Rozdział VII
Powrót
Podczas, gdy strażnica przy stacji Nowobelgradzka-wysoka4 szykowała się do obrony przed atakiem, po drugiej stronie głównej ulicy panowała cisza. Rebeliancie na północ od niej działali co najwyżej dwa poziomy w dół od powierzchni. Z tego też powodu prawie wszyscy strażnicy ruszyli w inne rejony Bagru. Prawie robi jednak dużą różnicę. Szczególnie, gdy chodzi o życie jednego, a właściwie dwóch powstańców, szukanych przez oddział wrogich żołnierzy. Była to co prawda niewielka grupka, lecz dla Voga, bo o nim tu mowa, stanowiła większe zagrożenie niż wzmocniona ciężkim sprzętem kompania, nacierająca na placówkę po drugiej stronie Nowobelgradzkiej. Mógłby uniknąć tej sytuacji, gdyby nie zdrada ze strony swojego jeńca, ale mimo to był zadowolony zwrotem wydarzeń. Kiedy jeszcze biegał po korytarzu kombinował tylko jak uciec przed wrogiem. W panice myślał jedynie o tym, aż nie trafił do mieszkania. Od razu zauważył, że ktoś znajduje się w odległości kilka metrów od niego. Mimo to panująca tam ciemność nie pozwoliła mu rozpoznać postaci. Dopiero po chwili wyostrzył wzrok i jeszcze raz spojrzał na
1
twarz zbliżającej się osoby. Kiedy ją rozpoznał momentalnie zapomniał o wszystkim. Wszystko dlatego, że stał przed nim ten, którego miał za martwego. Oto z mroku wyłonił się Erik. Był równie zaskoczony co jego przyjaciel.
-Vog! –krzyknął na widok mężczyzny. Tamten jedynie przetarł oczy i rzekł:
-Co ty tu robisz młody? Myśleliśmy, że nie żyjesz. Jak udało ci się przeżyć upadek.
-Więcej w tym szczęści niż mojej zasługi, ale gdybym spróbował złapać Vita pewnie zginęlibyśmy obaj. Właśnie, gdzie jest Vito i reszta oddziału? –chłopak zakończył swoja wypowiedź pytaniem.
-Widzisz, od czasu, jak cie nie było trafiliśmy kilka razy w tarapaty i trochę nas rozrzuciło. W każdym razie odłączyłem się zeszłej nocy od chłopaków i nie wiem co się z nimi dzieje. –Vog odparł, drapiąc się z tyłu głowy, a potem dodał. –Jednak dalej nie rozumiem co tu robisz.
-Starałem się was znaleźć, lecz gdy już trafiłem na Bagr wpadłem w wichry całego tego powstania i tak wylądowałem w strażnicy nieopodal. Tam siedziałem od wczorajszego rana. Następnie razem z innymi przeprowadziłem samobójczy kontratak. Naszym zadaniem
2
było odciągnąć uwagę wroga. Udało nam się, jednak znaleźliśmy się w nieciekawej sytuacji. Próbowaliśmy się wycofać, ale nic to nie dało. Po tym jak przygwoździli nasz oddział ogniem ze stanowiska KM-u starłem się po prostu zgubić wroga. Udało mi się wydostać jako jedynemu. Niedługo później trafiłem tutaj. –wyjaśnił skrupulatnie Erik. Kolega wysłuchał dokładnie jego słów. Przy okazji przypomniał sobie o ścigających go strażnikach.
-Nie chcę cie martwić, ale twoja kryjówka stała się spalona. –powiedział chłopakowi, na co tamten zapytał:
-Dlaczego? Gonią cię?
-Niestety tak. Mój plan zakładał, że dostane się na drugą stronę, ale sprawa się trochę skomplikowała wraz z nadejściem wrogich żołnierzy.
-Czyli już tu są. –powiedział rozgoryczony Erik, jakby sam do siebie. Nie dając koledze dojść do słowa kontynuował. –Skoro tak musimy jak najszybciej wydostać się stąd.
-Na to też wpadłem. Nie wiem jeszcze jedynie, gdzie możemy iść. –odparł zamyślony Vog.
-Najlepiej byłoby wrócić do strażnicy, lecz jest to niemożliwe. Zostaje nam ruszyć w stronę Turija. –stwierdził zdecydowanie
3
chłopak. W odpowiedzi drugi mężczyzna skinął głową. Rzeczywiście bardzo problematyczne byłoby przedostanie się do placówki.
Mogliby się tak zastanawiać w nieskończoność, ale gonił ich czas. Bez zwłoki opuścili mieszkanie, w którym się spotkali i ruszyli wzdłuż korytarza. Chwilę później znaleźli się koło klatki schodowej. Nie zastanawiając się zeszli na niższy poziom. Kiedy już znaleźli się kilka pięter niżej mogli zapomnieć na najbliższy czas o pościgu. Od tamtej chwili ruszyli najkrótszą drogą w stronę sąsiedniej dzielnicy. Nim zdołali jednak tam dotrzeć zatrzymał ich patrol strażników. Rebeliantów zaskoczyła trochę obecność przeciwnika na poziomie G, lecz z drugiej strony nie powinno ich to dziwić podczas zbrojnego wystąpienia. Nie spotkali się co prawda bezpośrednio wrogimi żołnierzami, lecz ci byli na tyle blisko by wykryć dwójkę powstańców. Mężczyźni mocno rzucali się w oczy, szczególnie wśród opustoszałych korytarzy Bagru. Mimo wszelkich przeciwności ruszyli dalej, próbując ominąć grupę strażników. Niestety po chwili okazało się, iż kilka korytarzy dalej znajduje się kolejny patrol.
4
Trochę się wystraszyli na ten widok, ale nie mieli czasu na psotuj i rewizje planu.
-Musimy ruszać dalej. Inaczej znajdą nas w ciągu kilku minut. –powiedział zdenerwowany Erik, pośpiesznie przy tym oddychając. Jego towarzysz zatrzymał go po tym, jak ruszył z miejsca. Niczego nie tłumacząc, zaczął obserwować wrogich żołnierzy podejrzliwym wzrokiem. Chłopak myśląc, że przyjaciel gra na zwłokę, znów odezwał się. –Nie mamy czasu na żadne podchody!
-Cicho bądź przez chwilę i daj mi się skupić! –odparł poirytowany Vog, a następnie dodał. –Nic nam nie da, jeżeli ruszymy dalej na wschód, ponieważ spotkamy więcej strażników.
-Dlaczego tak by miało być? –zapytał, ni rozumiejąc kolegi, Erik.
- Zarówno ten patrol, jak i tamten idą w jednej linii. Odstęp między nimi wynosi około sto metrów, czyli cztery korytarze. Zapewne w takiej samej odległości znajduje się kolejna grupa, rozumiesz? –tłumaczył szybkim tempem mężczyzna.
-Wydaje mi się, że tak. –odparł niepewnie chłopak. Po tym jego towarzysz kontynuował:
-Patrol znajdujący się w niewielkich odstępach od innych patroli w jednej linii przestaje być
5
patrolem. Przeciwnik zaciska na Bagrze pętle. Pewnie chcą całkiem odciąć nas od Turiju i zniszczyć nas oddzielnie. –Kiedy Vog to mówił miał minę, jakby dostał olśnienia. Rzeczywiście było to pewnego rodzaju olśnienie. Jako jeden z pierwszych zobaczył zwiastun przegranej.
-Przecież to bezsensu. –Erika nie przekonały wytłumaczenia przyjaciela. –Skąd miejscy wzięliby nagle kilka dodatkowych kompanii do realizacji takiego planu. Wszystko przecież jest związane walką w centrum Bagru.
-Masz racje. Wszystkie jednostki są zajęte, ale te które były od początku w tym sektorze. –powiedział niepokojącym głosem mężczyzna oraz spojrzał na chłopaka.
-Czyli to znaczy, że… O cholera! –Erik nagle zrozumiał o co chodzi. Jego przyjaciel w tym czasie cały czas patrzył się a niego i kiedy skończył tylko mówić dodał:
-No właśnie. Dali nam dwa dni forów, a teraz… nadeszły posiłki.
Dwójka rebeliantów mogłaby dalej rozmawiać, lecz nie mieli już na to czasu. Musieli przerwać, z powodu zbliżającego się wroga. Od tamtej chwili zaczęli cofać się w stronę Nowobelgradzkiej. Oczywiście nie chcieli wracać do samego centrum, tylko
6
po prostu znaleźć najbliższe zejście na dół. Najpierw jednak musieli oddalić się od przeciwnika, aby ten nie wykrył ich na niższych piętrach. Najlepszym dla nich rozwiązaniem byłaby klatka schodowa, ale ona też z pewnością była już pilnowana przez żołnierzy wroga. Kiedy już znaleźli jakąś drabinę ewakuacyjną Erik przystanął na chwilę i powiedział:
-Powinniśmy iść w górę.
-Nie wydaje mi się. Jeszcze szybciej wpadniemy w ręce miejskich. –odrzekł, pesymistycznie nastawiony do pomysłu kolegi, Vog.
-No właśnie szybciej nas złapią idąc na dół. Pewnie w celu wyciągnięcia nas na powierzchnie nie idą w jednej linii, tylko bardziej wysunęli się na dole. Dzięki temu nasi cofają się do centrum i w górę zarazem. –chłopak starał się wytłumaczyć, lecz przyjaciel dalej nie był przekonany co do jego pomysłu:
-Nie zrobili, by tak, ponieważ z łatwość ominęło by się ich blokadę.
-Chodzą w zbyt małych odstępach, żeby się prześlizgnąć w ten sposób. Tak samo my teraz już się nie przeciśniemy.
-Niech ci będzie. Strażnicy już i tak są blisko, więc nie będę się z tobą spierał. Po prostu idź, obojętne mi
7
już czy w górę, czy w dół. –mówiąc to mężczyzna co chwilę obracał się za siei i obserwował, czy już zza rogu nie wychodzą wrodzy żołnierze. Wiedział, iż mogą wyjść lada chwila, dlatego też nie chciał kłócić się z Erikiem. Ten także czuł presje czasu i bez straty czasu ruszył w górę. Tuż po nim do drabiny podszedł Vog, a potem powiedział do siebie „Będę tego żałował” i poszedł za towarzyszem.
Rzeczywiście chłopak miał rację. Na kolejnym piętrze strażnicy znajdowali się dalej od nich. Nie pocieszyło to jednak dwójki przyjaciół. Wciąż znajdowali się na zagrożonej pozycji. Mogli jedynie ruszyć dalej na w górę. W ten sposób udało im się uciekać jeszcze kilka pięter w górę, aż dotarli do wyższej części poziomu F. Tam na ich nieszczęście zauważeni zostali przez pościg, który wciąż nie dał za wygraną i przeczesywał teren. Jako, że być zauważonym oznacza tyle samo, co zostać wykrytym rebelianci mieli jeszcze szanse. Gorzej by było, gdyby zostali złapani, ale wtedy znaleźliby się w sytuacji, w której nie mogą już kontynuować ucieczki. W tamtym momencie wyraźnie poczuli jaka jest różnica
8
między zostaniem zauważonym, a złapanym. Co prawda jedno może prowadzić do drugiego, lecz to zależy już od wielu czynników. Vog miał już pewien plan co do kierunku ucieczki, lecz nim zdążył wydać jakąkolwiek komendę Erik pobiegł w przeciwną stronę.
-Co robisz? –krzyknął mężczyzna. Nie usłyszą jednak żadnej odpowiedzi. Chłopak biegł przed siebie ja szybko tylko potrafił, aż do znalezienia się w magazynie na skrzyżowaniu dwóch korytarzy.
-Widzisz. –powiedział rozradowany Erik, a następnie dodał. –Stąd łatwiej będzie nam ich zgubić.
Te słowa nie przekonał, jednak jego towarzysza, który wciąż myślał, tylko jak uciec z dużego pomieszczenia. Nim zdążył cokolwiek zrobić do środka magazynu wbiegli strażnicy z jednej strony, a po krótkiej chwili, także z drugiej.
-Rzuć broń! –rozległy się krzyki. Na kilka sekund Vog zamarł w miejscu. Następnie wyrzucił swój karabin i uniósł ręce do góry. Chciał także zgromić swego przyjaciela spojrzeniem, lecz ten znikł mu z pola widzenia. Jeden z żołnierzy zmierzał w jego stronę. Nagle rytmiczny odgłos kroków zaburzył dźwięk, wydawany przez niewielki przedmiot
9
wpadający do środka pomieszczenia.
-Granat! –krzyknął ktoś. Słysząc to mężczyzna upadł na ziemię i się skulił. Liczył jedynie na to, by dopisało mu szczęście i granat wybuchł jak najdalej od niego. Nie minęły trzy sekundy, a ogromny huk ogłuszył go. Przez kolejne kilka minut słyszą głównie pisk. Mógł też usłyszeć krzyki i strzały, ale jakby przez szybę. Musiał polegać bardziej na wzroku. Najpierw zauważył siedzącego w rogu Erika. Przyczołgał się do niego i stamtąd oddał się kolejnej obserwacji. Ujrzał strzelających strażników, a następnie jak upadają na podłogę martwi. Gdy większość z nich leżała mężczyzna zobaczył wyłaniającą się z korytarza sylwetkę. Był to rebeliant, co bardzo go ucieszyło. Od razu wstał, zaskakując tym samym niczego nie spodziewającego się powstańca. Wtedy tamten krzyknął „Stój!”, a potem powoli zaczął podchodzić do Voga celując w niego karabinem. Mężczyzna jednak wciąż nic nie słyszał, więc nie był w stanie zrozumieć nieznajomego. Musiał liczyć na swojego towarzysza, który szybciej odzyskał słuch. Chłopak szybkim ruchem podniósł się z ziemi, zwracając na
10
siebie uwagę żołnierza. Erik zaczął powoli wszystko wyjaśniać, lecz rebeliant nie wyglądał na przekonanego. Z każdym kolejnym wytłumaczeniem wyglądał na coraz bardziej zdenerwowanego. Vog wciąż nic nie słyszał, dlatego też mógł jedynie przypuszczać, co mówią. Stał bezczynnie z boku, aż do momentu, w którym powstaniec oparł broń na ramieniu i wycelował w stronę Erika. Zaskoczony zwrotem wydarzeń jego przyjaciel bez zastanowienia doskoczył do nieznajomego i obezwładnił go mocnym uderzeniem w karabinem w głowę. Rebeliant stracił przytomność i runął na ziemię.
-Co się dzieje? -Vog krzyknął do chłopaka, tuż po zaatakowaniu powstańca, lecz nie miało to większego sensu, ponieważ mężczyzna nie usłyszał ani jednego słowa z odpowiedzi Erika. Po krótkiej chwili pokazał mu po prostu, że ogłuchł i muszą porozumiewać się gestami. Wtedy też jego towarzysz wskazał w stronę drzwi. Z pewnością chodziło mu o dochodzące stamtąd odgłosy kroków, których jednak Vog nie zarejestrował. Chłopak machał rękami wskazując to w stronę wyjścia, to na niego. Wyglądało to jakby Erik chciał jak najszybciej postawić go na nogi,
11
lecz to było już bez znaczenia. Do pomieszczenia wparował wysoka, muskularna postać, machając bronią oraz wołając coś w niebogłosy. Krzyk był tak głośny, że usłyszał go nawet ogłuszony mężczyzna, w postaci dźwięcznego echa. Mimo to, nie mógł usłyszeć przekazu i jedynie upadł na ziemię, przykładając twarz do podłogi. Leżał tak przez kolejne kilka sekund, po czym zorientował się, iż jeszcze żyje. Podniósł głowę, by się rozejrzeć, co dzieje się dookoła, lecz zamiast tego ujrzał tylko nogi stojącego przed nim mężczyzny. Podniósł wzrok jeszcze wyżej. Nie zobaczył jednak twarzy, a jedynie wyciągniętą w jego stronę dłoń, na tle oślepiającego światła jednej z lamp. Zdziwił się trochę, ponieważ wydawało mu się, że jeszcze przed chwilą żadna z nich nie świeci, ale czy to ważne? Niepewnie złapał za podaną rękę, a następnie poczuł, jak mężczyzna szarpie nim z dużą siłą w górę. Gdy już stanął na nogach zorientował się, że wstać pomógł mu nie kto inny, jak Otis. Zdezorientowany mężczyzna nim zdążył cokolwiek powiedzieć, zauważył Vita i Grega rozmawiającego z Erikiem. W tamtym momencie też
12
usłyszał, jak pisk dzwoniący mu w uszach lekko nasila się, aby w następnej sekundzie całkowicie zniknąć.
-Hej, Vog! Co z tobą? -zapytał mięśniak. Musiał kilka razy już się odezwać, ponieważ mówił z niecierpliwością w głosie oraz szturchnął kolegę w ramię. Tamten natomiast potrząsnął głową, by dojść do siebie, a potem jeszcze raz spojrzał na wszystkich i wreszcie powiedział zdumionym głosem:
-Chłopaki to wy żyjecie?
-Raczej to my możemy się ciebie spytać o to samo. -odparł Otis.
-Niezłego stracha nam napędziliście, a szczególnie ty młody. -odezwał się Vito, po czym dodał. -Myśleliśmy, że obaj jesteście już w grobie.
-Czemu niby mielibyśmy nie żyć? -zagadnął podejrzliwie Vog.
-No właśnie. -powiedział równie podejrzliwie Erik, jednak wtedy cała reszta spojrzała na niego dziwnie. Popatrzył się na nich i wycofał się. -No w sumie racja powinienem nie żyć.
-Wydawało mi się, że tylko mi udało się uciec z wieżowca. -ponownie rzekł Vog.
-My z kolei myśleliśmy, że cię złapali. Gdzie ty w ogóle byłeś? Najpierw zniknąłeś ty, potem Wiktor i Adam poszli cię szukać i zostawili jedynie kartkę.
13
Chwile później rozpoczęło się to całe piekło. -odparł Vito, tłumacząc cały przebieg zdarzeń z poprzedniej nocy.
-Wyobraź sobie, że utknąłem w windzie, ale to już nie ważne…
-Tu masz rację. -Greg nagle przerwał swojemu przyjacielowi wypowiedź. -Nie mamy czasu na długie konwersacje, ponieważ pragnę przypomnieć, że jesteśmy w pobliżu przeciwnika, który w każdym momencie może tu się znaleźć.
-Przecież w czwórkę się przemkniemy bez żadnego problemu. -wtrącił się Erik.
-Lepiej tak nie mów. Was było dwóch, a szybko wpadliście. -w tamtym momencie chłopak próbował się jakoś obronić, ale mężczyzna nie dał mu dojść do słowa. -Poza tym nie jest nasz czterech tylko z trzydziestu.
-Jak to trzydziestu?
-Po drodze byliśmy na Turiju i znaleźliśmy tam grupę… ochotników, że tak powiem. -odpowiedział Włoch przypominając sobie sytuacje jaka spotkała ich w sąsiedniej dzielnicy.
-Ochotnicy, czy nie ochotnicy. Teraz to bez różnicy. Musimy dotrzeć do naszych, nim miejscy dotrą do nas. -znów odezwał się Greg.
-Możemy pójść w stronę stacji na Nowobelgradzkiej. Podobno jest tam Adam i Wiktor i wielu innych naszych.
14
-powiedział Vog, na co jego towarzysze chórkiem zapytali:
-Wiesz, gdzie jest Wiktor i Adam? -nim jednak zdążył odpowiedzieć sam Vito zagadnął bardziej podejrzliwym głosem. -Skąd wiesz, że tam są powstańcy?
-A no widzisz…, ponieważ mi udało się tam prawie dotrzeć, młody spędził tam całą ostatni dzień. -odrzekł spokojnie mężczyzna. Mógłby więcej powiedzieć na ten temat, lecz ponownie wtrącił się jego przyjaciel pośpieszający wszystkich dookoła:
-To bez różnicy. Mogłoby ich być kilkuset, ale nie dotrzemy tam przed miejskimi.
-Greg ma racje. Nie idźmy bezpośrednio do naszych oddziałów, tylko tam, gdzie się kierują. -powiedział zamyślony Erik. Po jego słowach zrobiła się chwila ciszy. Przerwał ją w końcu Vog:
-A gdzie się kierują?
-… na Plac Moskiewski. -odparł niepewnym głosem chłopak, a jego odpowiedź spotkała się z automatyczną falą krytyki, jak zresztą się spodziewał.
-Na Plac Moskiewski?! I chciałbyś się tam udać? -Greg nie mógł uwierzyć w słowa Erika, a jego pomysł od razu spisał na straty.
-Jesteś tego pewny, że tam pójdą? -zapytał się Włoch. Zaniepokoiło to trochę jego towarzysza,
15
który w ogóle nie brał pod uwagę propozycji.
-Oczywiście, że jestem pewien. -odrzekł szybko chłopak, po czym znów odezwał się Greg:
-Nawet jeżeli byłaby to prawda nie wiem, o której tam dotrą. Nim byśmy się z nimi spotkali, miejscy powystrzelali by nas jak kaczki.
-Nie do końca. -tym razem wtrącił się Vog. -Trzydzieści osób to za mało, by zaatakować na własną rękę, ale zawsze można się ukryć i przygotować zasadzkę.
-To może się udać. -skomentował z aprobatą Vito, a Erik cały czas potakiwał i powtarzał pod nosem „No właśnie.”. Ich przyjaciel próbował jeszcze się przeciwstawić, lecz po chwili zrozumiał, iż nic to nie da. Popatrzył się jeszcze raz beznadziejnym wzrokiem na każdego i rzekł:
-Z drugiej strony… lepsze to, niż nic.
Nie tracąc więcej czasu ruszyli w drogę. Postanowili, że najpierw zejdą niżej, aby zatrzeć po sobie jakiekolwiek ślady. Gdy znaleźli się już dostatecznie nisko skierowali się w stronę placu. Ich plan był prosty. Zamierzali dokonać dokładnego zwiadu, dzięki któremu wiedzieliby, gdzie znajdują się słabe punkty obrony wroga, a potem schowaliby się i przygotowali do
16
ostatecznego ataku. Najpierw jednak musieli tam dotrzeć, a nie było to łatwe. Od celu dzieliło ich około pół kilometra wzwyż i jeszcze trzy razy tyle wzdłuż. Oprócz tego po drodze mogli natknąć się na patrol przeciwnika, który szybko przywołał by posiłki. Mogłyby one nadejść właściwie z każdej strony, ponieważ plac znajduje się daleko na tyłach wroga. Z drugiej strony można by stwierdzić, że w tej odległości od frontu nie będzie większych oddziałów straży, lecz w rzeczywistości plac moskiewski był najmocniej ufortyfikowanym miejscem na Bagrze. Roiło się tam od strażników miejskich. Grupa rebeliantów nie martwiła się tym za bardzo w tamtym momencie. Oddali się rozmową, które urozmaicały im wędrówkę. Co jakiś czas musieli przerwać na komendę Grega, kiedy udało mu się namierzyć najbliższy patrol. Po chwili jednak znów można było wrócić do dyskusji. Także Vog i Vito rozmawiali. W dwójkę starali uzgodnić co stało się w wieżowcu. Erik natomiast opowiadał Otisowi co spotkało go po wyjściu z zawalonego elewatora. Po jakimś czasie też włączyli się w rozmowę poprzedniej dwójki. Trójka mężczyzn wymieniała
17
między sobą zdanie na temat sytuacji, jaka spotkała ich, kiedy się rozdzielili. W tym czasie chłopak spokojnie słuchał ich burzliwych wypowiedzi. Mogliby tak rozmawiać w nieskończoność, ale wreszcie dotarli do celu. Znaleźli się pod placem i zostało im jedynie wejść kilka pięter w górę i się ukryć, oczekując na główne uderzenie. Od tamtej chwili Greg rozkazał wszystkim uciszyć się. Wiedział, że warunkiem zwycięstwa jest niespostrzeżenie prześlizgnąć się pod sam plac i zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. Nim jednak wszyscy ruszyli na górę mężczyzna wysłał zwiad, na czele którego stanął Vog wraz z Vitem.
Minęło półtorej godziny i Greg zastanawiał się, czy nie spisać wysłanych żołnierzy na straty, lecz ci pojawili się niedługo później.
-I co? -zagadnął prosto z mostu tymczasowy dowódca.
-Nie będzie łatwo się prześlizgnąć, a tym bardziej zaatakować. -odrzekła dysząc Vito.
-Nie mów mi, że nie ma żadnych słabych punktów.
-Oczywiście, że jest to możliwe, ale trudne. Jest tam w cholerę miejskich, a że nie mają nic do roboty, chodzą i patrolują teren dookoła. -wytłumaczył pospiesznie Włoch.
18
-Szlag by to trafił! Mówiłem nie iść na plac. Przy takim dużym ryzyku nie ma sensy nawet wchodzić na wyższe piętro.
-Nie do końca. -Vog znów znalazł argument popierający atak. -jest ich strasznie dużo na patrolach w okolicy, ale na samym placu już jest ich mniej.
-Racje, lecz nie zmienia to faktu, iż nie uda nam się prześlizgnąć. -odrzekł pesymistycznym głosem jego towarzysz, jednak on nie zamierzał dać za wygraną:
-W trzydziestu może i nie, ale w mniejszych grupach już prędzej.
-No nie wiem.
-Pomyśl, nawet jeżeli kogoś złapią, to wyciągną jeszcze więcej ludzi z bazy do patrolowania, co tylko ułatwi nam zadanie.
-Gorzej będą mieli tylko nasi, kiedy uderzą od frontu.
-Kiedy przyjdzie główne uderzenie wyciągnięci na patrol żołnierze zwiąż się w walce, a my w przemyślany sposób uderzymy w samo centrum i zniszczymy ich ciężki sprzęt nim zdążą się zorientować, że nie żyją.
-Brzmi jak dobry plan. -podsumował z ironią w głosie Erik, wsłuchując się burzliwą dyskusję.
-Może się udać… -powiedział zamyślony Greg. Cały czas nie był przekonany do planu swoich towarzyszy, lecz nie miał nic lepszego do
19
wyboru. Bez zwłoki podzielił ludzi na małe grupy. Zrobił to jednak w sposób rozważny, aby w każdym oddziale był chociaż jeden z jego przyjaciół. Wciąż nie ufał powstańcom z Turiju i nie zamierzał dać im szansy na ucieczkę.
W ten sposób podzielił wszystkich na pięć grup, z czego w czterech z nich znajdował się chociaż jeden z kompanów dowódcy. W piąty oddział stanowili jedynie żołnierze z sąsiedniej dzielnicy, ale Greg nie bał się, że uciekną. Z kolei do kilku niepewnych rebeliantów przydzielił Voga i Erika. Co prawda miał iść Otis, lecz chłopak poprosił go o zamianę, twierdząc, iż może mieć problem w pojedynkę, jeżeli jego nowi podwładni się zbuntują. Nie musiał długo namawiać mięśniaka o wielkim sercu, który z chęcią wyręczył przyjaciela. Kiedy już skończyli uzgadniać kto, gdzie pójdzie, Greg dodał na koniec:
-Jeżeli szczęście dopisze i wszyscy, ale to wszyscy będziemy działać zgodnie z planem, mamy szanse zmienić bieg historii, a może nawet wyjść z tego cało… może… -W tym momencie mężczyzna na chwile zamilknął i spojrzał gdzieś w dal. Po paru sekundach zamrugał oczami i kontynuował.
20
-Mniejsza z tym, życzę wam powodzenia i obyśmy spotkali się po tym wszystkim cali.
Potem rozeszli się nie przeciągając, mimo że mogli przypuszczać, iż nie spotkają ponownie większości swoich kolegów. Wielkie pożegnania nie wróciłyby jednak życia żadnemu z nich, więc nie było sensu przedłużać tą chwilę. Kolejne grupy znikały w odmętach ciemnych korytarzy. Po chwili znikli też Vog oraz Erik razem z resztą grupy. Kiedy dotarli na poziom H musieli poruszać się w całkowitej ciszy i nie przystawać ani na chwilę. Na tamtej wysokości patrole przeszukiwały okolice pod placem co kwadrans. Grupa nieco się rozciągnęła, a żeby nikt nie próbował zbiec Vog razem ze swoim młodszym towarzyszem zabezpieczał tyły. Znajdując się na końcu kolumny mogli też po cichu porozmawiać. Pierwszy odezwał się szeptem mężczyzna:
-Kiedy uderzymy na zamek plac zrobi się zamieszanie i pewnie chcesz to wykorzystać.
-W jaki sposób miałbym to wykorzystać? -zgadnął ze zdziwieniem w głosie chłopak.
-Dobrze wiesz jak, ale nie zamierzam teraz tego rozwijać. -w tamtym momencie Erikowi zadrżały lekko kąciki ust. Mimo to cały czas miał niewzruszoną
21
minę, wyrażającą jakieś zadowolenie. Jego głos natomiast całkowicie zmienił się po słowach przyjaciela. W nietypowy dla sienbei sposób, poważnym tonem powiedział:
-To po co poruszasz temat, skoro i tak nic nie powiesz?
-Może dlatego, żebyś nie traktował mnie jak zwykłą płotkę. -odrzekł, jakby rozgoryczony nagle Vog. Chłopak znów wrócił do swojego młodzieńczego niewinnego głosu, którym powiedział głośno:
-No skąd!
-Cicho bądź! Nie powinieneś zwracać teraz na siebie uwagi. -przyjaciel zwrócił mu uwagę, a następnie mówił dalej, wracając do poprzedniego wątku. -Gdyby nie je musiał byś się samotnie włóczyć po korytarzach, ale mniejsza z tym. Rozumiem już, dlaczego chcesz się wydostać z Bagru i chyba ja też bym chciał się przyłączyć do twojej ucieczki.
-Skoro tak ci na tym zależy.
-Tylko nie próbuj mnie wkopać, bo gorzko tego pożałujesz.
-Myślałem, że po takim czasie możemy już sobie ufać! -znów chłopak podniósł głos, na co jego towarzysz zareagował automatycznie. Natychmiastowo go uciszył, nie dając mu szans na to, by cokolwiek jeszcze dodał. Jego uwagę przykuł gest rebelianta, prowadzącego
22
całą grupę. Dał on sygnał stop, a następnie zbliżył się do ściany. Po nim zrobiła to reszta powstańców. Wszyscy przylegli do ściany, chowając się za gaśnicami oraz innymi szafkami, których przeznaczenia nikt właściwie nie znał. Jedynie Vog prześlizgnął się szybko do pierwszego z żołnierzy i usiadł obok niego. Właściwie to nie usiadł, a raczej został pociągnięty przez mężczyznę. Tuż po tym poprzecznym korytarzem przebiegł oddział strażników zmierzający na wschód.
-Co się dzieje? -zapytał szeptem zdumiony rebeliant.
-Pewnie zauważyli, któryś z naszych oddziałów, a wnioskując po kierunku, w którym idą może chodzić o grupę kierowaną przez Otisa lub o waszych. -na chwilę przerwał i popatrzył się z ukrycia na przebiegających przeciwników. Nie odrywając od nich wzroku dopowiedział lekko drżącym głosem. -Musimy uważać, cholernie uważać…
23