Świat jaki znałam się właśnie rozpadał, ale ja nie miałam jeszcze o tym pojęcia.
Gdy skończyłam odrabiać lekcje chwyciłam nową książkę i skierowałam się w stronę kuchni. Nadal pachniało w niej udkami kurczaków z ostrą papryką. Panował tutaj mały chaos, więc wrzuciłam kilka talerzy do zlewu, żeby nie zajmowały miejsca na blacie. Choć nadal czułam w brzuchu resztki obiadu postanowiłam pokroić sobie brzoskwinię i wyjść na dwór poczytać. Czułam jak moje plecy się garbią i mają dość ciężaru, potrzebowałam odpoczynku.
Dziś w szkole było wielkie zamieszanie. Wszyscy mówili tylko o licznych zamieszkach w środkowej części kraju i podejrzeniu niebezpiecznego wirusa. Co prawda nie wierzyłam, że jest aż tak źle jak mówili. A jednak czułam niepokój. Na myśl plotek aż mnie mdliło. Przecież coś takiego nie mogło się zdarzyć. Jest to teoretycznie możliwe, ale jakie są szanse? Co było tego powodem? Czy jest to przypadek, a może celowe działanie? W głowie miałam zamieszanie. Pochyliłam głowę do przodu i rozmasowałam skronie. Znowu przyłapałam się na nadmiernym przemyślaniu.
Robiło się już ciemno. Wstałam
1
więc z hamaku, weszłam do salonu i przeszłam do kuchni odstawić miskę po brzoskwini. Odruchowo wyjrzałam przez okno, zauważyłam, że nadal nie ma samochodu. Rodzice byli na meczu mojego młodszego brata. Spojrzałam na zegar w salonie. Stwierdziłam, że już dawno powinni tu być. Podniosłam telefon chcąc zadzwonić do mamy. Na ekranie blokady wyświetliło się powiadomienie o nieodebranych połączeniach. Widocznie nie włączyłam dźwięku w telefonie po odrobieniu zadań domowych. Zauważyłam ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń od rodziców. Co było tak pilne, że nie mogli poczekać aż wrócą do domu? Odczytałam też wiadomości od dostawcy abonamentu. Czytałam wolno i wyraźnie z niedowierzenia:
UWAGA! OSTRZEŻENIE PRZED ZAGROŻENIEM! Wszystkim osobom poleca się jak najszybsze udanie się do domów. Polecamy zamknąć drzwi i nie wyglądać za okna. Nastąpiła sytuacja kryzysowa! Dalsze instrukcje od rządu zostaną niedługo podane.
To samo ogłaszały wszystkie portale społecznościowe, które zostały zablokowane z powodu zbyt wielu drastycznych multimediów wstawianych przez użytkowników. Postanowiłam niezwłocznie zadzwonić do
2
rodziców. Wybrałam numer mamy, po kilkunastu sygnałach rozłączyłam się i zadzwoniłam do taty, a następnie brata. Nie przyniosło to jednak rezultatów, ponieważ nie odebrali. Zaniepokojona sytuacją podeszłam do pilota i włączyłam telewizor, nie usiadłam jednak, byłam na to zbytnio zestresowana. Przełączałam kolejno kanały, na większości z nich leciały wiadomości. Wybrałam kanał nr. 6, który wychwalał tata.
Nogi miałam jak z waty, przycupnęłam na boku kanapy i słuchałam wiadomości. Jednak po chwili musiałam wstać i zacząć chodzić po pokoju. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Zobaczyłam, że ktoś do mnie dzwoni. Był to mój brat.
-Al. Halo? Wszystko z tobą w porządku? - ucieszyłam się słysząc jego głos.
-Tak, wszystko dobrze. Jestem w domu... - zaczęłam mówić, ale usłyszałam, że ktoś zabrał telefon mojemu bratu.
-Halo!? - spytał głos w słuchawce, to była moja mama.
-Co się dzieje? - zapytałam z zauważalnym strachem w głosie.
-Nie ma na razie na to czasu. Posłuchaj mnie uważnie! Althea musisz nas wszystkich spakować. Każdego do jednego plecaka. Weź ukryte pieniądze i drogą biżuterię. Pamiętaj
3
o ubraniach. Weź broń z sejfu i zabierz resztę amunicji...
Moja mama mówiła dalej, ale ja nie mogłam się skupić. Zrozumiałam, że to dzieje się naprawdę. Pewna część mnie nie mogła w to uwierzyć. To nie było przecież logiczne. A co z wojskiem, dlaczego tego nie opanowało? A jeśli to wirus to, dlaczego nie wyznaczono strefy kwarantanny?
-Al. Al! - krzyknęła do mnie mama przez słuchawkę - Czy zrozumiałaś? - zapytała.
-Co? - zapytałam nadal będąc w szoku.
-Pamiętaj o jedzeniu i wodzie! Spakuj ciepłe ubrania. Zabierz kilka rodzinnych pamiątek. Za niedługo będziemy. Nikogo nie wpuszczaj do domu i zasłoń okna. Bądź gotowa! - upomniała mnie – Kocham Cię! - dodała i po chwili się rozłączyła.
W mojej głowie kłębiły się niezliczone myśli. Ale nie miałam na to czasu. Musiałam wykonać to o co prosiła mnie mama. Telewizor zostawiłam włączony i pogłośniłam dźwięk, żebym mogła coś usłyszeć pakując plecaki. Na początku zamknęłam drzwi i zasłoniłam wszystkie okna, które miały zasłony. Musiałam związać moje czarne, kręcone włosy, żeby nie wpadały mi do ust i oczu, nie mogłam sobie pozwolić na
4
rozproszenie i opóźnienia. Telefon także podgłośniłam i schowałam do tylnej kieszeni spodni - musiałam go mieć przy sobie.
Wbiegłam na górę. Przeszukałam swoją szafę, ale nie znalazłam w niej swojego plecaka podróżnego. Miałam już zacząć panikować, ale przypomniałam sobie, że wszystkie plecaki są schowane na strychu. Jakoś uporałam się z otwarciem strychu i szybko weszłam po drabinie. Zapaliłam światło. Od razu zobaczyłam cztery plecaki leżące w rogu. Obok nich znajdowała się także kuchenka podróżna i mała lampa ładowana przez kręcenie rączki. Wrzuciłam te rzeczy do plecaka taty. Szybko ogarnęłam wzrokiem resztę strychu. Ale oprócz cieplejszych ubrań nie zobaczyłam nic przydatnego. Zrzuciłam kurtki i zniosłam plecaki.
Po chwili przemyśleń postanowiłam, że wszystko będę znosić do przedpokoju, a dopiero na końcu pakować do plecaków. Na początku poszłam do łazienki. Wyjęłam z szuflady osiem małych opakowań suchych i mokrych chusteczek – dla każdego po dwa z każdej kategorii. Do tego wzięłam jedną tubkę pasty do zębów i cztery nowe szczoteczki oraz kilka innych środków higienicznych. Przeniosłam
5
to wszystko do przedpokoju. Przypomniało mi się jeszcze o lekach i opatrunkach. Wbiegłam więc do łazienki i otworzyłam szafkę z lustrem nad umywalką. Wyjęłam ibuprofen, leki przeciwbólowe, jakąś maść przeciwbakteryjną, antybiotyki, leki na moją alergię i kilka pojemniczków, których zawartości nie znałam. Poza tym spirytus, opatrunki, chustę trójkątną i kilka folii izolacyjnych. Wyszłam na korytarz i odłożyłam te rzeczy na podłogę obok plecaków.
Pod moją determinacją i zorganizowaniem krył się strach. Moje nogi ledwo mnie utrzymywały, a do oczu napływało coraz więcej łez przez co wszystko co widziałam wydawało się rozmazane. Powtarzałam sobie, że muszę być teraz silna. Że jeszcze tylko chwila, że jeszcze muszę zrobić tylko kilka rzeczy, a potem będę mogła płakać, ile zechcę. Postanowiłam wziąć kilka głębokich wdechów.
Wzięłam pierwszy głęboki wdech i próbowałam zapomnieć. Wzięłam drugi głęboki wdech i nie dopuszczałam do siebie żadnych myśli. Wzięłam trzeci głęboki wdech i byłam spokojna. Wzięłam czwarty głęboki wdech, otworzyłam oczy i byłam gotowa do dalszego działania.
Skierowałam
6
się w stronę szafy rodziców, to tam chowali pieniądze, a na mamy toaletce znajdowała się biżuteria. Wyjęłam fałszywe dno szuflady w szafie i wzięłam do ręki pieniądze. Biżuterię wrzuciłam do woreczka i obie rzeczy wyniosłam na korytarz, położyłam je na szafce.
Spakowałam kilka ubrań rodziców, brata i moich. W kuchni przygotowałam kilka butelek z napojami izotonicznymi i mnóstwo batoników proteinowych, które mój brat zjadał po treningu. Zastanawiałam się nad wzięciem owoców, ale zrezygnowałam z nich ze względu na to, że szybko się psują. Wyjęłam na blat chleb, puszki z fasolą i puszki z brzoskwiniami. Znalazłam też puszkę puddingu.
Potrzebowałam chwili odpoczynku i musiałam coś zjeść, bo słabo się czułam. Wzięłam do ręki udko kurczaka, które zostało po obiedzie i podeszłam do telewizora. Przez chwilę prezenter mówił o zagrożeniach i ich skutkach, oraz następnych zakażonych strefach. Wymieniał po kolei większość środkowo- i zachodnio- południowych stanów. W tym także Kalifornię. Teraz zagrożenie było jeszcze bardziej realistyczne. Zacisnęłam pięści, nie mogłam się ruszyć. Tylko patrzyłam, jak
7
prowadzący wymienia następne stany. Nawet w chwili, gdy wyświetliło się ostrzeżenie o drastycznych filmikach nie byłam w stanie nic zrobić. Trzymałam w ręku kurczowo pilota. Na niewyraźnych nagraniach ludzie się na siebie rzucali i zjadali. Poczułam, że jedzenie podchodzi mi do gardła. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Rzuciłam się pędem do łazienki, ledwo zdążyłam pochylić się nad sedesem i zwróciłam zawartość żołądka.
Gdy ochłonęłam wstałam z podłogi, spuściłam wodę i obmyłam sobie twarz. Teraz już wiedziałam, co się tam dzieje. Byłam pewna, że musimy jak najszybciej się stąd wynieść.
Ponownie skierowałam się do pokoju rodziców i otworzyłam sejf z bronią palną. Na szczęście rodzice ufali mi na tyle, że przeszkolili mnie z podstaw jej użycia i dali kod do sejfu. W środku znalazłam glocka, dwa pełne magazynki o pojemności dziewięciu nabojów i jedno opakowanie pięćdziesięciu naboi. Na razie nie złączyłam magazynku i glocka, ale położyłam je blisko siebie na szafce w przedpokoju. Na wszelki wypadek.
Włożyłam wszystkie rzeczy do plecaków. Każdy plecak miał podobną zawartość, żeby w razie
8
kradzieży nie pozostać z bez wszystkich pieniędzy lub wody. Zniosłam plecaki na dół do kuchni. Wpakowałam jedzenie i picie. Zostało jeszcze trochę miejsca, więc poszłam na górę i dla każdej osoby wzięłam po kilku małych rzeczach osobistych. Dla siebie wybrałam notatnik i długopis, a także zapalniczkę, którą dostałam od pradziadka, oraz zdjęcie naszej rodziny. Dla brata spakowałam jego scyzoryk i kilka słodyczy, które chował za swoim łóżkiem. Rodzicom wzięłam ich zdjęcia ślubne oraz kilka innych fotografii przedstawiających naszą rodzinę, mapę, która była pamiątką rodzinną i papierosy. Wzięłam także z szafki na korytarzu biżuterię i pieniądze. Chwilę później wróciłam się po glocka.
Wszystko było już gotowe. Postawiłam plecaki przy drzwiach i poszłam się przebrać w wygodne i ciepłe ubrania. Miałam właśnie wyjść z pokoju i zostawić całe swoje życie za sobą. Obejrzałam się więc za siebie. W moich oczach pojawiły się łzy, a w gardle czułam dławiący ucisk. Nie chciałam zostawiać tego wszystkiego. Po prostu nie mogłam tego zrobić. Z moich oczu zaczęły cieknąć łzy, spływały mi po policzkach, ale
9
ich nie otarłam, nie przeszkadzały mi. Po chwili zaczęłam szlochać. Weszłam do łóżka, owinęłam się kołdrą i zasnęłam płacząc.
Gdy się obudziłam zauważyłam, że na dworze jest jasno. Oznaczało to, że przespałam całą noc. Na początku ogarnęła mnie panika, nie wiedziałam czy moja rodzina wróciła do domu. Zerwałam się z łóżka. Biegnąc do pokoju rodziców miałam nadzieję, że poprzedni wieczór był tylko snem lub że sytuacja została opanowana, a rodzice po powrocie do domu nie chcieli mnie po prostu budzić.
Drzwi do pokoju rodziców były otwarte, tak jak je zostawiłam. Nie było ich tam. Tak samo jak mojego brata. Zeszłam na dół mając resztki nadziei. Ale gdy zauważyłam, że telewizor nadal jest włączony, a samochodu nie ma na podjeździe, moja nadzieja umarła. Nerwowo wciągnęłam powietrze, a moje serce biło jak szalone. Moi rodzice i brat nie wrócili do domu na noc. Bezzwłocznie wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer brata. Niestety po kilkudziesięciu sygnałach nadal nie było odzewu. Gdy połączyłam się z telefonami rodziców automatyczny głos poinformował mnie, że ich numery są niedostępne. Mieli
10
zapewne wyładowane telefony.
Mimo ostrzeżeń mediów wyjrzałam za okno. Wszystko wyglądało normalnie. Przed kilkoma domami nie było samochodów. Pewnie sąsiedzi wyjechali w bezpieczniejsze miejsce. Miałam już odejść od okna, kiedy zobaczyłam, że przez naszą ulicę szybko jadą dwa samochody. Gdzieś się spieszyły. Zauważyłam, że nasz sąsiad też opuszcza swój dom. Nie widziałam niestety z nim jego żony ani dzieci. Wyjechał równie szybko, jak poprzednie samochody. Zastanawiałam się, gdzie się tak spieszą. Miałam nadzieję, że odpowiedź na te pytania znajdę w wiadomościach na innym kanale. Podeszłam więc do telewizora i przełączyłam kanał:
“Wszystkie osoby, które przeżyły mają udać się do jednego z punktów ewakuacyjnych: San Francisco lub Alexandrii. Zostanie tam udzielona pomoc wszystkim poszkodowanym i zostaną oni ewakuowani w bezpieczne miejsce z dala od wirusa. Na miejscu znajduje się wojsko, które ma zapewnić bezpieczeństwo. Osoby ugryzione lub zakażone w inny sposób nie zostaną ewakuowane.”
Przez następne kilkanaście minut leciały nagrania osób, które były zebrane przed bramkami do punktów ewakuacji.
11
Widać było, że przez tłok wiele osób nie jest dopuszczanych do podejścia do przejścia tylko są stale odpychane. Mnóstwo osób płakało i przepychało się. Pokazano także ścianę, do której były przyczepione zdjęcia osób zaginionych. Puszczono nagranie matki, która oddaje swoje małe dziecko, żeby zostało ewakuowane, ponieważ ona nie została przepuszczona. Na innym nagraniu ojciec skarżył się do kamery, że jego córka nie została przepuszczona ze względu na ranę, która nie była ugryzieniem. Podczas oglądania nie mogłam powstrzymać łez. Nie mogłam nie współczuć tym ludziom.
Gdy prezenterka ze studia zabrała głos widać było rozmazaną maskarę pod oczami. Poinformowała, że ewakuacja skończy się za tydzień, a następna odbędzie się po przegrupowaniu za następne dwa. Trochę mnie to zaniepokoiło. Zdawałam sobie sprawę, że przejazd z Oceanside do San Francisco samochodem trwałby około siedem godzin, ale piesza wyprawa zajęłaby ponad 170 godzin, czyli prawie 20 dni wędrówki. Zadecydowałam, że jeszcze raz zadzwonię do rodziców i brata, a potem pójdę się umyć.
Po odświeżeniu się zeszłam do kuchni zjeść
12
śniadanie i kontynuować oglądanie wiadomości. Gdy usłyszałam od prezenterki słowa: “Punkt ewakuacyjny San Francisco upadł” podniosłam głowę i rozcięłam sobie nożem palec. Na mojej czekoladowej skórze pojawiły się kropelki krwi. Jednak bardziej martwiłam się wiadomościami niż moim palcem. Więc gdy podeszłam do zlewu i puściłam wodę na ranę nadal patrzyłam się na telewizor. Potem przyłożyłam sobie na rozcięcie papier kuchenny i uciskając podeszłam bliżej ekranu.
-San Francisco upadło... - powtórzyłam z niedowierzaniem i przerażeniem w głosie. - A moich rodziców i brata nadal nie ma w domu.
13