Kolorowy tłum przeciskał się sennie przez wąskie uliczki miasta i wylewał na niewielki plac, aby po chwili opuścić go innym korytarzem, utworzonym przez wysokie budynki z jasnego kamienia. Ludzki gwar, stłumiony jeszcze chłodnym powietrzem poranka, przypominał szum górskiego potoku, którego leniwy strumień rozdzielał się na placu, opływając centralnie położoną, wysoką na półtora metra drewnianą platformę.
Serafim Ravan unosił się z prądem mieszkańców tuż przy niej, kiedy ktoś zaczął się na nią gramolić. Był to młody mężczyzna, ubrany w połatany płaszcz z niedorzeczną ilością kieszeni ponaszywanych dosłownie wszędzie. Rękawy płaszcza miał podwinięte do łokci, ukazując nadgarstki udekorowane bransoletkami i różnej maści koralikami nawleczonymi na rzemyki. Na każdym palcu obu dłoni znajdował się co najmniej jeden pierścień. Jegomość stanął na środku podestu i ukłonił się, zamaszyście machając cylindrem. Serafim poczuł jak tłum zwalnia, więc również się zatrzymał. Obiekt zainteresowania pstryknął palcami, a w jego dłoni pojawił się niewielki płomień, od którego zapalił papierosa.
- Witajcie,
1
czcigodni mieszkańcy Fylselone! – głos nieznajomego był przyjemny, ale donośny. – Mam nadzieję, że macie się dobrze tego poranka, a łaska naszego króla, Yarnolina Vari, obrońcy Ognia Królów, niezmiennie wam sprzyja! Zdaję sobie sprawę, że czas was goni, a chleb sam do domu nie przyjdzie, jednakże chciałbym umilić wam te wczesne godziny pokazem sztuk magicznych! – to powiedziawszy, podniósł wysoko obie ręce, a z jego dłoni wystrzelił tuzin fajerwerków. Płonące smugi zatoczyły kilka kręgów nad głowami widzów i wybuchły wysoko nad placem, pozostawiając przez chwilę kwiatowe wzory na błękitnym niebie.
Kilka przekleństw pofrunęło w kierunku ulicznego artysty, ponad tłum wzniosły się pojedyncze pięści. Serafim nie dostrzegł tego jednak wśród ogólnego poruszenia i radosnych okrzyków. Uśmiechnął się, włożył dłonie do kieszeni kurtki i przecisnął jeszcze bliżej przedstawienia. Kiedy widownia nieco ucichła, magik odezwał się znowu.
- Dziękuję za tak ciepłe przyjęcie – ukłonił się jeszcze niżej niż poprzednio – pozwólcie, że przestawię wam swojego asystenta. Przed wami, Piccolo! – W powietrzu pojawiła
2
się półprzezroczysta, ludzka dłoń, która uniosła cylinder ukazując siedzącą na kudłatej głowie mówcy czarno-białą małpkę w czerwonej kamizelce. Wśród oklasków zwierzątko zręcznie zeskoczyło na podest i chwyciło rzucony mu przez współpracownika orzech. – To zaszczyt móc przed wami występować! Mam jednak wrażenie, że osoby stojące nieco dalej mogą mieć problem z zobaczeniem Piccolo – małpka podskoczyła wesoło i pomachała łapką wzbudzając rozczulone stęknięcia. – Moja jednak w tym głowa, żeby temu zaradzić! – mówiąc to, sięgnął do jednej z wewnętrznych kieszeni płaszcza, wymamrotał kilka skomplikowanych słów i posypał zwierzątko błyszczącym proszkiem. Małpka zaczęła rosnąć i w mgnieniu oka sięgnęła czubkiem głowy do piersi magika. Tłum westchnął gwałtownie. Kilka osób cofnęło się od podestu. Ktoś nawet krzyknął. Przechadzający się pomiędzy nogami zebranych kot nastroszył sierść i prychnął. Serafim nie poruszył się. – Spokojnie, drodzy państwo, spokojnie! – twarz czarodzieja przybrała zakłopotany wyraz. – Zapewniam was, że Piccolo nie skrzywdziłby muchy!
W tym momencie małpa
3
błyskawicznie chwyciła syczącego kota i już miała włożyć go sobie do ust, kiedy artysta ponownie sypnął błyszczącym proszkiem, jednym tchem powiedział inkantację i Piccolo wrócił do pierwotnych rozmiarów, a następnie dalej się zmniejszał, aż zaczął przypominać mysz. Kocur nie skorzystał jednak z okazji na rewanż i czmychnął z podestu. Mężczyzna w cylindrze wziął małpkę w rękę, po czym klasnął w dłonie.
Widownia aż zafalowała. Cofnięte przed momentem trwożnie osoby teraz opierały się o deski sceny z wybałuszonymi oczami. Na placu zapadła cisza. Otwarte usta widzów poruszały się bezgłośnie. Patrząc z góry na tę sytuację można było odnieść wrażenie, że ktoś zaklęciem odebrał wszystkim głosy. Magik zapalił kolejnego papierosa, po czym poklepał się po kieszonce na piersi. Wyjrzała z niej miniaturowa główka Piccolo i zaklęcie, które uciszyło zebranych mieszkańców Fylselone, prysło. Budynki otaczające plac trzęsły się od oklasków i radosnych okrzyków, a w oknach zaroiło się od zadziwionych i uśmiechniętych twarzy. Magik ukłonił się znowu, a małpka wylądowała z gracją na scenie, odzyskując
4
normalne rozmiary. – Przepraszam najmocniej za mojego asystenta. Piccolo z natury jest żarłokiem i zje dosłownie wszystko, co mu się rzuci. – W kierunku małpki poszybowała niewielka, czerwona papryczka i natychmiast zniknęła w jej zębach. Niemal w tym samym momencie oczy zwierzątka otworzyły się szeroko, a z jej otwartego pyszczka buchnęły płomienie. Plac rozbrzmiał gromkim śmiechem, a kiedy nieco przycichł, małpka wyszczerzyła białe ząbki i pochyliła łepek, po czym wspięła się po ubraniu magika i schowała pod cylindrem. Serafim Ravan klaskał wespół z otaczającą go widownią i mimowolnie złowił wśród wrzawy dobiegające zza jego pleców dźwięki niezadowolenia, jak fałszywe nuty w wesołym utworze. Mężczyzna na scenie zaciągnął się papierosem. – Dziękuję! Dziękujemy wam bardzo! Niestety musimy powoli kończyć dzisiejsze spotkanie, ponieważ widzę przedstawicieli antymagicznego reżimu. – Serafim zesztywniał na dźwięk tych słów.
Dwie postacie w zbrojach torowały sobie drogę przez milczący tłum tępymi końcami halabard. Na napierśnikach żołnierzy widniały wymalowane złotą farbą złożone w modlitwie dłonie.
5
Pomiędzy nimi i nieco z tyłu, dostojnym krokiem zbliżał się do sceny łysy mężczyzna, odziany w biały płaszcz. Na szyi miał łańcuch z dużym amuletem, również przedstawiającym złote dłonie.
Do tej pory zwrócony w stronę sceny Serafim odwrócił się gwałtownie i wpadł prosto na kapłana w bieli.
– Przepraszam – zdążył bąknąć, zanim cios drzewca halabardy powalił go na ziemię.
– Witam szanownego kapłana na przedstawieniu, niestety właśnie kończymy – powiedział z żałością magik, po czym pstryknął niedopałkiem w powietrze, a ten wybuchł nad głowami żołnierzy czerwoną kulą ognia. Ci nawet nie drgnęli.
- Zgodnie z postanowieniami Sojuszu pomiędzy Królestwem Varian oraz Oświeconym Królestwem Togelii, - głos kapłana był łagodny, niemal aksamitny - używanie magii w miejscach publicznych jest zabronione…
- …a każda osoba wykazująca zdolności magiczne lub posługująca się nią musi być zgłoszona do odpowiedniego dla miejsca zamieszkania rejestru – dokończył magik z uśmiechem. – Znam prawo. Znam też maksymalny wymiar kary za jego złamanie – pozbawienie wolności do czterdziestu ośmiu godzin w przypadku
6
pierwszorazowego wykroczenia… – Serafim Ravan podniósł się z ziemi i zaczął pospiesznie oddalać od sceny, bacznie przy tym obserwując zachowanie ambasadora Oświeconego Królestwa i jego straży. - …w przypadku ponownego niezastosowania się do powyższego przepisu, maksymalna możliwa kara to pięć lat pozbawienia wolności w wybranej placówce na terenie Oświeconego Królestwa Togelii, bez możliwości wcześniejszego zwolnienia – dokończył czarodziej.
- Wiesz zatem, co ci grozi – powiedział kapłan.
- Nie do końca – mężczyzna podparł się pod boki i zaczął przechadzać po drewnianej platformie. – Widzisz, przepisy te nie wspominają nic o karze śmierci, torturach ani dożywotnim więzieniu, a chyba wszyscy wiemy, że są to najczęstsze wyroki związane z przestępstwami na tle magicznym.
- Togelskie psy! – krzyknął ktoś niedaleko strażnika, co zaowocowało odgłosem uderzenia trzonkiem halabardy. – Wracać na północ! – zawtórował ktoś inny, jednak poza zasięgiem żołnierza.
- Dosyć, nie chcemy przecież, żeby komuś stało się coś złego – powiedział łagodnie kapłan, kierując się do schodków prowadzących na podest.
7
Żołnierze byli tuż za nim. – Niestety, jestem zmuszony cię aresztować – dodał, malując na ustach grymas smutku. Strażnicy wyszli zza jego pleców i od dwóch stron zaczęli zbliżać się do magika. Ten zaś zdjął cylinder, spod którego wyjrzał Piccolo. Ujrzawszy zbliżających się, uzbrojonych mężczyzn, małpka zaskrzeczała trwożnie i wylądowała na scenie, tuż za plecami artysty.
- Czy on także jest aresztowany – zapytał. Pomruk zebranych na placu ludzi powoli zamieniał się w otwarte wzburzenie, kiedy strażnicy zajęli pozycje z halabardami gotowymi do ataku, po obu stronach i nieco za plecami czarodzieja.
- Skończ to żałosne błaznowanie – zazgrzytał zębami kapłan – jesteś otoczony!
Artysta zrobił dwa kroki w kierunku rozmówcy i odezwał się, pierwszy raz pełnym powagi głosem.
- Otacza mnie tylko strach… I zwłoki.
Ostrze halabardy uderzyło z hukiem, roztrzaskując deski sceny. Drzazgi pofrunęły we wszystkich kierunkach. Czarodziej zniknął. Twarz kapłana wykrzywiła się i poczerwieniała ze złości. – Łapać małpę! – wrzasnął. W tym momencie Piccolo również rozpłynął się w powietrzu. Zebrany na placu tłum
8
ryknął chórem rozwścieczonych gardeł, a kolejne ciała tej masy obywatelskiej złości zaczęły zalewać drewnianą platformę. Krzyki kapłana oraz strażników szybko ustąpiły głośnej furii tłumu. Ostrza halabard pokryła krew, ale wkrótce z brzękiem opadły, pozbawione dzierżących je rąk.
Serafim Ravan uciekł w chwili, kiedy żołnierz podniósł broń na czarodzieja i nie widział co działo się dalej. Szybki krokiem przemierzał uliczki Fylselone i zwolnił dopiero, kiedy przestał słyszeć okrzyki dobiegające z placu. Rozejrzał się wówczas, a nie widząc nikogo w pobliżu, przysiadł na stopniu kamienicy. Z kieszeni kurtki wyciągnął ciężką sakiewkę z miękkiej, białej skóry, którą ukradł ambasadorowi Togelii. Zważył ją w dłoni i schował. Z drugiej kieszeni wyciągnął kawałek gładkiego pergaminu i rozwinął go. U szczytu widniał napis „Raport z placówki w Fylselone odnośnie postępu nawracania pogańskich sojuszników”. Mężczyzna pstryknął palcami i pergamin spłonął w jego dłoni. Rozejrzał się raz jeszcze i przesunął ręką po twarzy, szepcząc kilka niezrozumiałych słów. Następnie wstał, poprawił cylinder
9
i otrzepał płaszcz z niedorzeczną liczbą kieszeni, po czym ruszył przed siebie.
Nie zdążył przejść dziesięciu metrów, kiedy poczuł ból. – Ała! – powiedział, podnosząc cylinder. Piccolo szarpał go za włosy, skrzecząc przy tym gniewnie. – No przecież bym cię tam nie zostawił! – złapał małpkę za kamizelkę i posadził sobie na ramieniu. – Daj spokój, nie dąsaj się. Masz – wyciągnął z pękatej sakiewki monetę i podał zwierzęciu. – Kup sobie coś ładnego, spotkamy się na targu – dodał jeszcze, ale Piccolo był już daleko z przodu, pobłyskując co i rusz złotym krążkiem. Serafim westchnął, zapalił papierosa i pozwolił, aby nos prowadził go przez miasto.
10