Dzień stopniowo ustępował miejsca swojej pięknej, ciemnowłosej siostrze, muskając tylko na pożegnanie promieniami liście stojącej nieopodal jabłoni. Teraz dzień opuszczał nas coraz wcześniej, lato także już odchodziło w kilkumiesięczną podróż. Drzewa szeleszczały z tęsknoty i poczucia zbliżającej się śmierci, tak samo jak niebo, które nie potrafiło powstrzymać łez. Ja, która siedziałam na tarasie obserwując to pożegnanie, też z trudnem opanowywałam łzy. Czułam ciche porozumienie z przyrodą, takie jakie czują ludzie, którym los nie oszczędził bólu i straty. Mimowolnie popatrzyłam na mojego siedzącego obok męża. Siedział w milczeniu czytając starą, równie zniszczoną co on książkę. Trzymał ją w nieco sztywnych, naznaczonych reumatyzmem dłoniach. Mrużył oczy, które były już prawie całkiem bezużyteczne. Spojrzałam na jego malowane czasem i bielą włosów ciało, pełne zmarszczek i przebarwień. Pomyślałam, że życie, które początkowo było przychylne z kolejnymi latami odbierało nam to, co nam wcześniej dało - zdrowie, siłę, sens. Po przejściu na emeryturę, staliśmy się bezużyteczni i zapomniani.
1
Byliśmy zmuszeni ustąpić młodszym, zająć odległy, ciemny kąt w społeczeństwie, kiedy oni świecili na scenie w świetle reflektorów. Nie mogliśmy nic zmienić, nas czas minął. Nasza podróż życia stanęła na ostatniej stacji. Czas wysiadać. Mój mąż, ściągnięty moim wzrokiem, uśmiechnął się szeroko, przerywając tym samym moje przemyślenia. Trochę nieporadnie odwzajemniłam go, ale wyszło to chyba dosyć żałośnie. Wtedy on podszedł do mnie chwycił za rękę i powiedział ze smutnym uśmiechem: "Kochanie, proszę nie umieraj jeszcze za życia, potrzebuję cię". Wtedy wtuliłam się w jego ramię, czując silny zapach starości. Może on miał rację? Może jeszcze nasza podróż życia się nie skończyła, a czas dla nas dalej płynie?
2