Love Potion – z miłością nie wygrasz
Do każdego lekarstwa dołączona jest ulotka. Między innymi ostrzega ona o możliwych niepożądanych skutkach zażycia specyfiku. Warto czasem zerknąć na te kilka zdań.
Gdyby chciano dołączyć podobną karteczkę do eliksiru miłosnego, lista efektów ubocznych mogłaby się okazać zbyt długą. Problemem nie byłoby umieszczenie owego spisu na małym zwitku papieru. Wszak od czego jest magia? Pytanie brzmi: czy ktoś by to przeczytał? A przecież trzeba jakoś ostrzec przed niepożądanymi działaniami wywaru.
Zdecydowano się dołączyć na buteleczce słowa:
„Używać z rozwagą”
...............................................................................
Biały puch spadał z nieba osiadając na dachach okolicznych domów. Przysiadał na płotach i drzewach, na ulicach oraz ławkach. Przyczepiał się do ubrań ludzi przemykających od drzwi do drzwi. Lodowe płatki wirowały w swym tańcu na wietrze w świetle starych latarni, a śnieg skrzypiał pod twoimi butami przy każdym kroku. Czułaś, jak szczypią cię od chłodu ręce, mimo nałożonych na nie grubych
1
wełnianych rękawiczek.
Kilka nowych osób wyszło ze sklepu naprzeciwko, by zaraz schronić się w innym. Mróz tego wieczora dokuczał bardziej niż w poprzednich dniach. Nie przeszkodziło to jednak uczniom Hogwartu w podjęciu kolejnej wycieczki do Hogsmeade.
Zniecierpliwiona postanowiłaś zajrzeć przez okno do środka jednej z chatek. Wewnątrz było dość tłoczno, przez co nie od razu udało Ci się wypatrzeć swoją przyjaciółkę. Stała pod ścianą niedaleko baru, przy którym zebrał się tłum przemarzniętych uczniów wyczekujących swoich zamówień. Dziewczyna miała widoczne - nawet dla ciebie - wypieki na twarzy i wyglądała na mocno zakłopotaną.
- No idź. – szepnęłaś, a kłąb pary zawirował przez chwilę na zimnym powietrzu.
- Do kogo mówisz? – usłyszałaś za sobą i mało nie podskoczyłaś wystraszona.
Odwracając się spostrzegłaś dwoje wpatrzonych w ciebie oczu. Odchrząknęłaś czując jak zaschło ci w gardle, po czym powoli wstałaś, otrzepując spódnicę ze śniegu.
- Nieładnie tak straszyć ludzi. – powiedziałaś, licząc, że uda ci się jakoś odwrócić ich uwagę od twojego dziwnego zachowania.
Spojrzenie
2
stojącego bliżej ciebie chłopaka złagodniało, a na jego twarzy mogłaś dostrzec przepraszający uśmiech.
- Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć.
- W porządku. – odpowiedziałaś.
Nastała chwila krępującego milczenia. Czułaś pustkę w głowie, nie wiedząc co mogłabyś powiedzieć. Wciąż zastanawiałaś się, dlaczego musiałaś trafić akurat na niego. Chłopcy wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, po czym znów odwrócili się do ciebie.
- Jestem Cedrik. – odezwał się pierwszy, podając ci rękę na przywitanie.
- A ja Oliver. – dodał drugi, gdy skończyłaś się witać z pierwszym chłopakiem.
- Może zechcesz pójść z nami na kremowe piwo? – zaoferował Cedrik. – Tak w ramach przeprosin.
Przystałaś na ich propozycję i chwilę później znaleźliście się pod dachem pubu „Pod Trzema Miotłami”. Jakimś cudem znaleźliście mały stolik upchnięty gdzieś w rogu izby. Cedrik poszedł do baru, by zamówić dla waszej trójki napoje, zostawiając cię sam na sam z Oliverem. Gryfon był nieco mniej śmiały od swojego kolegi, jednak rozmawialiście bez większych przerw i czułaś się przy nim nawet swobodnie.
- ...Gdyby
3
nie zbliżające się ferie z pewnością w niedługim czasie odbyłby się mecz. Jednak najpierw przerwa świąteczna, a teraz to. Po prostu nie ma kiedy trenować...
Zauważyłaś, że quidditch jest jego prawdziwą pasją i musiałaś przyznać, że umiał o nim ciekawie opowiadać. Dlatego, choć sama za nim nie przepadałaś, słuchałaś chłopaka z uwagą. Po kilku minutach wrócił Cedrik, niosąc tackę z trzema kuflami. Każdy wypełniony był słodkim napojem okraszonym apetyczną pianką, która balansowała na krawędzi naczynia. Korzystając z chwili zamieszania wypatrzyłaś swoją przyjaciółkę, która stała niedaleko, przypatrując się wam. Dałaś jej znak by podeszła, jednak odmówiła energicznym kręceniem głowy.
- Przepraszam – powiedziałaś wstając od stolika. – Skoczę tylko umyć ręce i zaraz wracam.
Przeciskając się w kierunku łazienki dałaś znać dziewczynie, by poszła za tobą. Pomieszczenie nie było duże, lecz szczęśliwie nie zastałyście nikogo w środku. Stanęłaś nad jedną z umywalek i odkręciłaś kran. Poczułaś przyjemne ciepło otulające twoje zmarznięte dłonie.
- Chodź, przyłączysz się do nas. –
4
zwróciłaś się do swojej przyjaciółki.
- Nie, nie mogę...
- Przecież to idealna okazja. – nalegałaś. – Spróbuję jakoś odciągnąć...
- O nie! – przerwała ci. – Jeżeli mam tam pójść, to musisz tam ze mną siedzieć!
- No dobra. – wzruszyłaś ramionami.
Nie rozumiałaś, dlaczego nie chciała się zgodzić na twój plan, ale nie podważałaś jej decyzji. Zakręciłaś kurek z wodą i strzepnęłaś z dłoni kilka kropel, zaś resztę wytarłaś o ręcznik, który magicznie wysuszył się zaraz po tym jak odłożyłaś go na miejsce. Wyszłyście z łazienki i udałyście się w stronę stolika. Starałaś się rozmawiać z przyjaciółką na jakieś luźne tematy, żeby sprawić wrażenie, że przypadkowo się spotkałyście, jednak dziewczyna była zbyt spięta, by wyglądało to naturalnie.
- Nie będzie wam przeszkadzało, jeśli moja przyjaciółka się do nas dosiądzie? – zapytałaś chłopaków. – W gospodzie nie ma już wolnych miejsc.
- Jasne, nie ma problemu. – powiedział Cedrik, którego zaraz poparł Oliver.
Chłopcy wstali by przywitać się z dziewczyną.
- To jest Alice. – przedstawiłaś przyjaciółkę.
- Bardzo mi miło,
5
jestem Cedrik.
Puchon podał dziewczynie rękę, którą uścisnęła swoją drżącą dłonią.
– Chyba nieźle zmarzłaś, cała się trzęsiesz. – powiedział. – Przyniosę ci coś ciepłego do picia, żebyś mogła się rozgrzać.
Zawstydzona dziewczyna zdołała tylko kiwnąć głową na znak, że się zgadza.
....................................................................................
- To było ŻENUJĄCE. – westchnęła dziewczyna padając na swoje łóżko.
- Nie było tak źle... – odparłaś bez przekonania.
- Żartujesz, tak?
Spojrzałaś na Alice, która właśnie zaczęła bić głową w poduszkę.
- Ilekroć o coś mnie zapytał jąkałam się, jakbym miała tragiczną wadę wymowy razem z upośledzeniem umysłowym.
Nie wiedziałaś co odpowiedzieć. Cała sytuacja rzeczywiście nie wyglądała kolorowo i niemal w pełni zgadzała się z opisem dziewczyny. Zastanawiając się jak podnieść dziewczynę na duchu usłyszałaś jej cichy jęk.
- On wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy z mojego istnienia.
Tym razem nie widziałaś sensu, żeby zaprzeczać. Byłyście młodsze od chłopaka. Na dodatek nie była to jedyna przeszkoda jaką
6
widziałaś. Fakt należenia przez was do Slytherinu z całą pewnością mógł się również do tego przyczynić.
- Ale teraz już Cię zna. – powiedziałaś, podchodząc do łóżka przyjaciółki.
- Ta – burknęła. – Jako jąkającą idiotkę.
- Przestań, on nie jest taki.
Pomyślałaś, że chyba trochę to pomogło, bo dziewczyna podniosła się i usiadła obok ciebie. Z początku patrzyła tępo w podłogę przed sobą, błądząc we własnych myślach. Cieszyłaś się, że reszta dziewczyn nie zdążyła jeszcze wrócić z Hogsmeade.
- Wszystko będzie dobrze. – mówiłaś, starając się pocieszyć przyjaciółkę. – Mamy jeszcze ponad miesiąc. Na pewno wymyślimy jakiś dobry plan.
...................................................................................
Obudził cię głośny trzask piorunów. Przewróciłaś się leniwie na plecy i spojrzałaś w kierunku, gdzie powinny znajdować się okna. Zwykle biła od nich zielonkawa poświata od oświetlonego w dzień słońcem, a w nocy księżycem jeziora, jednak tym razem nie widziałaś nawet najmniejszego błysku. W pokoju było tak ciemno, że ledwo byłaś w stanie dostrzec końcówki
7
własnych palców. Sięgnęłaś po różdżkę leżącą na stoliku nocnym obok łóżka.
- Lumos – szepnęłaś.
Na końcu różdżki pojawiło się niewielkie światełko. Przystawiłaś je do tarczy małego zegarka, który wskazywał szóstą czterdzieści. Zdziwiłaś się, myśląc, że jest o wiele wcześniej. Położyłaś się z powrotem na łóżku, nie gasząc jeszcze światełka. Spojrzałaś znów w stronę okien. Warstwa lodu pokrywającego jezioro musiała być niezwykle gruba, gdyż nadal nie mogłaś przeniknąć wzrokiem mrocznej otchłani wody. Zaczęłaś zastanawiać się nad jakimś planem działania dla przyjaciółki. Potrzebowałaś czegoś, co sprawiłoby, że chłopak zechce spędzić z nią trochę czasu. Oraz czegoś, co pomogłoby jej przestać się jąkać. Rozmyślałaś nad tym kilka dobrych minut, jednak nic sensownego nie przychodziło ci do głowy. Nagle zauważyłaś jak jedna z twoich koleżanek poruszyła się w swym łóżku.
- Nox – szepnęłaś szybko i światełko zgasło.
.......................................................................................
To była jedna z tych długich, niekończących się lekcji. Mieszałaś
8
leniwie wywar bulgocący w twoim kociołku, jednak myślami wybiegałaś daleko poza podziemną klasę. Profesor Snape znów ujął kilka punktów Gryffindorowi, ale nawet nie chciało ci się słuchać za co tym razem. Szczerze mówiąc nigdy nie byłaś zainteresowana konkursem domów i nie dbałaś o zdobywanie czy tracenie punktów. W całej karierze dostałaś może cztery. Wszystkie były z eliksirów. Miałaś pewien dar do tego przedmiotu i gdyby nie twoje lenistwo, miałabyś z niego najlepsze oceny, możliwe, że nawet w całej historii Hogwartu. Nie ważne jak skomplikowany byłby przepis, tobie zawsze się udawał. I to za pierwszym razem. Profesor Snape czasami zaczepiał cię, próbując zmotywować do poszerzania wiedzy, jak również chcąc zaszczepić w twojej głowie myśl o związaniu z tym przedmiotem swojej przyszłości, jednak nie byłaś pewna, czy rzeczywiście byś tego chciała.
- Jak ty to robisz?
Po kilku sekundach zdałaś sobie sprawę, iż pytanie było kierowane do ciebie. Spojrzałaś na Blaise’a i wzruszyłaś ramionami.
- Jakoś samo wyszło. – odparłaś z niewinną minką.
Chłopak pokręcił głową, wzdychając. Zerknęłaś do jego
9
kociołka. Bulgocząca złowrogo w środku maź przypominała rozgotowaną ropuchę, a jej zapach był jeszcze gorszy niż wygląd. Czując jak przewraca ci się w żołądku odwróciłaś głowę, spoglądając do podręcznika. Wiedziałaś, że wywar trzeba rozrzedzić. Jeśli by się to udało, może eliksir da się choć częściowo odratować.
- Spróbuj tego – powiedziałaś, podając koledze małą fiolkę z białawym płynem. – Wlej wszystko i mieszaj, dopóki nie zmieni barwy.
Chłopak bez słowa wykonał twoje polecenia. Zauważyłaś jak siedzący kilka rzędów przed tobą Gryfon zerka ze złością w waszą stronę. Przypomniałaś sobie, że dostał ujemne punkty na poprzedniej lekcji za pomaganie swojemu koledze. Zignorowałaś chłopaka, wracając do nadzorowania kociołka Blaise’a. Eliksir powoli zmieniał swoją barwę i konsystencję, co uznałaś za dobry znak.
- A teraz co? – zapytał, odkładając łyżkę do zlewu.
- Ostatni punkt z instrukcji. Eliksir nie będzie zbyt mocny, ale powinien zadziałać.
Blaise uśmiechnął się do ciebie.
- Dzięki. Jesteś wielka.
- Nie przesadzaj. – odparłaś, machnąwszy ręką.
Snape widząc, że
10
skończyłaś podszedł do waszej ławki. Zerknął na przygotowany przez ciebie eliksir i minimalnie pokiwał głową, co u niego oznaczało uznanie. Napełnił małą fiolkę twoim wywarem, po czym podszedł do jednej z przygotowanych roślinek. Wlał do doniczki trzy krople i odsunął się nieco, mówiąc, by wszyscy uważnie obserwowali. Wątła, nieco podeschła gałązka zaczęła się naprężać. Powoli uniosła swoje gałęzie, a liście na nich nabrały właściwych sobie kolorów. Po dwóch minutach roślina nie nosiła żadnych oznak chorób czy niedoboru wody lub innych niezbędnych sobie substancji. Kilkoro uczniów zaczęło bić ci brawo. Z początku byli to sami Ślizgoni, lecz ku twojemu zdumieniu dołączyła do nich również część Gryfonów. Potem przyszedł czas na prezentację eliksiru Blaise’a oraz pozostałych osób w klasie. Niektóre rośliny wyzdrowiały, jednak zajęło im to o wiele więcej czasu niż twojej. Jeszcze inne tylko bardziej zmarniały i, jeśli było to za sprawą eliksiru kogoś z Gyffindoru, padały kolejne ujemne punkty. Roślinka podlana wywarem Blaise’a podniosła się, jednak widać, było, że nie wróciła jej pełnia sił,
11
za co chłopak dostał nieco niższą ocenę.
Pakując się zauważyłaś, że ktoś do ciebie podchodzi.
- Odpowiednie uwarzenie tego eliksiru to jedno, ale uratowanie go...
Spojrzałaś na profesora Snape’a. Jego twarz jak zwykle nie zdradzała niczego, jednak wiedziałaś już do czego zmierza.
- Zdaję sobie sprawę, że SUMy będą interesowały cię dopiero za dwa lata – urwał na chwilę w tym miejscu, jakby chciał dodać „jeśli w ogóle” - jednak uważam, że powinnaś zająć się tym przedmiotem na poważnie już teraz. Większość uważa go za zbędny, ale ci głupcy nie zdają sobie sprawy, jakie daje on możliwości.
Przytaknęłaś na znak, że przyjęłaś jego słowa do wiadomości. Profesor stał chwilę rozważając jakąś myśl w swojej głowie, a ty czekałaś, nie wiedząc czy możesz już iść, czy nie.
- Niewielu spotkałem w swojej karierze uczniów mających jakiś potencjał w tej dziedzinie - odezwał się w końcu. - a twój talent... wyróżnia się nawet wśród tych najzdolniejszych.
- Rozumiem. – powiedziałaś cicho.
Profesor odwrócił się i ruszył w stronę swojego gabinetu, co jednoznacznie wskazywało na koniec rozmowy.
12
Mimo to stałaś tam jeszcze przez kilka chwil trawiąc jego słowa. Jeszcze nigdy nie usłyszałaś od Snape’a pochwały. Tej prawdziwej pochwały.
..................................................................................
- Dziwisz się? Wszystkie uważone przez ciebie eliksiry DZIA-ŁA-JĄ! Wszystkie! – podkreśliła Ellen. - W porównaniu do innych, u których szczytem możliwości jest nieraz by chociaż nie zrobiły nikomu ani niczemu krzywdy, wychodzi na to, że jesteś jakimś bogiem eliksirów.
- Boginią – poprawiła ją Margaret.
Ellen przytaknęła i razem z blondynką spojrzały wymownie na ciebie. Przewróciłaś tylko oczami nie chcąc ciągnąć tego tematu. Dziewczyny nie zamierzały jednak dać ci za wygraną. W tym samym momencie do sypialni weszła twoja przyjaciółka.
- Alice! – zawołała na jej widok Margaret. – Może ty przemówisz jej do rozsądku.
Dziewczyna rozejrzała się po pokoju nie rozumiejąc co się dzieje.
- Profesor Snape oświadczył dzisiaj, że stojąca tu...
Alice powstrzymała ją ruchem ręki. Pokiwała krótko głową na znak, że już wie o czym mowa.
- Ja też już próbowałam. – powiedziała wzruszając
13
bezradnie ramionami. – Ale jak widać ten osiołek jest bardzo uparty.
Alice posłała ci niewinny uśmieszek. Chciałaś już jej odpowiedzieć, kiedy rozległ się dźwięk dzwonów, obwieszczający początek lekcji. Machnęłaś na to wszystko ręką i, chwytając zostawioną przy łóżku torbę, pognałaś kamiennym korytarzem w stronę schodów razem z innymi Ślizgonami.
.................................................................................
Usłyszałaś swoje imię i odwróciłaś się, zastanawiając czy rzeczywiście chodziło o ciebie, gdyż nie mogłaś przypomnieć sobie do kogo należał ów głos. Widząc czyjąś postać za plecami, podążyłaś wzrokiem ku górze, gdzie spodziewałaś się znaleźć głowę.
- Czyli dobrze pamiętałem.
W pierwszej chwili nie rozpoznawałaś chłopaka, lecz zaraz go sobie przypomniałaś.
- Proszę. – powiedział podając ci książkę. – Zostawiłaś ją w klasie.
Przyjęłaś podręcznik i otworzyłaś na pierwszej stronie, gdzie widniał twój własnoręczny podpis.
- Mieliśmy tam po was zajęcia, więc pomyślałem, że wezmę i ci przyniosę, skoro jest przerwa obiadowa i wszyscy się tu spotykamy.
-
14
Jej... dziękuję. – zdołałaś wreszcie wykrztusić zaskoczona taką uprzejmością.
- Tam jest!
- Hej! Oliver! - dobiegły was czyjeś krzyki od strony stołu Gryfonów.
- Chodź! Chcieliśmy ci opowiedzieć o naszym mistrzowskim planie na najbliższy mecz!
Zobaczyłaś dwóch podobnych do siebie niczym dwie krople wody chłopaków, którzy wymachiwali rękami, by przykuć uwagę Olivera, a przy okazji około połowy uczniów jedzących w Wielkiej Sali. Rozpoznałaś w nich sławnych bliźniaków Weasley.
- Chyba bardzo chcą z tobą porozmawiać.
- Rzeczywiście. – przytaknął Oliver, drapiąc się po głowie. – No! Co miałem zrobić, to zrobiłem. Będę już leciał.
- Jeszcze raz dziękuję. – powiedziałaś odprowadzając chłopaka wzrokiem do sąsiedniego stołu.
- Czego od ciebie chciał?
Odwróciłaś się w stronę Blaise’a, który nie wiesz, kiedy pojawił się obok ciebie. Nie pytając o pozwolenie zajął miejsce po twojej lewej.
- Przyniósł mi książkę. Zapomniałam jej wziąć z klasy.
Podniosłaś się, aby sięgnąć chochli, która powoli tonęła w wazie. Chwyciłaś ją niemal w ostatnim momencie, zanim całkowicie zanurzyła się w
15
dyniowym kremie.
- Skąd go znasz?
Posłałaś Blaise’owi ostrzegawcze spojrzenie.
- Czy to przesłuchanie? – zapytałaś siląc się na neutralny ton.
- Skąd go znasz? – powtórzył.
Skończywszy nalewać sobie zupy, odłożyłaś chochlę z powrotem do wazy, robiąc to na tyle ostrożnie, by ta się nie zsunęła.
- Spotkaliśmy się przypadkowo w Hogsmeade. Razem z Cedrikiem zaprosili mnie na kremowe piwo, kiedy zobaczyli, że cała przemarzłam.
Blaise nie był usatysfakcjonowany twoją odpowiedzią, co dawał łatwo po sobie poznać, jednak nie zamierzałaś się tym w ogóle przejmować. Siedzieliście chwilę w milczeniu, kiedy dosiadł się do was Draco razem z Pansy. Dziewczyna niemal wisiała blondynowi na ramieniu.
- Mogłabyś i mi czasem pomóc. – odezwał się Malfoy. – Zawaliłem ostatnie trzy eliksiry i Snape zdążył się już wkurzyć. Jeśli tak dalej pójdzie, gotów pewnie jest napisać do mojego ojca, a tego wolałbym uniknąć.
Uśmiechnęłaś się, pokazując, że rozumiesz sytuację i współczujesz chłopakowi. Przełknęłaś ostatni łyk zupy, by móc mu odpowiedzieć, lecz zanim zdążyłaś się odezwać ubiegła cię Pansy.
- Ja ci
16
chętnie pomogę! W końcu radzę sobie nie najgorzej.
- Najlepiej też nie. – burknęłaś pod nosem na tyle cicho, by jedynie Blaise usłyszał ten komentarz.
Zauważyłaś, jak drgnął mu kącik ust i pomyślałaś, że niedługo przestanie się gniewać.
................................................................................
Stałaś w niewielkim przejściu, próbując oprzeć się silniejszym podmuchom lodowatego wiatru. Nad głową słyszałaś pohukiwanie sów, które kryły się wśród murów wieży. Alice gwizdnęła krótko wpatrując się w jedną z kamiennych półek. Podążyłaś wzrokiem w tamtą stronę. Początkowo wszystko zdawało się być skryte w ciemności, lecz po chwili zauważyłaś tam jakiś jasny punkt. Zaraz też usłyszałaś znajome pohukiwanie. Alice wystawiła rękę, by ptak mógł na niej swobodnie wylądować. Sowa przyglądała się przez kilka sekund dziewczynie, po czym sfrunęła gładko na dół.
- No to co o tym myślisz? – zapytała Alice, przywiązując liścik do małej nóżki.
- Sama nie wiem. – odparłaś, wzdychając. – Eliksiry robione na lekcji, to jedno...
- Proszę.
Dziewczyna spojrzała na ciebie
17
błagalnym wzrokiem.
- Znalazłam gotowy przepis w książce. – mówiła. – Wszystko na mój koszt, ty tylko go uwarzysz...
- Alice – powstrzymałaś przyjaciółkę. – a co, jeśli coś pójdzie nie tak?
Dziewczyna spuściła na chwilę wzrok, lecz zaraz blask nadziei w jej oczach powrócił ze zdwojoną siłą.
- Co miałoby pójść nie tak? Tobie wszystkie eliksiry się udają!
Widziałaś, że nie dasz rady przemówić dziewczynie do rozsądku.
............................................................................
Przesuwałaś palcem po pożółkłej stronie księgi, odczytując kolejne niezbędne składniki. Kiedy dotarłaś do końca listy zatrzymałaś się na chwilę, po czym z impetem zamknęłaś wielkie tomiszcze. Osiadły na nim kurz wzbił się w powietrze, przez co zaczęłaś się krztusić.
- Nie ma szans. – oświadczyłaś, kiedy wreszcie znów mogłaś spokojnie odetchnąć. – Nie zdobędziemy tych składników.
Alice przysiadła się bliżej i na powrót otworzyła księgę.
- Skórka pomarańczy? To chyba nie problem wynieść jedną z kolacji?
- A płatki irysów? – zapytałaś. – Zebrane o północy?
- Może jakoś się...
-
18
Korzenie mandragory? Zarodnik paproci? Mam wymieniać dalej?
Dziewczyna umilkła.
- No dobra. Dalej jest tylko wrząca woda. – powiedziałaś łagodniejszym tonem, widząc jej smutną minę. – Ale i tak. To nie ta pora roku. Może gdzieś na wiosnę by się udało... Ale nie teraz, w środku zimy. Mandragory dopiero dojrzewają. Irysów też nie ma.
- Rozumiem.
Spojrzałaś na Alice, która była wyraźnie niepocieszona. Przytuliłaś dziewczynę, chcąc ją jakoś podnieść na duchu. Ktoś przeszedł obok was, kierując się do kolejnego rzędu z regałami. Uznałaś, że bezpieczniej będzie zamknąć książkę i odłożyć ją na miejsce. Podniosłaś się, otrzepując spódnicę z kurzu, kiedy kątem oka wychwyciłaś jakieś dwie osoby krzątające się pomiędzy półkami.
- Mówię ci George, że odkładałem ją tutaj.
- No to co się z nią stało? Wyparowała?
Zauważyłaś, że to bliźniacy Weasley. Zdziwił cię ich widok w bibliotece, lecz bardziej zaniepokoił fakt, iż buszują w miejscu, z którego brałaś księgę. Stanęłaś na brzegu, biorąc pierwszą lepszą książkę, która wpadła ci w rękę i udając, że czytasz, śledziłaś ukradkiem ich
19
ruchy. Zastanawiałaś się czemu właściwie to robisz, jednak kierowana przez jakieś niejasne przeczucie stwierdziłaś, iż nie będziesz się wycofywać. Księgę z eliksirami oparłaś o jakieś inne tomy w taki sposób, by było ją łatwo dostrzec. „Zaczytana” odeszłaś kilka kroków dalej i usiadłaś przy stoliku, skąd mogłaś swobodnie obserwować bliźniaków.
- No to co? Zbieramy się? – zapytała Alice.
Uciszyłaś dziewczynę, pokazując ruchem ręki, by usiadła obok ciebie i się nie odzywała. Alice nie rozumiejąc co próbujesz zrobić, usiadła powoli na wskazanym miejscu, bacznie ci się przyglądając. Bliźniacy przeczesywali kolejne półki, kiedy jeden z nich natknął się na pozostawiony przez ciebie tom.
- Fred, zobacz! Znalazłem! – szepnął jeden z rudzielców.
Ten drugi zaraz znalazł się przy nim. Obaj wyglądali na uradowanych. Wsadzili książkę do plecaka i ruszyli w stronę wyjścia.
- Jeżeli nie wrócę w przeciągu godziny, to możesz wysłać za mną ekipę ratunkową. – rzuciłaś Alice na odchodne, po czym pognałaś za rudzielcami.
„Co ja robię?” – myślałaś, schodząc na placach po schodach, w nadziei, że
20
bliźniacy cię nie usłyszą. Ostrożnie stąpałaś po kolejnych stopniach, sprawdzając co chwila, czy rudzielce nie kryją się za rogiem. Usłyszałaś zgrzyt zawiasów. Przyspieszyłaś trochę, nie wiedząc jak daleko znajdujesz się od korytarza. Wyjrzałaś zza rogu w ostatniej chwili, by ujrzeć zamykające się drzwi. Zeszłaś z ostatniego stopnia i rozejrzałaś się po korytarzu. Biegnące na lewo i prawo jego odnogi tonęły w ciemnościach. Ruszyłaś przed siebie, oglądając się co jakiś czas dla pewności. Doszłaś do drzwi, za którymi zniknęli bliźniacy i ze zgrozą stwierdziłaś, iż jest to męska toaleta. Wzięłaś głęboki wdech zastanawiając się co powinnaś zrobić dalej. Ten korytarz nie był zbytnio uczęszczany o tej porze, co dawało pewną nadzieję, że nikt z zewnątrz cię nie zaskoczy. Przystawiłaś ucho do drzwi, jednak niczego nie usłyszałaś. Chciałaś już odchodzić, lecz coś cię powstrzymywało. „Zgłupiałam do reszty.” – pomyślałaś. Przykucnęłaś i zerknęłaś przez dziurkę od klucza. Początkowo nie umiałaś rozpoznać co właściwie widzisz. Wszystko zdawało się być przypadkowymi różnej barwy plamami.
21
Dopiero odsuwając się o pół kroku zdołałaś złapać ostrość obrazu. Widziałaś kawałek ściany, która wyglądem nie różniła się od tej na korytarzu. Nieco niżej była umywalka, nad którą musiało znajdować się lustro. Przekręcałaś głowę to na lewo, to na prawo, jednak w twoim zasięgu nie było już nic więcej do zobaczenia. Musiałaś przyznać się do porażki. Czym prędzej popędziłaś w stronę schodów prowadzących do twojego dormitorium, uznając, że byłoby już grubą przesadą, gdyby jeszcze ktoś cię tu nakrył.
................................................................................
Razem z Margaret i Ellen siedziałyście w pokoju wspólnym próbując ogrzać się przy kominku. W kącie po drugiej stronie Pansy skakała na około Draco, szczebiocząc niczym mały słowik z ADHD. Ellen, skupiona na nauce do nadchodzącego sprawdzianu, nie zwracała na to uwagi, w przeciwieństwie do Margaret, która wręcz kipiała ze złości. Słuchałaś jej przytyk oraz wszelkich uwag pod adresem Pansy z równym przejęciem co Snape’a, gdy cię namawiał do podjęcia nauki eliksirów. Cieszyłaś się ciepłem ognia, postanawiając sobie,
22
że nikt ani nic nie zepsuje ci tej błogiej chwili.
- Powiedzcie mi – zaczęła Ellen, kładąc książkę na kolanach. - do czego będzie mi potrzebna informacja, że trytony, gdy chcą pozbyć się plumpek, to zawiązują ich odnóża w supeł?
Wymieniłyście z Margaret spojrzenia, wzruszając bezradnie ramionami.
- Albo to, że błotoryje lubią zjadać mandragory?
- Może będziesz kiedyś hodować takiego błotoryja? Dobrze, żebyś wiedziała wtedy czym go karmić.
Ellen nie uznała tego za dobry żart. Nie mówiąc nic więcej, wróciła do czytania podręcznika. Ogień w kominku przeskakiwał wesoło z jednego drewienka na drugie, wyginając się, kuląc i wydłużając. Wyglądało to niczym taniec, który z każdą chwilą coraz to bardziej cię hipnotyzował. Margaret znudziło się wymyślanie na Pansy, widząc, iż nie słuchasz jej z należytą uwagą. Nie mając co ze sobą zrobić, wstała i poszła w kierunku sypialni, mijając po drodze Blaise’a. Chłopak rzucił krótkie spojrzenie w stronę stolika, gdzie siedział okupowany przez Pansy Draco. Posłał mu pełne współczucia spojrzenie i ruszył w stronę kominka.
- Pomożesz mi? – zapytał, waląc
23
się na kanapie obok ciebie.
Zerknęłaś na trzymany przez niego pergamin. U góry widniało kilka pytań, które Snape zadał wam w ramach pracy domowej.
- Wszystko jest opisane w podręczniku. – odparłaś, wracając do śledzenia wesołych płomyków.
- Oj, nie bądź taka. – na twarzy chłopaka zagościł szeroki uśmiech. – Potrafiłabyś to wyrecytować przez sen.
- W takim razie musisz poczekać, aż zasnę.
Blaise dźgnął cię lekko w bok.
- Ej!
- Nie daj się prosić.
Westchnęłaś tylko, lecz wzięłaś od niego pergamin i na szybko przemknęłaś wzrokiem po pytaniach. Zaraz oddałaś mu kartkę, zaczynając dyktować kolejno odpowiedzi. Chłopak chwycił pióro, skrzętnie notując każde twoje słowo. Kusiło cię, żeby wpleść tam jakieś bezsensowne zdanie w ramach żartu, jednak pomyślałaś, że zostawisz sobie tę możliwość na jakiś inny raz. Kiedy skończyliście Blaise spojrzał na swój pergamin. U góry kartki jego pismo miało normalną wielkość, którą traciło z kolejnymi linijkami tekstu. Dolne litery były tak małe, że z trudem byłaś w stanie je rozszyfrować. Chłopak próbował rozmasować sobie dłoń czując w niej
24
pulsujący ból.
- Dzięki, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. – powiedział, uśmiechając się.
Nachylił się w twoją stronę i, zanim zorientowałaś się co kombinuje, dał ci buziaka w policzek. Zaraz też wstał, odchodząc z powrotem do swojej sypialni, nie dając ci tym szansy na reakcje.
- Uuuu – usłyszałaś z lewej strony cichy głos Ellen. – No proszę, proszę. Kto by pomyślał?
Nie przejęłaś się słowami dziewczyny, zbyt zszokowana zaistniałą sytuacją. Przyjaźniliście się z Blaisem odkąd sięgałaś pamięcią. Chłopak zawsze się tobą opiekował, tłumacząc to tym, iż jest od ciebie starszy. Nie ważne, że było to ledwie kilka miesięcy. Traktowałaś go jak starszego brata, który zawsze przychodził ci z pomocą, gdy jej potrzebowałaś... a tu odstawia coś takiego. „Może jednak przesadzam.” – pomyślałaś. – „To tylko buziak w policzek.” Próbowałaś wyrzucić myśl o tym, iż zdarzyło się to pierwszy raz. Zwykle to ty zasypywałaś go buziakami, ale było to dość dawno, jak jeszcze byliście mali. Odkąd trafiliście do Hogwartu uznałaś, że mogłoby to być dla niego krępujące. Albo może to ty się
25
krępowałaś już to robić?
...................................................................................
Sobotnie śniadanie obfitowało w wiele nowości. Jedną z większych niespodzianek dla uczniów Hogwartu, zarówno tych młodszych, jak i tych starszych, był nowopowstały festiwal, który miał się odbyć w Walentynki. Inicjatywa miała według plotek wyjść od jednego z prefektów, który zafascynował się tym niezwykłym mugolskim zwyczajem i postanowił go przenieść do magicznych murów tej szkoły. Według oficjalnej wersji było to planowane od dawna, bez wskazania na pomysłodawcę. Niezależnie jednak od tego, kto za tym stał, festiwal był już faktem. Każdy z uczniów mógł się zaangażować w dowolną działalność, a tych nie brakowało. Nabór oraz pierwsze spotkania miały się odbyć już następnego dnia, więc czasu do namysłu nie było wiele.
Kiedy dyrektor zakończył ogłoszenia, na stołach pojawiły się potrawy, a szczęk sztućców i talerzy mieszał się z gwarem podekscytowanych uczniów. Do ogólnego zamieszania dołączyły sowy, przynoszące listy do młodych adeptów magii.
- Czy to nie Amber tam leci? – pokazałaś w
26
kierunku małej sówki.
Ptak zatoczył nad waszymi głowami koło i upuścił mały liścik wprost na wyciągnięte ręce twojej przyjaciółki. Dziewczyna trzymała kopertę, wpatrując się w nią nerwowo.
- No otwórz! – przynagliłaś ją.
W tej samej chwili na twoim talerzu wylądował z plaskiem niewielki pergamin, przyklejając się do zostawionej tam kanapki z dżemem. Spojrzałaś w górę, gdzie dostrzegłaś swoją sowę. Wlepiła w ciebie wielkie czarne oczy i zahuczała prosząc o smakołyk. Wzdychając, rzuciłaś jej jakiś kawałek, by czym prędzej odfrunęła.
- Zawsze to samo. – mruknęłaś. – Odzywa się tylko wtedy, kiedy chce jeść.
Wyciągnęłaś pergamin z kanapki i otarłaś go chusteczką z truskawkowej mazi.
- Od kogo? – zainteresowała się Alice.
- Nie mam pojęcia. – odparłaś, rozwijając papier. – Wieża astronomiczna, dzisiaj o północy. – przeczytałaś.
Przewróciłaś pergamin na drugą stronę w poszukiwaniu podpisu, lecz i tam go nie znalazłaś.
- Dziwne...
- Może to zaproszenie na randkę od tajemniczego wielbiciela?
Spojrzałaś na Alice, dając jej jasno do zrozumienia, że szczerze w to wątpisz.
- Ale skoro
27
już jesteśmy w tym temacie – zaczęłaś, chowając papier do kieszeni. – to może łaskawie otworzysz wreszcie swój list.
Na policzkach dziewczyny momentalnie zapłonęły rumieńce.
- Ja... może... poczekam z tym...
- Dawaj to!
Wyrwałaś jej z rąk kopertę i jednym sprawnym ruchem otworzyłaś, wyciągając ze środka papier, który następnie podałaś dziewczynie.
- No i? – zapytałaś ciekawa jego treści.
- Zgodził się! – zapiszczała uradowana jak mały bączek i zaraz rzuciła się ciebie przytulić. – Dziękuję! To był świetny pomysł!
Odwzajemniłaś przytulasa, ciesząc się szczęściem przyjaciółki.
..................................................................................
- Chyba nie zamierzasz przesiedzieć całego dnia w pokoju wspólnym?
Otwierając oczy zobaczyłaś nad sobą Draco.
- A gdzie zgubiłeś Pansy?
Chłopak skrzywił się lekko na wspomniane imię. Podniosłaś tułów, siadając na tapczanie i rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Poza waszą dwójką nie było tu nikogo.
- Czyżbyś się przed nią chował?
- Daj spokój. – odparł, siadając na fotelu na przeciwko.
- Nie możesz jej po prostu powiedzieć, że
28
nie chcesz jej towarzystwa?
Blondyn pokręcił minimalnie głową.
- Gdyby to było takie proste.
Siedzieliście przez chwilę w milczeniu. Prześlizgnęłaś wzrokiem po pomieszczeniu. Z każdej strony biła elegancja i przepych, jaką projektant włożył w to miejsce. Kryształowe żyrandole, szklana zastawa, aksamitne poduszki, którymi wykończone były mahoniowe krzesła oraz kamienne mury odbijające się w wypolerowanej posadzce. Czasami zastanawiałaś się czy pokoje wspólne pozostałych trzech domów też tak wyglądają. Na pewno królowały w nich inne barwy niż wasza szmaragdowa zieleń połączona z pięknym srebrem, jednak rozmieszczenie mebli mogło być przecież podobne.
- To ile chciałabyś za korki z eliksirów?
Przeniosłaś wzrok z powrotem na blondyna.
- Nic – odparłaś po chwili namysłu.
Chłopak był z początku zaskoczony, jednak zadowoliła go ta odpowiedź. Drzwi wejściowe otworzyły się i przeszła przez nie grupka pierwszoroczniaków.
- Moglibyście wreszcie zapamiętać, że hasło zmienia się co dwa tygodnie. – usłyszałaś głos jednego z waszych prefektów. – Nowe jest zawsze umieszczane na tablicy.
Młodzi Ślizgoni rzucili kilka
29
przeprosin i podziękowań, po czym czmychnęli w stronę sypialni. Gdy przebiegali obok was, zauważyłaś, że są nieźle wystraszeni. Nawet im się nie dziwiłaś. Douglas Brown był wysokim chłopakiem o mało przyjemnym wyglądzie. Miał gęste czarne brwi, które niemal zawsze miał ściągnięte, przez co wyglądał na zdenerwowanego. Niewiele też się uśmiechał. Uważałaś jednak, że to dobrze, bo wyglądał wtedy makabrycznie.
- Widzieliście może Megan? – zapytał podchodząc do waszej dwójki.
Pokręciliście głowami. Chłopak, ku twojemu zaskoczeniu, jeszcze bardziej zmarszczył czoło. Nie sądziłaś, że jest to możliwe i wcale nie byłaś wdzięczna losowi za możliwość wyprowadzenia cię z błędu. Douglas stał tak przez chwilę nic się nie odzywając, przez co zaczynałaś już czuć się mało komfortowo.
- Gdybyście ją spotkali, to powiedzcie jej, że ją szukam. Jest odpowiedzialna za stoisko naszego domu na tym festiwalu. – to powiedziawszy, ruszył w kierunku wyjścia, nie czekając nawet na jakieś potwierdzenie z waszej strony.
- Cały ten festiwal to jakaś jedna wielka pomyłka. – burknął Draco. – Jeśli mój ojciec się o tym
30
dowie...
- Gdyby nie poszła plota o tym, że pomysł jest wzięty z mugolskich zwyczajów, to nie plułbyś tak jadem. – wtrąciłaś, nim zdążył dokończyć myśl.
Chłopak spojrzał na ciebie z niemałym zaskoczeniem.
- Uważasz ten pomysł za dobry?
- Uważam go za utrapienie. – odparłaś, ignorując złowrogie błyski w jego oczach. – Ale z pewnością znajdą się tacy, którym będzie się podobał, więc... niech sobie będzie.
Spojrzenie Draco minimalnie złagodniało.
- Przecież nikt cię nie zmusi do uczestniczenia. – powiedziałaś, chcąc do końca zażegnać jego gniew.
- Mam nadzieję.
Chłopak odwrócił głowę, opierając ją na ręku. Zrozumiałaś, że miał na myśli Pansy.
- Zawsze możemy się gdzieś ukryć. – zaproponowałaś, uśmiechając się przyjaźnie do chłopaka.
Blondyn obdarzył cię jeszcze jednym, nieco dłuższym spojrzeniem.
- Tak, możemy. – szepnął odwracając głowę w stronę kominka, a kącik jego ust uniósł się lekko.
- Tutaj jesteś!
Alice podążała szybkim krokiem w twoim kierunku. Nim zdążyłaś jakoś zareagować już ciągnęła cię w stronę waszego pokoju.
- Hej! Co się stało? – pytałaś
31
zaskoczona tym nagłym „porwaniem”.
- Musisz mi pomóc. – powiedziała Alice. – Zaraz wszystko zrozumiesz.
Dziewczyna usilnie próbowała cię przeciągnąć kolejne kilka metrów. Spojrzałaś na Draco, który był niemniej zaskoczony od ciebie. Wzruszyłaś tylko ramionami, na co odpowiedział ci tym samym gestem. Zaraz też, razem z Alice, zniknęłyście za drzwiami prowadzącymi do korytarza z sypialniami Ślizgonek.
- Houston, mamy problem. – zawołała Margaret, gdy tylko weszłyście do waszego pokoju.
- Jaki Houston? – zapytałaś.
- Tak się mówi, to... nie ważne. – dziewczyna odpuściła sobie dalsze tłumaczenie. – Po prostu mamy małą awarię...
- Nie mam się w co ubrać. – dokończyła za nią Alice.
Stałaś przez chwilę, mrugając z niedowierzania powiekami. W końcu wybuchłaś śmiechem, zrozumiawszy o co im chodzi. Widząc jednak poważne miny koleżanek, uspokoiłaś się nieco, choć dalej rozbawiona powiedziałaś:
- Rozumiem, że chodzi o spotkanie z Cedrikiem?
Alice przytaknęła. Pokręciłaś głową, nie mogąc uwierzyć, że wszystkie biorą to tak na poważnie.
- Po pierwsze – zaczęłaś. – to jest dopiero jutro.
Alice
32
chciała już coś wtrącić, lecz powstrzymałaś ją.
- A po drugie – kontynuowałaś. – idziecie na spacer wokół jeziora. W co innego chcesz się ubrać niż kurtka?
- No a jeśli...
- Nawet jeśli później mielibyście się przejść po szkole, to on nie będzie patrzył na twój strój. Lepiej poćwicz, żebyś się przy nim nie jąkała tak jak ostatnio.
Alice spaliła buraka na samo wspomnienie nieszczęsnego spotkania w gospodzie. Ellen i Margaret przyznały ci rację, za co byłaś im wdzięczna. Często zdarzało im się jedynie nakręcać takie akcje.
- Ale... – zaczęła nieśmiało Alice. – jak niby mam ćwiczyć?
O tym w sumie nie pomyślałaś. Zaczęłaś się zastanawiać co mogłoby pomóc dziewczynie, kiedy Ellen nagle się ożywiła zwracając na siebie uwagę wszystkich. Dziewczyna podbiegła do swojej szafki i zaczęła w niej grzebać.
- Mam! – zawołała, trzymając triumfalnie w dłoni jakiś mały kawałek papieru. – To kto chce być Cedrikiem?
Kiedy podchodziła, zauważyłaś, że trzyma zdjęcie Cedrika. Zastanawiałaś się skąd w ogóle je ma, ale zaraz uznałaś, iż nie jest to w tej chwili najistotniejsze.
- Margaret –
33
wskazała na blondynkę. – Ty będziesz Cedrikiem. Zadawaj Alice pytania, rozmawiaj z nią... po prostu udawaj, że jesteś nim na ich spacerze.
Dziewczyna bez protestu przyjęła tę rolę i zgarnęła od Ellen zdjęcie chłopaka, które zaraz przykleiła sobie na czole.
- Alice, wyobraź sobie, że Margaret to Cedrik.
- Żartujesz, tak?
Alice nie była zachwycona tym pomysłem.
- Nie marudź! – wtrąciłaś się. – Niczego lepszego i tak nie wymyślimy.
- Margaret, zaczynaj. – rozkazała Ellen.
Dziewczyna podeszła śmiałym krokiem do Alice.
- Co tam u Ciebie, Roberts?
Parsknęłaś cicho śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Ellen zakryła tylko twarz z zażenowania.
- On nigdy by tak nie powiedział.
- Właśnie, że by tak powiedział. – upierała się Margaret.
Dziewczyny zaczęły się kłócić. Widząc, że za chwile może dojść do rękoczynów, postanowiłaś wkroczyć.
- Dobra, ja będę Cedrikiem.
Nie zażegnałaś tym gniewu po żadnej ze stron, ale przynajmniej obie się uspokoiły. Wzięłaś od Margaret zdjęcie i, tak jak ona poprzednio, przykleiłaś je sobie do czoła. Odwróciłaś się w stronę Alice i podeszłaś do niej spokojnym krokiem.
34
Pokazałaś palcem na zdjęcie, dając dziewczynie znać, że ma patrzeć na nie, a nie na ciebie. Odpowiedziała ci krótkim kiwnięciem głowy, na znak gotowości.
- Cześć, Alice.
- Cz...cze...cześć, Cedrik. – wymamrotała zawstydzona, a jej policzki zapłonęły żywą czerwienią.
Z tyłu dobiegł cię śmiech dziewczyn, przez co sama nie mogłaś powstrzymać uśmiechu.
- Chyba dużo pracy przed nami. – stwierdziłaś.
...................................................................................
Alice ziewnęła zmęczona. Widziałaś jak powieki same się jej zamykają.
- Chodźmy już. – prosiła.
- Jeśli chcesz to idź. Ja jeszcze posiedzę.
Przekręciłaś stronę podręcznika i znów zaczęłaś czytać.
- Jest sobota. Jutro też będziesz miała czas, żeby się pouczyć. – nalegała Alice.
- Wiem, ale muszę zacząć już dzisiaj. Jutro nie zdążę wszystkiego przerobić.
Dziewczyna walnęła głową w drewniany blat, aż huk odbił się echem w pustym pokoju. Westchnęłaś cicho nie rozumiejąc uporu dziewczyny.
- Od kiedy ty się tak przykładasz do... – Alice przerwała.
Podniosła głowę i dużo przytomniejszym wzrokiem spojrzała na
35
ciebie.
- Chyba nie zamierzasz tam iść? – szepnęła, rozglądając się, czy aby na pewno zostałyście same w pokoju wspólnym.
- Oczywiście, że nie. – odparłaś. – Komu by się chciało łazić nocą po zamku?
Alice zlustrowała cię nieufnym spojrzeniem. Wywróciłaś tylko oczami i zabrałaś się z powrotem za czytanie. Dziewczyna powoli dawała się przekonać, że jej nie oszukujesz.
- No dobra. – powiedziała wreszcie. – Tylko nie siedź tu za długo.
Wstała i powłóczyła nogami w kierunku sypialni.
- Dobranoc! – zawołałaś za nią niezbyt głośno.
W odpowiedzi pomachała ci, zakrywając drugą ręką usta przy ziewaniu. Drzwi zamknęły się za nią cicho i zostałaś sama. Spojrzałaś na zegarek, który wskazywał jedenastą. Miałaś jeszcze mnóstwo czasu. Wzięłaś książkę i przesiadłaś się bliżej kominka. Poczułaś bijące od niego przyjemne ciepło. Czułaś, jak i ciebie powoli dopada senność, jednak nie pozwalałaś sobie na ani jedną drzemkę. Czas wlókł się niemiłosiernie wolno. Miałaś wręcz wrażenie, że stoi w miejscu. Zerknęłaś na zegar i przytrzymałaś wzrok na jego tarczy. Wskazówka minutowa opadła niżej,
36
zrównując się swym czubkiem z linią piątki. Otworzyłaś książkę i znów zaczęłaś czytać. „Dementory” – brzmiał tytuł rozdziału. Pod spodem widniał rysunek ciemnej postaci, takiej samej, jaką widzieliście w pociągu. Wzdrygnęłaś się na samą myśl i zamknęłaś podręcznik, uznając, że czytanie o duchach, potworach i innych upiorach przed nocną eskapadą po ciemnym zamku nie jest najlepszym pomysłem. Resztę czasu przesiedziałaś przyglądając się wygasającemu ognisku.
.....................................................................................
Starałaś się iść najciszej jak to możliwe, ale i tak twoje kroki odbijały się echem od pustych korytarzy. Śpiące na obrazach postacie budziły się, gdy przechodziłaś obok z zapaloną różdżką.
- Przepraszam. – szepnęłaś.
Miałaś nadzieję, że nie natkniesz się na Poltergeista, albo któregoś z duchów. Mogliby cię podkablować do jednego z nauczycieli, a na to nie miałaś najmniejszej ochoty. Z mocno bijącym sercem dotarłaś wreszcie do schodów prowadzących na szczyt wieży astronomicznej. Zastanawiałaś się czy to na pewno mądre z twojej strony przychodzić
37
na spotkanie, nie wiedząc nawet od kogo dostało się zaproszenie. Zerknęłaś na korytarz za sobą i uznałaś, że za późno by się wycofać.
Dotarłaś do końca schodów. Z twoich wyliczeń wynikało, że powinna być już dwunasta. Rozejrzałaś się jeszcze raz, jednak nikogo w pobliżu nie było. Wzięłaś głęboki wdech. Była jeszcze jedna możliwość, choć niespecjalnie ci się podobała. Otuliłaś się szczelnie płaszczem i nacisnęłaś delikatnie klamkę, błagając, by ta nie skrzypnęła. Do środka wdarł się lodowaty wiatr niosąc kilka płatków śniegu. Poczułaś jak przebiegają ci po plecach dreszcze. Zdecydowanym ruchem otworzyłaś szerzej drzwi i wyszłaś na zewnątrz. Śnieg sypał tak gęsto, że z trudem mogłaś otworzyć oczy. Nagle na twoim ramieniu wylądowała czyjaś dłoń. Drgnęłaś przestraszona i wycelowałaś różdżką w tamtą stronę.
- Spokojnie – powiedział ktoś.
W świetle dochodzącym z różdżki ujrzałaś dwie podobne do siebie głowy.
- To wy?! Czego chcecie?
- Z przyjaciółmi też się tak witasz? – zapytał jeden z bliźniaków.
- Nie jesteście moimi przyjaciółmi. – warknęłaś.
Chciałaś już
38
ruszyć z powrotem do swojego dormitorium, lecz chłopcy zagrodzili ci drogę.
- Czekaj, nie jesteś ciekawa po co cię tu przyciągnęliśmy?
- Nie!
Bliźniacy pokręcili głowami.
- Nieładnie się do nas odzywa. Nie sądzisz, George?
- Też mi się tak wydaje, Fred.
- Ale czego się spodziewać po ŚLizgonce, która podgląda chłopaków w łazience.
„Chyba się przesłyszałam.” – pomyślałaś, spojrzawszy na nich. Nie chciałaś w to uwierzyć, ale wyraźnie widziałaś, że oni wiedzieli. Kiedy minął pierwszy szok, zdołałaś się opanować.
- Dobrze. – zaczęłaś. – To czego chcecie?
Na twarzach bliźniaków zagościły triumfalne uśmiechy. Jeden z nich sięgnął do postawionego na ziemi plecaka, którego wcześniej nie zauważyłaś. Wyciągnął z niego książkę i ci ją podał. Spojrzałaś na okładkę, rozpoznając księgę eliksirów, którą przeglądałyście razem z Alice. Nie zamierzałaś jednak brać jej od chłopaka.
- Widzieliśmy jak ją czytałaś.
- No i? – zaplotłaś ręce na piersiach. – To książka z biblioteki. Każdy może ją sobie przeczytać.
Chłopak stojący bliżej uśmiechnął się.
- Owszem, ale ty byłaś
39
zainteresowana jednym eliksirem.
Przyglądałaś się rudzielcom zastanawiając się do czego zmierzają. Czułaś jak marzną ci nogi i próbowałaś wszystkimi siłami powstrzymać ich drżenie. Chłopak widząc, że nie zamierzasz odpowiadać, postanowił wyłożyć karty na stół.
- Tak się składa, że pracujemy nad tym eliksirem. – powiedział. – A dokładniej nad własną jego wersją.
- Wiemy, że jesteś dobra z eliksirów. – dodał ten drugi.
- Dlatego chcieliśmy ci zaproponować współpracę. – zakończył ten pierwszy. – Co ty na to?
Parsknęłaś śmiechem.
- Chyba w waszych snach. – odparłaś i spróbowałaś się przepchnąć do drzwi.
- Czekaj! – chłopak złapał cię za barki. Próbowałaś się wyrwać, jednak był silniejszy. - Dajemy wszystkie niezbędne składniki. Sami też nie odmówimy sobie zabawy z uwarzeniem eliksiru.
- I co jeszcze? – zapytałaś. – Może sami będziecie królikami doświadczalnymi?
- Nieee... – odparł. – Ale tym też nie musisz się przejmować.
- Czy wy upadliście na głowę?! Może nie kojarzycie, ale jestem ze Slytherinu i...
Umilkłaś, widząc jak otwierają się drzwi i staje w nich profesor
40
McGonagall.
41