. Gdyby nie było cię wtedy w klubie, Sonia byłaby teraz martwa.
- Na szczęście tak się nie stało - odparł Siergiej wbijając w ziemię łopatę - Możecie zostać u mnie jak długo chcecie. Mój dom jest otwarty dla gości.
- Zrewanżuję się....
- Człowieku, daj spokój! - Siergiej roześmiał się w głos - Nie każdy za okazanie serca oczekuje rewanżu. Nie wiem, jak to wygląda w twoim świecie, ale dla mnie akurat tak.
Igor poczuł się, jakby ktoś uderzył go w twarz, jednak nie dał tego po sobie poznać.
Wieczorem, po kolacji, Siergiej zapytał:
- Myślę, że dobrze byłoby Sonię przenieść do pokoju. Tam możecie spać.
- Dobrze - przytaknął Igor.
Siergiej przygotował dla nich pokój, który zajmowała Sonia podczas pobytu u niego. Było w nim szerokie łóżko sypialniane, więc dla niej i Igora będzie bardzo odpowiednie. Kiedy zszedł z powrotem na dół, Igor oglądał pozostawiony na stole karabin. Dla niego taka broń też nie była nowością. Przeszedł szkolenie wojskowe, za które sam zapłacił.
- ADS - powiedział Siergiej.
- Po co ci karabin do

87




strzelania pod wodą? Skąd go masz?
- Powiedzmy, pamiątka po poprzedniej pracy.
Igor tylko mógł się domyślać jakiego rodzaju mogła być to praca. Nie zadawał więcej pytań.
- Myślę, że ona powinna coś zjeść. Zrobię coś lekkiego, a potem zaniesiesz ją do pokoju. Tam będzie miała spokój - powiedział Siergiej, a Igor się z nim zgodził. Kiedy Siergiej poszedł do kuchni, Igor usiadł koło Soni, uniósł ją do pozycji półsiedzącej.
- Kochanie, obudź się. Kotku - delikatnie uniósł jej podbródek - Słyszysz mnie?
Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Była półprzytomna, zaspana i nie bardzo wiedziała co się wokół dzieje.
- Co się stało? - zapytała owtierając oczy.
- Musisz coś zjeść.
- Spać mi się chce...
- Dobrze, zjesz i pójdziesz spać. Usiądź - podłożył jej pod plecy poduszki - Zaraz dostaniesz kolację, zaniosę cie do pokoju i bedziesz nadal spać.
Otworzyła szerzej oczy i spojrzała na Igora.
- Gdzie jest Siergiej?
Jej pytanie zaskoczyło go.
- Robi ci kolację - odparł z kamienną twarzą - Czemu o niego pytasz?
- Chciałam wiedzieć, że nic wam nie jest.
- Jesteśmy cali i zdrowi.
- A ja? - spojrzała na

88




unieruchomioną i zabandażowaną rękę.
- Masz ranę postrzałową. Rana nie jest głęboka, ale rozległa. Masz założony opatrunek.
- A masz coś przeciwbólowego? Bardzo mnie boli.
- Zaraz zapytam Siergieja. Ja przy sobie nic nie mam.
Zostawił ją i poszedł do kuchni.
- Masz jakieś tabletki przeciwbólowe? - zapytał patrząc jak Siergiej zalewa ugotowane na miękko jajka zimna wodą.
- Mam ale jej nie podam.
- Dlaczego? Ona cierpi...
Odwrócił się do Igora.
- Bo już ten płyn działa przeciwbólowo, przeciwzapalnie i nasennie. Nie mogę jej nic innego dać, bo to by już było za dużo. Gdyby tego nie dostała, cierpiałaby o niebo bardziej. Musi to przejść. Nie ma innego wyjścia. Powinna większość czasu przespać. Wtedy organizm najlepiej się regeneruje.
Igor nic nie odpowiedział. Siergiej ułożył na tacy jajka w stojaczkach, chleb i wędlinę. Podał Igorowi.
- Zanieś jej i nakarm. Nawet jeśli będzie protestowała.
Igor i tym razem bez słowa protestu wykonał polecenie. Zaczynał inaczej patrzyć na Siergieja. Wcześniej postrzegał go jako człowieka nieokrzesanego, nie stroniącego od przemocy. Teraz zaś dostrzegał jego inną twarz.
- Soniu,

89




musisz coś zjeść - powiedział stawiając tacę na stoliku - I nie protestuj. Po prostu musisz, a potem zaniosę cię do łóżka.
- Ale ja nie jestem głodna... - zgodnie z przewidywaniami Siergieja, zaczęła oponować.
- Nie ma dyskusji. Musisz - podał jej kawałek jajka na łyżeczce - Masz to zjeść. Nie odpuszczę.
Soni nie pozostało nic innego, jak zjeść wszystko. Kiedy skończyła, Igor wziął ją na ręce i zaniósł na piętro. Drzwi jednego z pokoi były otwarte.
- Tu - powiedziała cicho Sonia i palcem wskazała tak dobrze jej znany pokój. Igor położył ją na łóżku, nakrył kołdrą - Śpij teraz. Musisz wypocząć.
Nic nie odpowiedziała. Z ulgą zamknęła oczy i szybko zasnęła.
Kiedy Igor zszedł na dół, Siergiej szykował kolację dla nich obu. Na zewnątrz panował mrok. Postawił na środku stołu talerz z kanapkami. Nie miał głowy do bardziej wymyślnych dań, zresztą pewnie Igor też nie będzie w stanie wiele zjeść.
- Kolacja - krzyknął do Igora. Kiedy ten zszedł, Siergiej powiedział:
- Zjedz coś - wskazał talerz z kanapkami - Mam nadzieję, że wystarczy.
- Na pewno - Igor usiadł za stołem, spojrzał na Siergieja.
- Zjedz

90




ze mną...
Siergiej bez słowa usiadł po drugiej stronie. Podczas kolacji nie padło ani jedno słowo, a atmosfera była ciężka.
- Dziękuję - Igor odsunął talerz - Pójdę się położyć. Jestem naprawdę zmęczony.
- Jasne. Na końcu korytarza jest łazienka. Ręczniki masz w szafce pod umywalką.
Igor nic nie odpowiedział. Poszedł na górę, wziął prysznic, wrócił do pokoju, w którym Sonia pogrążona była we śnie, rozebrał się i cicho wślizgnął pod kołdrę. Patrzył chwilę na jej posiniaczoną jeszcze twarz, spokojny sen i myślał, jak bardzo tą kobietę kocha. Opadł na poduszkę i utkwił wzrok w jakimś punkcie sufitu. Pogrążył się w myślach, po chwili jednak poczuł, że emocje zaczynają opadać, a zmęczenie bierze górę. Zasnął.
Była jeszcze ciemna noc, kiedy Sonia z trudem otworzyła oczy. Rozejrzała się wokół, jakby nie bardzo wiedziała gdzie się znajduje. Po chwili poznała pokój i odetchnęła z ulgą. Dopiero teraz dostrzegła śpiącego obok Igora. Przesunęła dłonią po jego gęstych włosach, upewniając się że to on. Usiadła na łóżku i poczuła przejmujący ból ręki. Powoli ześlizgnęła się z łóżka i

91




podeszła do drzwi, zerknęła na Igora raz jeszcze. Wydawało jej się, że nie śpi i zaraz coś do niej powie, ale nic się nie wydarzyło uznała więc, że jej się zdawało i wyszła cicho z pokoju. Zamknęła za sobą drzwi, oparła o ścianę. Po chwili niepewnym krokiem podeszła pod drzwi sypialni Siergieja. Złapała za klamkę i cicho weszła do środka. Spał niedbale przykryty kołdrą. Usiadła i położyła dłoń na jego nagich plecach. Nie obudził się. Skrzywiła się, a na jej twarzy pojawił się grymas. Ranna ręka dała o sobie znać. Sonia poczuła, że robi jej się słabo. Wystraszyła się, że może stracić przytomność, więc położyła się obok Siergieja i spojrzała w mrok przed sobą. Nie zdawała sobie sprawy, że Igor rzeczywiście nie spał, kiedy wychodziła z pokoju. Słyszał i czuł każdy jej ruch. Na początku myślał, że idzie do łazienki, pomyślał nawet, żeby jej pomóc ale się wstrzymał. Kiedy jednak po dłuższym czasie nie wróciła, a on usłyszał jak stuknęły drzwi sąsiedniego pokoju, wiedział już, gdzie poszła. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Znowu u Siergieja szukała wsparcia, a nie u niego.

92




Wiedział, że tej nocy już nie zaśnie. Sonia odwróciła się do Siergieja. Nie widziała jego twarzy, gdyż leżał odwrócony do niej plecami. Jednak i on nie spał. Kiedy dotknęła jego pleców obudził się i wiedział, że to ona. Czekał na najmniejszy ruch czy jej słowo. Po dłuższym czasie Sonia powoli wstała i wyszła tak nagle z pokoju, jak się w nim zjawiła. Nie wróciła jednak do Igora. Zeszła na dół, z trudem owinęła się kocem, wyszła na taras przed domem i usiadła na schodach. Siedziała tak dłuższy czas. O dziwo, nie bała się. Po jakimś czasie na jej twarzy pojawiło się coś na kształt ulgi. Sonia podjęła decyzję, już wiedziała, co powinna zrobić i jak dalej pokierować swoim życiem. Wróciła do pokoju, w którym zostawiła Igora, położyła się na łóżku i spokojnie zasnęła. Ta noc była ciężka dla wszystkich, poranek też nie należał do najłatwiejszych. Po przebudzeniu poczuła wyrzuty sumienia. Na spokojnie uświadomiła sobie, że Igor w nocy najprawdopodobniej nie spał i słyszał jak wychodzi. Zdawał sobie sprawę, że jeśli tak było, to po jej długiej nieobecności wie, że była u Siergieja. Teraz spał, więc

93




cicho zeszła na dół. Zerknęła przez okno w salonie i zobaczyła, jak Siergiej robi coś w stodole. Odwróciła się i poszła do kuchni. Zaczęła wyjmować z szafki talerze. Postanowiła zrobić coś na śniadanie, a przynajmniej przygotować produkty. Wyjęła dwa talerze, jednak trzeci wyślizgnął jej się z ręki i z hukiem roztrzaskał na podłodze.
- Jasna cholera! - zaklęła i zaczęła zbierać kawałki szkła z podłogi, gdy w drzwiach stanął Siergiej.
- Co ty robisz? - zapytał patrząc jak na klęczkach, lewą ręką usiłuje niezdarnie sprzątać. Nie czekając na odpowiedź podniósł ją, posadził na krześle, wyjął szufelkę z szafki i zaczął zamiatać. Nim skończył, w progu pojawił się zaspany Igor, najwidoczniej wyrwany ze snu hukiem. Sonia spojrzała na niego niepewnie. Napotkała jego smutny wzrok.
- Siadajcie, zaraz zrobię coś do zjedzenia - Siergiej wyjął z szafki patelnię, a jajka i warzywa z lodówki. Tym razem Igor nie zaproponował pomocy. Atmosfera była ciężka, a w powietrzu słychać byłoby muchę, gdyby się pojawiła. Po kwadransie na stole stała miska jajecznicy i półmisek z warzywami i pieczywem. Nikomu specjalnie nie

94




dopisywał apetyt, jednak kiedy skończyli, Sonia odsunęła talerz i powiedziała:
- Podjęłam decyzję - zaczęła.
- Jaką decyzję? - zapytał Igor.
- Jak tylko poczuję się lepiej... Jak rana się zagoi, wracam do Polski... Do szpitala nie wrócę, wytłumaczę, że nic mi nie jest.
- Ale Soniu - odezwał się Igor, ale dała znak ręką, żeby jej nie przerywał.
- Jak wrócimy do Petersburga, zabiorę swoje rzeczy z mieszkania Leny i.... twojego - spojrzała na Igora. Słowa, że to tylko jego mieszkanie zabolały najbardziej. Kupował je tylko i wyłącznie z myślą o niej - Przepraszam Igor - zdała sobie sprawę, że sprawia mu ból, ale to było nieuniknione - To mieszkanie nigdy nie było moje. Przez krótki czas tak mi się tylko wydawało. Teraz chcę wrócić do Polski i rodziców.
- Soniu proszę, przemyśl to - powiedział Igor, ale jego twarz pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu - Porozmawiajmy o tym, kiedy wrócimy do Petersburga, nie mieszkajmy w nasze sprawy Siergieja.
- To wy sobie porozmawiajcie - Siergiej sam się domyślił, że jego obecność z punktu widzenia Igora, jest mało pożądana - Będę na dworze - wstał i wyszedł z domu.
- Więc teraz

95




chcesz uciec? - zapytał ironicznie Igor.
- To nie jest ucieczka - zaprzeczyła oczywistym faktom.
- A co? - wysyczał i pochylił się nad nią - Jak to nazwiesz? Każdy z nas, i ja i on - wskazał Siergieja siedzącego na schodach - Mamy po jednym trupie na sumieniu, a ty po prostu pakujesz manatki i uciekasz?!
- To nie moja wina i wiesz o tym doskonale! - wykrzyczała mu w twarz - To na tobie Czukow chciał się zemścić!
Igor nic nie odpowiedział, wyprostował się na krześle.
- I co, nie zmienisz zdania?
- Nie - odparła cicho.
Wstał, podszedł do okna, chwilę myślał, po czym powiedział nawet na Sonię nie spoglądając:
- Więc to koniec? - nigdy nie przypuszczał, że przyjdzie mu zadać jej takie pytanie.
- Tak Igor, to koniec - spuściła wzrok - Przepraszam. Naprawdę nie chciałam, by to się wszystko tak skończyło.
- Tak - pokiwał głową, odwrócił się i oparł dłońmi o stół. Spojrzał jej w oczy i spokojnie powiedział - Trudno mi nawet opisać, jak się teraz czuję. Jest we mnie jedna, wielka pustka. Wraz z tobą odchodzi sens mojego życia. Nie będę cię już prosił i przekonywał bo wiem, jaka jesteś uparta ale chciałbym, żebyś miała

96




świadomość, jakie to spustoszenie wywołuje w moim sercu.
- Przepraszam - wydukała z poczuciem winy. Zdawała sobie doskonale sprawę, jak zraniła Igora i było jej przykro. Jednak wiedziała, że ten związek nie ma przyszłości. Miała poczucie, że to co robi, jest słuszną drogą mimo, że bolesną.
Igor nic nie odpowiedział. Odwrócił się i wyszedł z kuchni. Sonia widziała jak wychodzi i podchodzi do Siergieja.
- Podoba ci się, prawda? - zapytał Siergieja, ale zaraz dodał - Głupie pytanie. Wiem, że ci się podoba - Igor spojrzał Siergiejowi w oczy.
- Co mi się ma podobać? - zapytał zaskoczony.
- Sonia. Teraz masz wolną drogę. Nie jesteśmy już razem - nie czekając nim zszokowany Siergiej odzyska mowę, wsiadł do auta i wcisnął energicznie pedał gazu, wzniecając tumany kurzu spod kół. Igor chciał sobie wszystko poukładać w głowie. Potrzebował chwili ciszy i spokoju. Zaledwie wczoraj zabił człowieka. Co prawda gangstera, ale zawsze. Niewiele osób pewnie po nim będzie płakało. Zatrzymał się na tarasie widokowym usytuowanym na jednym z wielu zakrętów drogi, z którego rozpościerał się zniewalający widok na okoliczne lasy.

97




Normalnie cieszyłby się tym widokiem, jednak w tej chwili patrzył, ale nie widział. Spojrzał na leżący na siedzeniu obok telefon. W duchu liczył, że Sonia zadzwoni i powie, że zmieniła zdanie, przemyślała swoją decyzję. Zaczął przeklinać Boga za to, że najpierw dał mu tak wielkie szczęście jak jej miłość, a teraz zabiera wszystko w tak brutalny sposób. Przeklinał Boga z bezsilności i rozpaczy.
Sonia nadal siedziała w kuchni wpatrując w jakiś punkt na stole. Nie wiedziała co teraz ze sobą zrobić. Tysiące myśli kłębiło się w jej głowie. Miała ochotę wyć. Zraniła Igora tak bardzo mimo, że tego nie chciała, nie planowała. Miała świadomość, że jednym zdaniem przekreśliła całą przyszłość, jaką planowali i przeszłość jaka była ich udziałem. Nie miała jednak wyboru. Życie z nim zaczynało zagrażać jej życiu, a oni przestawali się już rozumieć. Wstała i wyszła przed dom, podeszła do Siergieja.
- Zerwałam z Igorem - powiedziała.
- Wiem, powiedział mi ale uznałem, że żartuje. Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo nasze drogi się rozeszły. Wiem, że bardzo cierpi, że teraz czuje się nieszczęśliwy, wierzę jednak,

98




że z czasem zapomni i ułoży sobie życie z inną.
- Bardzo cię kocha. Trudno będzie wymazać z pamięci takie uczucie.
- To mnie miało pocieszyć, czy chciałeś mi dokopać? - zirytowała się - Ja go po prostu już nie kocham. Gdybym z nim została, z czasem zrobiłabym mu piekło z życia. Bylibyśmy oboje nieszczęśliwi. To mu miałam zafundować? Jest wartościowym człowiekiem i wierzę, że znajdzie kobietę, która go pokocha tak, jak na to zasługuje. Ale to nie będę ja.
- Pytanie, czy on będzie kochał ją równie mocno, bo osobiście wątpię. A ty jak się czujesz?
- Dobrze, zważywszy na sytuację. Słabo, ale nie jest źle. Nie wiesz gdzie pojechał Igor? Widziałam, że z tobą rozmawiał.
- Nie wiem, tego mi nie powiedział.
- Powinnam was obu przeprosić - powiedziała. Poczuła się słabo, odwróciła, wróciła do domu, położyła na kanapie, przykryła kocem i zasnęła.
Igor wpatrywał się w telefon. W końcu wybrał numer.
- Lena?
- Jezu Igor, gdzie ty się podziewasz?! - wybuchnęła - Co się z wami dzieje?! Wiesz jak się denerwowałam?
- Przepraszam, że nie odezwałem się wcześniej....
- Wszystko w porządku? - niecierpliwiła się -

99




Sonia jest z tobą?
- No można tak powiedzieć.
- Jak to "można powiedzieć"? Jest czy nie?
- Jesteśmy w domu Siergieja. Aktualnie stoję na jakimś leśnym zadupiu i podziwiam jebane krajobrazy, jako że moja narzeczona parę godzin temu ze mną zerwała.
- Co ty gadasz? - wybełkotała zszokowana Lena - Sonia z tobą zerwała?
- No innej narzeczonej nie posiadam.
- Ale dlaczego?
- Myślę, że do nieodpowiedniej osoby kierujesz to pytanie. A dzwonię, żeby cię poprosić, żebyś spakowała jej rzeczy. Myślę, że niedługo wróci do Polski.
- A ty? - Lenie nadał przychodziło z trudem ogarnięcie tego wszystkiego, czego się właśnie dowiedziała.
- Ja zostaję. Do pracy wrócę za jakiś tydzień, więc na taki termin umawiaj wszystkie spotkania.
- Magorski cię szukał...
- Daj mi teraz spokój z tym idiotą - rzucił nie kryjąc irytacji - Wrócę, to się z nim spotkam, pa.
Tymczasem, tuż po skazaniu Czukowa, w jego domu rozgrywały się niemniej spektakularne wydarzenia. Nina stała przy oknie i wpatrywała w zbliżającego się szybko czarnego Mercedesa.
- Skurwiel - powiedziała do siebie, zasunęła firankę, odwróciła się od okna, usiadła na

100




kanapie i sięgnęła po książkę. Jednak już po kwadransie przerwała lekturę. Do jej uszu dobiegły najpierw podniesione głosy, potem krzyki, a na końcu do pokoju wbiegła zapłakana Nadia.
- Słyszała pani, co się stało? - zapytała ocierając łzy chusteczką.
- Nie. A co się stało? - Nina wydawała się być oazą spokoju. Przeszła już tak wiele w domu Czukowa, że uodporniła się na wszystko co wokół niej się działo.
- Pan Czukow został skazany i aresztowany! - wybuchnęła głośnym płaczem.
- Skazali tego gnoja? - na twarzy Niny pojawił się niemal euforyczny uśmiech - I co, teraz jest w areszcie?
- Tak. Ja wiem, że on panią źle traktował ale dla mnie był dobry - kobieta usiłowała usprawiedliwić przed Niną swój szczery żal z powodu aresztowania pracodawcy - Co ja teraz zrobię? - wysmarkała głośno nos.
- Co się pani martwi - odparła niezrażona Nina - Ktoś się musi domem zająć. Przecież jego brat nie przeprowadzi się tutaj. I tak ma go w dupie. A ile dostał?
- Osiem lat. Ja już pójdę. Przygotuję coś na kolację, chociaż apetyt to pewnie nikomu nie dopisze. Jura i Wasyl gdzieś pojechali i jeszcze ich nie ma.
Kiedy za

101




Nadią zamknęły się drzwi, Nina powiedziała do siebie:
- Osiem lat. Pewnie i tak tyle nie będzie siedział, ale że jakiś sędzia odważył się go skazać - pokiwała z uznaniem głową. Po chwili uzmysłowiła sobie, jakie możliwości daje jej nieobecność Czukowa. Wyjrzała przez okno, by upewnić się, że żadnego z jego ludzi nie ma w pobliżu. Zbiegła szybko do gabinetu piętro niżej. Cicho wślizgnęła się do środka i rozejrzała wokół. Doskonale wiedziała, czego szuka. Odsunęła szufladę biurka i zaczęła pobieżnie przeglądać jego zawartość.
- Jest - powiedziała, gdy znalazła mały, ale solidny kluczyk. Podeszła do wiszącego na ścianie obrazu Rembrandta - Co za klasyka - pokiwała z politowaniem głową, odsuwając obraz od ściany i odsłaniając solidne drzwiczki sejfu ukrytego za obrazem. Wbiła poprawnie kod, po czym włożyła kluczyk do zamka i przekręciła. Czuła, że serce zaraz wyskoczy jej z klatki piersiowej. Z duszą na ramieniu szarpnęła za ciężkie drzwiczki. Ku jej radości bez problemu je otworzyła. Zaczęła nerwowo przetrząsać zawartość sejfu. Nie interesowały jej diamenty ani dolary - Mam! - wyciągnęła z sejfu

102




cienką teczkę, w której znajdowały się podpisane przez nią dokumenty, w których zrzekała sie praw do dziecka. Bez zastanowienia podarła je na małe kawałki, po czym spaliła w dużej, kryształowej popielniczce stojącej na biurku.
- Zobaczysz to dziecko gnoju, jak świnia niebo - powiedziała do siebie. Kiedy została z nich garść popiołu, wysypała zawartość do śmietnika stojącego pod biurkiem. Już miała wyjść, gdy jej wzrok zatrzymał się na otwartym sejfie.
- A co mi tam. Coś mi się należy za to, co tu przeszłam - złapała plik dolarów amerykańskich, a z welurowego woreczka wyjęła garść diamentów, które ukryła w biustonoszu. Pospiesznie, niezauważona przez nikogo, wróciła do pokoju i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy w największą torebkę, jaką udało jej się znaleźć w szafie. Nagle drzwi pokoju otwarły się i stanęła w nich Nadia. Nina błyskawicznie wyprostowała się zasłaniając torebkę. Zamarła. Czekała na ruch gosposi. Nadia bez problemu odgadła co się dzieje, ale nic nie powiedziała. Nie zauważyła, jak Nina sięga po solidny, mosiężny świecznik stojący na stoliku. Po chwili Nadia powiedziała:
-

103




Pani Nino, zejdzie pani na kolację?
- Nie, nie jestem głodna - odparła siląc się na naturalność - Boli mnie głowa - poczuła suchość w gardle. Serce biło jej tak głośno, że była pewna iż Nadia je słyszy. Gospodyni odwróciła się, złapała za klamkę, juz miała wyjść gdy zatrzymała się i nie odwracając do Niny powiedziała:
- Chłopcy już jedzą. Pewnie skończą nie wcześniej niż za pół godziny. Jury i Wasyla nadal nie ma. Do widzenia pani Nino - spojrzała na wystraszoną Ninę, która w oczach gosposi dostrzegła zrozumienie.
- Do widzenia Nadiu - powiedziała spokojnie i dodała - I dziękuję... Za wszystko.
Nadia nic nie powiedziała, tylko wyszła z pokoju. Nina wiedziała, że kobieta dała jej pół godziny na ucieczkę. Złapała torebkę i zbiegła na dół. Rozejrzała się. Wokół było pusto. Z jadalni dobiegały głosy rozprawiających o ostatnich wydarzeniach, domowników. Dowiedziała się tylko, że jego brat jest już w drodze do Petersburga. Nie wiedziała, czy wie o niej i dziecku, ale teraz to nie miało znaczenia. Tak czy inaczej musiała uciekać. Pobiegła do otwartego garażu. Rozejrzała sie po stojących tam kilku autach.

104




Owszem, wszystkie były otwarte ale próżno było w nich szukać kluczyków. Jej wzrok zatrzymał się na stojącym w kącie, niewielkim elektrycznym kładzie. Tylko on miał kluczyk w stacyjce. Był niemal niesłyszalny, a Ninie właśnie o to chodziło. Z drugiej jednak strony wiedziała, że daleko nie pojedzie, a i prędkość nie powalała. No i wielką niewiadomą pozostawała sprawa naładowania akumulatora. Nie miała jednak wyboru. Przekręciła kluczyk i wcisnęła pedał gazu. Kład powoli ruszył. Dom Czukowa leżał na obrzeżach Petersburga w cichej, spokojnej okolicy tonącej w zieleni. Skierowała się nie do głównej bramy ale do niewielkiej bramki na tyłach ogrodu. Niewiele osób o niej wiedziało ale z pewnością ludzie Czukowa do niedoinformowanych się nie zaliczali.
- Boże, wiem że byłam podła - mówiła do siebie, a po policzkach spływały jej łzy - Ale przysięgam, poprawię się, tylko spraw by ta pierdolona furtka była wystarczająco szeroka. Nikogo więcej nie skrzywdzę, a Siergieja i tą jego Sonię przeproszę.
Rzeczywiście, furtka wydawała się dość wąska i istniała możliwość, że kład się w niej nie zmieści. Była otwarta i

105




nie pilnowana przez nikogo. Nina odetchnęła z ulgą, kiedy kład przejechał przez furtkę z zapasem zaledwie kilku centymetrów po obu stronach. Nina nie posiadała się z radości. Cieszyła się jak dziecko, mimo że z oczu nadal płynęły jej łzy. Nie bardzo wiedziała gdzie się udać, więc pojechała na najbliższą stację metra, gdzie zostawiła kład. Wyszperała z torebki drobne. Postanowiła wrócić do swojego apartamentu, choć było to ryzykowne. Jeśli odkryto jej ucieczkę, właśnie tam będą na nią czekać ludzie Czukowa. Kiedy przekroczyła próg, zobaczyła że wszystko jest tak, jak zostawiła w dniu wyjazdu. Otworzyła laptop. Weszła na stronę linii lotniczych i wykupiła bilet na najbliższy lot do Paryża, gdzie od lat mieszkała jej siostra. Nie musiała się martwić o wizę. Spojrzała na zegarek. Mam niecałe dwanaście godzin. Zdążę - wyjęła z szafy niewielką walizkę, do której włożyła trochę ubrań, dokumenty, kosmetyki i wszystko co może jej się przydać w najbliższym czasie. Z szuflady komody wyjęła paszport. Zamówiła taksówkę. Czekając podeszła do okna by się trochę uspokoić. Z duszą na ramieniu rozglądała się

106




po okolicy, szukając czarnego Mercedesa. W domu na pewno odkryto jej zniknięcie, więc pościg był tylko kwestią czasu. Pomimo, że sam Czukow jest w areszcie, jego ludzie z pewnością będą jej szukać. Zobaczyła, że pod dom podjechała taksówka. Szybko zamknęła mieszkanie i zbiegła na dół. Wskoczyła do taksówki i niemal krzyknęła:
- Na lotnisko, byle szybko!
Kiedy zbliżali się do bramy wjazdowej na luksusowe osiedle, zobaczyła tak znane czarne auto. Schyliła głowę.
- Co pani robi? - zapytał zdziwiony kierowca.
- Zgubiłam kolczyk - burknęła - Jedź człowieku szybciej!
Poczuła ulgę, kiedy znalazła się na lotnisku. Spędziła na nim długie godziny ale w spokoju, delektując się widokiem startujących i lądujących samolotów.
- No, kochanie - powiedziała i pogładziła się po brzuchu - Teraz jesteśmy już bezpieczni.
Igor długo jeździł bez celu po okolicy. Kiedy wrócił do domu Siergieja, było już ciemno. Wszedł do domu nawet nie pukając. W kuchni zobaczył siedzącą przy stole Sonię i Siergieja zmieniającego jej opatrunek. Poczuł ukłucie zazdrości w sercu ale nie dał tego po sobie poznać.
- Dobry wieczór - powiedział i

107




usiadł na krześle. Był blady, miał podkrążone oczy. Doskwierał mu głód. Nie jadł praktycznie cały dzień.
- Dobry wieczór - odpowiedzieli niemal jednocześnie.
- Gotowe - powiedział Siergiej zakładając klamerkę zapobiegającą rozwinięciu bandaża - Wygląda dobrze i myślę, że szybko się zagoi, chociaż pewnie niewielka blizna zostanie.
- To nie ma znaczenia - odparła naciągając szlafrok na ramię. Igor śledził każdy jej ruch.
- Jutro wracam do Petersburga. Wracasz ze mną?
- A zawieziesz mnie do Leny? - zapytała cicho - Chciałam do niej zadzwonić ale nie mam swojego telefonu, a numeru nie pamiętam, więc nawet od Siergieja nie mogłam zadzwonić.
- Ja muszę coś jeszcze zrobić - Siergiej skierował się do wyjścia. Atmosfera była ciężka, więc chciał ich zostawić samych.
- Telefon jest w moim aucie. Zaraz ci go przyniosę - westchnął i uklęknął u jej kolan - Soniu, nie zostawiaj mnie. Daj mi jeszcze jedną szansę. Nie przekreślaj tego, co między nami było...
- Igor, proszę - otarła płynące po policzkach łzy - Nie utrudniaj tego. Nie ma już "nas". Jestem ja i ty ale nie "my". Ja cię już nie kocham. Tak

108




się nie da żyć na dłuższą metę i ty to wiesz. Chciałbyś, żebym była z tobą z litości, a nie miłości? Mógłbyś ze mną żyć z taką świadomością?
Poddał się. Wstał i zrezygnowany wyszedł z kuchni. Po chwili przyniósł telefon i położył bez słowa przed Sonią, na stole, po czym wyszedł. Wzięła telefon i wybrała numer.
- Lena? Ja jestem..
- Wiem, gdzie jesteś - przerwała jej spokojnie - Igor do mnie dzwonił. Powiedział też, że z nim zerwałaś.
- Prosił cie o mediację? - w głosie Soni Lena usłyszała nutę irytacji.
- Nie, o nic mnie nie prosił. W takich kwestiach Igor nigdy nie prosi o pomoc. Poinformował mnie tylko. Odchodziłam tu od zmysłów. Nie mogłam się do was dodzwonić. Nie mogliśmy się z Igorem dodzwonić do szpitala. I on zadzwonił...
- Wiem wszystko. Poprosił o pomoc Siergieja.
- Może nie powinnam ci tego mówić, ale zabierając cię ze szpitala Siergiej prawdopodobnie uratował ci życie.
- Więc uratowali mi życie dwukrotnie - pomyślała, a do Leny powiedziała - Wracam do Polski, jak pewnie wiesz. Mogę pomieszkać u ciebie jakiś czas, zanim poczuję sie lepiej i kupię bilet?
- Jasne, wiesz że tak.
- Lena...

109




ja zostałam postrzelona.
- Co? Jaka? - Lena myślała, że ją słuch myli - Postrzelona?
- No tak...
- Ale, że w sensie pistolet i te sprawy, czy tylko ci odbiło?
- Mam ranę postrzałową. Wystarczy?
- Boże, kto...
- Ludzie Czukowa. Byli tu. Ale to nie na telefon. Jak się spotkamy to ci opowiem.
- Dobrze, to do zobaczenia Soniu.
- Pa i dziękuję za wszystko.
- Nie ma sprawy. Nadal pamiętam jak pomieszkiwałam u ciebie i jak mnie twoja mama dokarmiała.
- Moja matka chętnie dokarmiałaby pól osiedla. Pa.
Sonia odłożyła telefon, wstała i spojrzała w duże kuchenne okno. Wokół rozpościerał się mrok, który rozjaśniała jedynie niewielka lampa z tarasu. Pomyślała o tym co się ostatnio wydarzyło. Nie mogła uwierzyć, że tak nieprawdopodobne wydarzenia są jej udziałem. Teraz pragnęła jedynie spokoju, poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji którego Petersburg, mimo że bardzo kochała to miasto, nie zapewniał. Siedziała tak dość długo. W domu panowała całkowita cisza. Kiedy wyszła z kuchni, Igor drzemał na kanapie. Widocznie i jego dopadło zmęczenie. Sonia dostrzegła cienką smugę światła padającą spod drzwi siłowni. Domyśliła się,

110




że Siergiej zamknął się w swoim azylu. Poszła cicho do pokoju, wślizgnęła pod kołdrę i szybko zasnęła. Ranek obudził ją pierwszymi promieniami słońca wpadającymi przez okno. Niestety, pomimo pięknej pogody, pękała jej głowa. Kiedy zeszła na dół, Igor i Siergiej krzątali się po domu. Zobaczyła leżący na kanapie koc, domyśliła się że Igor spał tutaj, nie z nią. Poszła do kuchni i usiadła przy stole, na którym stała miska i twarożkiem ze świeżego sera, do którego Siergiej wkroił rzodkiewkę i szczypiorek.
- Gdzie Igor? - zapytała
- Nie wiem - odparł stawiając na stół koszyczek z pieczywem - Niedawno tu był. Powiedział, że nie będzie jadł, więc zostaje na nas dwoje - odwrócił się i otworzył drzwiczki szafki, chcąc wyjąć talerze. Nie zdążył, gdy poczuł na sobie jej dłonie. Zamknął oczy i znieruchomiał. Chciał, by ten stan trwał wiecznie.
- Pewnie już nigdy się nie zobaczymy - powiedziała w pewnym momencie Sonia, tuląc twarz do jego pleców. Jej słowa podziałały na Siergieja niczym kubeł zimnej wody. Odwrócił się szybko, a talerze mało nie wypadły mu z rąk.
- Wyjeżdżasz na stałe? Nigdy już nie

111




przyjedziesz do Petersburga? Do mnie?
W jego oczach dostrzegła przejmujący smutek i obawę.
- Nie sądzę. Kocham Petersburg ale największa tragedia mojego życia wydarzyła się właśnie tutaj, w tym mieście.
- Ale Soniu, przepraszam za to co powiem, ale przecież żyjesz. Nikt cię już nie skrzywdzi. Jesteś tu bezpieczna. Z czasem zapomnisz...
- Zapomnę o strzelaninie, zapomnę o trupach, zapomnę o bólu ale straty dziecka nie jestem w stanie zapomnieć...
Po tych słowach Siergiejowi talerze wypadły z rąk i z wielkim hukiem rozbiły się na kamiennej podłodze.
- O czym ty mówisz?
- Ja w tym wypadku straciłam dziecko. Moje i Igora - odparła cicho ale spokojnie.
Siergiej podszedł do niej objął ją swoimi olbrzymimi ramionami i przytulił. Nie był w stanie wydusić słowa. Czuł jej ciepło na swoim nagim ciele. Pocałował ją w głowę i powiedział:
- Nawet nie wiesz jak mi przykro. Oddałbym wszystko, żeby cofnąć czas. Gdybym wtedy ja otworzył drzwi, a nie Nina...
- Więc ty wiesz? - spojrzała na niego zdziwiona.
- Wiem. Igor mi powiedział. Wiem, że u mnie byłaś. Nie wiem co dokładnie powiedziała ci Nina, ale na pewno nie prawdę.
- Powiedziała,

112




że jest z tobą w ciąży.
- Owszem, jest w ciąży, ale to nie moje dziecko tylko Czukowa. Okłamywała nas obu. Ojca wskazały dopiero badania DNA.
- Więc jednak powiedziała mi prawdę. Powiedziała, że kochaliście się w szatni wtedy, po walce. I że to wtedy zaszła z tobą w ciążę. I że mnie się tak szybko pozbyłeś, bo czekałeś na nią.
Siergiej czuł się, jakby miał nóż na gardle. Wiedział, że Nina kłamała ale trudno było teraz jej kłamstwo obalić. Wyglądało bardzo wiarygodnie i przekonywująco. Postanowił jednak być z Sonią szczery, bez względu na konsekwencje. Przecież i tak się prawdopodobnie już nie zobaczą sądząc po tym, jak jest zdeterminowana by wrócić do Polski. Odsunął ją od siebie i posadził na krześle.
- Dobrze, powiem ci prawdę. Tak, kochałem sie wtedy z Niną i istniało prawdopodobieństwo, że dziecko jest moje. Jednak kilka dni wcześniej Nina uprawiała sex z Czukowem i to jego dziecka się spodziewa. Nie czekałem na nią i to nie dlatego powiedziałem, żebyś wyszła. Kochałem się z Niną, bo...bo nie mogłem z tobą - poczuł niewiarygodną ulgę, kiedy to powiedział, dlatego ciągnął dalej - Kiedy

113




zamykałem oczy wyobrażałem sobie że ona, to ty. Że to ciebie biorę w ramiona, całuję i że to twoje ręce mnie obejmują, nie jej. Byłem pewny, że tylko to mi zostało. Miałaś narzeczonego, byłaś szczęśliwa. Igor poza tobą świata nie widział i pewnie nadal nie widzi. I to jest prawda, a nie to co powiedziała ci Nina.
Zapanowała grobowa cisza.
- Na Boga, Soniu powiedz, że mi wierzysz...
- Wierzę, wierzę... - odparła spokojnie.
- Wyjedziesz? - zapytał z nadzieją, że po usłyszeniu prawdy zmieni zdanie.
Podeszłą do niego i objęła ramionami. Cicho powiedziała:
- Wyjadę.
- Cóż za romantyczny widok! - usłyszeli nagle głos Igora przepełniony ironią - Widzę, że przyszedłem nie w porę - usiadł przy stole i spojrzał na potłuczone talerze.
- Jakaś pierwsza kłótnia kochanków mnie ominęła? - zapytał z udawanym zdziwieniem.
- To nie tak, jak myślisz - powiedział Siergiej i zaraz zauważył, jak klasycznie i głupio to zabrzmiało.
- Nie? - Igor poczuł narastającą złość - To ja ci powiem, jak ja to widzę. Wczoraj moja narzeczona - wskazał palcem Sonię - Ze mną zerwała, a dzisiaj widzę ją obściskującą się z innym. Więc

114




albo jest zwykłą puszczalską, co jak wiemy obaj nie jest prawdą, albo została uwiedziona.
- Nie uwiodłem jej.
- Więc druga opcja? - Igor uniósł brwi z udawanym zdziwieniem.
- Jak możesz - powiedziała Sonia.
- Mogę! - krzyknął i z całej siły uderzył pięścią w stół - Mogę, bo myślałem, że masz chociaż tyle przyzwoitości, by mi oszczędzić takiego widoku. Wiesz jak bardzo cię kocham, a to, co przed chwila zobaczyłem... - urwał bo nie bardzo wiedział, co jeszcze powiedzieć. Siergiej podszedł do okna.
- Myślę, że powinieneś już jechać. Mój dom, jak mówiłem, jest otwarty, ale moja cierpliwość jest ograniczona.
- Dobrze - Igor wstał i poprawił wymiętą marynarkę - Soniu, zabierz swoje rzeczy.
- Nie - Siergiej, z kamienną twarzą, utkwił wzrok w Igorze - Ona zostaje.
- No pięknie! - Igor roześmiał się szyderczo, chociaż Sonia wiedziała, że jest to bardziej rozpacz - Jesteś zwykłą...
- Hamuj się!- Siergiej zrobił krok w kierunku Igora, ale Sonia zastąpiła mu drogę.
- Nie Sierjoża, nie możesz - jej wzrok mówił wszystko. Igor spojrzał na Sonię z politowaniem.
- Naprawdę myślałaś, że mógłbym nazwać cię

115




dziwką? Naprawdę aż tak mało mnie znasz? Naprawdę tak małe masz pojęcie o tym, co do ciebie czuję? - czuł się w tej chwili pokonany i przegrany. Podeszła do Igora, wyciągnęła dłoń w kierunku jego twarzy ale zrobił szybki unik.
- Przepraszam Igor. Nie chciałam, żeby się to wszystko tak potoczyło. Nie chciałam, żebyś cierpiał ale przez ostatnie miesiące tyle się wydarzyło.
Patrzył w jej oczy, w których zobaczył cierpienie, bezsilność i bezradność.
- I co, tu zamieszkasz? - rozejrzał sie po kuchni, jego wzrok zatrzymał się na Siergieju - Z nim?
- Nie. Wrócę do Petersburga, do Leny. Jak poczuję się lepiej, wrócę do Polski.
- To powadzenia - podszedł i mocno ja przytulił. Miał świadomość, że być może widzi ją po raz ostatni. Poczuł płynące po policzkach łzy. Tracił miłość swojego życia, wiedział że już nigdy nikogo tak nie pokocha jak ją - Do widzenia, Soniu - pocałował ją w policzek i skierował się do drzwi.
- Poczekaj! - zawołała i ściągnęła z palca pierścionek zaręczynowy z pięknym diamentem - Nie mogę go zatrzymać. Proszę, weź go.
- Ale Soniu, on jest twój bez względu na to czy jesteśmy razem,

116




czy nie. Należy do ciebie.
- Nie, weź go, proszę.
- Nie wezmę ale wiem co możesz z nim zrobić. Sprzedaj go, a pieniądze przeznacz na jakąś instytucje charytatywną. Zawsze wspierałaś takie inicjatywy.
- Dobrze, tak właśnie zrobię.
Igor bez słowa wyszedł z domu i skierował do auta. Już miał wsiąść, kiedy jego wzrok zatrzymał się na oknie, w którym dostrzegł smutną twarz Soni. Chwilę na siebie patrzyli, po czym wsiadł do auta i odjechał. Odprowadziła go wzrokiem aż czarne Audi zniknęło za niewielkim sosnowym młodnikiem. Wiedziała, że zostawia za sobą pewien etap życia. Nie wiedziała, co przyniesie jutro, ale była gotowa podjąć wyzwanie. Postanowiła wrócić do Polski i nie zamierzała zmieniać zdania. Odwróciła głowę i zobaczyła milczącego Siergieja opartego o futrynę.
- Zawieziesz mnie do Petersburga? - zapytała.
- Kiedy chcesz jechać?
- Jak najszybciej.
- Może być jutro? Muszę coś przy aucie zrobić i jechać po jedną część do miasteczka. Trochę czasu na to zejdzie.
- Oczywiście, nie ma pośpiechu, może być jutro.
Nie protestował, kiedy wyszła z kuchni i poszła na górę. Zdawał sobie sprawę, że pomimo

117




braku emocji, Sonia bardzo przeżywa całą sytuację.
Areszt śledczy w niczym nie przypominał luksusowej willi na obrzeżach Petersburga, chociaż miał dość dobre, zważywszy na sytuację, wyposażenie. Witalij Czukow wyjrzał przez zakratowane okno.
- On musi za to zapłacić. To wszystko jego wina - odwrócił się do siedzącego przy niewielkim stoliku brata - Te taśmy nigdy nie ujrzałyby światła dziennego gdyby nie Szołow. Nie doceniłem skurwiela. Zaimponował mi. Patrzyłem na niego jak w lustro. Myślę, że jego buta, arogancja i brak skrupułów pomogły mu wygrać niejedną sprawę.
- To brzmi jak psalm pochwalny pod adresem tego człowieka, podczas gdy my chcemy go zniszczyć.
- Tak, wiem Dima - podszedł do brata i poklepał go po ramieniu - Dobrze, że cię mam. Musisz się tym zająć. On musi za to zapłacić.
- Zapłaci, gwarantuję ci. Szołow pożałuje, że się urodził.
- Nie uwierzysz - powiedział w pewnym momencie Witalij Czukow - Ale on to podobno zrobił na prośbę narzeczonej.
- Żartujesz? - Dima nie ukrywał zdziwienia - Chcesz powiedzieć, że zrobił coś takiego dla jakiejś dupy? Postradał rozum?
- Też tak myślałem, ale wszystko

118




wskazuje na to, że właśnie tak było. Zajmij się wszystkim i sprawdź, czy mogę stąd jakoś wyjść.
- No niestety, marnie to widzę. Wyrok, to wyrok. Nie wiem, jak do tego mogło dojść.
- Acha, jeszcze Nina.
- Co Nina?
- Mieszka teraz u mnie. Spodziewa się dziecka.
- Twojego? - zapytał Dima i lekko się uśmiechnął.
- Oczywiście, że mojego - obruszył się Witalij - Nie trzymałbym tej latawicy, gdyby to było czyjeś dziecko.
- Jesteś pewien?
- Tak, zrobiłem badania DNA. Sam wiesz, że jej nie można ufać. Zajmij się nią. Jak nie wyjdę, to niech urodzi, daj jej dwa miesiące, a potem won.
Nagle zadzwonił telefon. Dima sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i odebrał. Niewiele mówił, a raczej słuchał. Kiedy skończył, spojrzał na Witalija.
- No z Niną to może być problem. Właśnie się dowiedziałem, że uciekła kiedy się dowiedziała, że cię skazano. Z sejfu zabrała trochę dolarów i parę diamentów, ale to wystarczająco dużo, by się gdzieś mogła urządzić do porodu. Zapewne wyjedzie za granicę.
Witalij Czukow uderzył pięścią w stół.
- Co za swołocz! W dupie mam dolary i diamenty! Zależy mi na dziecku! Macie jej

119




szukać - spojrzał bratu w oczy - Spod ziemi ją wyciągnij, ale ma wrócić. Szukajcie jej w Paryżu, ma tam siostrę.
- Dobrze - Dima wstał powoli. Miał dosyć wyrzutów brata i jego frustracji - Bądź spokojny, wszystko się jakoś ułoży. Szołow poniesie konsekwencje ryzykownej gry jaką podjął.
- Do widzenia, Dima - Witalij serdecznie uściskał brata. Był rozbity. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że może zostać skazany, a teraz nie dość że trafił za kratki, to jeszcze Nina zniknęła. Starał się pozbierać i zacząć panować nad sytuacją.
Lena zaparzyła herbatę, postawiła filiżankę na niewielkiej tacy obok talerzyka z kilkoma ciasteczkami, rozsiadła się wygodnie na kanapie i włączyła telewizor. Za oknem zapadał zmrok. Nagle usłyszała głośne pukanie do drzwi.
- Kogo diabli po nocy niosą? - niechętnie wstała i otworzyła drzwi - Igor?! Co ty tu robisz? Gdzie Sonia?
- Mogę wejść? Sąsiadka wchodziła i mnie wpuściła.
- Jasne - otworzyła szerzej drzwi. Igor podniósł z ziemi duży karton i wniósł do mieszkania Leny.
- To są rzeczy Soni. Te najważniejsze, myślę. Powiedz jej, że resztę wyślę na jej adres we

120




Wrocławiu. Przyjechała może do ciebie? - rozejrzał się z nadzieją.
- Nie, myślałam że to ty ją przywieziesz.
- Miała przyjechać ale nie ze mną - odparł chłodno, bo uświadomił sobie, że prawdopodobnie Sonia nadal jest u Siergieja.
- Może coś się stało? Może do niej zadzwonię?
- Nie - zaprotestował szybko - Jeśli została to z własnej woli i na pewno nic jej nie jest.
Lena westchnęła. Żal jej było Igora. Rzadko widywała go tak złamanego i przybitego.
- Chodź, napijesz się herbaty. Właśnie zaparzyłam.
- W zasadzie mogę się napić. W domu i tak nikt na mnie nie czeka. Chcę o niej zapomnieć. Ona dla mnie już nie istnieje - opadł zrezygnowany na kanapę. Kiedy wypił ostatni łyka, zapytał:
- Lena, mogę u ciebie przenocować? Nie chcę wracać do pustego domu.
- Jasne. Pokój Soni jest wolny.
- Dzięki. Pójdę się położyć. Wiem, że jest wcześnie ale jestem wykończony...
Siergiej wrócił do domu późnym popołudniem. Sonia siedziała na schodach ze wzrokiem utkwionym gdzieś w oddali.
- Cały dzień tak siedzisz? - zapytał wychodząc z auta.
- Nie. Niedawno skończyłam sprzątać. Niewiele byłam w stanie zrobić z tą ręką -

121




machnęła obandażowaną ręką - Ale zawsze coś.
- Nie musiałaś...
- Ale chciałam - przerwała mu - Chciałam się czymś zająć, żeby nie myśleć o wydarzeniach ostatnich dni.
Kiedy podszedł bliżej, zmierzyła go wzrokiem. Był ubrany w dżinsy i białą koszulkę z krótkim rękawem. Przy każdym ruchu widziała, jak pracują jego mięśnie. W tej chwili był jedyną osobą przy której czuła się bezpieczna. Pomyślała, że to wręcz niepojęte iż mężczyzna jego postury i wygładu może to zapewnić.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - i nie czekając na odpowiedź podniósł ją ze schodów i objął ramieniem - Chodź, zrobimy późny obiad.
Kiedy skończyli jeść, Sonia odsunęła talerz i powiedziała:
- Dziękuję, jesteś naprawdę świetnym kucharzem. Moje umiejętności przy twoich...
- Nie przesadzaj, na pewno nie jest aż tak źle - roześmiał się - Może będę miał kiedyś okazję... - zaczął z nadzieją.
- Nie, Sierjoża - brutalnie sprowadziła go na ziemię - Nie zostanę, przykro mi. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Bystra jesteś - wyprostował się na krześle.
Kiedy wieczorem Siergiej poszedł poćwiczyć na siłowni, Sonia podeszła

122




do biblioteczki i zaczęła przeglądać literaturę. Liczyła, że znajdzie coś, co pozwoli jej odciągnąć myśli od Igora i ostatnich wypadków. Jej wzrok zatrzymał się na tytule "Piękne ogrody - wyczaruj swój własny. Poradnik dla pasjonatów". Z zaciekawieniem sięgnęła po książkę i zaczęła przeglądać. Ogród w jej rodzinnym domu był duży i bardzo zróżnicowany. Można w nim było znaleźć grządki warzywne, rabatki kwiatowe, drzewa i krzewy owocowe obok brzóz, sosem i oczka wodnego. Królową tam była jej matka i Sonia miała znikomy wpływ na to, jak wyglądał. Zabrała książkę, poszła do swojego pokoju, wślizgnęła się pod kołdrę i pogrążyła w lekturze. Zobaczyła, że w książce jest mnóstwo zakładek. Na niektórych jakieś notatki. Domyśliła się, że najwidoczniej Siergiej planował zrobić ogród w pobliżu domu. Postanowiła zrobić mu psikusa i poprzekładała karteczki w miejsca, gdzie znajdowało się coś, co jej się podobało. Miała z tego świetną zabawę. Kiedy skończyła dochodziła północ. Wyszła z pokoju, zeszłą ze schodów i zobaczyła smugę światła padającą spod drzwi siłowni.
- Ma zdrowie -

123




powiedziała do siebie. Wróciła na górę i dziarskim krokiem pomaszerowała do łazienki, złapała energicznie klamkę i zamarła. Siergiej stał pod prysznicem, odwrócony do niej plecami i wycierał się ręcznikiem. Z bijącym sercem spojrzała na jego wytatuowane, szerokie ramiona, kształtne i jędrne pośladki oraz pięknie umięśnione łydki. Chłodne powietrze jakie wpadło do łazienki wraz z Sonią sprawiło, że gwałtownie sie odwrócił. Szybko owinął ręcznik wokół bioder.
- Przepraszam - powiedziała cicho - Myślałam, że jesteś w siłowni. Widziałam światło...
- Tak, wiem. Zapomniałem zgasić.
- Przepraszam za to wtargnięcie - juz miała wyjść, jednak nie zdążyła, bo Siergiej złapał ją za przegub dłoni i przyciągnął do siebie. Poczuła, że ma erekcję. Uniósł jej podbródek, by móc spojrzeć Soni w oczy. Sięgała mu zaledwie do ramion.
- Błagam, nie wyjeżdżaj. Zostań tu ze mną - wyszeptał.
- Nie mogę - powiedziała łamiącym się głosem - Po prostu nie mogę - wyrwała się z jego uścisku i ze łzami w oczach wybiegła z łazienki. Bała się, że może sama nie zapanować nad sobą i poddać się nastrojowi chwili.

124




Chciała się z nim kochać równie mocno, jak on z nią. Zdawała sobie jednak sprawę, że skoro postanowiła wyjechać, to nie powinna mu robić złudnych nadziei. Wbiegła do pokoju i schowała się pod kołdrę. Serce jej biło w oszalałym tempie. Przed oczami nadal miała obraz Siergieja pod prysznicem. Prawie całą noc nie zmrużyła oczu. Zaczęły ogarniać ją wątpliwości. Jak wytłumaczy swój powrót do domu? Co powie rodzicom gdy zapytają o Igora? Przecież go wręcz uwielbiają. Czy powinna powiedzieć o stracie dziecka? To im złamie serca. Siniaki będą jeszcze przez jakiś czas widoczne. Tych kilku szwów na łuku brwiowym też nie ukryje. Już widziała jak matka zasypuje ją gradem pytań. Zasnęła późno w nocy, ale i tak obudziła się po dwóch godzinach. Pozbierała swoje rzeczy do niewielkiej torby i zeszła do kuchni. Siergiej jeszcze spał. Zaparzyła sobie herbatę i usiadła przy stole. Spojrzała w duże, kuchenne okno, za którym rozpościerał sie widok na piękny las i polanę.
- Dawno nie śpisz? - z zadumy wyrwał ją głos Siergieja. Był ubrany i praktycznie gotowy do wyjścia. Nie czekając na odpowiedź wyjął z lodówki karton z

125




sokiem pomarańczowym i nalał sobie do szklanki - Chcesz?
- Nie, dziękuję - szybko dopiła herbatę - Pójdę się ubrać.
Odprowadził ją wzrokiem. Nie minęła godzina, a już byli w drodze do Petersburga. Drogę pokonywali w całkowitej ciszy. Sonia przypomniała sobie jak pokonywała tą drogę zimą, po raz pierwszy. Teraz prawdopodobnie jedzie nią po raz ostatni. Pamiętała jak się bała, kiedy przywiózł ją na to odludzie. Teraz postrzegała to jako niedorzeczność. Do Petersburga dotarli jeszcze przed południem. Siergiej zatrzymał auto pod kamienicą, w której mieszkała Lena. Kiedy wysiedli mocno ją przytulił i pocałował po ojcowsku w czoło. Sonia ledwo się powstrzymała by nie wybuchnąć głośnym płaczem.
- Do widzenia - powiedział i nie czekając na odpowiedź wsiadł do auta i odjechał. Po kilku metrach zwolnił mijając Audi Igora. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że może Igor zaplanował jakiś podstęp, ale to już nie była jego sprawa. Aż tak nie miał prawa ingerować w relacje pomiędzy nimi. Postanowił pojechać do klubu.
Sonia ze smętną miną wcisnęła na domofonie numer mieszkania Leny.
- To ja - powiedziała, kiedy

126




usłyszała głos przyjaciółki - Wpuścisz mnie?
- Jasne! Wchodź!
- Igor - Lena szarpnęła śpiącego Igora - Wstawaj, Sonia tu idzie.
- Sonia? - zapytał zaspany - Ona jest u tego swojego Siergieja - usiadł na łóżku i przeczesał dłonią włosy.
- Idzie tu, więc się ogarnij! wyglądasz okropnie. Idź i przepłucz chociaż twarz - złapała jego ubrania, wcisnęła mu je w garść i niemalże siłą wypchnęła go do łazienki.
Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi.
- Wejdź!
- Muszę z kimś pogadać. Mam nadzieję, że mnie wysłuchasz, bo inaczej oszaleję - Sonia położyła torbę na podłodze - Jak pewnie wiesz, odeszłam od Igora i czuję się z tym strasznie.
Nagle drzwi łazienki się otworzyły.
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Ani trochę nie żałujesz - wycedził Igor.
- Igor? - wyszeptała, jakby zobaczyła ducha.
- Igor przywiózł wczoraj wieczorem twoje rzeczy - wyjaśniła Lena - Nie chciał wracać do pustego mieszkania, więc przenocował u mnie.
- Więc zostałaś u niego na jeszcze jedną noc? - oparł się o futrynę - Lepiej ci z nim było niż ze mną? - wiedział, że zniża się do poziomu o jakim kiedyś by nawet nie pomyślał, ale

127




uczucie zazdrości wzięło górę.
Sonia na chwilę zaniemówiła po czym powiedziała spokojnie, ale zdecydowanie.
- Po tym jak powiedziałam, że odchodzę, miałam wątpliwości i wyrzuty sumienia, ale swoim zachowaniem dajesz mi pewność, że postąpiłam słusznie.
- Soniu, ja cię po prostu kocham! - złapał ją w ramiona i wtulił twarz w jej niedbale upięte włosy.
- Igor, przestań! - wyswobodziła się z jego ramion, weszła do pokoju i zatrzasnęła drzwi.
- Dałem jej wszystko - powiedział do Leny - Swoje serce, życie i wszystko, co mam. A ona co? Dla urozmaicenia chyba znalazła sobie jakiegoś steryda i zapragnęła atrakcji i dreszczyku emocji. A ja dla niej... - chciał dodać, że zabił człowieka, ale się powstrzymał. Uznał, że takimi rzeczami nie powinien się chwalić - Nie chcę jej więcej oglądać - ubrał się i wyszedł.
Kiedy Lena weszła do pokoju, Sonia siedziała na łóżku. Dyskretnie wytarła łzy. Usiadła obok i pogłaskała przyjaciółkę po włosach.
- Opowiesz mi, co się wydarzyło?
Sonia pokiwała twierdząco głową i zdała relację z ostatnich wydarzeń, począwszy od momentu, kiedy Siergiej wyniósł ją ze szpitala.
- O

128




matko boska - powiedziała Lena, kiedy Sonia skończyła - Gotowy scenariusz filmu. Pokaż ta ranę, może trzeba zmienić opatrunek?
- Nie, wszystko bardzo dobrze się goi. Jak na przysłowiowym psie.
- A nie powinien tego obejrzeć lekarz?
- Nie, nic się nie dzieje, a w szpitalu zaraz by dochodzili co się stało. Przecież dobry lekarz rozpozna ranę postrzałową.
- W sumie masz rację. Co teraz zamierzasz?
- Daj mi trochę czasu, niech te siniaki chociaż zbledną i wracam do Polski. Na koncie mam tyle pieniędzy, że na bilet na pewno mi wystarczy. Muszę też zadzwonić do rodziców, żeby po mnie na lotnisko wyjechali.
- Dobrze, to ja pójdę do pracy, a ty tu sobie jakoś czas zagospodaruj. Będę dzisiaj miała za zadanie parzyć Igorowi melisę. Oczywiście, jeśli się w pracy pokaże, co w obecnej sytuacji wcale nie jest takie oczywiste.
Kiedy Lena wyszła, Sonia sięgnęła po telefon.
- Dzień dobry, mamo - powiedziała gdy w słuchawce usłyszała głos matki.
- Jezu Sońka, co się z tobą dzieje?! Od kilku dni nie mogę się do ciebie dodzwonić! Wysłałam ci chyba ze sto maili! Gdzie ty się podziewasz?! Igor też nie odbierał! - nadawała jak katarynka

129




matka.
Kiedy na chwilę zamilkła, Sonia powiedziała:
- Mamo, nie jesteśmy już razem. Odeszłam od Igora.
Po drugiej stronie zapadła grobowa cisza. Sonia wiedziała, że matka doznała szoku i potrzebuje chwili, bo zareagować.
- Matko boska, co się stało? Dlaczego? Byliście taka piękną parą.
Sonia wiedziała, że matka uderzy w tą nutę. Wizualnie z pewnością stanowili przepiękną parę, ale na tym się ich dopasowanie kończyło. Matka zresztą nigdy nie zagłębiała się w ich bliższe emocjonalne relacje, a i Sonia niewiele mówiła.
- Tak mamo, byliśmy. Już nie jesteśmy, a ja wracam do Polski.
- Ale powiedz mi cokolwiek. Dlaczego? - zapytała, jednak po chwili jakby doznała olśnienia - Wiem! Na pewno cię zdradził! Wiedziałam, na pewno jakaś latawica go uwiodła!
- Nie mamo, nie zdradził mnie o ile mi wiadomo - Sonia podniosła głos - Ale to nie jest rozmowa na telefon. A jest tam gdzieś tato? - miała świadomość, że teraz to już na pewno z matką nic nie załatwi.
- Tak jest! - Anna nie kryła frustracji - Jak zwykle z ojcem wszystko załatwiasz, jemu mówisz, a mnie nic. Tylko z nim rozmawiasz!
- Mamo, nie zaczynaj! - krzyknęła Sonia.
-

130




Krzysztof! - usłyszała głos matki - Sonia dzwoni!
- Tato, zerwałam z Igorem i wracam do Polski - powiedziała gdy tylko usłyszała głos ojca. Była z nim bardzo zżyta.
- Po twoim głosie wnioskuję, że stało się coś złego.
- Tak! Zerwała z Igorem! - usłyszała głos matki gdzieś z oddali.
- Anno! Daj mi z nią porozmawiać!
Sonia zamknęła oczy. Miała dość odwiecznych zarzutów matki, że jest wobec niej skryta i nic jej nie mówi, za to ojcu - i owszem.
- Tato, ja dzisiaj postaram się kupić bilet i niedługo wrócę. Napisze ci maila kiedy wracam. Wyjedziesz po mnie na lotnisko?
- Oczywiście dziecko ty moje. Tylko powiedz kiedy. A tak poza Igorem, to wszystko w porządku?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Soniu?
- Nie, tato. Nic nie jest w porządku. Ale nie mów mamie, nie chcę jej panikowania.
- Oczywiście. Pamiętaj, że bardzo cię kochamy i że dla nas jesteś najważniejsza. Bez względu na to, co się wydarzyło czy wydarzy, zawsze będziemy stali po twojej stronie - mówił, a po policzkach Soni płynęły łzy - Dla nas jesteś oczkiem w głowie, wokół którego kręci się nasz świat.
- Do widzenia, tato - rzuciła i zakończyła rozmowę,

131




po czym wybuchnęła głośnym płaczem i ukryła twarz w poduszce.
Siergiej otworzył drzwi klubu ze smętną miną. Czuł się, jakby uszła z niego cała energia i chęć do życia. Miał świadomość, że czekają na niego chłopcy, dla których jest niemal bogiem, ale zupełnie go to nie cieszyło. Andriej od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Podszedł do przyjaciela.
- Sierjoża, coś smętnie wyglądasz. Co się stało?
- Nie chce mi się o tym opowiadać - udawanie przed Andriejem, że wszystko jest w porządku nie miało sensu - Pójdę się przebrać.
- Poczekaj - Andriej złapał go za ramię - Chodzi o tę dziewczynę od prawnika, prawda? Ty ją kochasz.
- To już teraz nie ma żadnego znaczenia. Wraca do Polski, temat zamknięty - powiedział i skierował do szatni.
- Ja wiedziałem - powiedział do siebie Andriej - Że z tej mąki chleba nie będzie, a ta dziewczyna tylko kłopoty na niego sprowadzi.
- Trzymaj się i pamiętaj zadzwoń jak wylądujesz - Lena chwyciła przyjaciółkę w ramiona - Nadal nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżasz.
- Muszę, tak będzie najlepiej.
Sonia została u Leny dłużej, niż planowała. Dopiero po niemal dwóch tygodniach

132




siniaki zbladły na tyle, by można je było ukryć pod warstwą pudru. Szwy dawno zostały ściągnięte i rana pięknie się zagoiła. Nawet rana na ramieniu wymagała już niewielkiego opatrunku, którego nie widać było spod ubrania. Przez cały ten czas Sonia ani razu nie skontaktowała się z Siergiejem i Igorem. Wiedziała, że skoro wyjeżdża, to nie powinna. Lena mówiła jej, że Igor pytał jak się miewa, czy rany się goją i czy nie zmieniła zdania. Dzwoniła codziennie do domu. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, jak bardzo za rodzicami tęskni. Za życiem jakie pozostawiła we Wrocławiu, przyjaciółmi. Przypomniała sobie awanturę, do jakiej doszło kiedy planowała całą eskapadę. Rodzice i Igor próbowali ją odwieść od tego pomysłu, ale postawiła na swoim. Pomimo tego wszystkiego co przeszła, nie żałowała. Ten wyjazd dużo ją nauczył i uświadomił, że jest w stanie podejmować wyzwania i trudne decyzje. Przyznała jednak, że pewnie postąpiłaby tak samo, gdyby jej córka planowała taką wyprawę. Sonia zaczęła na wszystko patrzeć zupełnie inaczej, z dystansem.
- Zadzwonię na pewno, Lena. Masz to jak w banku, obiecuję.
Pomachały

133




sobie ostatni raz, nim Sonia zniknęła Lenie z pola widzenia. Po odprawie Sonia spacerowała po okazałym terminalu lotniska Pułkowo. Stanęła przed olbrzymim oknem, z którego widać było podchodzące do lądowania i startujące samoloty. Jeszcze nie wyleciała, a już czuła, że tęskni za Petersburgiem. Była przekonana, że po tym wszystkim, co ją spotkała znienawidzi to miasto, ale tak się nie stało. Odetchnęła głęboko, kiedy zajęła miejsce w samolocie. Lot trwał niecałe dwie godziny. Wrocław powitał ją ołowianymi chmurami i rzęsistym deszczem. Nie miała kurtki przeciwdeszczowej, a jedynie porozciągany sweter. Odprawa przebiegła sprawnie i szybko. Zabrała bagaż i już z daleka dostrzegła rodziców. Ze łzami padła im w ramiona.
- Tak się stęskniłam! - rozpłakała się. Kiedy wytarła łzy, matka uważnie jej się przyjrzała.
- Co ci się stało? Matko boska, masz bliznę nad okiem. I siniak - Sonia przypomniała sobie, że przed lądowaniem miała poprawić makijaż, ale o tym zapomniała.
- Nic mi nie jest - próbowała zbyć pytania mamy.
- Chyba nie powiesz, że Igor cię...
- Nie, mamo - przerwała Sonia - Igor mnie nie bił, jeśli o to

134




chcesz zapytać. A teraz czy możemy wracać do domu?
Matka nie zadawała więcej pytań, chociaż z pewnością zostały one tylko odsunięte w czasie i na pewno jeszcze padną.
- No więc opowiadaj - powiedziała mama stawiając przed Sonią talerz z zupą - Albo najpierw zjedz, a potem opowiedz.
Sonia nie spieszyła się z jedzeniem dając sobie czas na ułożenie wersji najbardziej delikatnej. Musiała powiedzieć o wypadku, o tym, że już nie ma auta, a jej Mini zapewne zasila jakieś złomowisko. Uznała, że o dziecku nie wspomni.
- No więc? - zapytała mama, kiedy Sonia odsunęła pusty talerz.
- Skąd te siniaki? Ta blizna nad okiem? Co z tym Igorem się stało? - zarzuciła córkę gradem pytań.
- Miałam wypadek.. - zaczęła.
- Wiedziałam! Zawsze za szybko jeździłaś! To się musiało tak skończyć!
- Mamo, droga była śliska i auto wypadło z drogi.
- Czemu nie zadzwoniłaś?
- A co by to dało? Ty wpadłabyś w panikę, denerwowalibyście się, a to i tak by niczego nie zmieniło. Na pewno by mi lepiej nie było.
- Myślę, że Sonia powinna się wcześniej położyć. Na pewno jest zmęczona, a na rozmowy będzie jeszcze dużo czasu.
Anna nie oponowała,

135




więc Sonia z ulgą poszła na górę, wzięła szybki prysznic i wskoczyła pod kołdrę. Czuła się wykończona. Rozejrzała się po pokoju. Wszystko było tak samo jak wtedy, gdy wyjeżdżała.
- Nic nie zmienialiśmy - usłyszała głos ojca. Usiadł na łóżku, jakby na coś czekał.
- Tato, powiem ci coś ale nie mów mamie - Sonia uznała, że to odpowiednia chwila by wyrzucić z siebie to, co ją męczyło.
- Nie było tak łatwo, prawda?
- Tak. Zerwałam z Igorem, bo... bo stał się innym człowiekiem. Zaprzepaścił wszystkie ideały, w które wierzyliśmy.
- Co się stało, że tak postąpił?
- Na niego mówią "adwokat mafii". Broni gangsterów, oszustów, ludzi których kiedyś na pewno by nie bronił. I nie robi tego dla pieniędzy, chociaż na finanse narzekać nie może. On to robi dla poczucia władzy, jakie mu to zapewnia. Nigdy nie przypuszczałam, że będzie do tego zdolny. Myślę, że to Petersburg go tak zmienił i ta praca.
- I zostawiłaś go tylko dlatego?
- A czy to nie wystarczający powód? - zapytała z wyrzutem ale zaraz dodała - Nie, to nie jedyny powód. Podjął się obrony znanego gangstera, jednak zrezygnował z niego, kiedy go

136




o to poprosiłam. Właściwie to nie tyle poprosiłam, co po prostu wykrzyczałam. Niestety, takich rzeczy ludzie pokroju tego człowieka nie puszczają płazem. On wiedział, że Igor mnie bardzo kocha i chciał się na nim zemścić krzywdząc mnie.
Ojciec zbladł jak ściana, a w jego oczach pojawiło się przerażenie.
- Nie, wypadek nie był spowodowany przez tego gangstera, to była moja wina. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że ja w tym wypadku straciłam dziecko.
- Żartujesz....
- Nie, tato. Ale nie chcę o tym mówić. Nie pytaj mnie już o nic. Nie będę o tym rozmawiać. Nie mogę. Po prostu nie jestem w stanie.
Ojciec wytarł łzy. Nic nie powiedział. Objął córkę i pocałował w czoło.
- Śpij - powiedział - Wypocznij. Jutro musisz matce stawić czoło.
Kiedy wyszedł Sonia zerknęła na zegarek. Godzina jeszcze nie była późna, więc zadzwoniła do Leny.
- Doleciałam szczęśliwie. Wszystko w porządku.
- No to całe szczęście. Wiesz, Igor mi dzisiaj powiedział, że zamierza sprzedać mieszkanie. Nie wiem dlaczego, przecież nie planuje przeprowadzki. Wspomniał, że wszystko przypomina mu ciebie, bo ty je meblowałaś.
- Jest jego,

137




może z nim zrobić co chce. Jak on to znosi?
- Nie wiem. Sama zresztą wiesz, że po Igorze nic nie widać. No chyba, że ci sam powie. Ty go chyba znałaś najlepiej. Tylko wobec ciebie potrafił być szczery. No, ostatnimi czasy parę razy i ja dostąpiłam tego zaszczytu, ale poza tym nikt.
- Przykro mi, że tak wyszło. Nie chciałam tego..
- Szkoda, że wyjechałaś. Tak tu teraz pustko, jak ciebie nie ma.
- Wiem, ale muszę teraz tu sobie jakoś życie poukładać. Chociaż będzie ciężko, bo w Petersburgu zostawiłam cząstkę swego serca. Zostawiłam miłość.
- Obydwu ich zostawiłaś - wypaliła Lena, ale szybko się zreflektowała - Przepraszam, głupio to zabrzmiało.
- Nie przepraszaj, masz rację. Zostawiłam ich ale inaczej nie potrafiłam. Może to podłe i egoistyczne ale czułam, że tak właśnie powinnam postąpić.
- A co rodzice na siniaki? Co na to mama?
- Mama zaczęła panikować mimo, że niewiele widać. Znasz ją.
- Noo.. Trudno zaprzeczyć.
- Tacie powiedziałam więcej. Ale i tak wersję znacznie okrojoną, z pominięciem akcji z ludźmi Czukowa.
- No nie byłaby dobra taka szczerość.
- No to kochana, wypoczywaj. I dzwoń czasem
-

138




Obiecuję, pa!
- Pa, Soniu.
Odłożyła telefon i poczuła opadające emocje. Zasnęła dość szybko.
Igor siedział w kancelarii przeglądając akta nowej sprawy. Uznał, że rzucenie się w wir pracy pozwoli mu skutecznie zająć myśli czymś innym, niż Sonią. Z zadumy wyrwał go ostry dźwięk telefonu.
- Słucham? - powiedział niechętnie.
- Cześć Igor, Misza mówi. Co u ciebie słychać?
- Cześć Misza, nic nowego. Ta sama kancelaria, ten sam Petersburg - Igor bez problemu rozpoznał dawnego kolegę ze studiów, Michaiła Sołowiowa.
- No właśnie - przerwał mu Misza - Słyszałem, że sprzedajesz mieszkanie w Petersburgu. Słuchaj, a może przeniósłbyś się do Moskwy? Mamy wakat, byłbyś idealny.
Igor dopiero dwa dni temu dał ogłoszenie o sprzedaży mieszkania. Był zaskoczony, że Misza tak szybko się o tym dowiedział. Najwyraźniej musiał mieć jakieś zaufane źródło informacji. Od razu pomyślał o Lenie.
- Widzę, że informacje szybko się rozchodzą. Ciekawe kto jest twoim źródłem informacji?
- Daj spokój Igor, wiesz że i tak nie powiem - roześmiał sie Misza - To co, byłbyś zainteresowany? Finansowo na pewno byś zyskał.
Igor chwilę

139




myślał, po czym odrzekł:
- Ja na finanse nie narzekam, klientów też mi nie brakuje. Czemu akurat teraz dzwonisz do mnie z tą propozycją?
- Mam klienta - przyznał niechętnie przyjaciel - Pewnie niedługo i do ciebie zadzwoni. Uparł się, że chce ciebie. My zresztą też przywitamy cię z otwartymi ramionami.
- Co to za klient? - zainteresował się Igor.
- Pranie brudnych pieniędzy, wymuszenia, oszustwa podatkowe, a na dokładkę prawdopodobnie morderstwo.
Igor zdawał sobie sprawę, że Misza jest człowiekiem jego pokroju i mają wiele cech wspólnych. Podczas studiów Misza był jego najbliższym przyjacielem. Mieli zacząć pracę w kancelarii moskiewskiej, obydwaj dostali ofertę i gdyby Igor nie poznał Soni, z pewnością pracowaliby dzisiaj razem.
- No rzeczywiście grubo - przyznał Igor - I co, chcesz żebym się tym zajął?
- Chciałbym, żebyś nam pomógł. Dajemy radę, ale zarekomendowałem cię jako najlepsze wsparcie. Zresztą dużo dodawać nie musiałem, tutaj też cię znają.
Igor zamilkł. Jego analityczny umysł pracował na najwyższych obrotach. Nigdy nie podejmował decyzji pod wpływem impulsu, musiał tę propozycję rozważyć.
- Może

140




niedługo odwiedzę rodziców, to wpadnę i porozmawiamy. Tyle na razie mogę zadeklarować. Tutaj, w Petersburgu, też mam parę spraw do załatwienia.
- No, to jesteśmy umówieni - Misza odetchnął z ulgą - To czekamy, na razie!
- Cześć - Igor odłożył telefon.
Uświadomił sobie, że dawno nie widział rodziców mieszkających na Rublowce. Z bratem kontaktował się tylko telefonicznie. Zaniedbał rodzinę i poczuł coś na kształt wyrzutów sumienia. Pomyślał, że rzeczywiście wizyta w Moskwie to dobry pomysł.
W moskiewskiej kancelarii, mieszczącej się niedaleko Kremla, Misza z uśmiechem rozsiadł się w fotelu.
- Przyjedzie do nas - powiedział do siwego mężczyzny siedzącego po drugiej stronie biurka pamiętającego czasy caratu, w idealnie skrojonym garniturze firmy Oxxford Clothes.
- Świetnie - powiedział tamten - Masz go tu zatrzymać. Obiecaj wszystko, czego zechce.
- Dobrze, że chłopak jego sekretarki jest moim kolegą. Niewiarygodny zbieg okoliczności.
- To już sprawa drugorzędna - mężczyzna wstał, poprawił marynarkę i wyszedł. Misza z uśmiechem na twarzy podszedł do okna i spojrzał na czerwone mury Kremla i wszechobecnych turystów

141




spacerujących wzdłuż nich.
Minął prawie miesiąc od powrotu Soni do domu. Okazał się on o wiele trudniejszy, niż przypuszczała. Mimo protestów ze strony rodziców, przerwała studia. Wiedziała, że ostatnią rzeczą do jakiej w najbliższym czasie będzie zdolna, to nauka. Postanowiła poszukać jakiejś pracy, jednak CV rozsyłała bez przekonania, a rozmowy kwalifikacyjne zazwyczaj okazywały się klapą. Codziennie budziła się myśląc o Petersburgu i Siergieju. Tęskniła za nim o wiele bardziej, niż mogła to sobie wyobrazić. Nigdzie nie wychodziła, a większość czasu spędzała siedząc pod brzozami, przy sporym oczku wodnym na terenie ogrodu jej rodziców. Starała się ukrywać swój nastrój przed nimi ale czerwonych oczu i starty poniewierających się wszędzie, mokrych od płaczu chusteczek tak łatwo ukryć się nie da.
- Dziecko, spójrz na siebie - powiedziała Anna, gdy Sonia zeszła któregoś popołudnia na śniadanie - Wyjdź gdzieś do ludzi. Nie możesz siedzieć wiecznie w domu i płakać w poduszkę. Petersburg Petersburgiem, ale to już czas przeszły.
- Mamo, ja nie płaczę - poirytowana Sonia wyprostowała się na krześle i poprawiła

142




szlafrok - Zdaje ci się.
- Nie zdaje mi się. Znajomi pytają co się z tobą dzieje, kiedy się z nimi spotkasz. Monika mówi, że dzwoniła do ciebie wielokrotnie ale nie odbierasz. Co się dzieje?
- Monika przesadza - Sonia usiłowała bagatelizować sytuację, ale doskonale wiedziała, że matka ma dużo racji. Chciała uniknąć gradu pytań, jakimi z pewnością zasypałaby ją koleżanka. Co prawda, nie robiłaby tego w złej wierze, ale nie byłoby to przyjemne dla Soni.
- Soniu, to twoja przyjaciółka. Powiedziała, że jak tylko wróci z urlopu to tu przyjdzie, bez względu na to, czy będziesz chciała z nią rozmawiać, czy nie.
- Dobrze, dobrze. Jak przyjedzie to na pewno się z nią spotkam. Póki co, już dwa miesiące siedzi w Grecji, więc raczej przywiezie sobie jakiegoś Greka i będzie się miała kim zajmować - powiedziała Sonia bez entuzjazmu grzebiąc widelcem w gulaszu.
- Mam nadzieję, bo wiesz... - Anna nie zdążyła dokończyć, bo Sonia ze złością rzuciła widelcem i niemalże krzyknęła:
- Mamo, czy ty do cholery, możesz dać mi w końcu spokój!? Odczepcie wy się wszyscy ode mnie! - wstała i z płaczem wybiegła z kuchni.
W drzwiach

143




minęła zdziwionego ojca.
- Czego ona znowu płacze? Co się stało? - zapytał żony.
- Nie wiem już, co robić - matka załamała ręce - Dużo bym dała, żeby dowiedzieć się, co tam zaszło. Co się stało z Igorem?
- Musimy coś z tym zrobić - powiedział siadając przy stole - To nie może tak dłużej trwać.
- Ale co? Może zadzwonię do Igora?
- Nie. To nie jest dobry pomysł. Ona by tego nie chciała.
- A tam, ona teraz najwyraźniej nie myśli racjonalnie. Może gdyby przyjechał z kwiatami, przeprosił, to by się złamała?
- Aniu, ale my nie wiemy czy ma za co przepraszać. Bo z tego co wiem, o żadnej zdradzie nie może być mowy.
- Ty chyba nie zauważyłeś, że ten stan trwa już miesiąc i nie zanosi się, by miał ulec zmianie.
- Wiesz co, dzwoniła do mnie wczoraj Małgosia. Pytała czy Natalka może na trochę do nas przyjechać. Jak się dowiedziała, że Sonia wróciła to nie może się doczekać, aż ją zobaczy.
- Świetnie! - Anna klasnęła w dłonie - Niech przyjeżdża jak najszybciej. Świetny pomysł, jak Natalka zacznie za nią łazić jak cień, to może jej się humor polepszy.
Natalka była kuzynką Soni. Mimo, że miała dopiero

144




dziesięć lat, bardzo się lubiły. Obie były jedynaczkami, co bardzo je do siebie zbliżyło. Natalka zawsze powtarzała, że jak dorośnie to chce być taka jak Sonia i poznać kogoś takiego jak wujek Igor.
Sonia w pokoju padła na łóżko. Zdawała sobie sprawę, że mama ma rację, ale to niczego nie zmieniało. Zaczynała żałować decyzji o wyjeździe. Z bólem uświadomiła sobie, że nawet nie ma ani jednego zdjęcia Siergieja. Nic. Sięgnęła po laptop. Wpisała w wyszukiwarkę: "Siergiej Orłow". Zaczęła przeglądać pojawiające się linki. Zazwyczaj były to relacje z zawodów, w których sam walczył lub tych, w których uczestniczyli jego podopieczni. Po kwadransie zamknęła laptop. Co się stało, to się nie odstanie. Wyjechała i zamknęła ten rozdział swojego życia. Teraz żal i tęsknota już i tak nic nie zmienią.
Nina włożyła kolejne śpioszki dziecięce do szafki. Podeszła do białego łóżeczka i ułożyła w nim nowy, zapakowany jeszcze w folię, materac. Wyprawka dla dziecka była przygotowana, podobnie jak torba z rzeczami potrzebnymi do szpitala. Wiedziała już, że będzie miała syna. Postanowiła, że nigdy nie wyjawi

145




dziecku, kto jest jego ojcem. Uznała, że lepiej by chłopiec myślał iż jest owocem romansu matki. Wolała, by źle myślał o jej prowadzeniu się, niż miał w przyszłości jakikolwiek kontakt z biologicznym ojcem. Usiadła na łóżko i spojrzała w okno, z którego rozpościerał się piękny widok na Pola Marsowe i górującą nad wszystkim wieżę Eiffel'a. Sięgnęła po telefon
- Cześć Sierjoża, to ja.
Siergiej był co najmniej zdziwiony jej telefonem. Co prawda docierały do niego pogłoski, że Nina zniknęła, ale nie miał głowy by nad tym rozmyślać.
- Nie Nina, nie przeszkadzasz - złe emocje i żal do niej już dawno poszły w niepamięć. Uważał, że życie ją wystarczająco pokarało i nauczyło pokory - Co u ciebie słychać?
- W porządku, jestem u Mariny, w Paryżu. Ale dzwonię, żeby cię przeprosić za wszystko, co zrobiłam.
- Nina, nie ma sprawy. Nie żywię do ciebie urazy. Było, minęło.
- Ja nie tylko ciebie chcę przeprosić.
- A kogo jeszcze?
- Tą dziewczynę... Tą od prawnika, Sonię. Ja naprawdę nie chciałam, żeby miała wypadek.
- Wiem Nina. To był fatalny zbieg okoliczności. Wszystko, co mogło pójść źle, poszło źle.

146





- A czy ty... Czy ona jest z tobą?
- Nie, nie ma jej tutaj. Sonia wróciła do Polski.
- Nie chcieli zostać w Petersburgu?
- Nie oni. Sonia wróciła, a Igor został w Petersburgu.
- Chciałam ją osobiście przeprosić.
- No niestety, tu pomóc nie mogę. A jak ty sobie radzisz? Słyszałem, że uciekłaś od Czukowa.
- Tak, Marina mnie przygarnęła. Nie zamierzam wracać do Petersburga, przynajmniej na razie. Będę miała syna.
- Gratuluję, naprawdę cieszę się, że ci się wszystko układa...
Nie zdążył dokończyć, bo Nina wybuchnęła:
- Sierjoża, jak ją kochasz... Jeśli ją kochasz tak, jak mnie kochałeś, jedź za nią do Polski.
Siergieja zamurowało. Prędzej by się spodziewał, że piekło zamarznie niż że usłyszy takie słowa od Niny. Pomyślał, że jej przemiana była diametralna.
- Nina, nie mogę. To już przegrana sprawa.
- Co ty pierdolisz?! - krzyknęła - Kochasz ją czy nie?
- Kocham - odparł spokojnie - Ale to naprawdę nie ma przyszłości. Ona chce o wszystkim zapomnieć i ułożyć sobie życie w Polsce. W jej życiu nie ma dla mnie miejsca.
- Nic nie wiesz! Nie znasz kobiet. Radzę ci dobrze, jeśli ją kochasz, jedź do Polski. Niczego

147




nie tracisz, a wiele możesz zyskać.
- Dobrze, Nina - zbył ją - Muszę kończyć, mam parę spraw.
- To do widzenia Siergiej, życzę ci szczęścia.
- Do widzenia, Nina.
Nina zasiała w umyśle Siergieja ziarno niepokoju. Zaczął zastanawiać się nad jej słowami. Czy rzeczywiście istniała szansa, że jego uczucie do Soni może być odwzajemnione? Nigdy nie rozmawiali o uczuciach, chociaż z pewnością wiedziała, że ją kocha i mu na niej zależy, jednak uczucia Soni były dla Siergieja nadal wielką niewiadomą. Jak każdy bał się odrzucenia, ale zaczął się zastanawiać czy realne jest, by byli razem? Czy gdyby pojechał, powiedział co czuje, czego pragnie, ona pokochałaby go równie mocno? Czy nie warto podjąć ryzyka? Jeśli istnieje chociaż ułamek szans, że tak się może stać, powinien spróbować. Z drugiej strony, gdyby jej choć trochę zależało, zadzwoniłaby, zapytała co słychać. Dałaby jakiś znak życia. Ale Sonia milczała. Jeśli chciała o nim zapomnieć, to nie miał prawa wkraczać z butami ponownie w jej życie.
- Natalia! - mama dziewczynki usiłowała zapanować nad córką, która ledwo przekroczyła próg domu Soni, rzuciła się

148




biegiem do pokoju kuzynki - Sonia pewnie jeszcze śpi! Wracaj tu!
Ale Natalia nie słuchała, tylko wpadła do pokoju Soni i z impetem wskoczyła na łóżko.
- Sonia! - krzyknęła.
- Co, do cholery - Sonia zerwała się, brutalnie wyrwana ze snu - Natalia? - przetarła zaspane oczy - Skąd się tu wzięłaś? Tak dawno cię nie widziałam, słoneczko ty moje! - złapała dziewczynkę i mocno przytuliła. Pierwszy raz od dłuższego czasu na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Przyjechałam przed chwilą z mamą, bo... - nie zdążyła, bo do pokoju wpadła jej mama.
- Chodź tutaj cholero jedna! - złapała córkę za rękę usiłując ściągnąć z łóżka - Daj się Soni wyspać! - jednak dziewczynka stawiła zaciekły i zdecydowany opór.
- Nie zejdę!
- Ciociu, spokojnie - powiedziała Sonia - Ona mi nie przeszkadza, zresztą już nie spałam - skłamała.
- Naprawdę? - zapytała podejrzliwie Małgorzata - Chcesz, żebym ci ją zostawiła?
- Zdecydowanie.
Kiedy Małgorzata zeszła na dół, Anna zapytała:
- I co? Mówiła coś?
- No ja tam nie widziałam różnicy. Natalia od razu uczepiła się jej jak rzep psiego ogona.
- Nie masz pojęcia Małgosiu przez co my tutaj

149




przechodzimy - Anna postawiła przed szwagierką filiżankę kawy - Od powrotu z tego pieprzonego Petersburga jest płacz, snuje się jak cień, siedzi w czterech ścianach. Ja już po prostu nie wiem, co robić.
- Chyba pozostaje nam czekać i dać jej więcej czasu - odezwał się Krzysztof.
- Krzysztof, ale na Boga, to trwa juz miesiąc! - spojrzała na Małgorzatę i powiedziała konspiracyjnym tonem - Jak ci mówiłam, z Igorem też zerwała.
- A taka z nich była piękna para - westchnęła Małgorzata - Jak sobie przypomnę ostatniego Sylwestra i ją w tej kobaltowej sukience. Wyglądali bajecznie.
- No i masz! - Anna sprowadziła wszystkich brutalnie na ziemię - We łbie się poprzewracało i go zostawiła!
- Aniu, może jednak były jakieś powody.
- Małgosiu, ale jakie? Wpatrzony w nią jak w obraz, świetny prawnik, przystojny, elegancki - wyliczała - Marzenie każdej normalnej dziewczyny... - urwała, bo zobaczyła stojącą w drzwiach, trzymającą za rękę Natalię, Sonię. Wiedziała, że popełniła błąd.
- Soniu...
Ale córka nie słuchała, tylko odwróciła się i uciekła.
- Ty jak już coś powiesz, to nie wiadomo do czego to przypiąć - powiedział

150




Krzysztof i poszedł za córką.
- Widzisz, co się tu dzieje - Anna ukryła twarz w dłoniach - Ja nie chciałam źle, chcę dla niej jak najlepiej...
- Wiem Aniu, ale czasem nasze chęci nie wystarczają. Wydaje mi się, że ona wam wszystkiego nie powiedziała. Coś musi być na rzeczy.
- Mnie to ona w ogóle niewiele mówi.
- Ona jest wrażliwą i mądrą dziewczyną. Nie podjęłaby takiej decyzji pod wpływem impulsu. Kochała Igora, więc skoro tak postąpiła, to musiała mieć powód. Daj jej jeszcze czas, nie naciskaj. Myślę, że z czasem bardziej się przed wami otworzy. Bądź cierpliwa. Jak zaczniesz ją krytykować i pouczać, to na pewno niczego się nie dowiesz. Musisz w nią wierzyć i dać jej wsparcie.
- Wiem Małgosiu, ale to takie trudne.
- Aniu, przypomnij sobie jakie myśmy były w jej wieku. Też nie zawsze reagowałyśmy na porady rodziców, a juz na pewno niezbyt często się do nich stosowałyśmy.
- Gdybym tylko wiedziała...
Dmitrij Czukow siedział w swoim podmoskiewskim domu popijając czerwone wino. Rozpiął guzik koszuli i poluzował krawat. Do pokoju weszła młoda kobieta, z burzą rudych loków na głowie, ubrana w czarne, koronkowe body i

151




czerwony satynowy szlafrok.
- O czym myślisz? - zapytała siadając mu na kolanach i oplatając dłońmi jego szyję. Spojrzał jej w oczy, pogładził po policzku, uśmiechnął się czule i powiedział:
- Myślę kochanie, jak zabić człowieka, żeby nikt nie wpadł na to, że mam z tym coś wspólnego.
Dziewczyna wybuchnęła głośnym śmiechem. Wydawała się szczerze rozbawiona.
- Nie żartuj, Dima. Ja poważnie pytałam o czym myślisz. Przecież nie myślisz o zabójstwie, prawda? To żart?
Dima westchnął i przez chwilę bez słowa się jej przyglądał. Odgarnął z czoła Suzany niesforny kosmyk włosów. Miała zaledwie 25 lat. Była taka młoda, piękna i niewinna. Wiedział, że go kocha. Nie do końca był przekonany czy to co czuje do niej, to jest miłość, ale Suzanie najwyraźniej to wystarczało. Suzana była z pochodzenia Angielką. Przyjechała kiedyś na wycieczkę z koleżanką. Dimę poznała w jakimś klubie. Świetnie się razem bawili. Zaprosił ją najpierw na wspólny weekend na Krym, a potem już stała się częścią jego życia. Nie miała pojęcia czym się zajmuje zarówno on, jak i jego brat, nawet nie miała pojęcia o istnieniu Witalija

152




Czukowa.
- Tak, skarbie. To oczywiście był żart. Musimy się zbierać, bo nie zdążymy do kina.
- Już biegnę włożyć sukienkę - zerwała się z jego kolan i zniknęła za drzwiami. W jej oczach widział czystą miłość. Pomyślał, że nawet rozumie Igora. On również dla Suzany zrobiłby wiele. Była najważniejszą kobietą w jego życiu, zaraz po matce. Odpowiadało mu, że była tak przewidywalna i nieskomplikowana. Do szczęścia potrzebowała niewiele, co jakiś czas bukiet kwiatów, biżuteria, kolacja, kino, deklaracje miłości, składane przez Dimę dość często, jednak bez większego przekonania. Zresztą nigdy nie miał czasu ani ochoty na specjalne zabiegi, by udowadniać jej swoje uczucie, a Suzanie najwyraźniej to odpowiadało. Cieszyło go, że była w niego tak wpatrzona. Po chwili weszła do pokoju ubrana w czarną, przylegającą do ciała, sukienkę, której długość kończyła się grubo powyżej kolan. Mając niewiarygodnie długie nogi, mogła sobie na taką kreację pozwolić.
- I jak wyglądam? Może być? - zapytała zalotnie.
- Wyglądasz wspaniale - podniósł się, objął ją w pasie i przyciągnął do siebie - Mam ochotę wziąć

153




cię tutaj, na tym biurku ale wtedy nie zdążymy do kina, więc ograniczę się do tego - pocałował ją po ojcowsku w czoło - Chodźmy.
Wieczory były dla Siergieja najgorsze. Nie potrafił myśleć o niczym innym, jak tylko o Soni. Tak bardzo za nią tęsknił, tak mu jej brakowało. Zastanawiał się, czy ona go jeszcze wspomina. A może już sobie kogoś znalazła? Na tą myśl poczuł ukłucie w sercu. Musiał sobie jakoś wypełnić czas, zająć się czymkolwiek innym. Któregoś popołudnia sięgnął do swojej biblioteczki i wyjął książkę o ogrodach. Już po chwili zauważył, że karteczki, które tam powkładał znalazły się w zupełnie innych miejscach. Uśmiechnął się bo uświadomił sobie, że poprzekładała je Sonia. Zaczął przeglądać się jej propozycjom i bardzo mu one przypadły do gustu. Postanowił zagospodarować teren przed domem, na którym rosła wątpliwej urody trawa, rozjeżdżana regularnie przez auto samego Siergieja, jak i innych gości. Wokół było wystarczająco dużo miejsca, by zrobić jakiś ogród. Nie planował oczywiście grodzenia całej posiadłości, ewentualnie niewielkiej jej części. Spojrzał na zegarek. Godzina

154




jeszcze nie była późna, sięgnął po telefon. Po kwadransie był umówiony z firmą zajmującą się projektowaniem ogrodów w celu oględzin miejsca, ustaleniu kosztów i ewentualnych sugestii właściciela posesji. Z uśmiechem opadł na kanapę. Po chwili jednak z jego twarzy zniknął uśmiech. Siedział w bezruchu wpatrując się tępo w wygasły kominek. Spojrzał na trzymany w ręku telefon. Wybrał numer.
- Mamo, jak dobrze cię słyszeć. Co u was słychać?
- Siergiej, synku jak się cieszę, że dzwonisz. Tak dawno cię nie słyszałam. Ciągle o tobie myślimy. Kiedy do mnie przyjedziesz? Nastia dostała się na studia w Petersburgu. Chce coś wynająć.
- Niech poczeka i nie robi nic na własną rękę. Znajdę jej coś fajnego. Ale dzwonię w innej sprawie.
- Słucham synku.
- Pamiętasz, kiedyś mi coś obiecałaś. Mówiłaś, że muszę znaleźć kobietę, z którą będę chciał spędzić resztę życia.
- Oczywiście, pamiętam. I jest to nadal aktualne.
- Chyba znalazłem taką dziewczynę.
- Bardzo się cieszę - w głosie matki usłyszał szczery entuzjazm - Kiedy ją do nas przywieziesz? Bardzo chcę ją poznać. Na pewno jest niezwykłą osobą.
-

155




No tu jest pewien problem. Ja wiem, że chciałbym z nią dzielić życie, ale nie wiem czy ona tego chce.
- Jak to? Dlaczego miałaby nie chcieć?
- Ona mieszka w Polsce. Nie ma jej teraz w Rosji.
- Rozumiem - entuzjazm w głosie matki wyraźnie osłabł - Ale to co obiecałam, jest aktualne. Kiedy przyjedziesz?
- Daj mi z tydzień, na pewno się w tym terminie zjawię.
- Myślałam, że to będzie Nina.
- Niestety mamo, Nina to już przeszłość i z perspektywy czasu nie żałuję.
Igor pogrążony w myślach spacerował wzdłuż murów Kremla. Mimo, że wychował się w Moskwie i chodził tędy setki razy, zawsze świadomość decyzji jakie zapadały za tymi murami sprawiały, że czuł podziw i respekt dla tej okazałej budowli. Przyjechał do Moskwy dwa dni temu ale jeszcze nie był w kancelarii Miszy. Chciał dać rodzicom czas, by mogli się nim nacieszyć. W końcu dość dawno ich nie widział. Kiedy powiedział im, że już nie jest z Sonią, odetchnęli z ulga. Zrobiło mu się zwyczajnie przykro. Pomyślał, że wiedząc jak bardzo ją kochał, mogliby chociaż udawać, że mu współczują w jakikolwiek sposób. Najbardziej powściągliwy w ocenie Soni był Karol,

156




brat Igora, który wszystko skwitował krótkim "przykro mi" i powstrzymał się od dalszych komentarzy i krytyki osoby Soni. Igor wiedział, że nie może liczyć u rodziców na choćby minimalną empatię. W końcu wiedzieli, że był z nią szczęśliwy. Teraz, kiedy o tym wszystkim myślał, było mu jeszcze ciężej. Tak bardzo chciałby cofnąć czas. Odwiódłby Sonię od pomysłu wyprawy do Petersburga, pojechałby do niej, wymyślił cokolwiek, byle nie puszczać jej samej. Wtedy nie poznałaby Siergieja, nie odsunęłaby się od niego, wszystko byłoby inaczej. A teraz wszystko stracone. Został sam, stracił sens życia. Rodzicom tego nie powiedział, bo by ją w ogóle znienawidzili. Analizując wszystko doszedł do parkingu, na którym zaparkował auto. Złapał za klamkę, ale na chwilę się zatrzymał. Oparł czoło o futrynę drzwi. Czuł się tak strasznie samotny, bezsilny i opuszczony. Bezsilność to było to, co Igora bolało najdotkliwiej. Zawsze to on rozdawał karty, potrafił kontrolować sytuację, a teraz nie mógł kompletnie nic zrobić. Uderzył pięścią w dach swojego Audi. Potrzebował jeszcze chwili, by opanować emocje. Rozejrzał

157




się, czy nikt nie był świadkiem jego chwili słabości. Upewniwszy się, że nie odetchnął z ulgą i pojechał w kierunku domu rodziców. Rodzice Igora mieszkali na Rublowce - luksusowej dzielnicy na zachodnich przedmieściach Moskwy. Swoje rezydencje mieli tu znani politycy, milionerze i gwiazdy show biznesu. Dom rodziców Igora należał do skromniejszych w tej dzielnicy. Był z czerwonej cegły, z białymi okiennicami w stylu norweskim. Zupełnie nie pasował do innych posiadłości. Rodzice kupili go wiele lat temu po okazyjnej cenie. Prowadząc dobrze prosperujący rodzinny interes z branży motoryzacyjnej, osiągali dochody które wraz z kredytem pozwoliły na taką inwestycję. Dom otaczał spory ogród, w którym królowały różnej barwy róże, niektóre oplatały duże pergole tworząc kwiatowe ściany, inne, niskopienne, stanowiły pięką ozdobę wokół domu. Na rabatkach lilie kusiły roje pszczół. Zresztą cebulki mama sprowadzała z różnych miejsc na świecie.
- Dzień dobry - powiedział wchodząc do kuchni, w której właśnie matka stawiała na stole sporą, porcelanową miskę wypełnioną pielmieni, potrawą niegdyś wręcz uwielbianą przez Igora.

158




Obecnie jednak nawet najbardziej wykwintne ostrygi nie sprawiłyby, że stałby się bardziej głodny.
- Igor, dobrze że już jesteś - ucałowała syna w policzek - Obiad gotowy. Zjesz świeży, rozbieraj się.
Igor bez entuzjazmu zdjął marynarkę i powiesił na oparciu krzesła, poluzował krawat.
- Cześć - burknął do Karola dzierżącego w dłoni widelec niczym berło. Ponury nastrój Igora nie umknął uwagi reszty członków rodziny. Karol nic nie powiedział, ale matka nie okazała się równie wyrozumiała. Empatia nie była jej mocną stroną.
- Synku - powiedziała czule i położyła Igorowi dłoń na ramieniu - Nie bądź smutny. Ta latawica na ciebie nigdy nie zasługiwała.
- Mamo, proszę.. - powiedział spokojnie, ale ten spokój był tylko pozorny. Gdyby ktoś inny określił Sonię w ten sposób, poznałby szybko zemstę Igora, jednak matka to nie "ktoś inny".
- Ja wiem, że teraz to przeżywasz ale zobaczysz, znajdziesz inną, zapomnisz o Soni. Takie zwykłe pomiotło do piet ci nie dorastało.
- Mamo! - uderzył pięścią w stół tak mocno, że wszystkie naczynia na stole podskoczyły - Zapominasz mamo, że to pomiotło- jak raczyłaś

159




określić Sonię - sprawiło, że byłem szczęśliwy jak nigdy przedtem.
- Tak - odparła niezrażona matka - A teraz widzę, że jesteś nieszczęśliwy jak nigdy przedtem.
Igor czuł, jak krew pulsuje mu w żyłach. Spojrzał na brata. Karol bacznie mu się przyglądał. Miał świadomość, że słowa matki to jak kopanie leżącego, jednak nie chciał się wtrącać. Karol zawsze był powściągliwy, co miało też pewne zalety. Nigdy nie angażował się w plotki, nie oceniał ludzi ale przyjmował ich takimi, jacy są. Igor właściwie do tej pory nie bardzo wiedział, jaki stosunek do Soni miał Karol. Zachowywał się wobec niej zawsze powściągliwie i kulturalnie. Nie był wylewny, ale jego zachowanie wobec innych, nie wyłączając rodziców, było takie same. Obaj mieli wiele wspólnych cech. Igor zdał sobie sprawę, że większość cech charakteru obaj odziedziczyli po matce. Upór i bezkompromisowość wyssał z jej mlekiem. Matka zawsze miała cięty język i ostre riposty o czym właśnie się boleśnie przekonał. Bardzo ją kochał, jednak zdawał sobie sprawę, że w jakimś sensie matka miała rację. Igora zawsze bolał fakt, że Sonia nie przypadła jej

160




do gustu, ale nawet dla niej nie wyrzekł się miłości. Matka zaś widziała u jego boku jakąś piękną, młodą i świetnie wykształconą Rosjankę.
Kidy wszyscy zjedli, a Igor bez celu dłubał widelcem w talerzu, trudną do zniesienia ciszę przerwał ojciec.
- Co zamierzasz? Chcesz się przenieść do Moskwy?
Zmiana tematu była dla Igora prawdziwą ulgą.
- Dostałem propozycję pracy w jednej kancelarii w Moskwie.
- I co, przeniesiesz się? - zapytał Karol - Byłoby fajnie.
- Zastanawiam się, ale nie podjąłem jeszcze decyzji. Sprzedaję jednak mieszkanie w Petersburgu, bo... - urwał, gdyż powód na pewno byłby trudny do przyjęcia dla rodziców.
- Bo kojarzy ci się z Sonią - dokończył Karol.
- Tak, właśnie dlatego - Igor stawił czoło rzeczywistości, w jakiej się znalazł - Jutro mam spotkanie z przedstawicielami tej kancelarii. Zobaczę co mi zaproponują i wtedy podejmę decyzję.
- Synku - wtrąciła matka - Tu jest zawsze miejsce dla ciebie. Oczywiście zamieszkasz z nami jeśli zdecydujesz się przenieść do Moskwy?
- Myślę mamo, że jeśli zdecyduję się zostać, to coś wynajmę albo kupię - nie chciał robić rodzicom nadziei gdyż

161




wiedział, że mieszkanie z nimi, szczególnie z matką, byłoby dla niego uciążliwe. Nie chciał znosić krytyki Soni z jej strony, a tego na pewno by nie uniknął. No i wolał wieczory spędzać według własnego uznania, czasem samotnie, przed telewizorem, gdzie nikt mu nie zakłóca wypoczynku.
- Ale synu, tu jest twój dom rodzinny.
- Nie. Chcę mieszkać sam - uciął dalszą dyskusję.
Na drugi dzień pewnym krokiem przekroczył próg kancelarii. Kiedy stanął pod biurem Miszy zapukał i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.
- Dzień dobry, Misza - powiedział uśmiechając się serdecznie.
- Igor, miło cię wreszcie zobaczyć! - Misza wyszedł zza biurka i serdecznie uściskał Igora, wskazał mu stary, obity łososiową skórą, fotel - Siadaj stary. Czego się napijesz? - zapytał i nie czekając na odpowiedź podniósł słuchawkę.
- Ksenia, do mnie.
Już po chwili drzwi otwarły się i stanęła w nich młoda, zgrabna szatynka o niebieskich oczach. Ta sama, która wskazała Igorowi drogę do biura Miszy. Posłała Igorowi zalotne spojrzenie.
- Słucham.
- To co, standardowa kawa, czy napijesz się czegoś mocniejszego? - Misza spojrzał pytająco na

162




Igora.
- Kawa. Prowadzę, więc mocniejsze trunki odpadają - na jego twarzy pojawił się ledwo zauważalny uśmiech.
- Daj spokój, po jednym koniaku nikt ci nic nie zrobi! - roześmiał się Misza.
- Nie piję, kiedy prowadzę, Misza - odparł spokojnie Igor. Misza wiedział, że u Igora "nie" oznacza "nie".
- Dobra - poddał się - Ksenia, dwie kawy.
Igor spojrzał na dziewczynę raz jeszcze, ale nie odwzajemnił jej uśmiechu. Zauważył jednak, że jest bardzo atrakcyjna.
- Pracuje u nas od trzech miesięcy - powiedział Misza, kiedy za Ksenią zamknęły się drzwi - Ładna, co?
- Owszem, ładna. Chyba jednak nie ściągnąłeś mnie tutaj, bym podziwiał wdzięki waszej sekretarki. Co dla mnie masz?
- Szybko przechodzisz do rzeczy. Na początek możemy podnieść ci dochody o połowę więcej niż miałeś w Petersburgu. Jeśli zrobisz tu tak błyskotliwą karierę, jak tam, możesz liczyć na inne profity. Może masz jakieś swoje, dodatkowe warunki? Przedstawiłbym je szefowi.
- A właśnie, czemu nie jest obecny przy tej rozmowie?
- Niestety, ma dzisiaj obiad z przyszłymi teściami syna. Przyjechali z Rostowa, więc wiesz, nie mógł opuścić

163




tego spotkania. Ale jeśli chcesz, mogę cię z nim umówić.
- Nie, nie trzeba - Igor doszedł do wniosku, że powinien przemyśleć wszystko, nim spotka się z przełożonym Miszy. Jeśli zdecyduje się wrócić do Petersburga, takie spotkanie mija się z celem. Po kwadransie do pokoju weszła Ksenia niosąc na tacy dwie czarno - złote filiżanki i porcelanową miseczkę z takiej samej porcelany, na której do poczęstunku zachęcały czekoladki z najlepszej belgijskiej czekolady. Nie mogła się powstrzymać i ponownie posłała Igorowi czarujący uśmiech.
- Kseniu, dziękujemy - powiedział znacząco Misza - Jestem pewny, że zobaczysz tu jeszcze Igora nie raz - dodał, a twarz dziewczyny zrobiła się purpurowa. Wzięła jednak głęboki wdech, opanowała emocje i odparła:
- Mam nadzieję - rzuciła, po czym szybko zniknęła za drzwiami.
- A prywatnie co u ciebie? - zagadnął Igor.
- Nic specjalnego. Mam żonę, dwie córki. Wiesz, pracujemy jeszcze nad synem ale jak znowu będzie córka, to chyba damy sobie spokój - roześmiał się - A u ciebie co? Nadal jesteś z tą Sonią?
- Nie, nie jesteśmy już razem.
- Szkoda, ładna z was para była. Ale nie martw się,

164




niejedna się znajdzie.
- Ja nikogo nie szukam - odparł oschle Igor - Trafiłem do kancelarii czy biura matrymonialnego?
- Dobra, dobra, już nic nie mówię. To co, kiedy podejmiesz decyzję? Ile potrzebujesz czasu?
- Daj mi kilka dni. Jak się zdecyduję, chciałbym porozmawiać z twoim szefem.
- Oczywiście. Przemyśl, to bardzo dobra oferta.
- To ja już pójdę - Igor wstał i poprawił marynarkę, uścisnął dłoń kolegi - Do widzenia Misza.
- Do zobaczenia, stary.
Siergiej zatrzymał auto pod niewielkim drewnianym domem, misternie ozdobionym rzeźbionymi elementami zarówno wokół okien, jak i drzwi. Było to dzieło jego ojca, z zamiłowania rzeźbiarza. Zmarł cztery lata temu na zawał. Siergiej bardzo to przeżył. Teraz był jedynym mężczyzną w rodzinie. Ponosił odpowiedzialność za matkę i siostrę. Ciężko było mu tę opiekę realizować mieszkając tak daleko od nich. Wyszedł z auta i rozejrzał się. Mały ogródek warzywny jego matki był wyjątkowo zadbany i trudno w nim było znaleźć jakikolwiek chwast. Biały płotek okalał sporej wielkości dalie, mieniące się jaskrawymi kolorami czerwieni, różu, żółci. O jego nogi otarł sie czarno -

165




biały kocur i głośno zamiauczał.
- Mruczek - Siergiej pogłaskał kota za uchem - Gdzie twoja pani?
Nagle drzwi domu otwarły się i wybiegła z nich młoda dziewczyna. Rzuciła się Siergiejowi w ramiona.
- Sierjoża, jak ja cię dawno nie widziałam! Za rzadko nas odwiedzasz - wytarła rękawem oczy - Za rzadko. Mama upiekła wczoraj ciasto na twój przyjazd.
- Nastia, przepraszam. Słyszałem, że dostałaś się na studia w Petersburgu? Będziesz mnie częściej widywała - uśmiechnął się i pogładził siostrę po policzku.
Nastia miała 19 lat. We wrześniu zaczynała studia architektoniczne na Petersburskim Uniwersytecie Państwowym. Jej absolwentami byli znani Rosjanie: Nikołaj Gogol, Lenin, Łomonosow, Mendelejew czy Dmitrij Miedwiediew i jeden z największych graczy światowej polityki - Władimir Putin. Nastia świetnie poradziła sobie z egzaminami wstępnymi, zyskując najwyższe lokaty. Miała duże szanse na stypendium. Była szatynką z dwoma warkoczami okalającymi jej drobną twarzyczkę. Jej jaskrawozielone oczy błyszczały niczym szmaragdy. Nikt nie wiedział po kim odziedziczyła ich kolor. Przyjrzał jej się uważnie. W znoszonych dżinsach,

166




przydużym swetrze i trampkach wyglądała naprawdę uroczo. Siergiej był od niej starszy o 13 lat. Fakt, że była jego siostrą, działał zawsze jako polisa ubezpieczeniowa. Nikt nie odważył się jej skrzywdzić, mając świadomość z kim miałby wtedy do czynienia.
- Mam nie może się już doczekać - złapała go za rękę i pociągnęła za sobą - Zobacz, kogo ci przyprowadziłam! - krzyknęła, kiedy tylko przekroczyli próg.
- No wreszcie! - matka czule uściskała syna - Ile można czekać. Siadaj, na pewno jesteś głodny - sięgnęła do szafki po talerze.
- Za chwilę, nie teraz. Jadłem po drodze.
Siergiej wszedł do pokoju i usiadł na kanapie. Rozejrzał się wokół. Dom jego matki był urządzony w typowym, rosyjskim stylu. Na ścianie wisiał wielki kilim w geometryczne wzory. W innych domach często były to święte obrazy lub po prostu dywany ale matka Siergieja postanowiła sama utkać kilim, który teraz zdobił ścianę. Właściwie wszędzie było widać ślady jej umiejętności. Haftowane poduszki, obrus czy serwetki ocieplały wnętrze domu. Nastia czasem narzekała, że wolałaby bardziej nowoczesny styl, jednak zdawała sobie sprawę, że jest

167




to sztuka regionu. Mama wniosła do pokoju samowar i postawiła na stole. Nalała herbaty do filiżanki i podała Siergiejowi. Mało jej nie upuścił, kiedy Nastia wskoczyła na kanapę tuż obok niego.
- Nastia! - upomniała ją matka - Uważaj, bo on się oparzy!
Kiedy wypili herbatę, Siergiej odstawił swoją filiżankę i powiedział:
- Jadę do Polski. Załatwię parę spraw i myślę, że w przeciągu niecałego miesiąca wyjadę. Nie mogę jednak zostawić domu bez opieki i chciałbym, żeby Nastia przez ten czas u mnie pomieszkała.
- Mamo, mogę? - w głosie dziewczyny słychać było błagalny ton.
Matka spojrzała na dwoje swoich dzieci. Zaczęła się zastanawiać, kiedy tak szybko dorośli. Wydawało jej się, że jeszcze niedawno razem bawili się na pobliskim boisku, a teraz każde z nich ma swoje życie, a niedługo z domu wyfrunie i ukochana córka. Wiedziała, że teraz właśnie w ich życiu zachodzą zmiany, które wywrócą cały świat do góry nogami.
- Możesz dziecko, możesz - odparła z uśmiechem, chociaż poczuła ukłucie w sercu.
- Tylko wiesz - Siergiej spojrzał na Nastię z udawaną groźną miną - Żadnych facetów i zakrapianych imprez

168




studenckich.
- Oczywiście, że nie. Jak się wszyscy dowiedzą, czyj to dom, to z pewnością nikt w nim nogi nie postawi.
Matka wstała od stołu by po chwili powrócić z małą, drewnianą szkatułką, bogato zdobioną kwiatowymi płaskorzeźbami. Postawiła ją na stole, przed Siergiejem.
- Proszę synu - powiedziała - To, co ci obiecałam. Jesteś tego pewny?
- Tak mamo, jak nigdy niczego. Nie wiem tylko, czy nie będę musiał przywieźć ci tego z powrotem - to mówiąc otworzył szkatułkę i wyjął z niej małe pudełeczko z czerwonego aksamitu. Wewnątrz znajdował się piękny pierścionek ze sporym brylantem. Był w rodzinie od pokoleń. Matka Siergieja dostała go od jego ojca, ten zaś od swojej matki. Brylant w pierścionku pochodził z biżuterii carycy Aleksandry z ostatnich Romanowów. Biżuteria w czasie rewolucji została sprzedana, a jeden z brylantów zdobiących naszyjnik, został umieszczony w pierścionku, który kupił przodek Siergieja za całkiem sporą kwotę dla swojej ukochanej. Obecnie pierścionek miał ogromną wartość głównie za względu na walory jubilerskie umieszczonego w nim kamienia, dlatego matce Siergieja tak zależało, by

169




trafił w odpowiednie ręce. Ufała jednak wyborom syna i wiedziała, że zawsze są przemyślane. To, że ręka Soni jest odpowiednia, Siergiej nie miał żadnych wątpliwości.
- Opowiedz mi o niej - poprosiła nagle matka - Bardzo chciałabym ją poznać.
- Mamo, ja nigdy nie znałem nikogo takiego jak ona - zaczął - Zimą zepsuło jej się auto w miasteczku i jej pomogłem. Zajcew naprawił auto, a ona przez dwa dni mieszkała u mnie. Wiesz, ja myślę, że jej również w jakimś stopniu na mnie zależy, ale to wszystko jest bardzo skomplikowane. Prawda jest jednak taka, że patrząc w jej oczy zapominam o bożym świecie, tracę głowę, a krew szybciej krąży w żyłach. Po prostu bardzo ją kocham.
- Więc czemu dopiero teraz się zdecydowałeś?
- Bo ona nie była wolna.
- Była mężatką, kiedy się poznaliście? Rozbiłeś związek? - w głosie matki Siergiej usłyszał nutę niedowierzania i zawodu.
- Nie, mamo - uspokoił ją - Była zaręczona ale to nie ja byłem powodem ich rozstania. Nie romansowałem z zaręczoną kobietą.
- Mam nadzieję - odetchnęła z ulgą - Nie buduje się szczęścia na cudzym nieszczęściu.
- Wiem mamo i wierz mi, staram się

170




postępować zgodnie z tą dewizą.
- A jak wygląda moja przyszła bratowa? - zaciekawiła się Nastia. Siergiej spojrzał na nią z czułością. Pomyślał, że z pewnością znalazłyby wspólny język z Sonią.
- Jest mniej więcej twojego wzrostu, szatynka z długimi włosami i brązowymi oczami. Ma piękny uśmiech, jakieś 24 lata i na imię Sonia. Wystarczy?
- Jest od ciebie sporo młodsza. To nie będzie problemem? - zapytała matka.
- Dziewięć lat to nie tak dużo.
- Sierjoża przepraszam, że tak dopytuję, ale chciałabym żebyś był szczęśliwy. Kiedyś to zrozumiesz jak będziesz miał swoje dzieci. Mam nadzieję, że właśnie z nią. Liczę, że zostaniesz z nami chociaż kilka dni?
- Tak, zostanę. A wracając zabrałbym ze sobą Nastię. Nie ma sensu, żeby jechała pociągiem. Ja pojadę do Polski, a ona przypilnuje domu.
- Dobrze, ale macie do mnie często dzwonić, żebym się nie martwiła.
- Obiecujemy - odpowiedzieli zgodnie.
Sonia siedziała na huśtawce w ogrodzie i z wymuszonym uśmiechem patrzyła na kąpiącą się w basenie Natalię. Nie płakała tak często, co nie oznacza, że było jej lżej, zaczynała po prostu panować nad emocjami. Nadal

171




tęskniła za Petersburgiem i tym, co tam zostawiła. Jednak ani przez chwilę nie brała pod uwagę powrotu.
- Sonia, chodź do mnie! - krzyknęła Natalia - Popływamy razem!
- Nie chcę, zimno mi - skłamała.
- No chodź, w wodzie się zagrzejesz!
- Dobrze, bo żyć mi nie dasz - zdjęła spodenki i weszła do sporego basenu, który jej tato zazwyczaj rozkładał wraz z przyjściem lata, a chował kiedy się kończyło. Poczuła orzeźwiający chłód.
- A umiesz tak jak ja? - zapytała dziewczynka i zanurkowała głęboko pod wodę.
- Nie słoneczko, nie umiem - powiedziała, gdy mokra głowa Natalii wynurzyła się spod tafli wody - Ale ty umiesz, bo jesteś wyjątkowa - pocałowała kuzynkę w mokre czoło.
- Umiesz, tylko musisz spróbować. Jak chcesz, mogę cię nauczyć!
- Nie, dziękuję, wolę popatrzeć na ciebie.
Natalka dała za wygraną i znów zaczęła szaleć w wodzie. Sonia po krótkiej, orzeźwiającej kąpieli, owinęła ręcznik wokół bioder i wróciła na huśtawkę. Nagle poczuła na swoich oczach czyjeś dłonie. Odwróciła się zaskoczona.
- Monika? - zapytała z niedowierzaniem - Co ty tu robisz? Skąd się tutaj wzięłaś?
- Wczoraj wróciłam z

172




Grecji - opadła na huśtawkę obok przyjaciółki - To miała być niespodzianka, bo ponoć jesteś w kiepskim nastroju - Monika nigdy nie owijała w bawełnę - Co tam z tym twoim Igorem?
- Domyślam się, że rozmawiałaś z moją matką - Sonia pokiwała znacząco głową - Więc już wiesz, że z nim zerwałam. Łatwo nie było.
- No domyślam się, ale wiesz, wszyscy zastanawiają się co się stało. Ci, co was znali...
- Właśnie - przerwała jej Sonia - Igor już nie jest tym, którego wszyscy znali. Petersburg go bardzo zmienił. Pokochał władzę jaką dał mu jego zawód, zdobył wątpliwą renomę wśród lokalnych gangsterów - głęboko westchnęła i spojrzała gdzieś w dal - To już inny człowiek, a już na pewno nie ten, którego ja kochałam, a wszyscy znali. Ja nie potrafię z nim żyć, a on się zmienić.
Monika ze smętną miną słuchała słów Soni. Na chwilę zapadła cisza, którą przerwała Natalia.
- Ciocia Monika, pokazać ci jak nurkuję?
- Pokaż skarbie - powiedziała z uśmiechem Monika, a kiedy Natalia dała nurka, powiedziała do Soni:
- Przykro mi. Byłam pewna, że was będę mogła wszystkim pokazywać jako wzór szczęśliwego

173




małżeństwa.
- No widzisz, w życiu nie ma nic pewnego.
- A może wybierzemy sie gdzieś wieczorem? - zapytała znienacka Monika - Piątek jest, więc wszystko czynne. Rozerwałabyś się trochę.
- Może to i dobry pomysł. Moja matka truje mi o tym od miesiąca. Ale powiedz mi kochana, coś ty tam w tej Grecji robiła? Obstawiam, że raczej samotna się nie czułaś, mimo że sama pojechałaś?
- Masz rację - na twarzy Moniki pojawił się rumieniec - Ma na imię Greg i pochodzi z Rodos. Już za nim tęsknię.
- Nie chciał z tobą przyjechać do Polski?
- Oczywiście, że chciał. Ale ja nie chciałam.
- Dlaczego, skoro mówisz, że tęsknisz?
- Ja tu mam pracę, znajomych, mało czasu. Ogólnie jestem zajęta, to po co on mi tutaj? Żeby mi obce baby się za nim oglądały? - dla Moniki te argumenty były wystarczające.
- No, ty to masz filozofię życiową - roześmiała się Sonia - Ja też muszę sobie pracę znaleźć, żeby nie myśleć o... - wyhamowała, bo zauważyła że się zagalopowała.
- O czym? - Monice zabłysły oczy - A może powinnam zapytać: o kim?
- Dobrze mówisz, o kim.
- Kim on jest? - Monika dostała nagłych wypieków na twarzy.
- No,

174




Rosjaninem jak się domyślasz.
- To się domyślam. A może więcej szczegółów?
- Ma na imię Siergiej i to ci musi wystarczyć na razie.
- No wiesz - oburzyła się Monika - I tylko tyle?
- Tylko tyle - potwierdziła zdecydowanie Sonia.
- Ale co, zdradziłaś z nim Igora? Dlatego się rozstaliście?
- Oszalałaś! - zaprotestowała Sonia - Nie zdradziłam Igora. Nie dlatego się z nim rozstałam, więcej ci nie powiem.
Monika wiedziała, że więcej z przyjaciółki nie wyciągnie.
- To mówisz, że pracy szukasz? I jakie efekty?
- Mizerne. Wszyscy szukają kogoś z doświadczeniem, a ja nie mam żadnego - skrzywiła się z niechęcią.
- Słuchaj, przede wszystkim musisz gdzieś wyjść. Nie możesz wiecznie siedzieć w domu i się zamartwiać. Twoja mama ma racje i wiesz o tym dobrze.
- To co, chcesz mnie zaciągnąć do Broadwayu
- No właśnie! - ucieszyła się Monika - W piątek wieczór są niezłe dyskoteki i na pewno się będziemy dobrze bawić!
Wieczorem dziewczyny szykowały się w domu Soni na wielkie wyjście. W planach była zabawa w najlepszym i najpopularniejszym klubie we Wrocławiu. Zazwyczaj w piątkowe i sobotnie wieczory schodzili się tu ludzie, by

175




odreagować po całym tygodniu pracy lub nauki, czy po prostu miło spędzić czas. Sonia zanim wyjechała do Petersburga często przychodziła tu ze znajomymi, w tym z Igorem kiedy ją odwiedzał. Wiedziała, że idąc tam spotka kogoś znajomego i będzie się musiała wytłumaczyć ze swego powrotu i z tego, że już nie są z Igorem razem. Zastanawiała się jak temu stawić czoło i wybrnąć z twarzą z gradu trudnych pytań, których z pewnością nie uniknie. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, poprawiła pasek sukienki w kolorze butelkowej zieleni. Zapięła na szyi srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie łezki.
- Wyglądasz pięknie - powiedziała Monika nakładając na swoją klasyczną "małą czarną" beżowy sweterek. Zerknęła na zegarek - Możemy się zbierać, bo potem to nawet nie będzie gdzie palca wsadzić.
- Aż mi głupio tam iść - powiedziała Sonia i nasunęła na ramiona kobaltową marynarkę - Zaraz będą pytania i dociekanie. Chociaż może wszyscy o mnie już tam zapomnieli?
- Głupoty opowiadasz - oburzyła się Monika - Chodź, zanim zmienisz zdanie - pociągnęła przyjaciółkę za rękę.
Klub usytuowany był w centrum

176




miasta. W pobliżu schodziło się kilka głównych ulic Wrocławia, dzięki czemu cieszył się takim zainteresowaniem. Wokół zawsze panował gwar, szczególnie w weekendy. Dochodziła dwudziesta i impreza rozkręcała się na dobre. Z dala widać było fioletowy, neonowy napis na białym tle "Broadway".
- O patrz! Tam koleś wyjeżdża! - wykrzyknęła Monika widząc, jak zwalnia się jedno z najbardziej pożądanych miejsc parkingowych przy wejściu do klubu. Kiedy tylko czerwony fiat wyjechał, szary opel corsa błyskawicznie wpasował się pomiędzy sąsiednie auta.
- No - powiedziała Monika odetchnąwszy z ulgą - To możemy iść się bawić. Soniu, a ty pamiętasz kiedy ostatnio byłyśmy tu razem?
- Będzie z pół roku temu - powiedziała Sonia po namyśle.
- Tak, jakieś siedem miesięcy. Nie zmarnujmy tego wieczoru. Zapomnij na chwilę o wszystkich zmartwieniach, dobrze?
- Obiecuję - zadeklarowała z uśmiechem Sonia.
Kiedy przekroczyły próg klubu uderzyła w nie fala głośnej muzyki i klubowego gwaru. Sonia odwykła od takich klimatów więc nie czuła się zbyt komfortowo, czego nie można było powiedzieć o Monice, której oczy błyszczały

177




niczym kawałki lustra na wielkiej kuli uwieszonej pod sufitem. Podeszły do baru i wygodnie rozsiadły się na wysokich krzesłach.
- Bartek! - krzyknęła Monika na jednego z barmanów.
- Witam panie - młody i niezwykle przystojny blondyn podszedł do nich, oparł dłonie o blat - Co wam podać?
- Dwa razy piwo z sokiem! - Monika z trudem przekrzykiwała głośne basy muzyki puszczanej przez dj - a.
- Monika, ty prowadzisz!
- Spokojnie, jak teraz wypiję jedno piwo to do czasu powrotu zdążę wytrzeźwieć!
- Jeśli chcecie, to mogę was potem odwieźć. Kończę o jakiejś trzecie, więc w razie czego...
- Dobrze Bartuś, będziemy pamiętały - zadeklarowała płomiennie Monika i rozejrzała się - Kaśka! - krzyknęła nagle i pomachała do dziewczyny w drugim końcu sali - Poczekaj - zwróciła się do Soni - Zaraz wrócę!
- Mam nadzieję, że jednak nie będzie konieczne odwożenie nas do domu, a Monika stanie na wysokości zadania - ostudziła entuzjazm chłopaka Sonia i posłała mu czarujący uśmiech jako rekompensatę.
- Dawno cię tu nie było - powiedział napełniając wysoką szklankę - Myślałem, że o nas zapomniałaś. A gdzie twój narzeczony? - spytał

178




stawiając przed Sonią piwo.
Z trudem przełknęła ślinę ale nie zamierzała kłamać.
- Nie jestem już z Igorem. Rozstaliśmy się - powiedziała zdawkowo. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Kiedy się na was patrzyło, to trudno w to teraz uwierzyć. Liczyłem, że u nas będzie wieczór panieński.
- No niestety, nic z tego. A jak tam interes się kręci? - zapytała pociągając łyk piwa z sokiem malinowym.
- U nas bez zmian. Jak co tydzień - wskazał głową pełną salę ludzi - W weekendy większy ruch, czasem jakaś rozróba - sięgnął po ścierkę i kieliszki i zaczął je przecierać - A co robisz na co dzień? Dłużej tu zabawisz, czy wracasz do Rosji?
- Skąd wiesz, że byłam w Rosji?
Bartek uśmiechnął się i spojrzał na Monikę żywo rozmawiającą już z kilkoma koleżankami.
- Acha, domyślam się - Sonia z rezygnacja pokiwała głową - Więc pewnie już cały Wrocław o tym wie.
- No czy cały to nie wiem, ale z pewnością większość znajomych. Masz jakieś konkretne plany na najbliższe dni? Mam wolny weekend więc może wybralibyśmy się gdzieś na kawę?
- Bartuś - uśmiechnęła się do niego czarująco - Czy ty mnie podrywasz?
- W każdym

179




razie próbuję - roześmiał się.
Sonia darzyła Bartka szczerą sympatią. Znali się od wielu lat. Bartek był nie tylko świetnym baristą, zdobywającym nagrody w wielu prestiżowych, międzynarodowych konkursach. Swoje umiejętności rozwijał pod okiem najlepszych w wielu luksusowych klubach czy restauracjach. Mógł z powodzeniem kontynuować karierę za granicą, jednak wolał wrócić do Wrocławia, gdzie wspólnie z kolegą ulokowali swój kapitał w klub, który obecnie dostarczał im całkiem niezłych zysków. Bartka szczególnie cieszyło to, że jego pasja i to co lubi robić jest jednocześnie źródłem jego dochodów. Miał świadomość, że powiązanie tych rzeczy nie jest takie oczywiste.
Monika i Sonia spędziły miły wieczór w klubie. Jak można było się spodziewać, Monika nie ograniczyła się do kilku piw, w związku z czym za kierownicą musiała usiąść Sonia. Kiedy dotarły do domu, dochodziła trzecia. Sonia zgasiła silnik i spojrzała na siedzącą obok koleżankę.
- Dojechałyśmy. Pijaczko, noc spędzisz u mnie, bo w takim stanie za kierownicę nie wsiądziesz. Wysiadka proszę pani - zarządziła.
- No, aż tak pijana nie jestem -

180




odparła nieco oburzona Monika - A powiedz, umówiłaś się z Bartusiem?
- Nie twoja sprawa - Sonie roześmiała się - I tak ci nie powiem.
- A więc jednak się umówiłaś! - Monika klasnęła w dłonie.
- To straszne, że ty mnie aż tak dobrze znasz - Sonia oparła głowę o kierownicę.
- Wiedziałam - powiedziała Monika konspiracyjnie - I powiem ci, dobrze zrobiłaś.
Sonia cicho otworzyła drzwi. Dom pogrążony był w mroku.
- Chodź - szepnęła do Moniki - Tylko cicho.
Na piętrze Sonia otworzyła jedne z drzwi.
- Masz, tu się prześpij. Tylko ten pokój jest wolny. Na kanapie cię przecież nie położę - zapaliła światło i wepchnęła koleżankę do środka, położyła na łóżku i przykryła kocem.
- Dobranoc kochana i do zobaczenia rano.
- Pa - odparła cicho Monika.
Sonia poszła do łazienki, zmyła tylko makijaż, ubrała się w piżamę i wskoczyła do łóżka. Była naprawdę zmęczona, a mimo to nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, ale bez rezultatu. Usiadła na łóżku i sięgnęła po laptop. Otworzyła wyszukiwarkę internetową, chociaż sama nie bardzo wiedziała czego chce szukać. Po chwili wpisała hasło "Siergiej

181




Orłow". Od razu wyskoczyło jej sporo linków. Zaczęła je kolejno przeglądać. Pierwszy dotyczył klubu, w którym pracował. Jeden z jego podopiecznych wygrał jakiś prestiżowy turniej, w związku z czym poproszono Siergieja o wypowiedź. Spojrzała na dołączone do artykułu zdjęcia. Było ich sporo ale ona na dłużej zatrzymywała sie jedynie przy tych, na których był on. Uświadomiła sobie, że za nim tęskni. Wzięła do ręki telefon i chwilę się w niego tępo wpatrywała. Po chwili jednak głęboko westchnęła i odłożyła go na stolik. Zamknęła laptop i położyła się. Tym razem szybko zasnęła.
Igor wyszedł z kancelarii i skierował się na parking. Wsiadł do auta i przekręcił kluczyk. Nie zauważył stojącego nieopodal grafitowego BMW i siedzących w nim dwóch mężczyzn o rysach twarzy świadczących o ich zakaukaskim pochodzeniu.
- Patrz Żenia - odezwał się jeden - Mógłby się taki zajmować modelingiem czy biznesem, a nie za prawo brać.
- Młody, przystojny - odparł drugi - Dobrze będzie w trumnie wyglądał.
Pokiwał głową i dodał:
- Oj, młodo giną ostatnio ludzie w Moskwie, młodo - po czym przekręcił kluczyk w

182




stacyjce.
Igor nie wiedział, że od kilku dni był śledzony, a śledzący go mężczyźni pracowali dla Dmitrija Czukowa. Był przekonany, że z daleka od Petersburga jest bezpieczny. Mylił się. Nie wiedział, że Wasilij ma brata. Praca w moskiewskiej kancelarii zaczynała mu się coraz bardziej podobać. Jego umiejętności, doświadczenie i wiedza prawnicza były wysoko cenione przez właścicieli kancelarii. Jako urodzony lider nie był nigdy szczęśliwy, że jest ograniczany jakąkolwiek władzą ponad sobą, ale starał się podchodzić do tego jak do niedogodności, które zdarzają się w każdej pracy. Często myślał o Soni. Próbował wymazać ją ze swojej pamięci, ale bezskutecznie. Ksenia zaś uwodziła go przy każdej okazji ale jej wysiłki z góry były skazane na niepowodzenie. Starał się częściej bywać u rodziców, co szczególnie cieszyło stęsknioną matkę. Ubolewała, że za namową kolegi wybrał studia w Polsce, zamiast w Rosji ale zawsze był uparty i gdy postawił sobie jakiś cel, dążył do jego realizacji. Jednym z celów, którego już nie uda mu się zrealizować, było wspólne życie z Sonią, z czego Igor zdawał sobie sprawę.

183




Mieszkał jeszcze w hotelu, ale planował zakup jakiegoś mieszkania w centrum miasta. Nie miał ochoty dojeżdżać do pracy z Rublowki. W godzinach szczytu była to bardzo uciążliwa droga.
Siergiej odłożył sztangę, podniósł się i wytarł spoconą twarz w leżący obok ręcznik. Chwilę wpatrywał się w jakiś niewidzialny punkt na ścianie. Owszem, postanowił poprosić Sonię o rękę. Owszem, postanowił pojechać za nią do Polski. Owszem, wiedział że mieszka we Wrocławiu. I to było wszystko, co wiedział. Nie znał natomiast jej adresu ani pomysłu jak go zdobyć. Najlepszym i oczywistym byłoby skontaktowanie się z Leną. Wiedział, że są przyjaciółkami. Miał jednak świadomość, że była asystentką Igora, a to komplikowało nieco sytuacje. Chęć udostępnienia adresu przez Lenę była dość wątpliwa. Nie miał jednak innej alternatywy. Wstał, ściągnął przepocona koszulkę i zniknął za drzwiami małej łazienki przylegającej do siłowni. Kiedy ciepła woda delikatnie obmywała jego ciało, przypomniał sobie chorą i półprzytomną Sonię, gdy leżała w wannie owinięta w prześcieradło. Była taka bezbronna i słaba. Pomyślał, że

184




wielu mężczyzn na jego miejscu wykorzystałoby sytuację. Poczuł obrzydzenie na samą myśl, co mogłoby się stać. Z zadumy wyrwało go pukanie do drzwi.
- Braciszku, kolacja na stole, pospiesz się.
Nastia. Zupełnie o niej zapomniał. Przyjechała z nim do Petersburga. Miała zająć się domem podczas jego nieobecności. Niepokoił go fakt, że zostanie na tym odludziu sama, ale nie miał nikogo innego, komu mógłby powierzyć to zadanie. Andriej akurat wyjeżdżał z chłopcami na obóz kondycyjny, sponsorowany przez producenta akcesoriów do sztuk walk. Została więc tylko ona. Poprosił Zajcewa, by co jakiś czas do niej zajrzał. W końcu już raz pomógł Siergiejowi naprawiając auto Soni. Zakręcił wodę, sięgnął po ręcznik, który owinął wokół bioder. Oparł dłonie na brzegach umywalki, spojrzał w lustro i wyszeptał:
- Sonia, kocham cię...
W kuchni Nastia właśnie stawiała na stole miskę, ż której unosił się wspaniały zapach kurczaka w potrawce. Siergiej od razu poczuł głód.
- Jeśli smakuje, tak jak wygląda...
- No mam nadzieję, starałam się - uśmiechnęła się ciepło. Kiedy zaczął jeść, Nastia zapytała:
- Sierjoża, a ty

185




wiesz gdzie ona mieszka?
Siergiej był zaskoczony, że właśnie o to zapytała, jakby czytając w jego myślach. Odłożył widelec i wyprostował się na krześle.
- No niestety nie wiem. Znam tylko miasto. Wrocław. Ale jeśli będzie trzeba, zejdę ten Wrocław wzdłuż i wszerz i ją znajdę.
- Romantycznie to brzmi, ale zdajesz sobie sprawę, że to szukanie igły w stogu siana? Nie ma innego sposobu?
- Jest. Sonia ma przyjaciółkę w Petersburgu.
- To cudownie! - Nastia klasnęła w dłonie - A więc problem rozwiązany!
- No nie do końca - Siergiej nie podzielał jej entuzjazmu - Ta przyjaciółka jest asystentką Igora, byłego narzeczonego Soni.
Uśmiech na twarzy Nastii zniknął równie szybko jak się na niej pojawił.
- No to mamy problem - powiedziała smutno.
- Ano mamy...
Na drugi dzień rano, kiedy Nastia jeszcze spała, wziął szybki prysznic, ubrał koszulę, eleganckie czarne spodnie. Sięgnął po granatową sztruksową marynarkę. Spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Wyglądał schludnie i elegancko. W kancelarii spotka prawdopodobnie Igora. Nie umiał przewidzieć, jaki obrót mogą przyjąć sprawy. Jeśli Igor dowie się, jaki jest cel jego wizyty,

186




może być różnie. Westchnął ciężko, ale wiedział, że nie ma wyboru. Ubiór uzupełnił brązowymi, eleganckimi mokasynami. Wsiadł do auta i ruszył do Petersburga. Po prawie dwóch godzinach pewnym krokiem przekroczył próg kancelarii, w której pracowała Lena. Zatrzymał się przy tablicy informacyjnej. Ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma na niej nazwiska Igora. Znalazł zaś Lenę. Cicho zapukał w drzwi jej pokoju i nie czekając na odpowiedź, nacisnął klamkę. Rozpoznała go od razu. Oderwała wzrok od komputera, wyprostowała się wygodnie na krześle i spytała z udawana grzecznością:
- Co pana do mnie sprowadza?
- Nazywam się... - zaczął ale nie dała mu skończyć.
- Wiem, jak się pan nazywa, panie Orłow. Proszę usiąść - wskazała krzesło po drugiej stronie obszernego, dębowego biurka - W czym mogę pomóc?
- Nie przyszedłem do Igora...
- No myślę - uśmiechnęła się - Igor już tu nie pracuje. Przeniósł się do Moskwy. Ale pana wizyta jak sądzę, nie jest związana z Igorem?
- Nie. Chodzi o Sonię. Potrzebny mi jej adres. Wiem, że mieszka we Wrocławiu, ale nic więcej.
- I myśli pan, że ja go panu podam?
- Na to właśnie liczę

187




- odparł spokojnie.
- Po co panu jej adres? Chce ja pan odwiedzić? Czemu pan do niej nie zadzwoni i zwyczajnie nie zapyta?
- Chcę, żeby moja wizyta była niespodzianką.
- Bzdura - powiedziała Lena, a w jej głosie zabrzmiała nuta irytacji - Pan się boi, że by go panu nie podała lub zabroniła przyjazdu. Pan się boi, że odrzuci pana uczucia, prawda?
Rzeczywiście, nie pomyślał o tym, a takiej opcji wykluczyć nie można było.
- Po co chce pan tam jechać?
Uznał, że nie ma sensu bawić się w kurtuazję.
- Chcę prosić Sonię, by za mnie wyszła.
- Pan chyba żartuje?! - jej reakcja wyraźnie go zaskoczyła - Rozbił pan jej związek, a teraz chce prosić o rękę?! - wzięła głęboki wdech - Jeśli tylko po to pan przyszedł to oświadczam, że ja go panu nie podam. Żegnam - rzuciła i odwróciła się do komputera.
Siergiej czuł, jak krew w jego żyłach zaczyna się gotować. Był wściekły ale w tym przypadku musiał schować dumę do kieszeni. Uznał, że cel uświęca środki.
- Naprawdę uważa pani, że to ja przyczyniłem się do rozpadu związku Soni i Igora? Że nadal byliby razem, gdyby mnie nie poznała? Naprawdę pani tak myśli? - zapytał

188




pojednawczym tonem. Spojrzała w jakiś punkt na biurku.
- To teraz juz i tak nie ma żadnego znaczenia. Czasu nie cofniemy.
- Więc czemu teraz, kiedy jest wolna, chce pani decydować za nią? Czemu uważa pani, że wie co jest dla niej najlepsze?
- Ja tak nie powiedziałam! - gwałtownie zaprzeczyła faktom.
- Ale nie chce mi pani podać adresu, by umożliwić mi wyjazd do Polski i poproszenie jej o rękę. Czy nie jest to decydowanie za nią? Nie chce pani jej dać możliwości wyboru. Jeśli nie będzie chciała mnie widzieć, pogodzę się z tym, jeśli odrzuci moje uczucia, wrócę do Rosji. Ale muszę spróbować i dać nam szanse. Proszę, żeby pani nam dała tę szansę. A co, jeśli się uda i przyjmie moje oświadczyny? Może właśnie będziemy szczęśliwi. Chce jej pani odmówić takiej możliwości?
- Bzdura! - w duchu jednak przyznała mu racje i źle się z tym czuła.
- Proszę nam dać szansę... - usłyszała, że jego głos się łamie. Dotarło do niej, że miłość Siergieja musi być wielka. Wiedziała, że Sonia zasługuje na szczęście i ukochanego mężczyznę. Chwilę wpatrywała się w Siergieja, po czym sięgnęła po karteczkę i długopis. Coś

189




na nie zapisała i przesunęła w stronę Siergieja.
- Naprawdę życzę Soni szczęścia. Będę szczera. Nie wiem czy jest pan odpowiednim mężczyzną dla niej, ale ma pan rację, nie mnie o tym decydować. Jeśli macie być razem, to mam nadzieję, że będziecie bardzo szczęśliwi, czego wam życzę. A teraz do widzenia.
- Do widzenia - Siergiej odetchnął z ulgą - Naprawdę pani dziękuję.
Nic nie odpowiedziała. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi kancelarii wziął telefon do ręki i wybrał numer siostry.
- Nastia! - niemalże krzyknął gdy usłyszał jej głos - Mam ten adres! Jadę do Polski!
- Cudownie! - krzyknęła.
Igor i Misza siedzieli w jednej z wielu małych i urokliwych kawiarenek w centrum Moskwy. Za oknem panowała piękna, słoneczna pogoda. Igor zupełnie nie potrafił się skoncentrować na tym, co mówił do niego Misza. Od dwóch dni wiedział, że ktoś go śledzi. Czarne BMW pojawiało się wszędzie tam, gdzie on, a kierowcy najwyraźniej zależało, by to zauważył. Nigdy nie był tchórzem. Raz chciał podejść do samochodu, ale nim do niego doszedł, ten odjechał, by po jakimś czasie znów się pojawić.
- No więc jaki masz na to

190




pomysł? - z zadumy wyrwało go pytanie Miszy.
- Pomysł? Na co? - zapytał zbity z tropu.
- Jezu Igor, gadam jak katarynka od godziny, a ty mnie zupełnie nie słuchasz - zirytował się.- Przepraszam, zamyśliłem się. O co pytałeś?
- Co robimy z Jeżowem? Jak ukryć kradzież milionów rubli?
- Bardzo prosto - Igor poluzował krawat - Jak zdążyłem się zorientować, Temida w Moskwie siedzi w kieszeni takich jak Jeżow. Za sznurki w mieście pociągają oligarchowie przychylni Kremlowi za pomocą przekupionych urzędników. Jeżow okradł bank, w którym konta mają oligarchowie przeciwni obecnej władzy, prawda?
- No tak... - powiedział powoli Misza, nie nadążający za tokiem myślenia Igora - A co to ma do rzeczy?
- Misza, jeśli Jeżow podzieli się zyskami z innymi, żaden sędzia w Moskwie go nie skaże.
- W jaki sposób miałby to zrobić?
Igor nachylił się do Miszy z rozbrajającym uśmiechem.
- Każdy z nich prowadzi jakąś instytucję charytatywną czy fundację, prawda? Niech Jeżow wpłaci pieniądze na jej konto.
- A za tą kasę ten zrobi sobie reklamę jako empatyczny człowiek, wrażliwy na cierpienie innych?
Igor roześmiał się w głos.
- Misza,

191




zejdź na ziemię! Pieniądze, jakie oni przekazują na pomoc charytatywną, to ułamek. To zwykłe pralnie brudnych pieniędzy, nic więcej.
Misza uśmiechnął się triumfalnie i powiedział z uznaniem:
- Igor, będziesz się smażył w piekle.
- Też mi się tak wydaje. A jeśli piekło rzeczywiście istnieje, to znajdę się tam w naprawdę doborowym towarzystwie - pociągnął łyk aromatycznej kawy z filiżanki.
- Ale chyba nie zawsze udaje ci się odnieść sukces?
- Co masz na myśli? - Igor spojrzał badawczo na przyjaciela.
- No Wasilij Czukow poszedł jednak siedzieć.
- Czukow to osobna sprawa. Zrezygnowałem z jego obrony.
- Bo uznałeś, że to przegrana sprawa?
- Nie, powody były zupełnie inne, ale to moja prywatna sprawa.
- Tajemniczy jesteś.
- Zazwyczaj.
- Ksenia mnie wczoraj wypytywała o ciebie.
- Tak? - Igor nie był specjalnie zdziwiony - I co jej powiedziałeś? O co cię pytała?
- A wiesz, jak to baba - odpowiedział powoli - Czy na stałe już u nas zostaniesz, czy masz kogoś, gdzie mieszkasz. Takie tam duperele.
- A ty co na to?
- Powiedziałem, że póki co z nami zostaniesz. No i że nie masz nikogo. Mówiłeś, że nie jesteś już z tą

192




Sonią?
- Nie, nie jestem. Ale też nie szukam nikogo.
- Daj spokój, stary! - Misza roześmiał się w głos - Ksenia jest nie tylko ładna, ale naprawdę inteligentna.
Igor nachylił się w kierunku Miszy i powiedział stanowczym tonem:
- Misza, nie próbuj mnie swatać. Jeśli naprawdę lubisz Ksenie, a widzę że tak, to znajdź jej kogoś innego. Zaufaj mi, jestem dla niej najgorszą opcją. Nigdy nie byłaby ze mną szczęśliwa. .
Misza wpatrywał się w Igora, jakby mając wątpliwości co do jego poczytalności.
- Rozumiem. Nie będę cię swatać, zrobisz jak uważasz.
- Cieszę się, że się zrozumieliśmy - Misza miał wrażenie, że usłyszał w głosie Igora ulgę.
- Dziwny jesteś, ale już nie wnikam. Zmieńmy temat. Mam zaproszenie na sympozjum prawnicze.
- Kiedy? - zaciekawił się Igor.
- W przyszłym tygodniu - wyciągnął z teczki program i podał Igorowi - Wygląda ciekawie.
Igor przejrzał pobieżnie dokument.
- Nawet bardzo. Towarzystwo międzynarodowe. Chętnie wezmę udział.
- Świetnie! - ucieszył się Misza - Byłem pewien, że się zgodzisz i już zarezerwowałem nam miejsca.
- Cholera - zażartował Igor - Nie dobrze. Staję się za bardzo

193




przewidywalny - wstał, poprawił marynarkę, wyjął z kieszeni banknot dwustu rublowy, położył na stoliku i powiedział:
- Muszę się zbierać Misza, obiecałem być dzisiaj na obiedzie u rodziców. To na razie, do zobaczenia w kancelarii.
Misza odprowadził go wzrokiem. Z każdym dniem spryt Igora w sprawach zawodowych go zaskakiwały, ale wyraźnie dostrzegalna była zmiana w jego zachowaniu. Stał się bardziej rozkojarzony, być może nerwowy.
Igor złapał za klamkę swojego Audi, gdy jego wzrok zatrzymał się na znajomym, stojącym nieopodal czarnym BMW.
Postanowił nie działać pochopnie. Rozejrzał się dyskretnie wokół. Auto było zaparkowane tuż obok wyjątkowo wysokiego kamiennego krawężnika, przy klombie porośniętym niewysokimi starymi tujami o grubych konarach.
- Mam cię, skurwielu - powiedział do siebie - Albo mnie rozjedziesz, albo wreszcie dowiem się kim jesteś.
Otworzył auto i wrzucił aktówkę do środka. Czuł, jak krew pulsuje mu w skroniach. Poluzował krawat, który nagle zaczął go cisnąć. Wziął głęboki wdech i puścił się pędem w kierunku BMW. Auto jednak ani drgnęło. Zupełnie, jakby kierowcy właśnie o to chodziło.

194




Dobiegł i złapał za klamkę. Kierowca spojrzał na niego lekceważąco.
- Teraz już nie uciekniesz! - Igor prawie krzyknął - Czego mnie śledzisz? Kto ci kazał?!
- Dzień dobry panie Szołow - usłyszał cichy i spokojny głos z głębi samochodu - Zapraszam do środka.
Dopiero teraz Igor spojrzał na tylne siedzenie. Zobaczył młodego mężczyznę w jasnoszarym garniturze i błękitnej koszuli. Miał jasną cerę ale kruczoczarne włosy. Wbrew zdrowemu rozsądkowi Igor wsiadł do auta i zapytał:
- Kim pan jest? Skąd mnie pan zna?
Mężczyzna chwilę mu się przyglądał, po czym powiedział:
- Nazywam się Dmitrij Czukow. Chyba nie muszę tłumaczyć skąd znam pana nazwisko?
Igor poczuł, że robi mu się gorąco. Nie mógł wydusić słowa ale jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Błyskawicznie pokojarzył fakty. Sonia wróciła do Polski i jest bezpieczna. Ale tu jest jego brat i rodzice. Skoro go śledzili, wiedzą więc wszystko. Nie wiedział tylko, czego chce od niego Dmitrij Czukow.
- Rozumiem, że Witalij Czukow to pański krewny? - powiedział starając się zachować panowanie nad sobą.
- Brat - odezwał się Dima, utkwiwszy wzrok w jakimś

195




punkcie na zewnątrz - A dzięki panu siedzi teraz w więzieniu.
- Przecenia mnie pan...
- Nie - przerwał mu Dima - Wręcz przeciwnie. Mój brat nawet w areszcie wychwalał pana zalety, da pan wiarę?
Igor instynktownie poczuł, że trafił na godnego przeciwnika. Dmitrij Czukowa nie miał śladu nerwowości i porywczości cechującej jego brata. Sprawiał wrażenie człowieka pozbawionego uczuć. Rozmawiał z nim, ale mimo to Igor miał wrażenie, że na twarzy Dimy nie drgnął ani jeden mięsień.
- Czego mnie pan śledzi?
Na twarzy Czukowa pojawił się nikły uśmiech, jakby czekał na to pytanie. Spojrzał na Igora lodowatym wzrokiem i powiedział:
- Chcę, żeby się pan bał. Bał o siebie i swoich najbliższych. O rodziców mieszkających na Rublowce, o brata i jego partnerkę...
- Chcecie mnie zabić?
- Ja chcę, żeby pan wcześniej cierpiał, a to nie to samo. Teraz nie może pan być już niczego pewny. Tego, czy przyjeżdżając do rodziców zobaczy ich pan żywych, czy brat nie ulegnie jakiemuś wypadkowi...
Igor poczuł, że zaschło mu w ustach.
- Ty... - zaczął ale głos uwiązł mu w gardle.
- Chce mnie pan obrazić? Jeśli tak, to proszę sobie darować.

196




Raczej nie będzie pan w stanie wymyślić czegoś, czym mnie już nie określano. Mój brat, mimo że go kocham, jest głupcem. Przykro mi to stwierdzić ale tak jest. Proszę mi wierzyć - spojrzał Igorowi głęboko w oczy - Ja nie popełniam błędów.
Igor poczuł, że dalsza rozmowa to strata czasu.
- Coś jeszcze chce mi pan powiedzieć? Czymś jeszcze postraszyć? - zapytał spokojnie.
- Nie muszę. Już nie muszę. Jest pan inteligentny i wie, że ja nie żartuję. Żegnam, panie Szołow.
Igorowi nie pozostało nic innego, jak wysiąść z auta. Kiedy to zrobił, BMW spokojnie odjechało. Stał tak jeszcze jakiś czas, jakby nogi wrosły mu w ziemię. A więc przeszłość dopadła go aż tutaj. Nie przewidział, że sprawy z Petersburga będą sięgać aż tu, do Moskwy. Nigdy nie zastanawiał się też, czy ludzie których reprezentuje, mają jakąś rodzinę. Popełnił błąd, który może go bardzo drogo kosztować. Nie przypuszczał, że ktoś będzie chciał pomścić Witalija Czukowa. Trzęsącymi dłońmi wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki telefon i wybrał numer.
- Mamo - odetchnął z ulgą kiedy usłyszał jej głos - Będę dzisiaj na obiedzie.

197




Karol też będzie?
Kiedy usłyszał odpowiedź twierdzącą, szybko zakończył rozmowę.

     Sonia siedziała na ławce w ogrodzie, mocząc nogi w małym jeziorku za domem. Patrzyła nieobecnym wzrokiem na żółte liście brzozy kołyszące się na tafli wody. Z oddali dobiegał radosny śmiech Natalki bawiącej się z psem należącym do rodziców Soni. Ona sama nie umiała się tym wszystkim cieszyć. Wszystko wokół wydawało jej się takie smutne i szare. Dni zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Z zadumy wyrwał ją głośny plusk. To Natalka wrzuciła psu piłkę do jeziorka, a olbrzymi dog niemiecki wskoczył do wody bez zastanowienia.
- Brutus, ja cię utłukę! - zawołała strzepując z siebie wodę - Natalka, uspokój się i nie rób z tego psa większego idioty niż jest!
- Przepraszam - powiedziała cicho dziewczynka podchodząc i obejmując Sonię - Nie chciałam cię wystraszyć.
Sonia poczuła wyrzuty sumienia z powodu nagłego wybuchu irytacji.
- To ja przepraszam, słoneczko ty moje - pogładziła Natalkę po włosach - Pójdę do domu.
- Ale przyjdziesz zaraz? - zapytała z nadzieją Natalka.
- Tak skarbie, zaraz przyjdę - skłamała, gdyż

198




pragnęła tylko zamknąć się w pokoju i ukryć przed światem. Liczyła, że kuzynka o niej zapomni i zajmie się zabawą z psem.
Weszła niepostrzeżenie do domu, niezauważona przemknęła korytarzem do swojego pokoju, opadła na łóżko i rozpłakała się. Nie potrafiła poradzić sobie sama z sobą i swoimi uczuciami. Fakt, że wpływało to na życie całej rodziny, dobijał ją dodatkowo.
- Chyba mnie szlag jasny trafi! - mama Soni siadła przy stole i oparła głowę na rękach - Chyba sama pójdę do jakiegoś psychiatry, bo wygląda na to, że nie potrafię pomóc własnemu dziecku.
- Aniu - ojciec Soni położył dłoń na ramieniu żony - Wytrzymajmy jeszcze. To się przecież musi kiedyś skończyć. Przyznasz, że jest lepiej.
- Tak, ale po takim czasie powinno być o wiele lepiej - otarła ręką łzy, które spływały po jej policzkach.
- Wiem, skarbie - ucałował ją w czoło. Było mu bardzo ciężko dlatego, że wiedział o wiele więcej od żony. Anna kochała córkę bezgranicznie, ale ich relacje były dalekie od ideału. Nie potrafiły porozumieć się na wielu płaszczyznach. Matka miała twardy charakter, a i Sonia lubiła stawiać na swoim. Takie

199




wzajemne postawy rzutowały na relacje matka - córka. Anna często miała do córki żal, że więcej mówi ojcu, a ona sama jest zawsze izolowana. Sonia zazwyczaj zaprzeczała oczywistym faktem i twierdziła, że matce się zdaje. Jednak bez względu na wszystko obecna sytuacja była inna od jakiejkolwiek wcześniej. Krzysztof podszedł do okna i spojrzał w dal nieobecnym wzrokiem.
- A może powinniśmy ją gdzieś wysłać? - zapytał bardziej sam siebie niż żonę - Może w góry...
- Zgłupiałeś?! - oburzyła się Anna - Juz raz sama pojechała i masz efekty! Wydaje mi się, że lepiej byłoby ją przywiązać do nogi od stołu!
- Brutus! Łap patyk! - Natalia rzuciła psu spory konar do jeziorka, a ten bez wahania wskoczył ponownie do wody. Z "łupem" wyszedł z wody i energicznie strzepnął z siebie resztki wody.
- Fuj! - krzyknęła dziewczynka - Pryskasz na mnie padalcu! - odwróciła się i zauważyła, że przed domem zatrzymała się taksówka. Natalia bacznie ją obserwowała, gdy wysiadł z niej łysy, wysoki mężczyzna z brodą.
Siergiej zapłacił taksówkarzowi dorzucając spory napiwek. Serce waliło mu jak młot. Uświadomił sobie, że nie

200




doznał takiego uczucia przed żadną walką. Stał przed domem ukochanej kobiety nie wiedząc nawet, czy ją tu spotka, czy gdzieś nie wyjechała i czy zechce się z nim zobaczyć. Niczego nie był pewien. Rozejrzał się wokół. Dom usytuowany był na podwrocławskim osiedlu domków jednorodzinnych. Dwa domy dalej znajdował się już gęsty las. Otoczeniem domu stanowiły drzewa, kwiaty i krzewy. Był naprawdę duży i tonął w zieleni. Stare sosny rosnące na działce dodawały otoczeniu uroku, a brzozy jesienią zrzucały liście prosto do wody. Już miał wcisnąć dzwonek przy furtce gdy zobaczył, że do bramki podchodzi dziewczynka trzymając za obrożę olbrzymiego doga niemieckiego. Natalka spojrzała podejrzliwie na Siergieja.
- Dzień dobry - odezwała się pierwsza.
- Dzień dobry - odparł starając się, by jego uśmiech był jak najbardziej serdeczny i naturalny.
- Aniu, spodziewasz się kogoś? - zapytał Krzysztof - Ktoś do nas przyjechał - dodał nim zdążyła odpowiedzieć.
- Nie, nikogo nie oczekuję - podeszła do okna i zobaczyła Natalkę rozmawiającą z Siergiejem - Jezu! Jakiś facet zaczepia Natalkę! - krzyknęła i wybiegła z domu.
- Aniu,

201




poczekaj!
- Natalia! Natalia! Odejdź od furtki! - krzyknęła. Kiedy dobiegła do nich, spojrzała na dziewczynkę, potem na Siergieja. Kucnęła, spojrzała Natalii głęboko w oczy i zapytała sugerującym tonem - Natalia, czy ten pan cię zaczepiał?
- Nie - odparła krótko.
- O coś cię pytał?
- Tak - padła krótka odpowiedź.
- N to może powiesz o co? - Anna nawet nie starała się ukryć zniecierpliwienia.
- O Sonię.
Anna spojrzała badawczo na Siergieja. Wyłaniające się spod krótkich rękawów koszulki tatuaże, głowa ogolona na łyso, spodnie niczym z wyposażenia koła łowieckiego sprawiały, że kompletnie nie budził jej zaufania.
- Czego pan chce od mojej córki?
- Chciałem z nią porozmawiać. Przyjechałem z Rosji specjalnie, żeby z nią porozmawiać - przełknął ciężko ślinę gdy uświadomił sobie, że rozmawia z być może przyszłą teściową.
- Następny? - zapytała z niedowierzaniem ale już po chwili odzyskała rezon - Moja córka nie będzie z panem rozmawiała.
Siergiejowi odebrało mowę. Nie spodziewał się powitania chlebem i solą, ale czegoś takiego też nie. Wiedział jednak, że nie po to pokonał tysiące kilometrów, by

202




teraz się poddać. Sytuację jednak uratowała Natalia.
- Ciociu, ale ja znam tego pana.
- Znasz?! - Anna spojrzała najpierw na Siergieja, a potem na Natalię.
- Czy ten pan cię kiedyś zaczepiał? Widziałaś go już?
- Nie, ale to jest Siergiej.
Tym razem oboje, z nieskrywanym niedowierzaniem, spojrzeli na nią.
- Tak, masz rację - pierwszy odzyskał głos - A skąd znasz moje imię?
- Sonia mi mówiła - odparła rezolutnie i z dumą dziewczynka.
- Jak to mówiła? Kiedy? - Anna była zszokowana.
- Wczoraj, jak Sonia czytała mi książkę, to była smutna. To ja powiedziałam, żeby zadzwoniła po wujka Igora, wtedy on przyjedzie i ją pocieszy. A ona mi powiedziała, że wujek Igor już nigdy nie przyjedzie, że czasem dorośli się nie dogadują ze sobą tak, jak ona i wujek Igor i muszą się rozstać. No i ja zapytałam czy ona kocha jeszcze wujka Igora, bo przecież dobrze jest kogoś kochać, prawda? Ja na przykład kocham Sonię, mamę, tatę, Brutusa też kocham...
- Dobrze - przerwała jej Anna - Co ci Sonia jeszcze mówiła?
- No powiedziała, że już wujka Igora nie kocha - dziewczynka na chwilę zamyśliła się, po czym poważnym tonem dodała - No i ja jej

203




powiedziałam, że musi kogoś kochać, to wtedy przestanie płakać. A ona powiedziała, że chyba kogoś kocha - Natalia spojrzała na Siergieja - Spytałam, czy ten ktoś też jest taki ładny jak wujek Igor, a ona powiedziała że jest inny ale dla niej najładniejszy. Że jest łysy, ma brodę, wysoki i na imię Siergiej. No i jak na pana patrzę, to chyba się zgadza...
Wszyscy zaniemówili. Takiego obrotu spraw nikt się nie spodziewał. . Do furtki podszedł zdezorientowany Krzysztof.
- Co się dzieje? Kim pan jest?
- Nazywam się Siergiej Orłow. Przyjechałem zobaczyć się z Sonią.
- Proszę pana, moja córka nie będzie z panem rozmawiała! - powiedziała zniecierpliwiona Anna. Ona... - urwała, bo w sumie sama nie bardzo wiedziała jak usprawiedliwić swoje słowa.
- Panie - Krzysztof stracił cierpliwość - Jak jest pan w stanie sprawić, że moje dziecko przestanie płakać, to zapraszam serdecznie. Będę zobowiązany - odsunął żonę i otworzył furtkę. Siergiejowi kamień spadł z serca. A więc ją zobaczy. Zobaczy Sonię po tak długiej rozłące - Proszę za mną, teraz i tak nie mamy już nic do stracenia.
Cała pielgrzymka udała się do domu. Niepewnie

204




stanęli pod drzwiami pokoju Soni. Utkwili wzrok pełen nadziei w Siergieju. Zanim zdążył zareagować, Anna cicho zapukała.
- Soniu, masz gościa.
- Dajcie mi spokój! - Sonia nakryła głowę poduszką - Chcę być sama!
- Przepraszam - Siergiej delikatnie odsunął Annę od drzwi i wszedł do środka - Ze mną też nie chcesz rozmawiać?
Na te kilka słów Sonia zerwała się z łóżka niczym rażona piorunem. Zakryła dłonią usta, jakby bojąc się własnych słów i wyszeptała:
- Sierjoża... - po czym rzuciła mu się w ramiona - Boże, co ty tu robisz?
- Przyjechałem do ciebie - mocno przytulił ukochaną - Tak bardzo za tobą tęskniłem.
- Ja też - wydukała przez łzy i wtuliła się w jego silne ramiona.
- Nie mogłem dłużej zwlekać. Nie chciałem bez ciebie żyć... - urwał, bo przypomniał sobie, że mają widzów.
Rodzice Soni i Natalka stali na progu jakby przyrośli do podłogi, nie bardzo wiedzieli czego właśnie byli świadkami. Wydawało się, że ich modły zostały wreszcie wysłuchane i ręka opatrzności bożej zesłała rozwiązanie. Niestety, nie wszystkim przypadło ono do gustu.
- Krzysztof - powiedziała cicho Anna - Ta dziewczyna

205




zupełnie oszalała. Na kogoś takiego wymieniła Igora?
- Nie powinnaś oceniać człowieka po wyglądzie. Nie znamy go...
- A kto normalny by się tak wytatuował? Przecież on wygląda jak kryminalista. Pewnie jakaś ruska mafia, a ta złapała się na czułe słówka.
- Tego akurat nie wiemy.
- A mnie się tam podoba ten pan - wyraziła swoją opinię Natalia - Ma taką brodę jak Rumcajs.
- Tak dziecko, tylko kapelusz mu głowę wytarł - dodała Anna.
- Idziemy - Krzysztof zdecydowanym ruchem odsunął wszystkich i zamknął drzwi.
Natalia wzięła psa za obrożę i wróciła do zabawy nad jeziorkiem. Rodzice Soni rozsiedli się na kanapie w salonie.
- Boże, kto to jest? Mam tylko nadzieję, że nie nowy kandydat do jej ręki - westchnęła głośno.
- Aniu, nasza córka jest już dorosła. Ja wiem, że ją bardzo kochasz, ale musisz zrozumieć że nie możesz dokonywać wyborów za nią, nawet jeśli ich nie akceptujesz.
- Ale popatrz na niego! To jakiś biedak! Zobacz, jak wygląda. Pewnie pochwaliła się, że rodzice mają duży dom, firmę, a ona jedynaczka!
- Kochanie, chciałbym ci przypomnieć, że kiedy się pobieraliśmy także nic nie miałem, a twój ojciec

206




nie wykazywał entuzjazmu, kiedy mnie przedstawiłeś rodzicom. Także uważał, że na ciebie nie zasługuję.
- To była inna sytuacja...
- A czym się różniła? Czy żałujesz, że za mnie wyszłaś?
- Oczywiście, że nie! Nigdy nie żałowałam!
- Postawiłaś na swoim. Dlaczego odmawiasz tego swojej córce, kiedy sytuacja jest niemalże taka sama?
- Dobrze - powiedziała pojednawczym tonem - Zobaczymy, jak to się dalej potoczy..
Tymczasem na górze panowała iście sielska atmosfera, a w powietrzu unosiła się miłość, była niemal namacalna.
- Naprawdę przyjechałeś specjalnie dla mnie? - zapytała z niedowierzaniem
- Tak Soniu, tylko i wyłącznie dla ciebie - kiedy ich wzrok się spotkał, dostrzegła w jego oczach bezmiar miłości.
Za oknem szarzało. Igor siedział w swoim biurze wpatrując się w iluminację budynków Kremla. Uświadomił sobie, że czuje to samo co czuł, gdy Witalij Czukow groził Soni. Bał się wtedy o nią bardziej, niż o siebie. Teraz Sonia była bezpieczna. Ale teraz niebezpieczeństwo groziło jego najbliższym. Chyba po raz pierwszy pomyślał, że zadawanie się z ludźmi pokroju Czukowa było błędem. Zaczął dostrzegać drugą

207




stronę medalu. Zawsze uważał, że to on rozdaje karty. Nie pomyślał, że ktoś mógłby uderzyć w jego rodzinę. Pożałował decyzji, które doprowadziły go do miejsca, w którym się teraz znalazł. Dostrzegł ich konsekwencje, utratę miłości swojego życia. Z zadumy wyrwało go pukanie do drzwi. Odwrócił się i powiedział:
- Proszę - drzwi uchyliły się i stanęła w nich Ksenia.
- Jeszcze pracujesz? - zapytała. Podeszła i stanęła na przeciw fotela, na którym siedział - Wszyscy już poszli, a ty do domu nie idziesz?
- A czemu cię to interesuje?
- Pomyślałam, że może ktoś na ciebie czeka - odparła, ale zrozumiał ukryty przekaz.
- Nie, nikt na mnie nie czeka - odparł powoli. Ksenia była ładną i zgrabną młodą dziewczyną. Miała wianuszek adoratorów w kancelarii, ale jej w oko wpadł właśnie Igor - Wracam do pustych czterech ścian - uświadomił sobie, że dawno nie był z kobietą, że potrzebuje zaspokoić swoje potrzeby - Może dasz się zaprosić na kieliszek wina?
- To jaką restaurację proponujesz? - patrząc mu w oczy odsunęła dokumenty i usiadła na biurku.
- Czy ja wspominałem coś o restauracji? - uśmiechnął się -

208




Zapraszam cię do siebie. Zapewniam, że mam najlepsze wina - na ustach Kseni pojawił się niepewny uśmiech, jednak już po godzinie Igor otwierał butelkę najlepszego Cabernet Sauvignon. Wyjął ze szklanej witryny dwa kieliszki. Nalał do nich wina, jeden podał siedzącej na fotelu Kseni.
- Ładnie mieszkasz - rozejrzała się po apartamencie Igora.
- Zawiodę cię - odparł, siadając na kanapie obok - Na razie wynajmuję, ale pewnie już niedługo. Chcę kupić coś swojego.
- A w jakiej okolicy szukasz?
- Chcę coś w centrum. Nie interesują mnie domy z ogrodem na obrzeżach miasta - powiedział i przypomniał sobie, że Sonia zawsze o właśnie takim marzyła, podczas gdy on, by dać jej taki dom. Zaczął się uważnie przyglądać Kseni. Zastanawiał się, czy mógłby żywić jakieś głębsze uczucia do tej dziewczyny, której on najwyraźniej nie był obojętny. Nie potrafił jednak spojrzeć w tej chwili na Ksenię inaczej niż na kogoś z kim chciałby pójść do łóżka. Zdawał sobie doskonale sprawę, że ona postrzega tę sytuację zupełnie inaczej, jednak ta świadomość nie miała wpływu na jego decyzje. Jej uczucia były mu obojętne.
- Twoje zdrowie -

209




uniósł kieliszek i wziął głęboki łyk. Dostrzegł na twarzy Kseni zmieszanie. Wstał, zdjął krawat i odpiął dwa guziki koszuli. Poszedł do okna i spojrzał na światła Moskwy z 28. piętra jednego ze stołecznych apartamentowców.
- O czym myślisz? - zapytała.
- O tobie - skłamał i podszedł do fotela, na którym siedziała. Wziął kieliszek z jej dłoni i postawił obok swojego. Kiedy wstała przyciągnął do siebie, a jego usta znalazły się na jej szyi.
- Igor, ja nie chciałabym... żebyś pomyślał, że ja... - poczuła ogarniającą ją falę gorąca.
- Ja nie myślę.. - wyszeptał między jednym, a drugim pocałunkiem - Teraz chcę się z tobą kochać - to mówiąc przesunął gwałtownie dłońmi po jej udach, podwijając wysoko krótką spódnicę. Chwilę jej się przyglądał. Jego wzrok zatrzymał się na koronkowych pończochach okrywających zgrabne nogi. Zawstydzona złapała za spódnicę, by ją opuścić, ale ją powstrzymał.
- Zostaw! Chcę na ciebie patrzeć.
Zawstydzona odwróciła wzrok.
- Chodź! - złapał ją za rękę i pociągnął do sypialni. Kiedy się tam znaleźli, pchnął dziewczynę na ścianę, docisnął by nie mogła

210




się ruszyć. Nie przestając całować odpinał kolejne guziki koszuli. Cisnął ją w kąt i brutalnie rozerwał jedwabną koszulę Kseni. Spojrzała na niego wystraszona.
- Nie bój się - pogładził dziewczynę po policzku - Zaufaj mi. Jesteś taka piękna - z premedytacją mówił słowa, które chciała usłyszeć. Takie, które w przeszłości złamały już niejedną kobietę. Dla niego nie miały żadnego znaczenia. Szybko pozbył się spodni i wyszeptał jej do ucha:
- Rozbierz się sama, ja popatrzę - to mówiąc nagle uwolnił ją ze swego uścisku. Spojrzała zdezorientowana na Igora.
- No, dalej - uśmiechnął się zachęcająco - Kobieta z twoim wyglądem nie powinna sie wstydzić.
Nie patrząc mu w oczy, rozpięła suwak spódnicy, która zsunęła się na podłogę. Czuła jak trzęsą jej się ręce. Sięgnęła do zapięcia biustonosza ale nie mogła go odpiąć.
- Prędzej! - odsunął jej dłonie, niemalże rozerwał zapięcie i rzucił stanik w kąt pokoju. Zakryła dłońmi nagie piersi. Igor sprawnie pozbył się spodenek. Widziała jak jest umięśniony, a jego ciało mogłoby służyć jako wzór adeptom rzeźbiarstwa, było doskonałe. Przyciągnął

211




ją do siebie i namiętnie pocałował. Jęknęła cicho, gdy jego palce wślizgnęły się w jej koronkowe majtki. Odruchowo zacisnęła uda.
- Daj spokój. Gwarantuję, że nie pożałujesz - wyszeptał.
Wahała się, jednak po chwili poczuł, że uścisk słabnie.
- No, maleńka, teraz zrobię z tobą, co będę chciał - pchnął Ksenię na łóżko, rozsunął nogi i brutalnie w nią wszedł.
- Igor! - krzyknęła i poczuł na swoich plecach jej paznokcie. Nie zważał jednak na to, co mówiła. Teraz jej pożądał. Pożądał kobiety. Nie miało dla niego znaczenia czy to będzie Ksenia, czy jakakolwiek inna. Potrzebował seksu, a nie zamierzał korzystać z usług prostytutki nawet, jeśli miałaby być luksusowa. Mimo wszystko Ksenię lubił. Była sumiennym i rzetelnym pracownikiem, teraz zaś służyła mu tylko do rozładowania napięcia seksualnego. Kochał się z nią brutalnie i długo. Był to zupełnie inny seks niż ten przepełniony miłością i czułością, jaki był między nim, a Sonią. Sam się dziwił, że teraz był w stanie utrzymać takie tempo. Postarał się jednak, by i ona była zadowolona. Sądząc z ilości orgazmów jakie miała uznał, że

212




nie powinna narzekać. Nad ranem oboje zasnęli. Ze snu Igora wyrwało głośne pukanie do drzwi. Spojrzał na Ksenię. Spała. Wstał, wyszukał wśród porozrzucanych części garderoby spodenek, przeczesał dłonią włosy i powlókł się w kierunku drzwi.
- Zaraz! - krzyknął bo pukanie nie ustawało.
W drzwiach stanął jego brat, Karol.
- Jezu stary, ileż można czekać?! - zapytał z wyrzutem.
- Też się cieszę, że cię widzę - Igor zamknął za bratem drzwi. Karol dostrzegł na stole dwa kieliszki i otwartą butelkę czerwonego wina.
- Ktoś u ciebie jest?
Igor nic nie odpowiedział tylko poszedł do sypialni. Karol udał się za nim w nadziei, że jest ona pusta. Mylił się. Jego oczom ukazała się śpiąca, naga Ksenia, okryta niedbale kołdrą.
- Ksenia - powiedział Igor i lekko potrząsnął jej ramieniem - Obudź się.
Dziewczyna powoli otworzyła zaspane oczy. Kiedy dostrzegła Karola, zawstydzona złapała kołdrę i szybko się nią okryła, a na jej twarzy pojawił się rumieniec.
- Jezu, Igor - Karol szybko wyszedł z sypialni.
- Ubierz się - Rzucił Igor do Kseni - Spotkamy się w pracy - po chwili jednak dodał - Lepiej, żeby w kancelarii nikt

213




nie wiedział, że ze sobą spaliśmy.
- Oczywiście - tylko tyle w tej chwili była w stanie z siebie wydusić. Szybko zaczęła się ubierać, gdy jej wzrok zatrzymał się na podartej bluzce.
- Igor, pożycz mi jakąś koszulkę. Moja bluzka...
- A, to.. - podrapał się po głowie, podszedł do szafy i wyjął z szuflady białą koszulkę z krótkim rękawem - Nie musisz oddawać. Kupię ci nową bluzkę.
Wzięła od niego koszulkę z kamiennym wyrazem twarzy.
- Będę z tobą szczery - powiedział po chwili namysłu - Nie rób sobie nadziei na cokolwiek więcej. Z tej mąki chleba nie będzie. Jesteś piękna, młoda, inteligentna, znajdziesz sobie kogoś - uśmiechnął się - Ale jeśli chciałabyś powtórzyć to z ostatniej nocy...
- Muszę iść - przerwała mu - Do widzenia - pobiegła do salonu, niemalże wpadając na Karola. Złapała żakiet, torebkę i szybko zniknęła za drzwiami.
- Chryste Igor, co ty wyprawiasz?! - krzyknął Karol, kiedy za Ksenią zamknęły się drzwi - Przecież to wasza sekretarka! Nigdy w ten sposób nie mieszkałeś życia prywatnego z zawodowym! Co się z tobą dzieje?!
- Dobra Karol, chcesz czegoś czy przyszedłeś mi robić wymówki?

214




- zapytał i pociągnął łyk wina z butelki.
- Igor - powiedział pojednawczo Karol - Ja wiem, że nie jest ci łatwo, że teraz zaszło w twoim życiu wiele zmian...
- Gówno wiesz! - ryknął nagle Igor - Kochałem ją! Kochałem tak mocno, że aż mnie samego to przerażało! I co? Zostałem sam! - cisnął butelką o ścianę, na której została wielka, czerwona plama.
- Uspokój się, co ty wyprawiasz? - Karol był zszokowany postępowaniem brata - Nie widzisz, że popadasz w paranoję?
Igor opadł na kanapę. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy.
- Nie masz o niczym pojęcia - powiedział cicho - Nie wiesz co stało się w Petersburgu i dlaczego się tu przeniosłem. Zmartwię cię, powodem nie była tęsknota za rodziną. Nawet rozstanie z Sonią było tylko połowiczną przyczyną.
- Więc powiedz mi co się stało, będzie ci lżej.
Przez dłuższą chwilę panowała kompletna cisza.
- Nie możesz Karol - odparł nie odrywając wzroku od ściany - Nikt mi nie może pomóc. Wplątałem się w coś, co zupełnie pogmatwało mi życie. Sam muszę się z tym uporać. Jeśli to w ogóle możliwe...
- Jeśli będziesz czegoś potrzebował...
- Tak, wiem. Dam

215




znać. Teraz idź już. Chcę zostać sam.
Karol wstał, poprawił marynarkę. Chwilę wpatrywał się w brata jakby chciał z jego twarzy wyczytać powody zmartwienia. Bardzo go kochał i cierpiał widząc w takim stanie.
- Ta dziewczyna...
- To był przypadek - odparł Igor - Nawinęła się. Chciałem tylko pójść do łóżka z kobietą, bo wyjdę z wprawy - uśmiechnął się blado ale Karola nie rozbawił ten ponury żart - Rzeczywiście, Ksenia to nie był najlepszy wybór. Przeproszę ją.
- Do widzenia Igor, trzymaj się.
Igor został sam. Chwilę siedział w bezruchu, jakby chcąc pozbierać myśli. Po chwili ociężale, wstał i skierował się do łazienki. Wziął orzeźwiający prysznic, który chociaż trochę ukoił jego zszargane nerwy. Spojrzał w lustro. Był kłębkiem nerwów ale na jego twarzy próżno było szukać oznak jakichkolwiek emocji. Zazwyczaj. Przyszedł moment, kiedy coraz trudniej było mu je ukrywać. Założył grafitowy garnitur, białą koszulę. Otworzył szafę, wysunął szufladę z równo zwiniętymi i poukładanymi krawatami. Po namyśle sięgnął po bordowy, w jasnoszare, drobne prążki. Zszedł do auta. Już miał otworzyć drzwi,

216




gdy nieopodal zobaczył jakże znajome BMW.
- Chcą mnie zastraszyć, ale im się nie uda - pomyślał i uśmiechnął lekceważąco. Jakby na zawołanie, BMW ruszyło i zatrzymało się koło Igora. Tylna szyba uchyliła się i ujrzał twarz Dmitrija Czukowa.
- Witam panie Szołow, co słychać? - zapytał ciepło. Dla osób postronnych rozmowa wyglądałaby zapewne na pogawędkę dwóch dobrych znajomych.
- To nie pana sprawa - odparł równie spokojnie Igor - Czegoś pan chce, bo się spieszę?
- Nie - odparł Czukow, a na jego twarzy zagościł uśmiech, w którym niektórzy dopatrzyliby się lekceważenia - Proszę powiedzieć mamie, że bardzo jej twarzowo w tym błękitnym płaszczu. To chyba Prada, prawda? - i nie czekając na odpowiedź zszokowanego Igora dodał - Proszę jej jednak powiedzieć, że nie powinna tak przebiegać przez jezdnię. To niebezpieczne. To miłego dnia, Szołow - szyba zasunęła się i auto ruszyło.
Igorowi nogi przyrosły do ziemi. Nie potrafił wydusić słowa. Kiedy odzyskał mowę, wyjął telefon i wybrał numer matki. Gdy tylko usłyszał jej głos, niemalże krzyknął.
- Mamo, w co jesteś ubrana?
- Dzień dobry, Igor - odparła

217




entuzjastycznie - Co u ciebie słychać?
- Mamo - powtórzył z naciskiem i poczuł, że emocje biorą górę - Co masz na sobie? - zapytał akcentując każde słowo.
- Synu, nie krzycz! - w jej głosie usłyszał irytację - Jestem w centrum handlowym. Mam na sobie beżową sukienkę i ten błękitny płaszcz, który kupił mi ojciec, a co?
- O Boże... - wybełkotał Igor.
- A jeszcze ci powiem, że mało mnie jakiś idiota w BMW nie rozjechał! - mówiła nie kryjąc oburzenia - Gówniarzom nie powinno się dawać takich samochodów...
Nie słuchał dłużej co mówi, tylko szybko zakończył połączenie, jakby bojąc się co jeszcze może usłyszeć. Czuł w skroniach pulsującą krew, a przed oczami mu poczerniało. Poczuł, że znalazł się w matni, w potrzasku. Tak zapewne czują się zwierzęta złapane we wnyki. Uznał, że takie porównanie jest bardzo adekwatne do jego sytuacji. Dałby wszystko, żeby to odkręcić, cofnąć czas. Broniłby dalej Witalija Czukowa, pewnie wywalczyłby dla niego uniewinnienie i żyłby spokojnie. Ale czy z Sonią? Czy zostawiłaby go wtedy? Czy przetrwaliby ten kryzys? A może wybaczyłaby mu z czasem i nadal byliby razem? Nie znał

218




odpowiedzi na te wszystkie pytania, ale teraz miał wszystkiego dość. Szokujące było juz samo to, że się nad tym w ogóle zastanawiał. Pierwszy raz w swoim życiu nie był w stanie go kontrolować.
Siergiej siedział na dywanie, oparty plecami o łóżko. Przez duże okno do pokoju wpadały jasne smugi światła, a niebo miało jaskrawoniebieski kolor. Sprawy zaczynały się komplikować. Zaledwie wczoraj przyjechał do Soni. Planował od razu paść na kolana i poprosić ją o rękę, jednak wyraźnie negatywny stosunek jej matki skutecznie ostudził jego zamiary. Dla niego zawsze bardzo ważna była rodzina, dlatego doszedł do wniosku, że zanim oświadczy się Soni, zjedna sobie życzliwość jej rodziców.
- Z ojcem nie będzie chyba większych problemów, ale matka to już inna historia - pomyślał. Z zadumy wyrwało go pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział, wstał i poprawił spodnie. W drzwiach stanęła Anna.
- Dzień dobry - powiedziała dyplomatycznym tonem - Chciałabym pana zaprosić na śniadanie, za jakiś kwadrans.
- Sonia już wstała? - zapytał pod wpływem impulsu.
- Tak, ale pojechała do sklepu po świeże pieczywo. Niedługo powinna wrócić.

219





- Dobrze, zaraz zejdę.
- To czekamy - nie czekając na odpowiedź Anna zniknęła za drzwiami.
Siergiej głęboko westchnął. Wiedział już, że łatwo nie będzie. Szybko się umył, ubrał i zszedł do kuchni, gdzie zastał już rodziców swojej ukochanej.
- Dzień dobry - powiedział stając w progu.
- Dzień dobry, proszę siadać. Sonia jeszcze nie wróciła ze sklepu - Krzysztofa wyraźnie ucieszył widok Siergieja, natomiast Anna nie odezwała się słowem.
- To dobrze, że Soni nie ma. Chciałem z państwem porozmawiać - zaczął. Krzysztof usiadł przy stole i wskazał Siergiejowi krzesło po drugiej stronie stołu.
- Z panią również - Siergiej spojrzał w kierunku Anny wyjmującej z szafki kubki.
- No przecież słyszę - rzuciła, nawet na nich nie patrząc.
- Anno, proszę...
Ostentacyjnie odłożyła zielony bubek ze słonikiem i usiadła przy stole.
- No, to słuchamy.
- Proszę państwa, chciałem... Przyjechałem do Soni bo bardzo kocham waszą córkę. Chcę prosić, aby za mnie wyszła, ale nie ukrywam, że zależy mi również na państwa aprobacie.
- Pan chyba żartuje.. - Anna była wyraźnie wzburzona.
- Nie proszę pani, nie żartuję.

220




Chciałem się jej oświadczyć tuż po przyjeździe ale pomyślałem, że najpierw z państwem porozmawiam.
- I czego pan od nas oczekuje? - Anna wpatrywała się w jakiś punkt na stole gotowa wybuchnąć w każdej chwili - Błogosławieństwa?
- No nie ukrywam, że na to liczę - odezwał się spokojnie.
- Krzysztof, no powiedz coś... - szukała wsparcia u męża - Co ty na to?
- Myślę, że najważniejsza jest tu opinia Soni. Nasza córka sama o sobie stanowi i to chyba jej zdanie będzie tu decydujące. Jednak jeśli o mnie chodzi, proszę tego źle nie odebrać, ale my o panu nic nie wiemy. Poza tym ona niedawno zakończyła jeden związek, jest po rozstaniu z poprzednim narzeczonym. Ciężko to przeżyła, proszę mi wierzyć i chciałbym, żeby nie musiała tego przechodzić ponownie.
- Wiem o rozstaniu z panem Szołowem.
- Zna pan Igora? - Anna wyraźnie się ożywiła - Skąd?
- Znam, ale nie chciałbym mówić o okolicznościach nawiązania tej znajomości.
- Czyli, że nie jest pan z nami szczery - matka Soni uznała, że taki szantaż emocjonalny zmusi Siergieja do wyznań. Nie myliła się.
- Dobrze. Poznałem Igora w sądzie. Był obrońcą człowieka, który

221




gotów był posłać niewinnego chłopca do więzienia, a Igor miał mu w tym pomóc.
- Igor by czegoś takiego nie zrobił. Nie zna go pan tak jak my!
Siergiej już wiedział jak gorliwego obrońcę ma Igor w matce Soni. Spojrzał na nią smutno. Nie miała pojęcia jakim człowiekiem stał się jej niedoszły zięć.
- Być może - odparł pojednawczo - Ale znam tego chłopca na tyle, by wiedzieć, że kierowane pod jego adresem zarzuty były stekiem bzdur.
- Nie wierzę... - zaczęła ale umilkła, gdy Krzysztof uderzył pięścią w stół.
- Dość! - spojrzał na żonę z kamienną twarzą - Koniec tematu Igora.
- Ale...
- Nie chcę słyszeć żadnego "ale". Sonia nie jest już z Igorem i koniec. Wszystkim zależy na jej szczęściu, pomówmy więc o panu - skierował wzrok na Siergieja - Czym się pan zajmuje na co dzień? Proszę nam coś o sobie opowiedzieć.
- Mieszkam niecałe dwie godziny drogi na południe od Petersburga. Na co dzień zajmuję się młodzieżą...
- Jest pan nauczycielem? - zapytał Krzysztof.
Siergiej musiał coś odpowiedzieć, chociaż zdawał sobie sprawę jak to może zabrzmieć.
- No nie do końca. Trenuję młodzież w klubie

222




sportowym - w duchu liczył, że to wystarczy. Mylił się.
- O, to ciekawe - Krzysztof wyraźnie się ożywił - A co konkretnie? Piłka nożna, zapasy?
- Boks i mieszane sztuki walki.
- Jest pan trenerem? Wie pan, ja kiedyś trenowałem siatkówkę...
Siergiej czuł, że zaczyna bardziej ciążyć mu jednak rozmowa z ojcem. Postanowił więc uciąć dalszą dyskusję na ten temat i postawił wszystko na jedną kartę.
- Nie mam dokumentów nadających mi tytuł trenera. Pracuję w klubie charytatywnie. A robię to, ponieważ kiedyś byłem zawodnikiem MMA i mam w tej dziedzinie spore osiągnięcia. Dzielę się więc swoim doświadczeniem i wiedzą z młodymi ludźmi o podobnych zainteresowaniach.
Kiedy skończył, zapanowała kompletna cisza, którą przerwała Anna.
- Krzysztof, co to jest MMA? Co to za sport?
- Aniu, to jest... Jakby ci tu powiedzieć... No, że zawodnicy nie tylko boksują...
- Są to walki, gdzie dozwolonych jest więcej uderzeń niż w boksie. Dopuszczalne są też inne - dodał Siergiej chcący zakończyć tę dyskusję.
- Ja to kiedyś widziałam jak się dwóch tak okładało w klatce - zażartowała Anna, ale ironia w jej głosie była aż nadto

223




wyczuwalna.
- No to jest właśnie MMA - powiedział spokojnie Siergiej.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Kiedy uświadomiła sobie, że nie żartuje, ukryła twarz w dłoniach i wyszeptała:
- O Boże...
- Przepraszam, że zapytam - Krzysztof próbował ratować sytuację - Powiedział pan, że to praca charytatywna. To z czego pan żyje?
- No właśnie! - Anna podchwyciła rozpaczliwie temat - Igor miał stabilną posadę i Sonia...
- Zapewniam panią - przerwał jej Siergiej stanowczym tonem - Że jestem w stanie zapewnić Soni nie mniejszy standard życia niż Igor.
- Z czego?! - rzuciła mu w twarz - Pewnie jakieś szemrane interesy?
- Mamo! - wszyscy spojrzeli w kierunku drzwi, w których stała Sonia. Nawet nie próbowała ukrywać swojego wzburzenia - Jak możecie go tak przesłuchiwać?! Co to jest, komenda policji?! - weszła i rzuciła z hukiem siatkę z zakupami na stół.
- Soniu, proszę - Siergiej położył jej dłoń na ramieniu - Rodzice się po prostu martwią. Chcą dla ciebie jak najlepiej - spojrzała ufnie w jego oczy i nieco się uspokoiła.
- Ale takie przesłuchanie? - spojrzała z wyrzutem na rodziców - Wstyd mi za was. To nie wasza sprawa z

224




czego żyje.
- Rodzice mają rację - powiedział Siergiej - Usiądź i poczekaj chwilę - to mówiąc wstał i poszedł na górę, do pokoju. Wziął pudełeczko z pierścionkiem, tablet i wrócił do kuchni, gdzie panowała grobowa cisza. Odłożył tablet i uklęknął przed Sonią.
- Nie tak to sobie wyobrażałem - zaczął - Ale miejmy to już za sobą, bo ja dłużej nie mogę czekać. Kocham cię, jak nigdy żadnej innej kobiety nie kochałem. Jesteś moim życiem. Kładę się mając twoją twarz przed oczami i wstaję myśląc o tobie. Wiem, że moje życie bez ciebie to zwykła wegetacja. Ty jesteś moim powietrzem. Bez ciebie nie umiem żyć, dlatego przyjechałem tu i teraz chcę cię zapytać, Soniu czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zostaniesz moją żoną? - to mówiąc otworzył pudełeczko z pierścionkiem. Nawet Anna z trudem powstrzymywała łzy słysząc jego wyznanie. Niestety, nie spowodowało oni, że jej obiekcje względem osoby Siergieja zmalały. Jemu zaś kamień spadł z serca, kiedy zobaczył na twarzy Soni promienny uśmiech.
- Tak! - krzyknęła i rzuciła mu się w ramiona - Wyjdę za ciebie Sierjoża, zostanę twoją

225




żoną!
Porwał ją niczym piórko w ramiona. Nie wierzył własnemu szczęściu. Wszystkie troski i zmartwienia zniknęły niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Porwał ją w ramiona.
- Najdroższa ty moja! - czuł, że nieopisane szczęście przepełnia jego serce. Nie miało znaczenia, że świadkami tej sceny są jej rodzice. Kiedy pierwsze emocje opadł postawił Sonię i zwrócił się do przyszłych teściów:
- Chciałbym jednak, żebyście państwo wiedzieli z czego żyję i że mogę zapewnić Soni poziom życia, na który niewątpliwie zasługuje.
- Sierjoża, nie trzeba....
- Trzeba, kochanie - położył rękę na jej szczupłej dłoni - Gdyby chodziło o moją córkę, też chciałbym to wiedzieć - to mówiąc otworzył tablet, coś w nim wpisał i odwrócił monitorem do Krzysztofa i Anny.
- Moją pasją są nie tylko walki MMA ale i giełda. I myślę, że radzę sobie całkiem nieźle. Obrót akcjami i papierami wartościowymi to źródło mojego dochodu. A to są zasoby mojego rachunku maklerskiego. Robię to od lat i z całkiem niezłym skutkiem. Jestem posiadaczem wielu akcji spółek i koncernów paliwowych, nie tylko rosyjskich. Inwestuję

226




także w metale kolorowe. Mam też akcje polskiego koncernu KGHM - uśmiechnął się - I jestem pewny, że dochody jakie osiągam są porównywalne z dochodami pana Szołowa.
Kiedy skończył w pomieszczeniu można było usłyszeć lecącą muchę. Nikt nie był w stanie wykrztusić słowa. Wszystko działo się w zastraszającym tempie. Nawet Sonia zaniemówiła. Nigdy nie zastanawiała się, z czego żyje Siergiej. Nie przywiązywała do tego uwagi, ponadto była zdania, że to nie jej sprawa. Była zupełnie pozbawiona wyrachowania czy interesowności. Dla niej uczucia były najważniejsze.
- Ja przepraszam - pierwsza głos odzyskała Anna - Pan mnie źle zrozumiał... - w duchu jednak poczuła ulgę, że jej jedynaczka nie będzie klepała biedy.
- Ja myślę Aniu, że pan bardzo dobrze cię zrozumiał. Tak więc możesz spać spokojnie - spojrzał na żonę i zobaczył jak jej twarz staje się purpurowa.
- Ale dla mnie nie ma żadnego znaczenia ile masz na koncie - powiedziała czule Sonia i pogładziła ukochanego po twarzy.
- Ja wiem - pocałował ją w czoło - Ale musisz zrozumieć rodziców. Chcą cię zwyczajnie chronić - to mówiąc spojrzał na przyszłych

227




teściów. W oczach Anny dostrzegł coś na kształt wdzięczności. Teraz nic nie miało już znaczenia. Padła największa bariera na drodze do ich wspólnego szczęścia.
- Chodź! - Sonia pociągnęła Siergieja do swojego pokoju. Kiedy tylko się tam znaleźli ponownie wpadła mu w ramiona - Ja myślałam, że juz nigdy cię nie zobaczę, ale wiedziałam, że po tym jak wyjechałam, nie miałam prawa się z tobą kontaktować i ponownie wkraczać do twojego życia. A tak bardzo tęskniłam...
- Skarbie, nie było dnia, w którym bym o tobie nie myślał.. Jadąc bałem się, że mogę usłyszeć "nie" ale uznałem, że muszę spróbować, że muszę to wiedzieć. Inaczej pewnie wyrzucałbym to sobie do końca życia.
- Opłaciło się - roześmiała się i z dumą spojrzała na pierścionek - Jest cudowny. Pewnie kosztował majątek.
- Historia tego pierścionka jest niesamowita. Kiedyś ci opowiem. Jest w rodzinie od pokoleń. Mój ojciec podarował go matce, a wcześniej dziadek mojej babci. A teraz - spojrzał jej w oczy - Ja dałem go tobie.
Nagle drzwi z hukiem sie otwarły i stanęła w nich Natalia.
- Sonia! Sonia! To prawda, że się ożenisz?! - wskazała

228




palcem Siergieja - Z tym Siergiejem się ożenisz?
Sonia podeszła do kuzynki, złapała w ramiona i okręciła wokół siebie.
- Nie ożenię, ale wyjdę za mąż. Tak, za tego Siergieja.
- A kiedy? A będę sypała kwiatki?
- Oczywiście, że będziesz.
- Dobra, tylko musisz powiedzieć wcześniej, to pójdę do pani Zarzyckiej i oskubię jej róże. Są takie ładne! Tylko ona nie może tego widzieć, bo się wścieknie stara małpa!
- Natalia! - krzyknęła oburzona Sonia - Jak ty mówisz o naszej sąsiadce?! To miła starsza pani!
- A ciocia mówiła, że to stara małpa, która wszystkich podgląda i plotkuje.
- Wiesz co, idź zobacz co robi Brutus. Czy nie gania na przykład kota pani Zarzyckiej.
- Dobra, pójdę! - i szybko zniknęła za drzwiami.

     - No właśnie - powiedział Siergiej i podniósł dłonią podbródek Soni - Kiedy chciałabyś zostać moją żoną? Musimy to ustalić, żeby twoja kuzynka zdążyła okraść panią Zarzycką.
- Wstyd mi za nią - roześmiała się - Nie wiem w kogo to się wrodziło.
- Wiesz, ja muszę kogoś poinformować, że się zgodziłaś wyjść za mnie - wyciągnął z kieszeni telefon, wybrał numer i włączył tryb

229




głośnomówiący. Po chwili w słuchawce usłyszał głos Nastii.
- Sierjoża, co tam u ciebie słychać, braciszku? Jak twoje sprawy?
Siergiej patrząc Soni w oczy odpowiedział:
- Nastia, chciałem ci powiedzieć, że będziesz miała bratową. Sonia zgodziła się wyjść za mnie.
- Wspaniale! - krzyknęła Nastia - Jak ja się cieszę! Widać mądra dziewczyna, wie że trafiła na mężczyznę o gołębim sercu.
- Nastia, Sonia cię słyszy. Jesteś na głośnomówiącym - zmieszał się.
- Yyy... - była zaskoczona ale po chwili oprzytomniała - Sonia, miło cię poznać.
- Mi również... Przyszła szwagierko.
- Dobrze Nastia, zadzwonię jeszcze później. Trzymaj się!
- Pa, braciszku.
- Opowiedz mi coś o swojej siostrze - zaproponowała Sonia.
- Ma 20 lat i na imię Nastia. Teraz mi pilnuje domu, a od października zaczyna studia w Petersburgu, na wydziale architektury.
- Musi być wyjątkowa, tak jak jej brat.
- Nie przesadzaj, zawstydzasz mnie.
- Chodź, pójdziemy do ogrodu, pokażę ci okolice - zaproponowała.
Kiedy zeszli dostrzegli zastawiony stół.
- Kochani, śniadanie na stole. Może coś zjecie? - zaproponowała Anna pojednawczym tonem.
- Sierjoża,

230




jesteś głodny?
- Nie, może później. Sonia chce mi pokazać okolice.
Anna odprowadziła ich wzrokiem. Kiedy wyszli, zapytała męża:
- Co ty o tym wszystkim myślisz?
- No cóż, specyficznie facet wygląda, ale kwoty na jego rachunku maklerskim robią wrażenie. Chyba jesteś usatysfakcjonowana?
Anna odeszła od okna i zaczęła przechadzać się po kuchni.
- Nie o to pytam. Co ty na takiego zięcia?
- Ważne, żeby ona była szczęśliwa. Jeśli tak będzie, to on dla mnie może mieć nawet dwie głowy.
Anna tylko westchnęła. Nałożyła mężowi na talerz jajecznicę i grzanki. Wyszła z salonu i z torebki wyjęła telefon.
Igor sięgnął niechętnie po dzwoniący telefon. Pobladł, gdy zobaczył, kto dzwoni.
- Dzień dobry, pani Anno - powiedział oschle.
- Igor, dzień dobry, tak miło cię słyszeć.
Z jednej strony nie miał ochoty na rozmowę z niedoszłą teściową, z drugiej - nie mógł zmarnować okazji dowiedzenia się, co słychać u Soni. Zastanawiający był też powód, dla którego dzwoniła.
- Czemu zawdzięczam ten telefon?
- Igor, ja wiem, że zerwaliście ale... - Anna nie bardzo wiedziała jak przejść do sedna sprawy - Ale chciałabym cię o

231




coś zapytać.
- Jeśli chodzi o powody, to chyba powinna pani zapytać Sonię.
- Nie, nie o to.
- A więc?
- Widzisz, bo ktoś do niej przyjechał z Rosji. Pewien mężczyzna...
- Siergiej Orłow - powiedział spokojnie Igor, chociaż czuł gotującą się w żyłach krew. Więc jednak. Pojechał za nią.
- Tak, dokładnie. Powiedział, że się znacie.
- To prawda, ale to żadna bliższa relacja. Po co przyjechał?
- On poprosił ją o rękę, a ona się zgodziła. Igor, ty go znasz. Czy ona będzie z nim szczęśliwa? - w głosie Anny usłyszał troskę matki o przyszłość córki. Niby mógł się tego spodziewać, a mimo to ta informacja wywołała u niego szok. Czuł, że serce bije mu jak szalone, a krawat sprawia wrażenie powrozu na szyi. Poluzował go szybko.
- Igor, jesteś tam?
- Jestem, oczywiście - oprzytomniał. Uświadomił sobie, że nie ma już żadnych szans na odbudowanie tego, co było między nim, a Sonią - Tak, pani Anno. Będzie z nim szczęśliwa. Ale mam do pani prośbę.
- Jaką?
- Proszę do mnie nie dzwonić. Proszę do mnie nigdy więcej nie dzwonić. Usiłuję, choć z marnym efektem, zapomnieć o niej.
- Dobrze, obiecuję. To do widzenia,

232




Igor.
- Nie sądzę. Żegnam pani Anno - to mówiąc zakończył rozmowę zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Siedział chwilę pogrążony w zadumie próbując pozbierać myśli. Był rozbity po telefonie Anny. Miał świadomość że z czasem będzie chciała sobie poukładać życie. Nie sądził jednak, że stanie się to tak szybko i że z Siergiejem. Zapewne czułby się lepiej, gdyby chodziło o innego mężczyznę.
Tymczasem Sonia i Siergiej siedzieli na ławeczce usytuowanej w urokliwym miejscu nad stawem, pośród okazałych brzóz. Objął ją swym silnym ramieniem. Była zamyślony, jednak po dłuższej chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech, jakby sobie o czymś przypomniał.
- Czemu sie śmiejesz? - zapytała.
- Coś mi się przypomniało.
- Co takiego? - spytała zaciekawiona.
- Nie wiem, czy powinienem ci o tym mówić... - urwał, co jeszcze bardziej obudziło ciekawość Soni.
- Chyba jako narzeczony powinieneś z narzeczoną rozmawiać o wszystkim?
Siergiej zachmurzył się. Pod wpływem impulsu i chwili zaczął temat, którego może nie powinien poruszać teraz, przed ślubem. Jednak już nie było wyjścia, a nie chciał jej okłamywać.
- Bo

233




widzisz, ja kiedyś byłem zupełnie inny. Przypomniało mi się, kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz, wtedy na stacji.
- Boże - ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła śmiechem - Ale było ze mnie ciele. Wiesz, byłam na was naprawdę wściekła.
- Domyślam się - powiedział i rzucił w wodę leżący koło ławki kamyk, nie odrywając wzroku od powstałych kręgów wody dodał - A ja wtedy pomyślałem, że mógłbym cię stamtąd zabrać, nawet wbrew twojej woli i kochać się z tobą całą noc, bez względu na to, czy byś tego chciała, czy nie. Myślałem o tym całą drogę, kiedy po ciebie jechałem, a potem kiedy wracaliśmy razem. Miałem świadomość, że u mnie w domu nie miałabyś żadnych szans. Byłaś i jesteś taka pociągająca, taka niewinna i nie zepsuta. Udawałaś odważną ale wiedziałem, że się boisz. Ten strach widać było w twoich oczach. To wszystko sprawiło, że już na samą myśl o wyrządzeniu ci krzywdy miałem wyrzuty sumienia. Kiedy zobaczyłem w twoich oczach zmęczenie, chorobę wiedziałem już, że nie mógłbym cię skrzywdzić.
Spuściła głowę nie wiedząc co powiedzieć w obliczu takiego wyznania. Siergiej kontynuował:
-

234




Teraz zgodziłaś się za mnie wyjść i wierz mi, jestem bardzo szczęśliwy. Z drugiej jednak strony zastanawiałem się czy mam prawo prosić cię o rękę.
- Żartujesz? Jeszcze...
- Nie - gwałtownie zaprzeczył - Nie żałuję, ale po prostu uważam, że zasługujesz na wszystko co najlepsze, nie wyłączając mężczyzny, z którym się zwiążesz. I o ile ty jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało o tyle nie jestem pewien, czy będę dla ciebie również najlepszą opcją.
- Sierjoża, czyś ty zupełnie na głowę upadł! Ja nie chcę nikogo innego - pogładziła go po policzku - To ciebie kocham i z tobą chce się zestarzeć. Nie chcę szukać, ja już znalazłam.
- Oj, kochana ty moja Sonieczko - przytulił dziewczynę do siebie, nie chciał by widziała spływające po jego policzku łzy.
Z oddali, spośród drzewa przyglądała im się Natalka.
- Widzisz Brutus - spojrzała na psa - Teraz Soni padnie na mózg. Moja mama mówi, że zakochanym czasem pada na mózg.
Moskwa o tej porze roku skąpana była w promieniach słońca. Mimo, że minęła połowa października, mieszkańcy nadal cieszyli się ciepłym powietrzem. Miasto zawsze tętniło życiem, nigdy

235




nie zamierało. Minęło popołudnie, kiedy Igor opuścił kancelarię. Był bez krawata, z przewieszoną przez ramię marynarką. Już przestał zwracać uwagę na czarne BMW Czukowa, które zaczynało mu powszednieć. Od dwóch dni zażywał leki uspokajające, a wieczorem kładł się spać tylko z tymi nasennymi. Inaczej nie byłby w stanie normalnie funkcjonować. Wsiadł do auta, oparł dłonie o kierownicę. Przypomniał sobie ostatnią rozmowę z Karlem. Brat opowiadał mu, że ktoś do niego strzelał. Co prawda z wiatrówki, ale zawsze. Pocisk utkwił w rosnącym obok drzewie. Igor obrócił wszystko w żart, chcąc uspokoić brata, jednak doskonale wiedział, kto za tym stoi.
- Czukow - wyszeptał - Jak ja cię nienawidzę.
- Co robimy, szefie? - zapytał siedzący za kierownicą mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych.
- Czas to kończyć, Żenia - odparł z tylnego siedzenia Dmitrij Czukow - Dość mam już tej zabawy. Muszę tego idiotę, mojego brata, wyciągnąć z więzienia - ciężko westchnął, popatrzył przez okno zza przyciemnionej szyby i dodał - Czasem się dziwię, że płynie w nas ta sama krew.
- Jak to zrobimy?
- Ty to zrobisz. To musi być

236




snajper. Nie mogę sobie pozwolić na pomyłkę. Myślę, że specnaz wyszkolił cię wystarczająco, byś ty się tym zajął i to jak najszybciej. Sam zadecydujesz gdzie i kiedy. Ja nie mogę być w to zamieszany. Muszę mieć czas na zapewnienie sobie wiarygodnego alibi. Teraz wracamy do domu.
Było późne popołudnie, kiedy Siergiej i Sonia wrócili do domu po całodniowym zwiedzaniu Wrocławia. Siergieja zachwycały jego zabytki i ciekawe miejsca, chociaż Sonia miała świadomość, że przy zabytkach Petersburga, Wrocław to ubogi krewny. Szczególne uznanie w jego oczach zrobiła Panorama Racławicka i historia na niej uwieczniona.
- Płótno naprawdę robi wrażenie - powiedział zasiadając z Sonią i jej rodzicami do kolacji.
Anna z trudem godziła się z myślą, że jej zięciem nie będzie zabójczo przystojny i wzięty adwokat, jednak nie miała teraz wyboru jak pogodzić się z zaistniałymi faktami. Dalszy opór sprawiłby, że prawdopodobnie straciłaby córkę, a nawet ona musiała przyznać, że przy Siegieju Sonia po prostu promieniała szczęściem. Widziała córkę złamaną, przybitą, kiedy wróciła z Petersburga i Anna za nic w świecie nie

237




chciałaby, żeby ten stan się powtórzył.
- Wojnę przeleżał gdzieś w stodole - powiedział Krzysztof - Ale na tym obrazie utrwalono ważną część historii Polski. Tadeusz Kościuszko jest też znany za oceanem. Co ciekawe, Polska i Rosja mają historię nierozerwalnie wspólną w wielu kwestiach.
- Jednak nie zawsze chwalebną - dokończył Siergiej - Rosja przyłożyła dłoń do rozbiorów Polski, a Rosjanie do tej pory przeżywają polskie wojska pod Moskwą w 1920.
- O tak, ale to był jednorazowy wyskok - roześmiał
się Krzysztof.
- Proszę, jedzcie - powiedziała Anna stawiając na stole wędliny, półmisek serów i sałatkę krabową.
Po kolacji Sonia i Siergiej poszli na górę. Usiadł na podłodze i oparł się o stojące za jego plecami łóżko. Wyciągnął do niej dłoń.
- Chodź do mnie.
Kiedy usiadła mu na kolanach, przejechała dłonią po policzku i powiedziała:
- Mama chyba postanowiła zakopać topór wojenny, za to teść jest tobą coraz bardziej zachwycony.
- Cieszy mnie to niezmiernie - wyszeptał i zanurzył dłoń w jej włosach - A czy po kolacji, na deser, mógłbym pocałować swoją narzeczoną?
- Możesz - powiedziała cicho, a

238




jego usta dotknęły jej warg. Pocałunek był długi i namiętny.
- Panie Orłow - wyszeptała - Czy pan się do mnie dobiera?
- Zawsze i wszędzie panno Krasicka, ale już niedługo pani Orłowa - jego usta znalazły się na szyi Soni - Żałuję, że nie mamy jednego pokoju, bo jak widzisz, robi się późno.
- Ależ panie Orłow - uniosła palcem jego podbródek, spojrzała w oczy i powiedziała zalotnie - Mamy pokoje obok siebie. W domu narzeczonej musi się pan tym zadowolić.
Zamknął oczy, głośno westchnął i powiedział:
- Cóż, trudno będzie...

     Kiedy Soni i Siergiejowi czas mijał na spacerach, zwiedzaniu o cieszeniu się sobą nawzajem, w Moskwie nastrój Igora był zupełnie inny. Żył jak robot, chwilą. Nie myślał i dniu następnym. Wrześniowe słońce ospale budziło miast do życia o czym świadczył coraz większy zgiełk i gwar. Czarne BMW Dmitrija Czukowa zaparkowane koło apartamentowca, w którym Igor wynajmował mieszkanie, nie budziło niczyjego zainteresowania, podobnie jak siedzący w nim dwaj mężczyźni w okularach przeciwsłonecznych. Jeden z nich spojrzał na zegarek.
- Która? - zapytał drugi.
- Dochodzi siódma. Zaraz powinien wyjść.

239




Żenia, jesteś gotowy?
- Tak - powiedział mężczyzna siedzący obok i dokręcił tłumik do pistoletu. Po chwili, jak na zawołanie, z budynku wyszedł Igor. Do parkingu, na którym zaparkował swoje Audi było jakieś sto metrów. Dla ludzi Czukowa to wystarczyło. Żenia uchylił nieznacznie przyciemnianą szybę. Wycelował i oddał strzał, po którym Igor osunął się na ziemię.
- Jesteś pewny, że nie trzeba poprawiać?
- Po mnie nigdy nie trzeba poprawiać. Jedź - odparł Żenia. Auto, nie budząc niczyich podejrzeń, odjechało. Igor leżał na ziemi, czuł rozrywający ból w klatce piersiowej. Odruchowo przyłożył dłoń w miejscu bólu i poczuł coś mokrego. Spojrzał na zakrwawioną rękę. Wiedział już, że to koniec. Czuł, że słabnie z każdym oddechem.
- Boże, co się panu stało?! - zobaczył nad sobą przerażoną twarz młodej dziewczyny. Usłyszał jak stojący obok chłopak mówi:
- Potrzebne natychmiast pogotowie, jest ranny człowiek...
- Niech pan wytrzyma - po policzkach dziewczyny popłynęły łzy - Pogotowie jest już w drodze - ale w jej oczach widział przerażenie i bezradność. Wiedział, że uchodzi z niego życie. Co dziwne, nie

240




martwiło go to, jednak gdy pomyślał, że już nigdy nie ujrzy Soni, rozpłakał się.
- Sonia - wyszeptał ostatkiem sił.
- Słucham - dziewczyna nachyliła się nad nim - Niech pan powtórzy.
Ale Igor już jej nie słyszał. Widział tylko jasnoniebieskie niebo nad sobą. Zdawało mu się, że jego dusza opuszcza ciało, zaczyna żyć swoim życiem. Zamknął oczy, jego twarz wykrzywił ostatni raz grymas bólu, który po chwili znikł, a na jego miejscu zagościł błogi spokój.
- Nie żyje - powiedziała dziewczyna. Lekarz z karetki, która przyjechała chwilę potem mógł tylko potwierdzić jej słowa. Dmitrij Czukow spełnił swoją obietnicę. Nim umarł Igor doświadczył uczucia strachu, bólu i cierpienia. Dokładnie tego, czego chciał Czukow.
- I jak? - zapytał swoich ludzi, którzy pojawili się w jego domu, kiedy Igora już nie było wśród żywych.
- Zgodnie z planem - powiedział jeden z nich - Szołow nie poprowadzi już żadnej sprawy.
Dima podszedł do obszernego okna wychodzącego na ogród.
- No cóż, Jeżow pewnie odetchnie z ulgą.
Tej nocy Sonia długo nie mogła zasnąć. Rzucała się z boku na bok, poduszka wydawała się jej wyjątkowo

241




niewygodna. Dawno minęła północ, kiedy wreszcie pogrążyła się we śnie. Miała koszmary. Śniło jej się, że idzie nocą przez las. Wreszcie po długim błądzeniu, wychodzi na polanę, która w rzeczywistości jest zamarzniętym stawem. W świetle księżyca dostrzega człowieka, pod którym załamał się lód. Podbiega do niego i z przerażeniem dostrzega, że to Igor. Bez wahania kładzie się na lodzie i wyciąga dłoń, by mu pomóc. Kiedy on ją łapie, nie próbuje się wydostać, ale pociągnąć ją za sobą, pod wodę. Wywiązuje się szamotanina. Teraz już nie zależy jej na uratowaniu Igora, Sonia usiłuje uratować siebie.
- Jezu! - zerwała się z łóżka zlana potem. Rozejrzała się wokół, nie bardzo wiedząc gdzie się znajduje. Kiedy emocje opadły dotarło do niej, że to tylko zły sen. Lęk jednak nie ustępował. Zapaliła lampkę, wyszła z łóżka i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. Myślała o tym, co taki sen może oznaczać. Czy Igorowi coś zagraża? To pytanie pozostawało bez odpowiedzi. Usiłowała odpędzić od siebie złe myśli, ale bezskutecznie. Lęk zaczynał przejmować nad nią kontrolę. Otworzyła drzwi i wybiegła z

242




pokoju. Skierowała się do pokoju zajmowanego przez Siergieja. Bez zastanowienia wsunęła sie pod kołdrę i mocno wtuliła w jego silne ramiona. Zdezorientowany, wyrwany ze snu, zerwał się, usiadł na łóżku i zapalił stojącą obok lampę. Dostrzegł od razu jaka jest blada.
- Soniu, co się stało? Czemu nie śpisz? - spojrzał na zegarek - Jest trzecia nad ranem.
- Boję się, miałam koszmarny sen. Przytul mnie - objęła go ramionami.
Pocałował ją w czoło.
- Skarbie, to tylko zły sen. Jak mawiają "sen mara, Bóg wiara". Nie przejmuj się, jesteś bezpieczna.
- Śniło mi się.... Śnił mi się...
- Co ci się śniło, skarbie?
Już miała wspomnieć Igora ale z jakiegoś powodu się powstrzymała.
- Nie pamiętam dokładnie - skłamała - Ale jakieś koszmary...
- Połóż się przy mnie - zrobił jej miejsce na łóżku - Teraz zaśniesz, a ja będę czuwał nad tobą. Nic złego ci się nie stanie.
- Dziękuję, że jesteś - wyszeptała, kiedy nakrywał ją kołdrą.
Reszta nocy wypełniona była już spokojnym snem obojga. Rano pierwszy obudził się Siergiej. Spojrzał na pogrążoną we śnie ukochaną i uśmiechnął się. Usiadł na łóżku i

243




sięgnął po leżący obok tablet, chcąc sprawdzić najnowsze notowania giełdowe. Potem zerknął na jeden z rosyjskich portali informacyjnych. Pomyślał, że powinien wiedzieć co dzieje się w Rosji, by być na bieżąco. Chciał też sprawdzić pocztę internetową. Nim do niej zajrzał, jego oczom ukazał się duży, krzykliwy napis: "Igor Szołow zastrzelony". Nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Był zszokowany. Miał wrażenie, że go wzrok myli. Otworzył stronę z artykułem i zaczął czytać: "Wczoraj, w godzinach porannych, przed swoim domem został zastrzelony znany prawnik Igor Szołow". Z trudem przełknął ślinę i spojrzał na Sonię. Czytał dalej: "Wszystko wskazuje na to, że nie był to przypadek ale egzekucja. Nie jest tajemnicą, że za Szołowem ciągnęły się sprawy, które prowadził w Petersburgu. Szczególnie ta, w której w połowie procesu zrezygnował z obrony biznesmena, Witalija Czukowa. Czukow został skazany i obecnie odsiaduje wyrok 8 lat pozbawienia wolności za zabójstwo Jurija Strugova".
- Co czytasz? - aż podskoczył, kiedy usłyszał pytanie Soni.
Odruchowo, z hukiem zamknął tablet. To był błąd.

244




Jej wzrok stał się wyraźnie podejrzliwy.
- Co ty tam wyczytałeś?
- Nic takiego - silił się na naturalność - Pocztę sprawdzałem - powiedział i szybko odłożył tablet na szafkę.
Nie dała się zbić z tropu.
- Daj mi ten tablet - usiadła na łóżku i wyciągnęła rękę. Prawdopodobieństwo, że odpuści, było teraz znikome, jednak próbował.
- Soniu, daj spokój....
- Sierjoża, daj mi tablet - jej głos już nie był podejrzliwy, ale stanowczy i nie znoszący sprzeciwu. Widząc, że się ociąga, sama sięgnęła w kierunku nocnej szafki, na której leżał tablet. Złapał go pierwszy.
- Poczekaj, posłuchaj mnie - chciał ją jakoś przygotować na to, co zobaczy.
- Daj mi ten cholerny tablet! - podniosła głos.
Ustąpił i zrezygnowany podał jej go podał. Po chwili zobaczył jak twarz Soni staje się biała jak kartka papieru.
- O Boże, to nie może być prawda - wyszeptała i spojrzała na Siergieja proszącym wzrokiem. Tak bardzo chciała, by zaprzeczył.
- Obawiam się Soniu, że to jest prawda - chciał ja przytulić, ale się wyrwała i wyskoczyła z łóżka jak oparzona.
- Nie - zaprzeczyła cicho - To nieprawda. Dziennikarze często kłamią.

245




To kłamstwo. Igor na pewno żyje.
- Soniu, proszę - wstał i wyciągnął do niej dłoń.
- Nie! - gwałtownie cofnęła rękę i wybiegła z pokoju. Wiedział, że jest przybita i roztrzęsiona wiec poszedł za nią. Zobaczył jak Sonia wyjmuje z torebki telefon.
- Zadzwonię do Igora i zobaczysz, że wszystko jest w porządku.
- Nie rób tego! - krzyknął chcąc ją powstrzymać ale nie zdążył. Wybrała numer. Przez chwilę nikt nie odbierał i Siergiej miał nadzieję, że to się nie zmieni. Mylił się. Po chwili Sonia powiedziała:
- Dzień dobry, mówi Sonia, czy mogłabym rozmawiać z Igorem? - Siergiej stał na tyle blisko, by słyszeć rozmowę - Halo, jest pani tam?
- Ty mała dziwko! - matka Igora wybuchnęła głośnym płaczem. Nie potrafiła ukryć złych emocji wobec dziewczyny. Strata syna była dla niej potwornym ciosem. Rozpacz przepełniała w tej chwili jej serce - To wszystko przez ciebie! Od kiedy cię poznał stał się innym człowiekiem! To ty go zabiłaś! Załamał się po rozstaniu z tobą! Bądź przeklęta! Ty... - zaczęła, ale po chwili Sonia usłyszała w słuchawce głos Karola - Proszę cię nie dzwoń nigdy więcej - mówił spokojnym

246




tonem ale znała go i wiedziała, że to tylko pozory.
- Ale Karol...
- Nigdy więcej - powtórzył cicho - Igor nie żyje - dodał i zakończył rozmowę.
Sonia cisnęła telefonem o ścianę, opadła na łóżko i głośno zapłakała.
- To nieprawda! - krzyczała łkając w poduszkę - On żyje!
- Co się tu dzieje?! - do pokoju wbiegła Anna wyrwana ze snu krzykami córki. Spojrzała na Sonię, potem na Siergieja.
- Czego ona płacze? Coś ty jej zrobił? - nie czekając na odpowiedź usiadła na łóżku i położyła dłonie na ramionach córki - Skarbie, co się stało? Czemu płaczesz?
- Wczoraj w Moskwie został zastrzelony Igor. Właśnie się o tym dowiedziała - odpowiedział za Sonię Siergiej.
- Co takiego? - Anna oderwała ręce od córki i na niego spojrzała - Co takiego? Jak to "zastrzelony"? Kto to zrobił?
- Piszą, że to była egzekucja.
- O Boże - Anna była wstrząśnięta - Ale dlaczego? Igor był zwykłym prawnikiem, jakich w Rosji są tysiące. To pewnie jakaś tragiczna pomyłka.
Sonia uspokoiła się, usiadła na łóżku, otarła ręką łzy.
- To nie była pomyłka - powiedziała spokojnie - Mordercom chodziło właśnie o Igora.
- Ale

247




to niemożliwe. Nie wierzę...
- To uwierz, bo to prawda - przerwała Sonia - Więcej nie musisz wiedzieć. Dlatego z nim zerwałam.
Anna był zszokowana. W jej oczach Igor miał tak nieposzlakowaną opinię, że słowa córki zwaliły ją z nóg.
- Dlaczego? Co się stało?
- Igor stał się dla mnie kimś obcym. To był ktoś, kogo nie znałam i znać nie chciałam. Nie z takim Igorem się związałam.
- Nie wiem, co powiedzieć - Anna błądziła wzrokiem raz na jedno, raz na drugie - A ja myślałam...
- Mimo, że z nim już nie byłam, jest to dla mnie straszna wiadomość. Przez wzgląd na to, co nas kiedyś łączyło. Są wspaniałe i piękne wspomnienia. Przecież tak bardzo go kiedyś kochałam - mówiła utkwiwszy wzrok w jakimś punkcie pokoju - A jego matka mówi, że to wszystko moja wina, bo od niego odeszłam.
- Co?! - wykrzyknęła Anna - Co ta krowa sobie wyobraża?!
- Mamo, daj spokój. Jeszcze ty mnie nie dobijaj - powiedziała, nim matka poszła o krok dalej w werbalnej ocenie niedoszłej teściowej swojej córki - Zostawcie mnie samą. Muszę to sobie jakoś poukładać - ani Anna ani Siergiej nie śmieli jej odmówić. Kiedy Anna zamknęła za sobą drzwi

248




pokoju Soni, powiedziała do Siergieja:
- Wiedziałeś o wszystkim, prawda?
- O czym?
- O Igorze. Wiedziałeś od początku, dlaczego z nim zerwała?
- Tak, wiedziałem. Ale teraz to i tak nie ma już znaczenia.
Spojrzała na niego. Pierwszy raz zobaczyła w nim kogoś innego niż wytatuowanego potencjalnego członka gangu.
- Wiesz - powiedziała po chwili namysłu - Chyba źle cię oceniłam, przepraszam. Mój mąż ma rację, powinnam bardziej ufać wyborom córki.
- Cieszę się, że pani tak uważa - poczuł ulgę - Naprawdę wiele to dla mnie znaczy. Nie zawiodę ani jej, ani pani. Proszę mi wierzyć, dam jej gwiazdkę z nieba, jeśli tego zażąda.
Anna uśmiechnęła sie blado.
- Myślę, że aż tak zachłanna nie będzie. Dla mnie wystarczy, by czuła się szczęśliwa. Chodź, zrobiłam śniadanie.
- Przepraszam, ale chciałbym zostać tutaj. Gdyby Sonia...
- Rozumiem. Jeśli się uspokoi spróbuj namówić ją, by zeszła - westchnęła, jakby nadal z niedowierzaniem - A ja tak go szanowałam. Myślałam, że jest dla Soni idealnym partnerem. Jak to się czasem człowiek może pomylić. Dla rodziny Igora to prawdziwy dramat. Poniekąd zaczynam rozumieć złość jego

249




matki, poczucie bezradności i straty, jakie na pewno jest jej udziałem. Wszystko to sprawia, że wybaczam jej słowa, jakie powiedziała Soni, chociaż matce nie jest łatwo słuchać takich rzeczy o własnym dziecku - dodała i nie czekając na odpowiedź, skierowała się w stronę schodów. Był zaskoczony taką zmianą Anny. Ucieszył się, że jego relacje z przyszłą - na co miał nadzieję - teściową, stają się coraz lepsze.
Sonia siedziała na łóżku wpatrując się w błękit nieba za oknem. Czuła w sercu pustkę mimo, że z Igorem już nic praktycznie ją nie łączyło, a jej ukochany przy niej był. Nie potrafiła jednak zapomnieć o tym, co ich kiedyś było między nią, a Igorem. A było tego wiele. Wspólne chwile wypełnione miłością i czułością, przeżycia których nie da się usunąć ot tak i wymazać z pamięci. Docierało do niej, jak trudne będzie uporanie się z tym. Pomyślała, że to egoizm z jej strony, dawanie sobie prawa do żalu po Igorze, skoro sama go porzuciła. Być może gdyby nie straciła dziecka, teraz byliby razem? Może właśnie ze względu na dziecko dałaby mu drugą szansę? Pytań, które na zawsze pozostaną bez

250




odpowiedzi było bardzo dużo. Westchnęła cicho. Poczuła ukłucie w sercu na myśl, że nie będzie jej na pogrzebie, by po raz ostatni Igora pożegnać. "Igor nie żyje" - nadal dźwięczały jej w uszach słowa Karola. Ale kto? Dlaczego? Zdawała sobie sprawę, że ktoś musiał mieć powód by posunąć się do tak drastycznego rozwiązania, że Igor komuś się naraził. Oczywiście, pierwszy na myśl przyszedł jej Czukow. Jednak nawet gdyby to była prawda, nie mogła nic zrobić.
Nagle jej rozważania przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziała.
- Mogę? - zapytał Siergiej.
- Tak, wejdź. Przepraszam, ale musiałam pozbierać myśli.
Potrzebowałam czasu, by dojść do siebie po takiej informacji.
Podszedł, usiadł obok niej na łóżku, czule objął ramieniem.
- Soniu, tęsknisz za nim?
- To nie tak. Tu nie chodzi o tęsknotę ale o to, że kiedyś był ważną częścią mojego świata, życia. O tym trudno zapomnieć. To, czy myślę o nim, czy tęsknię, nie ma już żadnego znaczenia. Żal mi go. Zmarnował wspaniały talent, jakim obdarzyła go opatrzność.
- Nie zmarnował, ale wykorzystywał do nie zawsze słusznych celów.
- Zawsze

251




chciałam, żeby był uczciwy. Wierzyłam, że związałam się z prawym człowiekiem, który ceni i wierzy w te wartości, co ja. Petersburg go zmienił. Przestałam go poznawać. Stał mi się obcy - po jej policzkach spłynęły łzy. Siergiej mocno ją przytulił. Oboje wiedzieli, że nie potrzeba więcej słów.
Minęło kilka dni od pamiętnego dnia, w którym Sonia dowiedziała się o śmierci Igora. Niby się z tym faktem pogodziła, ale trudno było znaleźć na jej twarzy tą radość i entuzjazm, które tak często jej towarzyszyły. Ożywiała się jedynie w obecności Siergieja. Mimo, że czuł się wspaniale mając Sonię przy sobie, pobyt w Polsce zaczynał mu ciążyć. Co prawda, jej rodzice zdawali się akceptować wybór córki, nawet można było odnieść wrażenie, że go polubili, to tęsknota za domem i klubem czyniła pobyt w Polsce coraz trudniejszym. Pewnego wieczoru, gdy Anna i Krzysztof poszli do znajomych na imieniny, a Siergiej i Sonia siedzieli w salonie oglądając telewizję, odezwał się:
- Soniu, mam pytanie.
- Co się stało?
- Czy myślisz czasem o powrocie do Rosji, do domu? - silił się na naturalność, mimo że miał świadomość, iż

252




odpowiedź może być różna, niekoniecznie taka, jakiej oczekiwał. Nic nie odpowiedziała, ale nie miał wątpliwości, że go słyszała. Po chwili jednak powiedziała:
- Myślę, że to pomysł godny rozważenia.
- Boże - odetchnął z nieukrywana ulgą - Obawiałem się, że kategorycznie odmówisz.
- Tak zastanawiałam się, kiedy ten temat wypłynie. Wiem, że tęsknisz. Jeśli będziemy razem, a wszystko na to wskazuje, któreś z nas będzie tęsknić za domem i bliskimi. I chyba padło na mnie.
Anna co rusz ocierała chusteczką łzy stojąc na terminalu wrocławskiego lotniska. Minął tydzień od rozmowy z Siergiejem, podczas którego Sonia odbyła wiele rozmów z rodzicami usiłującymi odwieźć ją od wyjazdu. Wreszcie jednak pogodzili się z wyborem córki. Anna znowu żegnała swoją jedynaczkę. Dotarła do nich obojga świadomość, że Sonia wybrała życie w Rosji, przy boku Siergieja i nadzieja, że się to zmieni była raczej daremna. Anna zdawała sobie sprawę, że musi zaakceptować wybór córki, jeśli nie chce jej stracić. Krzysztof usiłował trzymać fason, jednak w chwili kiedy Sonia rzuciła mu się w ramiona i powiedziała: "tato,

253




pamiętaj że bardzo cię kocham" nie wytrzymał, zakrył dłonią oczy i rozpłakał się.
- Nie płacz tato - poklepała go po ramieniu - Będę dzwonić codziennie. Petersburg to nie koniec świata. Mamy skypa, a poza tym zawsze możecie nas odwiedzić.
Pożegnanie było długie i bolesne dla wszystkich. Jedynie Siergiejowi trudno przychodziło panowanie nad emocjami. On był szczęśliwy. Niewiarygodnie szczęśliwy. Wreszcie ukochana kobieta będzie dzielić z nim życie. Kiedy rodzice Soni odeszli powiedział:
- Wreszcie mam ciebie tylko dla siebie.
- Tak, ale będę za nimi bardzo tęskniła - odparła smutno.
- Wiem i tym bardziej doceniam twoją decyzję. Rozumiem, że nie była łatwa.
W samolocie wpatrywała się w chmury za oknem.
- Nie bądź taka smutna - z zadumy wyrwał ją głos Siergieja.
- Nie jestem smutna, ale po prostu tyle się ostatnio dzieje w moim życiu, że mnie to już trochę męczy. Chcę wreszcie stabilizacji i na Boga, spokoju.
- Dam ci go, skarbie. Dam ci wszystko, czego zapragniesz.
- Obiecam, że nie będę wymagająca, gwiazdki z nieba nie zawołam - roześmiała się.
- I ją ci dam, jeśli zechcesz.
- Sierjoża - powiedziała

254




tajemniczo - Czy ty zauważyłeś, że niektórzy pasażerowie się tobie przyglądają?
- Zauważyłem. Być może ktoś mnie rozpoznał. Innego powodu nie widzę. Lecieli liniami Aerofłot i Siergiej juz dawno zauważył, że jest obiektem zainteresowania części pasażerów. Słusznie podejrzewał, że chodzi o jego działalność sportową. Jakby na zawołanie, podeszli do niego dwaj młodzi chłopcy, w wieku ok 20 - 22 lat.
- Dzień dobry, pan Siergiej Orłow, prawda? - zapytał jeden z nich.
- Tak, to ja - odparł z uśmiechem, który od startu nie schodził mu z twarzy.
- Nazywam się Oleg Iljanin. Mój ojciec był z panem w wojsku. Walczyliście razem w Gruzji. Pamięta go pan?
Sonia spojrzała najpierw na Siergieja, potem na chłopaka. Słyszała coś o konflikcie w Gruzji ale nigdy się tym bliżej nie interesowała. Miała jednak świadomość, że to Rosja była agresorem. Z twarzy Siergieja uśmiech zniknął błyskawicznie. Zerknął na Sonię w nadziei, że nie słyszała chociaż ostatniego zdania. Niestety, słyszała, a co gorsza, zainteresowała się o czym wyraźnie świadczyła jej mina. Odwrócił się do chłopaka, a na jego twarzy pojawił się wymuszony

255




uśmiech.
- Oczywiście, że pamiętam. Co tam u taty słychać? - uznał, że takie pytanie powinno paść, chociaż szczerze mówiąc w tym momencie zupełnie go to nie interesowało.
- Taty jak zwykle nie ma w domu. Wie pan jak to w wojsku jest. Teraz jest na Ukrainie. Gorąco się tam robi, więc ich wysłali. Zachciało się Ukraińcom zachodniej demokracji..
- A co mogę dla ciebie teraz zrobić? - przerwał mu Siergiej, zanim chłopak powiedziałby coś więcej.
- Chcielibyśmy sobie zrobić z panem zdjęcie. Wyślę ojcu, to się ucieszy. Ostatnio jak dzwonił, to pana wspominał. Mówił, że by mu się tam pan teraz przydał.
- Dobrze, zróbmy sobie zdjęcie - wstał i poprawił koszulę i zrobił kilka zdjęć z chłopcami. Kiedy zadowoleni odeszli, Sonia zapytała:
- W jakiej Gruzji? O czym ten chłopak mówił?
- Byłem w wojsku z jego ojcem, stąd mnie zna.
- Nie o to pytam. Nawet ja wiem, że to Rosja dokonała ataku i to była właściwie regularna wojna. Co ty tam robiłeś?
Siergiej utkwił wzrok w chmurach, jak przed chwilą ona. Jego twarz przybrała ponury wyraz, zniknął gdzieś ten błysk radości w jego oczach. Myślał co jej odpowiedzieć na tak

256




postanowione pytanie. Kiedyś, zanim zgodziła się za niego wyjść, obiecał sobie i Bogu, że jeśli się zgodzi to będzie opierał swój związek na wartościach dla niego najważniejszych. Jedną z nich była szczerość.
- Tak, byłem w Gruzji i walczyłem z jego ojcem w jednym oddziale - jego niski głos spowodował, że Sonię przeszedł dreszcz.
- Zabiłeś kogoś? - zapytała cicho.
- Naprawdę musisz to wiedzieć? - zapytał nie patrząc jej w oczy.
Pokiwała twierdząco głową, chociaż miała świadomość, jak straszna może być odpowiedź.
- Soniu, nie mówmy o tym, proszę. To zamknięty rozdział mojego życia. Błagam, nie mówmy o tym.
- Zabiłeś? - zapytała ledwo słyszalnym głosem. Poddał się.
- Tak, zabiłem - utkwił wzrok w podłodze na wspomnienie tego strasznego czasu - Nawet nie wiem ile osób, nie liczyłem. Tak, zabijałem. Bronią, gołymi rękami. Gdybym ja nie zabił, zabito by mnie. To była wojna. To chciałaś wiedzieć? - spojrzał na Sonię z wyrzutem.
Chciała coś powiedzieć, ale głoś uwiązł jej w gardle. Poczuła, że brakuje jej tchu. Siergiej wiedział, że to co odczuwa Sonia, to coś więcej niż szok.
- Posłuchaj -

257




wziął jej twarz w swoje dłonie, ale go nerwowo odepchnęła.
- Zostaw mnie - powiedziała oschle - Muszę stąd wyjść - zerwała się z fotela, a że siedziała przy oknie, musiała przejść obok Siergieja.
- Poczekaj, porozmawiajmy... - złapał ją za rękę, ale ją wyrwała.
- Nie! - krzyknęła na tyle głośno, że kilku pasażerów spojrzało w ich kierunku. Odpuścił. Pobiegła do toalety i z hukiem zamknęła drzwi. Z trudem łykała powietrze. Osunęła się po ścianie, usiadła na podłodze, ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała. Sytuacja w jakiej się znalazła zdawała sie być beznadziejna. Jej były narzeczony nie żyje, bo został zamordowany za pomoc kryminalistom, obecny - człowiek którego tak bardzo kocha - okazał się zabójcą. Nawet nie bardzo wiedziała jak go nazwać. Uświadomiła sobie, że jeszcze wczoraj zastanawiała się jak będzie wyglądał ich ślub, tymczasem teraz stał on pod wielkim znakiem zapytania. Właściwie na chwilę obecną był niemożliwy. Po kilku przepłakanych minutach, otarła łzy i wróciła na miejsca, nawet nie patrząc na Siergieja. Dalszy lot minął w kompletnej ciszy. Pomimo, że nie trwał długo, dla

258




obojga był wiecznością. Na lotnisku Siergiej opłacił parking i odebrał samochód. Zapakował bagaże i ruszyli do domu. Po godzinie kompletnej ciszy nie wytrzymał.
- Nie będziesz się do mnie odzywała? Ja wiem, że to dla ciebie szok, ale...
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? - przerwała mu - Jak mogłeś ukryć to przede mną?!
- Niczego nie ukrywałem. Po prostu mam to za sobą, nie ma się czym chwalić więc nie opowiadam o tym na lewo i prawo, nawet mi tego nie wolno. Co miałem ci powiedzieć?! Kiedy?! Miałem ci dać pierścionek i powiedzieć: "wyjdź za mnie, co prawda zabiłem kilku ludzi ale nie zwracaj na to uwagi"? Jak ty to sobie wyobrażasz?!
- Nie wiem, ale powinnam o czymś takim wiedzieć zanim... - urwała ale to słowo już padło.
- Powiedz to. Zanim zgodziłaś się za mnie wyjść - powiedział spokojnie nie odrywając wzroku od drogi - Rozumiem, że możesz żałować. Zrozumiem, jeśli zmienisz zdanie - wiele go te słowa kosztowały ale miał świadomość, że powinny paść. Bardzo żałował i był wściekły na młodego Iljanina, że tak nagle wtargnął w jego życie. Nie mogło się to stać w bardziej nieodpowiednim

259




momencie. W samochodzie zapanowała kompletna cisza. Czekał niecierpliwie na jej odpowiedź. Miał nadzieję, że mimo wszystko zechce z nim dzielić życie. Ku jego rozpaczy nic nie powiedziała. Kiedy zajechali pod dom, niebo szarzało. Sonia wyszła z auta i rozejrzała się wokoło. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy stąd wyjeżdżała. Dookoła domu rosły kępy kolorowych kwiatów, po boku schodów rosły róże pnące. Mimo, że był koniec września, wiele z nich nadal cieszyło oko. Nie mogła wykrztusić słowa. Zdała sobie sprawę, że zmiany inspirowane są ilustracjami z książki o ogrodach, którą znalazła w bibliotece u Siergieja. Zaznaczyła karteczkami te strony, na których znalazła coś, co jej się podobało. Nie sądziła, że zwróci na to uwagę.
- Ogród w stylu angielskim raczej tu nie pasuje, ale robiłem co mogłem.
- Tu jest pięknie - powiedziała oszołomiona - Dziękuję.
Kiedy stanęli przed drzwiami, przekręcił klucz i pchnął drzwi. Zanim się zorientowała złapał ją i przeniósł przez próg.
- Ostatnio byłaś tu gościem, teraz jesteś panią tego domu - czekał na oznaki entuzjazmu, radości ale nic

260




takiego się nie wydarzyło.
- Jestem zmęczona, chyba wcześniej się położę.
- Nie zjesz niczego? - zapytał po czym uświadomił sobie, że zasoby lodówki są praktycznie żadne.
- Nie jestem głodna - podeszła, wspięła się na palce i go pocałowała. Był to pocałunek, w którym trudno było znaleźć chociaż resztki czułości, był raczej formalnością i Siergiej miał tego świadomość - Jestem zmęczona i przytłoczona tym wszystkim. Musisz mi dać trochę czasu. Kocham cię i to się nie zmieniło. Nie sądzę, że mogłabym cię przestać kochać ale widzę, że może to być miłość bardzo bolesna - odwróciła się nie czekając na odpowiedź, wzięła torbę i poszła na górę. Zatrzymała się na korytarzu nie wiedząc, do którego pokoju ma się udać. Do tego, który zajmowała kiedy tu przybyła pierwszy raz, czy do sypialni Siergieja. Była teraz jego narzeczoną. Po chwili namysłu jednak udała się do pokoju gościnnego. Wspólna noc była dla Soni w tym momencie zbyt wielkim wyzwaniem. Siergiej zaparzył herbatę i usiadł w kuchni. Kiedy wypił, włożył kubek do zmywarki i udał się na górę. Łuna światła spod drzwi nie pozostawiała

261




złudzeń, w którym pokoju postanowiła spędzić noc. Westchnął ze smutkiem. Wziął szybki prysznic, przewinął ręcznik niedbale wokół bioder i spojrzał w lustro. Poczuł, że pragnie znaleźć się blisko niej. Właśnie teraz. Pragnął jej ciała i serca. Wsunął luźne spodnie dresowe i poszedł do Soni. Chwilę stał pod drzwiami. Wiedział, że jeszcze nie śpi. Cicho otworzył drzwi.
- Wszystko w porządku? - zapytał szukając pretekstu.
- Tak, w porządku - odparła poprawiając kołdrę, ale wyczuł, że to nieprawda. Usiadł na brzegu łóżka, odsunął kosmyk włosów opadający na jej czoło - Nie trzymaj mnie na dystans. Nie zmienię tego, kim byłem, ale wiem kim teraz jestem. I wiem, że kocham cie nad życie. Już nie umiem i nie chcę żyć bez ciebie. Jesteś częścią mnie - słuchała tego w milczeniu. Nie powiedziała tego, co spoczywało teraz na dnie jej serca. Nie powiedziała jak bardzo go kocha. Te słowa jakimś cudem nie przeszły jej przez gardło. Nachylił się i ją pocałował. Nie protestowała. Potraktował to jako zachętę z jej strony. Zatopił rękę w jej gęstych włosach. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej

262




namiętne.
- Nie mogę - przerwała jego zapędy - Nie dzisiaj. Dobranoc.
Nie oponował. Rozumiał, że to co się wydarzyło dzisiejszego dnia mogło ją przytłoczyć.
- Dobrze. Masz tyle czasu, ile potrzebujesz. Poczekam - wstał i bez słowa wyszedł z pokoju.
Kolejne dni były dla Siergieja trudne do zniesienia. Niby wszystko było w porządku, wspólne śniadania, kolacje, wieczorne oglądanie filmów czy spacery po lesie. Gdzieś podświadomie czuł jednak, że Sonia nie do końca uporała się z tym wszystkim. Sonia zaś prowadziła walkę z samą sobą. Zawsze była bezkompromisowa. Gdyby któraś z jej koleżanek powiedziała, że ma chłopaka żołnierza, który był w dodatku na wojnie i kogoś zabił, od razu doradziłaby jej rzucenie go. Nie miałaby litości w ocenie takiego człowieka. Gdyby chodziło o koleżankę, nie o nią samą. Ale tu chodziło o nią i o jej uczucia. O uczucia, którymi darzyła Siergieja. Bardzo go kochała, nie wyobrażała sobie, żeby mógł zniknąć z jej życia. Stał się już na zawsze jego nierozerwalną częścią. Sypiali razem, ale jednak Sonia miała poczucie, że coś się zmieniło i ta przeszłość będzie stała między

263




nimi prawdopodobnie zawsze. Pytanie brzmiało jak sobie z tym poradzą? Czas jednak leczy rany i wszystko zaczęło wracać po jakimś czasie do normy. Oboje uczyli się z tym żyć. Któregoś dnia Siergiej, po powrocie z Petersburga, wszedł do kuchni, objął Sonię, pocałował i powiedział:
- Kochanie, jutro będziemy mieli gości.
- Gości? - powtórzyła zdziwiona. Nikt ich nie odwiedzał, chyba że Zajcew z miasteczka przyjechał, a i oni rzadko gdzieś wyjeżdżali - Kto do nas przyjedzie?
- Moja matka i siostra chcą cię poznać. Nastia już prawie miesiąc mieszka na stancji w Petersburgu. Wiesz... po tym co się ostatnio stało nie chciałem, żeby tak znienacka wpadła, a i ona czuje się onieśmielona. Rzadko jej też zajęcia pozwalają. Powinnaś się lepiej znać na studiowaniu niż ja. Ale teraz, kiedy i mama przyjechała, będziemy gościć je obie. Co ty na to?
- O Boże, czemu mówisz mi o tym tak późno?! - poczuła jak robi jej się gorąco - Przecież muszę się na tą wizytę przygotować.
- Skarbie, ale ty bez makijażu i w gumo filcach wyglądasz cudownie.
- Nie o to chodzi! Jak to "mama przyjechała"? To gdzie ona teraz jest?
- Na razie

264




jest w Petersburgu, u Nastii. Jak się nagadają, to jutro po nie pojadę. Przepraszam, że mówię ci tak późno, ale nie chciałem żebyś byłą zestresowana. Jeden dzień nerwów wystarczy.
- No... Toś mi dobrze zrobił - opadła na krzesło, chwilę myślała po czym otworzyła lodówkę, rozejrzała się. Nim Siergiej się zorientował, trzymał w dłoni długą listę zakupów do zrobienia.
- Masz na to jakieś cztery godziny. Po tym czasie musze to mieć w kuchni na stole - powiedziała tonem wykluczającym jakąkolwiek możliwość negocjacji. Skrzywił się czytając kolejne pozycje na liście.
- Kus - kus, gorgonzola? Co to jest? Gdzie ja mam tego szukać?
- Idź - niemal wypchnęła go za drzwi - Jestem pewna, że sobie poradzisz. Wujek google wszystko ci powie. Jedź do Petersburga albo do miasteczka. Gdzie chcesz, byle szybko. Pa kotku! - posłała mu całusa i z hukiem zatrzasnęła drzwi.
Późnym popołudniem obładowany zakupami Siergiej przekroczył dumnie próg domu.
- Wreszcie! - powiedziała z wyrzutem Sonia - Ileż można czekać?!
Rozejrzał się po kuchni i z uznaniem przyznał, że perfekcyjnie przygotowała "warsztat pracy". Na stole

265




leżały kartki z wydrukowanymi przepisami kulinarnymi, a urządzenia typu mikser czy blender czekały w pogotowiu, gotowe do użycia.
- Kiedy przyjadą? - zapytała wyjmując produkty z wielkich papierowych toreb.
- No jutro...
- Pytam o której? - westchnęła zniecierpliwiona.
- Jutro rano po nie pojadę, więc koło południa powinny być.
- Ok, to teraz zostaw mnie samą i nie przeszkadzaj - niemal wypchnęła go z kuchni, po czym szczelnie zasunęła drzwi.
Był zaskoczony ale i pełen uznania. Przygotowania i lista zakupów świadczyły o tym, że nikt głodny z domu nie wyjdzie. Poszedł na górę przygotować pokoje dla mamy i Nastii. Zajęło mu to trochę czasu, jednak kiedy zszedł drzwi kuchni nadal pozostawały zamknięte, a gwar jaki za nimi panował świadczył dobitnie o tym, że pani domu dwoiła się i troiła. Nie chcąc jej przeszkadzać usiadł na kanapie i włączył telewizor. Przeglądał kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Nagle jego uwagę przykuł serwis informacyjny i relacje z Ukrainy. Nastroje pro unijne były powszechne na zachodniej Ukrainie, mniej na wschodzie. Siergiej zdawał sobie sprawę, że to ryzykowna gra pod nosem Rosji.

266




Zastanawiał się jak to się może potoczyć dalej. Wiedział, jakie znaczenie ma dla Rosji Ukraina i fakt, że młody Iljanin wspomniał o Ukrainie, nie napawał optymizmem. Eskalacja takiego konfliktu może być bardzo niebezpieczna. Rozumiał jednak niepodległościowe aspiracje Ukraińców. Putin niewątpliwie obawiał się utraty dostępu floty czarnomorskiej do Morza Czarnego, a Siergiej wiedział, że do tego nigdy nie dopuści, nawet kosztem wojny. Gdyby rząd w Kijowie zamknął porty w Sewastopolu i Symferopolu, zapewne w ciągu tygodnia wybuchłaby regularna wojna, której efekt nie był trudny do przewidzenia. Putin nie może utracić portów nad Morzem Czarnym. W przypadku eskalacji konfliktu, jedynie pomoc NATO ratowałaby Ukrainę, a to raczej było mało prawdopodobne. Reportaż był wyjątkowo wybiórczy i tendencyjny ale Siergiej umiał czytać między przysłowiowymi wierszami. Domyślił się, że tam był teraz Iljanin, o tym mówił jego syn.
Nagle zdał sobie sprawę, że w kuchni panuje kompletna cisza. Spojrzał na zegarek, dochodziła pierwsza w nocy. Wstał i skierował się w stronę kuchni. Cicho rozsunął drzwi. Jego oczom ukazał się rozczulający

267




widok. Sonia siedziała przy stole z głową opartą o jego blat. Na szafkach i stole stały półmiski. Zauważył faszerowane jajka, szparagi w szynce, sernik na zimno i inne pyszności. Podszedł i delikatnie pocałował dziewczynę.
- Czemu mnie nie zawołałaś do pomocy? To wszystko wygląda fantastycznie. Jestem zaskoczony, tylko kto to zje? To ilość dla pułku wojska, a nie czterech osób - podniosła powoli głowę. Na jej twarzy malowało się zmęczenie.
- Chciałam wszystko przygotować sama - powiedziała ospale - Nie chcę, żeby twoja mama myślała, że jestem jakąś niedojdą i nie umiem gotować.
Nie potrafił się powstrzymać i wybuchnął głośnym śmiechem.
- Nie wiem co cię tak rozbawiło - oburzyła się.
- Przepraszam skarbie - zreflektował się - Jestem z ciebie niesamowicie dumny, ale wierz mi, gotowanie nie jest dla mojej mamy wyznacznikiem dobrej kandydatki na synową.
- A co jest? - ożywiła się.
- Nie wiem, ale jestem pewien że nie są to garnki, chociaż pewnie wolałaby wiedzieć, że jej syn nie głoduje.
- Mam cię! O tym właśnie mówię! Nie chcę, żeby pomyślała, że przy mnie głodujesz.
- Nie pomyśli, uwierz mi. A teraz

268




chodź już spać.
Chętnie przystała na jego prośbę. Kiedy leżeli w łóżku zapytała nagle:
- Kto jeszcze wie?
- Co wie? - spytał zaskoczony nie przeczuwając co ma na myśli.
- O Gruzji - uniosła się i spojrzała mu w oczy - Pytam, kto jeszcze wie o tym co robiłeś w Gruzji.
- A, o to chodzi - położył się na plecach, a twarz mu sposępniała. Spojrzał w sufit. Chwilę milczał, aż poczuł w sobie siłę, y się z tym zmierzyć. Poczuł, że nadszedł ten moment gdy może z nią o tym szczerze porozmawiać, powiedzieć wszystko.
- Moja matka... Nina... I ci, którzy tam ze mną byli.
- Nina tez wie? - Sonia była wyraźnie zaskoczona.
- Tak - powiedział nie odrywając wzroku od sufitu - I zupełnie się tym nie przejęła. Spłynęło to po niej jak po przysłowiowej kaczce. Wtedy nawet się z tego ucieszyłem. Nie musiałem się tłumaczyć, nic wyjaśniać czy samemu wpędzać w poczucie winy. Powiedziałem i uznałem, że mam to z głowy.
- A twoja mama? Jak zareagowała? Dobrowolnie jej powiedziałeś, czy było jak ze mną?

269




Wyrazy: Znaki: