Bardzo niestandardowy tekst i mam z nim spory problem. Może na początek powiem, że przyjemnie się go czytało, pewnie właśnie ze względu na nietypowość. Mamy do czynienia z legend, baśnią i to faktycznie udało Ci się napisać - bardzo to płynne, ładne i z klimatem. Charakterystyczna dla baśni narracja idealnie konponuje się z niezwykłymi bohaterami. O właśnie, bohaterowie - mamy królewnę P. (wybacz, ale ni czorta nie jestem w stanie zapamiętać jej imienia, a jestem zbyt leniwa, by wciąż kopiować albo chociażby zerwać co chwilę do tekstu - lub na Twój nick) oraz jej męża, Odina. Oboje są obdarzeni magicznymi mocami. Z pragnienia obojga rodzą się nowe istoty, oboje są za pan brat z przyrodą. Współegzystują ze stworzeniami, ona bardziej ze środowiskiem leśnym, a on - z wodnym. Jest to bardzo ładne i naprawdę przyjemnie się to czytało, jak baśnie Andersena albo Grimmów (te mniej krwawe).
Muszę pochwalić język. Jest prawdziwie bajkowy. Nie wybitnie bogaty, różnorodny, nawet nie za bardzo wypieszczony, ale człowiek przy czytaniu przenosi się do czasów własnego dzieciństwa. Trochę czułam przesyt, za dużo tu określeń kolorów, kształtów. Ale nie jest to jakiś duży problem. Problemem wg mnie jest fabuła, której de facto nie ma. Mamy kilka ważnych wydarzeń i zwrotów akcji - królewna pragnie odlecieć i poznać tereny poza granicami królestwa, ale mężowi się to nie podoba i zawraca ją z drogi, po czym więzi, żeby więcej nie uciekła. Jej jednak udaje się wymknąć, odfruwa sobie, dociera na Ziemię (czy tam do świata ludzi; wszystko jedno), poznaje rybaka, zakochuje się i zostaje przy nim, szczęśliwa. Niby wszystko jasne, ale jednak nie do końca.
Nie ma tu żadnej głębi, żadnego przesłania. Królewna pewnego dnia odkrywa pragnienie odejścia i zwiedzania świata - co było jego przyczyną? Skąd w ogóle wiedza o tym innym świecie, skoro od jej królestwa oddzielał ją jkiś dziwny, tajemniczy portal? Ale nieważne - istotniejsze jest to, po co ona w ogóle tam polazła, skoro z Odinem była szczęśliwa i uwielbiała swoje królestwo, kochała rośliny i zwierzęta? Czego jej brakowało? Bo jeśli to był wyłącznie kaprys, przyszło jej do głowy, że trawa u sąsiada jest bardziej zielona i trzeba obczaić (a na to by wychodziło, nawet w tekście padło stwierdzenie, że ktoś królewnie opowiedział o dalekich krainach i ona poczuła się zaintrygowana i marzyła od tego czasu o podróży), to nie świadczy o niej zbyt dobrze. Okazała się pustka i nie pomyślała o odczuciach swojego męża. Mogła przecież wyjaśnić mu, skąd się u niej wzięła ta nagła potrzeba, żeby go uspokoić - nie zrobiła tego, bo... może sama nie miała pojęcia? Kaprys pięciolatki? Dlaczego nie zaproponowała mu, by poleeciał wraz z nią? Odin wcale jej nie ufał, skoro po pierwszej jej próbie wojaży zamiast porozmawiać, dowiedzieć się, o co chodzi, po prostu przemienił ją w syrenę i uniemożliwić dalsze próby ucieczki. W ogóle - dlaczego od razu pomyślał, że żona chce "uciekać"? To jako pierwsze przyszło mu do głowy. Czyżby miał coś na sumieniu, czyżby było między nimi coś, od czego ona mogłaby chcieć uciec?
W baśniach wszystko powinno mieć jakieś znaczenie. Poprzez bajkowość i metafory pokazuje się pewne problemy, o których nie chce się mówić wprost. Królewna mogła chcieć udać się do tego niesamowitego świata, o którym się nasłuchała, czemu nie. Mogła nawet popaść w obłęd, wierząc, że nigdzie indziej nie będzie szczęśliwa. Odin mógłby "zagrać" osobę o staroświeckich poglądach, taką, która boi się nowości i za nic nie chce innowacji. Dlatego nie rusza na żoną i na dodatek więzi ją, by została przy nim. Konflikt tych dwóch przeciwstawnych postaw byłby ciekawym zarzewiem baśni. Tutaj tego nie ma. Królewna fascynuje się obcym światem tak po prostu, Odin zatrzymuje j - tak po prostu, wszystko jest tak po prostu, bez przyczyny, bez pomyślunku.
Najmniej zrozumiały jest dla mnie chyba moment, gdy królewna jednak odzyskuje dawną postać i ucieka od męża tyrana (a przynajmniej autokraty). Najpierw zasygnalizowałaś, że jest to niemożliwe, królewna przecież prosi męża o zwrot nóg, kaja się, że "leciała z zamiarem powrotu" itd. Sądziłam, że tylko on może zdjąć z niej klątwę. Znów byłaby to dobra kanwa do konfliktu - Odin obiecuje, że zwróci jej dawną postać pod warunkiem, że ona obieca, że nie ucieknie. Królewna odzyskuje nogi i musi dotrzymać słowa. Może być nieszczęśliwa, bo wciąż nie może spełnić swojego marzenia, mimo że ma już do tego "narzędzia" - jeśli chce jednak pozostać wierna swojej obietnicy, musi zostać na miejscu. Przecież przysięgała. Wcześniej, będąc w formie syreny, nie mogła wyruszyć tak czy siak i mogła winą za ten stan rzeczy obarczyć kogoś innego. Gdyby Odin ją odmienił, wszystko zależałoby znów od niej i musiałaby się wykazać wybitnie mocnym charakterem, by się dostosować i nie złamać danego słowa. Wówczas baśń mogłaby być pochwałą hartu i wartości słowa, a także cierpliwości - zwłaszcza gdyby Odin po jakimś czasie jednak dał się przekonać, by puścić żonę na wyprawę.
Królewna jednak nie musi czekać na ingerencję męża, bo okazało się, że pod wpływem własnych mocy może przemienić się bez problemu. To po co było to wszystko? Nic z tego nie rozumiem. I nie wiem też, jaki był cel tej wyprawy. Królewna odnajduje w innej rzeczywistości dokładnie to, czego szukała - wspaniałe krajobrazy, przyrodę i miłość. To mnie chyba boli najbardziej - że tak błyskawicznie zastąpiła w sercu Odina jakimś ludzkim rybakiem, którego nawet nie znała. I znów w baśni z prawdziwego zdarzenia powinien pojawić się jakiś konflikt - królewna powinna (tylko przykład!), niech się zastanowię... o, odkryć, że ten inny, "cudowny" (w jej głowie) świat wcale taki cudowny nie jest. Powinna zatęsknić za mężem i wrócić do niego z podkulonym ogonem. Wniosek? Prosty - dobre rzeczy mamy zwykle pod nosem i ich nie zauważamy. Musimy gdzie indziej się sparzyć, by zorientować się, że ulgę przynosi to, co już znamy. I że ci, których znamy, zazwyczaj są nam najbliżsi. Morał jest? Jest.
No i jeszcze ostatni fragment.
Cóż mogę rzec - boli, no boli. Bo tutaj sam tekst aż krzyczy, że chciałby, by wpleść w niego jakiś morał, jakąś naukę, a tu kicha, królewna trochę czuła żal, ale w sumie to sobie poradziła i była szczęśliwa. I to wszystko? Okej, niech jej się szczęści, ale po co to opowiadanie?
Podobają mi się bohaterowie, klimat i język. Wydarzenia kompletnie do mnie nie przemawiają.
Witaj Pufeklidozja. Zaczynasz bardzo filmowo; w kilku zdaniach starasz się ogarnąć dość dużą połać i nie wiem czy to źle czy dobrze, ale wiem, że jeszcze jedno zdanie opisu obszaru i zacząłbym się irytować. Dalej równie filmowo/bajkowo wyłaniają się zwierzęta; i nie wiem czy się złościć czy uśmiechać. ;-) Ten wilk to rozumiem, że wegetarianin. ;-) Odbieram pewien rodzaj uroku w Twoim pisaniu, starasz się ukazać swój świat pięknym i to już bardzo duży plus. - gdy przeczytałem to zdanie chciałem wiedzieć jak mógłby brzmieć głos tego motyle i że coraz bardziej ten tekst staje się onirycznym. Gdy dziewczyna jedzie na wilku jest to dobry moment na stworzenie dialogu, który mógłby nam dać informacje o bohaterach i/lub świecie. Brakuje szczegółów otoczenia, gdzie dokładnie wilk ją zostawia? I dalej nie wiadomo kiedy i gdzie spotyka króla Odina. Bo udali się na zamek, a zeszła z wilka na wzgórzu, a spotkała króla jak wyszedł z morza - strasznie to niejasne. Najpierw opisujesz jak królewna widzi wychodzącego z wody króla, a później czuje go za plecami - to kolejna nielogiczność (było też coś nielogicznego wcześniej z tym machaniem wilkowi, który już wracał do lasu). Latające stworzenia wodne przy uścisku... - zaczynam się zastanawiać gdzie ten tekst zmierza. Tekst zaczyna trochę przypominać mentalne odurzenie. Widzę, że chcesz to opisać bardziej poetycko, ale za bardzo z tym spieszysz. Przeczytałem pierwsze 3 strony i największym zarzutem w tym momencie będzie brak celu/problemu. Nie przeszkadza mi ta bohaterka czy świat, ale no o czym to ma być, co się ma tu dziać? Jeśli romans, to latające ryby to za mało. Historie trzeba zaczynać z jakimś motywem lub charyzmą. Owszem masz w niej urok, ale bez czegoś solidnego on szybko się wyczerpuje.- to nie jest wystarczający problem, żeby jakieś plugastwo zalęgło się w zamku, a ona musiała je przegonić i odnowić, byłoby lepiej, albo niech chodzi po tym zamku, ale niech ktoś prowadzi z nią ożywioną rozmowę, żartuje lub ostrzega o czym, bo inaczej po prostu nie chcę czytać o frezjach i baldachimach ze strusich piór. Bez obrazy, jestem 34-letnim facetem. ;-)
Podsumowując jest urok w Twoim pisaniu, podoba mi się Twój język i wyobraźnia, ale musisz bardziej (a raczej, jak najwcześniej) ukierunkować ten utwór czytelnikowi. Księżniczka wciąż może być sobą/odsłaniać swoją osobowość gdy napotykają ją jakieś przeciwności, zmagania. Więc polecam jak najwcześniej zaznaczyć gdzie ten utwór zmierza. To tyle ode mnie. Witam wśród Pióromanów i zachęcam do dalszej pracy nad piórem w naszym gronie. Pozdrawiam.
Opowieść zaczęłaś opisem miejsca. Podoba mi się jego liniowość - kolejne zdania wynikają z wcześniejszych. Nie jest on również zbyt długi, a co za tym idzie - nie nudzi. Jednak jest on jednowymiarowy - dobrą rzeczą jest pobudzić u czytelnika również inne zmysły, oprócz wzroku. Mam na myśli powonienie, słuch, dotyk. Mogłaś napisać, że w powietrzu unosił się zapach leśnej ściółki, lub powietrze otulające gładką skórę królewny Pufeklidozji przyniosło ze sobą świeżą, morską bryzę.
Co do postaci samej Pufeklidozji... Jest idealną królową idealnego królestwa pełnego miłości. Ma moc rozmowy ze zwierzętami, przepowiada przyszłość, mocą wyobraźni potrafi wyczarować dosłownie wszystko, a do tego posiada nieskalane serce i urodę. Rozumiem, że jest to dla Ciebie postać idealna, ale to jest właśnie jej największa wada - bycie Mary Sue. Nie ma się co wstydzić, jest to bardzo powszechne zjawisko, i wbrew pozorom wcale nie tak trudno jest się z nim uporać. Wystarczy wszystko to, co w postaci jest niesamowicie dobre i magiczne, zrównoważyć jakąś wadą. Podam na ten przykład motyw dość stary, ale jak dla mnie nadal nie nadużyty, a mianowicie "za dnia piękność, w nocy szkaradztwo". Jak np. królewna Fiona ze Shreka. Mogłabyś wykorzystać przytoczony motyw, nieco go przerobić i sprawić, by Pufedoklidozja w nocy zamieniała się w strzygę i pożerała ciała martwych zwierząt ległych w lesie.
Ale wcale nie musisz. Pufedoklidozja może dalej być idealną królową lasu utrzymującą związek z Odinem (o którym jeszcze wspomnę później), panem morza i wichru. Mogą dalej żyć jak bogowie, bo to mi wychodzi świetnie. Jeżeli chciałaś stworzyć podstawy do mitologii - bardzo mi się podoba ten motyw. Mógłby być jednak trochę bardziej rozbudowany, o kolejnych bogów na przykład Pana podziemia i śmierci, królową słońca i księżyca czy coś w ten deseń ;) Pamiętaj jednak, aby pozostać oryginalną i nie kopiować bezmyślnie z mitologii greckiej czy egipskiej. Bo ludzie już się tego naczytali w opór i czekają na coś świeżego i ciekawego.
Obiecałam, że napiszę jeszcze o Odinie. Chociaż nie wiem, co dokładnie mogłabym o nim powiedzieć. Jego wygląd nie został przedstawiony prawidłowo - jest opis jego ogólnej budowy i ubioru (str. 2-3), ale poza tym, ani słowa. Jakie miał włosy? Długie i wiecznie mokre, a może miał zamiast włosów wodorosty? Nosił brodę? Jaki miał kolor oczu?Czy ogóle był przystojny? Oraz odbiegając trochę od opisu fizycznego do niemniej ważnej sprawy - jego relacji z żoną. Jest napisane, że się kochają i są małżeństwem. Owocami ich miłości są zwierzęta wodne i leśne, uciekające z ich serc (trochę trudno jest mi to sobie wyobrazić, ale podoba mi się ten motyw). Ale... Co sprawia, że się kochają? Mają jakąś wspólną przeszłość? Poznali się niedawno i od razu pobrali? A może są małżeństwem od zarania dziejów? Może nie jest to konniecznością, ale bardzo brakuje mi chociażby wzmianki o tym, że "ich miłość sięga początku świata i trwać będzie po jego kres". Lub i nie, jak zostało przedstawione w zakończeniu.
Ale zanim do niego dojdę, niepokoi mnie kilka rzeczy -
kiedy Odin zamienił dziewczynę w syrenę, musiał odczarować ją on. Ale kiedy pocałowała delfina w czoło, nagle stało się to banalnie proste. Dlaczego? Dlatego, że Odin był daleko i czar już przestaje działać na odległość? Czy może mogła zrobić to od początku, tylko czekała na stosowny moment? Zaznacz to proszę.
Jeżeli chodzi o same zakończenie, podoba mi się to, co zrobiłaś. Szczęśliwe zakończenie, ale nie dla wszystkich. I żyli długo i szczęśliwie w małym domku, czasami wyruszając na wyprawy. Napisałaś, że "niebieską łódką w żółte pasy". Zamiast tego, mogłaś zaznaczyć, że były to wyprawy "odległe i niebezpieczne, ale za to bardzo pouczające". Czy coś podobnego. Księżniczka była typem podróżnika, więc nie wydaje mi się, żeby tak łatwo odpuściła sobie podróże. Tylko jedno ale - co się stało z jej mocami? Zniknęły kompletnie? Zapomniała, że je ma? A może po prostu nie chciała ich używać w obecności rybaka? Jest to ciekawa kwestia warta przynajmniej dwóch zdań.
Ostatnią rzeczą z ostatnich jest końcowy dialog między Pufeklidozją a Janem. Ona zapytała się go o miejsce, a on się jej przedstawił. Czy jak ktoś się pyta o godzinę, to druga osoba odpowiada "Jestem Adam. A jak ty masz na imię?". Bardziej niż o złotym sercu świadczy to o nikłym poziomie inteligencji. Ten dialog mógłby być trochę dłuższy, przez co wyglądałoby naturalniej to, że potem razem zamieszkali. Jan mógłby wspomnieć, że królewna jest czarująca, lub zaprosić ją na herbatę, przy której opowie jej o Ziemi (lub tym jej skrawku nad jeziorem). Oraz chociażby drobny opis Jana byłby przydatny, bo jest on jedną z 3 najważniejszych postaci w tym opowiadaniu.
Poza tym tylko smaczki interpunkcyjne - dwie kropki na końcu zdania oraz spacja przed zamknięciem nawiasu (str. 5)
Historia bardzo przypadła mi do gustu, jako że mitologie to mój mały konik, a twoja opowieść bardzo przyjemnie mi się z czymś takim kojarzy.
Na stronie drugiej opisujesz przymiotniki złożone, czyli oraz. Aczkolwiek
Dziękuję bardzo i jestem pod wrażeniem tak obszernego oraz szczegółowego komentarza. Od razu wiadomo, że wypowiedział się znawca. Przepraszam, że odpisuję trochę bez ładu i składu, ale mam w domu niesamowity chaos, tak więc będę musiała przeanalizować Twój cenny komentarz w dużo bardziej spokojnym momencie. Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za poświęcony czas, a także ogromny wkład w nadpisanie komentarza.