Drzwi do celi Eligio się otworzyły. Strażnik nawet do niego nie wszedł. To już pora na obiad?
— Wychodzisz Grecco, wpłacono kaucje.
Zdezorientowany chłopak przetarł oczy, kaucja? Kto zapłacił za jego wyjście, przecież suma była niebotyczna. Niepewnie wyszedł z celi, jakby za chwilę miał tam zostać znów wepchnięty. Spojrzał na policjanta.
— No ruszaj się, nie mam całego dnia! — ryknął na niego zniecierpliwiony.
Wyprowadzono go, Eligio cały czas wydawał się nieobecny. Ktoś za niego zapłacił, jego rodzice nie mieli tylu pieniędzy, nawet jeśli, po co mieliby to robić? Pewnie już dawno o nim zapomnieli, a może nawet nie zauważyli, że zniknął. Nie znał reszty swojej rodziny, nie miał przyjaciół, więc kto i dlaczego?
Poranne słońce go oślepiło. Dzisiaj był naprawdę słoneczny i ciepły dzień. Jego strój, który dostał w areszcie nie nadawał się na takie dni. Eligio czuł jak zaczyna się cały pocić. Rozejrzał się, nikogo nie było, nikt na niego nie czekał. Chciał chociaż poznać osobę, która postanowiła go uwolnić, ale nikogo nie widział.
— Eligio?
Z samochodu wyszła elegancko ubrana kobieta. Od jej osoby
1
było czuć pewność siebie, jej ruchy, jej wyraz twarzy, od razu widać, że była kimś ważnym. Elegancki i pewnie drogi kombinezon, obcasy zrobione z prawdziwej skóry, widział czerwoną podeszwę, za te buty mógłby kupić sobie jedzenia na najbliższe, kilka miesięcy. Pomimo ładnej pogody, kobieta trzymała w dłoni parasol, aby osłonić się przed palącym słońcem. Kiedy do niego podeszła ściągnęła swoje okulary przeciwsłoneczne, aby spojrzeć mu prosto w oczy.
— Kim pani jest? — spytał podejrzliwie.
— Z chęcią ci opowiem o sobie i mojej rodzinie, ale nie mogę tutaj, może pojedziemy coś zjeść?
Eligio niepewnie spojrzał na samochód. Nie ufał jej, nie znał jej, ani nie kojarzył. Nie miał zielonego pojęcia co może od niego chcieć, ale zapłaciła za niego. Musiał dla niej być ważny skoro to zrobiła, a on chciał wiedzieć dlaczego. To lekkomyślne wsiadać z zupełnie mu obcą osobą do auta, ale co miał do stracenia? Nic. Nie miła już niczego, nawet jeśli dzisiaj zginie, to nikt za nim nie zapłacze.
Kiwnął głową na znak, że się zgadza. Kobieta uśmiechnęła się, wyciągnęła rękę żeby zmierzwić mu włosy.
2
Przestraszony Eligio cofnął się kilka kroków w tył.
— Przepraszam, nie lubisz być dotykany. To mój nawyk — kobieta schowała rękę do kieszeni — chodźmy.
Ruszyła pierwsza do auta. Otworzyła mu tylne drzwi i zamknęła w momencie, gdy zapiął pasy. Ona usiadła z przodu, obok kierowcy. Siedział jak na szpilkach. Zabiorą go do restauracji czy może ciemnej piwnicy gdzie wytną jego organy na sprzedaż? Kobieta się do niego odwróciła.
— Wszyscy zwracają się do mnie Legion, mam dla ciebie ubrania, mam nadzieję, że trafiłam z rozmiarem. Możesz się przebrać.
Podała mu torbę z nowymi ciuchami, jeszcze miały metki, jednak cena została oderwana. Eligio wyjął białą koszulę, była taka delikatna w dotyku. W środku znalazł też spodnie i trampki, nawet nową bieliznę dostał. Spojrzał na Legion, nie wiedział co powiedzieć.
— Spokojnie, nie będę cię podglądać, jak chcesz możesz się przebrać w toalecie w restauracji.
Bez zastanowienia zdjął brudną koszulkę, którą dostał w areszcie i naciągnął na siebie nową koszulę. Odpiął pasy żeby móc zmienić bieliznę i spodnie, cały czas pilnował czy na pewno nikt go nie
3
podgląda. W nowych ciuchach czuł się jak w nowej skórze.
— Wszystko pasuje?
— Ciuchy są idealne, dziękuję. Nadal jednak nie rozumiem po co to wszystko?
— Już prawie jesteśmy na miejscu.
Eligio spojrzał przez okno, wjechali do miasta. Dobrze znał tą część Neapolu, niedaleko był jego dom. Czuł jak w oczach znów zbierały mu się łzy, dom w którym zginął Adam, gdzie zaczęło się jego piekło.
Wytarł oczy żeby nie zacząć płakać, obiecał sobie, że będzie silny, jeśli nie dla siebie to dla Adama. On pewnie nie chciałby żeby tyle płakał, wolałby żeby się uśmiechnął i żył dalej, ale to było tak cholernie trudne. Nie mogli się nawet pożegnać.
Samochód się zatrzymał na jednym z miejsc parkingowych. Legion i kierowca wyszli, Eligio też powoli ruszył ich śladem. Rozejrzał się wokół, ludzie na niego nie patrzyli, jakby nie istniał. Weszli do środka, zostali powitani jak stali bywalcy. Eligio z wielkim zdziwieniem patrzył na to jak wszyscy skaczą wokół Legion. Jakby była co najmniej prezydentem.
— My weźmiemy to co zwykle, a ty Eligio? Zdecydowałeś się na coś? Możesz zamówić co tylko chcesz.
— Ja? —
4
chłopak schował się za kartą, nawet nie spojrzał na dania, tak bardzo zafascynowała go Legion. — No to może, spaghetti z owocami morza?
— Mogę coś polecić na deser? — kelner zabrał ich karty.
— Na razie dziękujemy.
Kelner odszedł od ich stolika. Eligio niecierpliwie czekał aż będzie mógł zadać jej wszystkie, nurtujące go pytania. Patrzył na nią uważnie, powoli piła swoje wino, zostawiła na kieliszku ślad po swojej szmince. Czuł jak noga zaczyna mu drżeć, nie mógł wytrzymać tego napięcia.
— Co ci się stało w nos?
— Policjant mi go przetrącił, kiedy zostałem aresztowany. Późno się nim zajęli.
— Znam lekarza, który będzie mógł go naprawić. Nie martw się, zajmę się tobą.
— Ale dlaczego? Kim pani w ogóle jest i dlaczego to wszystko robicie?
Legion uśmiechnęła się do niego delikatnie. Upiła kolejny łyk wina i rozsiadła się wygodniej na swoim krześle. Przez chwilę milczała, nawet nie patrzyła na Eligio, tylko gapiła się w okno za którym widać było morze.
Kelner pojawił się z ich daniami. Wszystkie pięknie pachniały i sprawiały, że w brzuchu Eligio głośno zaburczało. Miał ochotę
5
rzucić się na makaron z sosem i pochłonąć go tak szybko jak potrafił, jednak opanował się. Wziął do ręki widelec i zaczął powoli jeść, spaghetti było pyszne.
— Znałam Adama — Eligio zamarł z makaronem w ustach — nie przepadaliśmy za sobą, słyszałam o jego śmierci.
— Skąd...
— Od dawna go obserwowałam i się nie zorientował, nie ufałam mu, chociaż wyrabiał się ponad normę — Legion nie zwróciła uwagi, że chciał zadać jej pytanie, mówiła dalej. — Po czasie zamiast niego, obserwowałam ciebie.
— Mnie? Dlaczego? Nie rozumiem.
— Jesteś zwinny i masz szybkie palce, nie raz kogoś okradłeś — Legion wsadziła do ust kawałek ryby.
Powoli przeżuwała patrząc się na Eligio. Widziała jak jego twarz momentalnie się zmienia, smutek, złość, szok, czytała z niego jak z otwartej książki.
— Chcę żebyś dołączył do mojej rodziny, spodobałeś mi się, Eligio.
— Rodziny? Czy ty jesteś alfonsem? Mam być męską dziwką? Nie mam skończonych jeszcze osiemnastu lat!
Legion szczerze się zaśmiała.
— Nic z tych rzeczy! Chcę żebyś dołączył do Guerrieri.
— Mafia?!
Eligio czuł jak odpływa mu krew z
6
twarzy, nagle zrobiło mu się strasznie zimno. Siedzi właśnie przed członkami mafii? Adam był jednym z nich, znali się!
— Tak, dokładnie — Legion była nieporuszona.
— I co? Od tak mnie weźmiecie? To takie proste?
— Nie, to nie takie proste — Legion nabiła brokuła na widelec — ale ta sytuacja jest inna. Normalnie musiałbyś przejść długą rozmowę ze mną, dowieść, że jesteś wart i przydasz się rodzinie. Pewnie czekałoby cię jakieś cholernie trudne zadanie.
— A dlaczego nie muszę tego robić?
— Bo jestem Capo Guerrieri, nie przydzielam cię komuś tylko przygarniam. Chcę żebyś dołączył do mojej małej rodziny, która jest częścią wielkiej rodziny. Rozumiesz?
Eligio nie wiedział jak się zachować, Legion opowiedziała mu o tym wszystkim jakby to było normalne, bo przecież na co dzień spotyka się z mafią. Jest z samej Guerrieri, o nich słyszy się tylko bajki. Rodzice opowiadali je niegrzecznym dzieciom, aby zmieniły swoje zachowanie.
Patrzył na nią jak spokojnie jadła swój obiad i popijała go winem. Wiedziała jak bardzo namieszała mu w głowie? Nie na co dzień rozmawia się na takie tematy, nie każdy dostaje
7
zaproszenie do mafii.
— Jeśli nie chcesz dołączyć, możesz dokończyć posiłek i wyjść, już nigdy się pewnie nie spotkamy. Wrócisz do swojego życia — Legion dolała sobie wina do kieliszka. — Ale jeśli zostaniesz, zyskasz nowe życie. Będziesz mieć rodzinę i możesz mi zaufać, nie dam cię już więcej skrzywdzić.
Patrzyła na niego takim dziwnym wzrokiem przez który czuł się taki... bezbronny. Chciał rzucić się jej na szyję i zapomnieć o zmartwieniach tego świata. Nie znał tej kobiety, a jednak czuł, że była dobra, że naprawdę chciała mu pomóc. Czuł, że przy niej miał szansę na lepsze życie. Chociaż sytuacja go cholernie przerażała i mało co z niej rozumiał.
— Zgoda — powiedział z opuszczoną głową. Patrzył się na swój makaron. — Dołączę do Guerrieri i będę dla ciebie pracować.
Legion odstawiła kieliszek i podniosła się z krzesła. Eligio widział jak oczy jej się zaszkliły, czy ona będzie płakać? Rozłożyła szeroko ręce.
— Witaj w rodzinie, Eligio!
Nie wiedział czy robiła to za każdym razem czy tylko w jego wypadku, ale czuł, że to jej zaproszenie. Eligio podniósł się z krzesła i
8
przywarł do niej. Pierwszy raz od dłuższego czasu pozwolił się dotknąć nieznanej osobie. Legion nie spodziewała się tego ze strony chłopaka, uśmiechnęła się delikatnie. Przytuliła go do siebie i pocałowała w czubek głowy.
— Już nikt cię nie skrzywdzi, nie pozwolę na to.
9