Rozdział 1
Trudno było iść Yossiemu. Niepewnie stawiał krok za krokiem, czując zmęczenie w całym ciele. Po plecach spływały mu stróżki potu, ale wysoka wilgotność i upalna temperatura, nie były wcale najgorsze w jego sytuacji. Zmęczenie było bardziej dotkliwe. Maszerował ostatkiem sił, przedzierając się mozolnie przez puszczę. Gęstwina stawiała mu opór, ale spowalniała również jego wrogów. To mogła być jego szansa. Tutaj, w samym sercu lasu, nikt nie mógł poruszać się szybko. Trudniej go było dostrzec, bo puszcza zapewniała mu ochronę.
Doskonale wiedział, że pod żadnym pozorem nie może zatrzymać się ani spowolnić kroku. Chciał coś zjeść, ale jego zapasy skończyły się kilka godzin temu. W jego przerzuconym przez ramię chlebaku pozostały okruszki pieczywa o słodkim, lekko karmelowym smaku. Oddałby dużo, aby teraz zjeść chociaż jedną kromkę z masłem, ale w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby go nakarmić. Przedzierał się przez gęstwinę, a nierzadko przez kolczaste krzewy pełne dzikich, smacznych i soczystych owoców. Nie miał jednak dość czasu, aby nazbierać ich dostatecznie dużo i nasycić
1
głód.
Nieprzyjaciele szli wytrwale po jego śladach. Nie zatrzymywali się nawet na moment, ani nie popełniali błędów, chociaż przecież tak mocno starał się zmylić tropy, zatrzeć ślady, skierować ich w niewłaściwym kierunku. Był w tym naprawdę dobry. Wszystkie jego sztuczki i tajemne sposoby okazywały się jednak niewystarczające. W jakiś trudny do wyjaśnienia sposób, nieprzyjaciołom zawsze udawało się rozszyfrować podstępy Yossiego. Nic więc dziwnego, że powoli tracił nadzieję, że uda mu się zgubić ten pościg.
Yossi. Bohater serii komiksowej, która liczy już sobie pięćdziesiąt pięć odcinków. Najpotężniejszy wojownik Kryształowego Miasta, tancerz nocy, posiadacz magicznego pierścienia z turmalinem. Człowiek, którego Wyrocznia Na Skale przeznaczyła do wielkich czynów. Zwycięzca w walce z Demonami Podziemia. Mimo swej nieprzeciętnej siły i ogromnego doświadczenia był teraz bezbronny. Musiał to przyznać w duchu. Tak bardzo samotny, tak bardzo zmęczony i otoczony przez wrogów. Czy jego historia skończy się właśnie w tym miejscu? Czy to możliwe?
Z rozrzewnieniem przypominał sobie wszystkie listy od fanów, które
2
napływały do niego od lat. Jego wielbiciele zamieszkiwali niemal każdy zakątek galaktyki. Zadawał sobie w duchu pytanie: czy przygodą sprawi zawód i przykrość swoim czytelnikom? Czy znajdzie się chociaż jedna osoba, która będzie chciała o nim czytać? O kimś, kto nie potrafi pokonać nieprzyjaciół? Kto nawet nie potrafi przed nimi uciec? Bohater nie poddawał się jeszcze najczarniejszemu zwątpieniu i ponurej rezygnacji, ale szczerze mówiąc, trudno mu było wyobrazić sobie jakikolwiek ratunek.
Marek! - krzyknęła mama - kolacja na stole.
Jeszcze chwilę. Doczytam komiks do końca - pomyślał chłopiec - muszę przecież poznać zakończenie.
Obok jego ucha świsnął pocisk. Przecięła powietrze metalowa kula, mijając go o włos. A to oznaczało, że niebezpieczeństwo było jeszcze bliżej niż Yossi do tej pory sądził. Musiałby się chyba wydarzyć cud, abym wyszedł z tego cało - pomyślał bohater - jakiś niezwykły przypadek.
Wtem, pomiędzy koronami drzew zamigotała powierzchnia kamiennej wieży. Budowla była wąska u dołu i rozszerzała się nieznacznie na wyższych piętrach, tak że bardzo przypominała teleskop, który ktoś postawił
3
zwierciadłem do góry. Wysoka budowla była ukryta w gęstwinie, nie wystając nawet o włos ponad czubki drzew. Jeszcze tylko trochę wysiłku, żeby dostać się do środka, a może znajdzie tam bezpieczne schronienie? Równie dobrze mogła być to jednak przebiegła pułapka stworzona przez jego nieprzyjaciół.
Yossi ruszył przed siebie...
Marek! - krzyknęła mama, a w jej głosie dało się wyczuć zniecierpliwienie - jeśli nie przyjdziesz za minutę, pójdziesz spać bez kolacji.
No już dobrze, dobrze - chłopiec odłożył komiks na nocną szafkę i ruszył do kuchni. Komiks będzie musiał jeszcze chwilę poczekać.
W czasie kolacji Marek postanowił poruszyć pewien nurtujący go temat.
Mamo, a co byś powiedziała, gdybym poszedł na rower? Jeżdżenie na rowerze jest taaaakie zdrowe! Wyrabia kondycję fizyczną, wiesz? Może nie pamiętasz, ale obiecałem wam kiedyś, że rower nie będzie się kurzyć w garażu. Taka była umowa!
Nie, kochanie, to nie jest dobry pomysł.
W takim razie pójdę sobie na krótki spacer do parku. Tata zawsze mówi, że na łonie natury wypoczywa się najlepiej. A dzisiaj pogoda jest cudowna, nie uważasz?
Wszystkie parki i lasy są
4
teraz zamknięte.
No to pobawię się grzecznie na placu zabaw. Przez cały czas będzie mnie widać z okna, więc na pewno nic mi się nie stanie, wszystko będziesz miała pod kontrolą. Zgoda?
Place zabaw są nieczynne.
To może szybka wyprawa do sklepu? Dlaczego by nie pójść na małe zakupy? Raz, dwa i kupię wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do domu. Chleb, makaron, serki topione... Jogurtu chyba właśnie zabrakło?
Proszę Cię, skarbie....
To może chociaż do kolegi? Wyobraź sobie, że z kolegą będziemy się razem uczyć. Myślę, że to może wpłynąć pozytywnie na moje stopnie po powrocie do szkoły.
Mareczku...
Zawsze chciałaś, żebym miał kogoś takiego, prawda? Z kolegą będę czytać książki, a nie komiksy, i rozmawiać o uczonych sprawach. Taki kolega to dla mnie wymarzone, wręcz - jak ty to mówisz - idealne towarzystwo.
Bądź dużym chłopcem!
Dobrze, mam inny pomysł, pojedźmy sobie razem do dziadka i babci. Rodzinna wycieczka, jak w starych dobrych czasach. Oni już bardzo za mną tęsknią... Nie wierzysz? Babcia mówiła mi wczoraj przez telefon. Nie wypada ich w ogóle nie odwiedzać. Mogliby sobie o nas pomyśleć coś
5
złego.
Kochanie...
A może do cioci?
Nie, misiu.
A może do wujka?
Proszę Cię!
No to na ryby?
Skarbie...
Albo na grzyby?
Pobaw się w domu!
W domu jest tak nudno, nudno, nudno!
Wiesz dobrze, że nic na to nie poradzę, to nie ja ustaliłam takie zasady - zdenerwowała się teraz mama - wszyscy muszą siedzieć w domu, bo trwa epidemia.
Dobrze, w takim razie chcę iść do szkoły. Wszystko jest już lepsze od siedzenia w domu.
Zapadła bardzo długa cisza.
No sama powiedz, ile można siedzieć w domu?
To tylko kilka dni. Dasz radę?
A jak myślisz?
Nie wytrzymasz kilku dni?
Dlaczego to tyle trwa?
Już niedługo...
Nie wierzę!
Mama zupełnie nie wiedziała co odpowiedzieć.
Już nigdy nie będzie normalnie! - w oczach chłopca pojawiły się gorzkie, ogromne jak grochy, trudne do opanowania łzy - Będziemy tu uwięzieni do końca świata. Już nigdy nie wyjdziemy z domu!
Rozdział 2
Minęło już siedem długich dni, które Yossi spędził samotnie w obronnej wieży. Dostępu do kryjówki skutecznie broniły grube mury oraz dębowa brama, którą zręczny kowal wzmocnił metalowymi okuciami. Było jednak coś - tak przynajmniej sądził Yossi - co broniło
6
dostępu do wieży jeszcze skuteczniej niż kamień, drewno i metal. Był to długi, wykonany pismem runicznym, tajemniczy napis na progu wejściowym. Zakręcone magiczne znaki opalizowały metalicznie, jakby ktoś namalował je żywym srebrem.
Ech, trzeba się było uczyć czarów - jęknął Yossi.
Nasz bohater nie byłby w stanie odróżnić magicznego eliksiru od szklanki soku pomarańczowego. Nigdy nie nauczył się sztuki lewitacji, ani odczytywania starożytnych pergaminów - chociaż przecież chodził przez kilka lat na odpowiednie lekcje. Wiele godzin spędził nad manuskryptami w szkolnej bibliotece oraz wśród alembików, zlewek i tygielków w pracowni alchemicznej. Był w stanie opanować kilka zaklęć, ale tylko na bardzo krótką chwilę. Po każdym egzaminie wiedza od razu znikała mu z głowy bez śladu. Zakuć, zaczarować, zapomnieć - to była jego dewiza w Akademii Bohaterów.
Po siedmiu dniach w odosobnieniu Yossi czuł się jak wędrowiec na pustyni, jak grosz w kieszeni biedaka, jak Księżyc na bezgwiezdnym niebie.
Co mam teraz zrobić? - zwrócił się z pytaniem do własnego odbicia w lustrze.
Wyjrzał przez małe okienko w grubym kamiennym
7
murze. Dookoła wieży rozciągała się pradawna puszcza.
Między drzewami nie można było teraz dojrzeć żadnego z wrogów, ale przecież tam byli... W ciągu kilku ostatnich dni, jak grzyby po obfitym deszczu, w lesie wyrosły liczne strzeliste konstrukcje, na których rozpięto rzeki kolorowych materiałów. Jakby miała się tu rozegrać jakaś wielka bitwa... Wszystkie namioty należały do jego nieprzyjaciół.
Nie ruszę się stąd ani na krok! - powiedział do siebie.
No, nie bój się tak, chłopie! - Yossi bardzo się zdziwił, że ktoś mu odpowiedział. Był przecież tutaj sam!
Kim jesteś? Gdzie jesteś? - Bohater rozejrzał się dookoła, a jego ręka wykonała szybki gest w kierunku ukrytej za pasem broni.
Spokojnie, spójrz tutaj - powiedział głos.
Yossi spojrzał w lustro. To jego odbicie mówiło do niego.
Co to za sztuczka? - Bohater zmarszczył brwi.
Jestem Twoim odbiciem.
Widzę! Ale jak to możliwe?
Wszystko jest możliwe! - lustro odpowiedziało, a kąciki ust odbicia uniosły się w uśmiechu.
Znowu jakaś magia - sapnął Bohater - ja oszaleję!
Spoglądał w gadające zwierciadło. Widział w nim zmęczoną twarz Bohatera, którego otoczyli
8
wrogowie i opuściło szczęście, który był sam i nie wiedział co robić. Jednak odbicie w lustrze żyło swoim własnym życiem i najwyraźniej miało zupełnie inne spojrzenie na całą sytuację.
Nie płacz nad swoim losem - powiedziało zwierciadło - przecież możesz wyjść z wieży.
Jak to?
Nic Ci się nie stanie!
Dlaczego... tak mówisz?
No wiesz, jestem twoim odbiciem ale również magicznym artefaktem, wiem całkiem sporo o tym i owym.
Ale tam jest pełno moich wrogów! - znowu się zdziwił.
No to pokaż mi chociaż jednego - prowokowało lustro.
Nie widać ich teraz...
No to może ich nie ma?
Są!
Boisz się!
Setki, tysiące wrogów! - tłumaczył się zdenerwowany Yossi.
Ja nie widzę żadnego.
Czy starasz się mnie oszukać?
Nie.
Skłonić do zrobienia głupstwa?
Nie bądź niemądry. Spójrz na mnie - powiedziało lustro.
Bohater zerknął w zwierciadło. Ujrzał tam siebie, albo może kogoś, kto po prostu wyglądał tak jak on...
Wiesz kogo widzę? - zapytało lustro.
No, kogo? - zapytał Yossi zrezygnowany.
Powiem Ci, kogo tutaj nie widzę. Nie stoi przede mną wielki bohater, najpotężniejszy wojownik Kryształowego Miasta, tancerz nocy...
Przestań!
9
- powiedział Bohater.
Nie stoi tutaj posiadacz pierścienia z turmalinem, zwycięzca walki z demonami podziemia....
Igrasz ze mną - uniósł głos Yossi.
Patrzę na Ciebie, ale Cię nie poznaję.
Nie wyjdę ze schronienia, tam jest cała armia!
Wstydzę się, że jestem odbiciem takiego tchórza!
Yossi znowu spojrzał przez małe okienko na puszczę, w której rozbito setki namiotów. Był pewien, że gdzieś tam, pomiędzy drzewami kryją się setki, a może nawet tysiące jego niewidzialnych wrogów.
Co powiedzieliby inni bohaterowie komiksów? Co powiedzą Twoi czytelnicy? - jątrzyło zwierciadło.
Dość tego! - Yossi zmarszczył groźnie brwi i ruszył przed siebie.
Co robisz? Poczekaj! Zostaw mnie!
Bohater pewnym ruchem złapał mocno zwierciadło, następnie uniósł je do góry i schował za szafę, nie zwracając uwagi na głośne, lecz lekko już przytłumione protesty lustra.
Wiem - powiedział do siebie - że nie mogę teraz wyjść z kamiennej wieży, chociaż bardzo, naprawdę bardzo tego chcę i tutaj jest mi ciężko. To właśnie prawdziwe bohaterstwo!
Rozdział 3
Wszystkie dni, które Marek spędzał w domu były do siebie bardzo podobne i
10
ciągnęły się jak cukierek: krówka. Najpierw pobudka, potem prysznic, śniadanie, obiad i kolacja. Codziennie - to samo! W międzyczasie komiksy w hurtowych ilościach. Przygody różnych bohaterów, ale przede wszystkim Yossiego, którego trochę już poznaliście. Tylko czytanie, czy też - jak mówi mama - oglądanie komiksów, ratowało chłopca przed nudą.
Pewnego dnia pod drzwiami mieszkania pojawił się kurier z tajemniczą przesyłką. Paczka miała osobliwy kształt: cienki, podłużny, a coś, co było w środku musiało być kosztowne, bo tata obchodził się z tym bardzo ostrożnie. Sam odebrał paczkę od dostawcy, na którego od dłuższego czasu czekał, a potem na calutki dzień zamknął się w swoim pokoju. A wcześniej uroczystym tonem obwieścił całej rodzinie, że teraz mama ani Marek nie mogą mu zawracać głowy, bo ma do zrobienia coś pilnego. Coś wprost kosmicznie ważnego, o galaktycznym, międzyplanetarnym znaczeniu.
Co było w tym dziwnego? - może zapytacie. Takie zachowanie stało w całkowitej sprzeczności z nie-techniczną naturą taty Marka. Bo, jeśli nie lubił on robić czegoś najbardziej na świecie, to było to właśnie
11
majsterkowanie.
Istnieje szereg prostych eksperymentów, które można wykonać, aby odkryć tę cechę taty Marka. Można poprosić go o przybicie gwoździa do ściany. Zanim upłynie kilka minut, tata z nagłym bólem głowy i zimnym kompresem na czole leżeć będzie na kanapie, czekając aż sprawa gwoździa ulegnie przedawnieniu, a rodzina zacznie myśleć o mniej prozaicznych sprawach. Można także poprosić go, żeby przykręcił śrubkę - zaraz okaże się, że jest tysiąc i jeden bardzo pilnych i niezwykle ważnych rzeczy do zrobienia. A to zebranie, w którym koniecznie musi uczestniczyć, a to jakieś super ważne zlecenie, które pilnie trzeba oddać, choćby się paliło.
Czasami tata Marka gra w otwarte karty:
Mam pierwszy wolny dzień od długiego czasu - mówi - czy ta dłubanina jest naprawdę potrzebna? Czy chociaż jeden dzień nie mogę sobie poczytać?
Już dobrze, dobrze, moja lewa rączko - odpowiada wtedy ze śmiechem mama. Na szczęście dla całej rodziny, mama zna się na tym, jak używa się narzędzi i naprawia przedmioty.
Tego dnia tata Marka przeszedł samego siebie, pokonał wrodzone słabości i dokonywał niezwykłych, można powiedzieć
12
domowo-bohaterskich czynów. Zakasał rękawy, przeprosił się z narzędziami i mocno się zajął jakimś problemem technicznym, intensywnie przy tym jęcząc i sapiąc zza zamkniętych drzwi, ale nie poddając się przeciwnościom losu. Od czasu do czasu wysuwał się ze swego pokoju, szukając śrubokrętu, młotka, obcążek, albo żeby zapytać mamę o jakieś sekretne sprawy. Instrukcji technicznej, którą trzymał w ręku, za nic na świecie nie chciał wypuścił nawet na mgnienie oka. Jakby to nie była instrukcja, ale mapa prowadząca do zakopanego na bezludnej wyspie pirackiego skarbu.
Potem tata długo majstrował na balkonie.
Mimo kilku prób i ogromnej ciekawości Marka, która łaskotała go po piętach przez cały dzień - chłopcu nie udało się odgadnąć, co też wpadło tacie do potarganej głowy. Postanowił więc wrócić do swojego komiksu.
Rozdział 4
Yossi tkwił w wieży już od miesiąca.
Niby można było czytać magiczne księgi w dobrze zaopatrzonej bibliotece.... Niby niczego nie brakowało... Niby było bezpiecznie, bo żaden wróg nie mógł się przedostać przez grube, kamienne mury... Ale dla Bohatera to nie była szczególna pociecha.
13
Yossi chciał być wolny, marzył o przygodach, a w wieży czuł się jak w klatce.
Im bardziej doskwierała mu samotność, tym częściej myślał o pewnym przedmiocie, który spoczywał ukryty głęboko w jego torbie podróżnej. Był to drogocenny dar od pewnego czarnoksiężnika z Kryształowego Miasta, któremu Yossi, w dawnych czasach, uratował życie. Bohater postanowił wtedy, że nie skorzysta z przedmiotu, jeśli nie będzie takiej konieczności. Przedmiot był jednorazowego użytku.
Czy to już dzisiaj? - Yossi czasem pytał się siebie, ale potem decydował, że jeszcze poczeka.
Gdy po raz piętnasty Yossi musiał jeść gotowaną fasolę, bo nic innego nie było w spiżarni, Bohater wreszcie podjął decyzję, do której od dłuższego czasu dojrzewał:
Dzisiaj to zrobię!
Wydobył z podróżnej torby drogocenny przedmiot starannie zapakowany w futro. Był to magiczny teleskop, który pozwalał się przenieść do zupełnie innego świata. Wystarczyło tylko wypowiedzieć odpowiednie życzenie.
Yossi nie był pewien, czy ten artefakt w ogóle zadziała, czy nie stracił swoich magicznych właściwości w czasie, gdy leżał schowany na dnie podróżnego worka.
14
Czy jeszcze pamiętam, jak go użyć? - zastanawiał się Yossi. - Trzeba powiedzieć magiczne zaklęcie, a może ono już wypadło mi z głowy? Czarnoksiężnik z Kryształowego Miasta objaśnił mi wszystko dokładnie, ale to było przecież dawno, bardzo dawno temu.
Zapadł wieczór i na niebie pojawiły się miriady gwiazd. Bohater ustawił wówczas teleskop w taki sposób, aby wycelowany był w konstelację Smoka, grupę jasnych gwiazd nieco powyżej horyzontu. Potem obrócił się w koło na pięcie, stanął na jednej nodze i wypowiedział magiczna słowa:
Ecie Pecie, Ecie Pecie, chcę się znaleźć na innej planecie.
Ale nic się nie stało.
Yossi dokładnie obejrzał magiczny przedmiot i zauważył, że soczewka teleskopu jest zasłonięta. Bohater zdjął ostrożnie osłonkę i postanowił znowu spróbować czarów. Obrócił się w koło na pięcie, stanął na jednej nodze i wypowiedział głośno magiczną sentencję:
Ecie Pecie, Ecie Pecie, chcę się znaleźć na innej planecie.
Ponownie nic się nie stało.
W czasie trzeciej próby, Bohater Yossi obrócił się na pięcie, stanął na jednej nodze, przytknął oko do teleskopu skierowanego w kierunku
15
konstelacji Złotego Smoka i wypowiedział magiczne słowa:
Ecie pecie, ecie pecie, chcę się znaleźć na innej planecie!
Świat przed jego oczami zawirował, a ziemia usunęła się spod stóp. Przez chwilę czuł, że jego ciało jest lekkie jak piórko. A potem nagle to dziwne uczucie się skończyło, bo znalazł się w zupełnie innym miejscu.
***
Do jakiego świata przeniesie się Yossi?
Czy będzie to skuta lodem arktyczna prowincja, daleko za kołem podbiegunowym? Gorąca piaszczysta pustynia, po której wędrują niestrudzone karawany? Dzika i nieodkryta dżungla zamieszkana przez plemiona, które nie miały jeszcze żadnego kontaktu z cywilizacją? Podwodne głębiny? Klasyczna, baśniowa sceneria? Epoka płaszcza i szpady?
Ilość możliwości wydawała się nieograniczona!
Chłopiec chciał wszystkiego się dowiedzieć, jednak gdy sięgał po komiks, aby zajrzeć do kolejnego rozdziału... i rozwiązać zagadkę. Rozległo się głośne wołanie taty:
Marek, cho na balkon!
Niespodzianka, która sprawiła, że tata zdecydował się majsterkować, zdecydowanie zasługiwała na obejrzenie. Dlatego zostawił komiks i ruszył na balkon.
Niespodzianka
16
przygotowana przez tatę była rzeczywiście kosmiczna: dosłownie i w przenośni. Na balkonie tata zamontował zupełnie nowy, profesjonalny teleskop do obserwacji nieba. Pozwalał oglądać dalekie planety, księżyce, pierścienie, komety oraz obiekty kosmiczne.
Markowi zaświeciły się oczy z wrażenia.
Tata pokazał Markowi, jak należy go używać.
Zrobiło się dość późno, więc tata ziewnął i wrócił do mieszkania, a Marek został, aby jeszcze przez chwilę rozkoszować się widokiem nieba.
Atmosfera była dość magiczna, poczuł się trochę jak Bohater baśni albo książki, trochę z nudów, a trochę dla zabawy postanowił czegoś spróbować. Ustawił teleskop w przypadkowym kierunku, obrócił się na pięcie, stanął na jednej nodze i wypowiedział zaklęcie znane z komiksu:
Ecie pecie, ecie pecie, chcę się znaleźć na innej planecie.
I w tym momencie stało się coś, czego Marek zupełnie nie oczekiwał, bo przecież zaklęcie pochodziło z komiksu, a wydarzenia które mają miejsce w komiksie to przecież nie jest coś, co dzieje naprawdę...
Świat przed jego oczami zawirował, a ziemia usunęła się spod stóp. Przez chwilę czuł, że
17
jego ciało jest lekkie jak piórko. A potem nagle to dziwne uczucie się skończyło, bo znalazł się w zupełnie innym miejscu.
Rozdział 5
W niezbadanym labiryncie korytarzy czarnego zamku, po schodach z czarnego kamienia, wspinał się szybkim krokiem jegomość ubrany w zniszczony, reperowany setką naszywanych łat, płaszcz. Tajemniczego człowieczka cechowała tak mizerna postawa, że ktoś mniej uprzejmy niż ja czyli skromny narrator tej opowieści, mógłby go nawet nazwać zwykłym mikrusem lub pospolitym pokurczem. Mimo swych niepozornych rozmiarów, tajemniczy ludzik poruszał się z prędkością zawrotną i każdym swoim krokiem przeskakiwał nie jeden, ale aż trzy wysokie stopnie. Jego ruchy cechowała lekkość i zwinność. Wydawał się unosić i płynąć ponad schodami. Gdy dotarł już na sam szczyt wieży, człowieczek śmiało ruszył przed siebie, aby wkroczyć do ogromnej, oświetlonej blaskiem żyrandoli, komnaty.
Tajemniczy jegomość miał dobry powód, aby tak szybko biec po schodach. Przybył do zamku, aby przekazać ważną i poufną wiadomość osobiście do ucha władcy, ale powód tego biegu miał również inną, o ile można tak
18
powiedzieć, bardziej włochatą naturę.
Proszę się zatrzymać - zawołał Królewski Balwierz, którego rozpierała wściekłość - Pan nie może się w takim stanie pokazać przed obliczem króla.
Bujny, nigdy nie porządkowany zarost tajemniczego jegomościa kłębił się niczym ponure czarne obłoki. Na ten widok wściekłość balwierza przybrała rozmiar burzy z piorunami.
Stój, okropny włochaczu! - krzyknął zrozpaczony.
Mimo tych okrzyków jegomość nie zatrzymał się. Wprost przeciwnie, jeszcze przyspieszył kroku, wiedząc że fryzjer biegnie za nim uzbrojony w grzebień. Nie zważając na ciskane zza jego pleców gromy, z podniesioną głową wszedł do sali tronowej.
Poczekaj, jeszcze się z Tobą policzę - zasapał pod nosem zmęczony balwierz, gdy jego pościg zakończył się niepowodzeniem, a kompletnie zdziczała broda dostąpiła zaszczytu spotkania z królem.
Balwierz, jak już wiecie z powyższego opisu, to inne określenie fryzjera. Jednak ten konkretny balwierz nie był pospolitym postrzygaczem bród, wąsów i włosów. Jego obowiązki były znacznie poważniejsze. Jako królewski urzędnik odpowiadał za to, aby wszyscy mieszkańcy
19
zamku prezentowali się świetnie: królewscy doradcy, eleganccy rycerze, giermkowie i paziowie, a także liczne damy dworu. Balwierz odpowiadał za estetyczny sznyt dworskich kreacji, często projektował także szałowe fryzury, zwane koafiurami, które noszono potem chętnie w całym królestwie. Szlachetnie urodzeni mieszkańcy krainy udawali się często do jego zamkowych komnat, aby poprawić uczesanie. Królewski Balwierz nie tylko dyktował mody i trendy, ale był na dworze szarą eminencją. Znał wiele tajemnic krainy, a każdy dworzanin liczył się z jego opiniami, humorami i zachciankami. Byli nawet tacy, którzy panicznie się go bali. Jak to? - może zapytacie. Czy to możliwe, że rycerze bali się dworskiego fryzjera?
Musicie wiedzieć, że w bardzo odległych czasach, gdy krainą rządził jeszcze pradziadek obecnego króla, zwany przez poddanych Glacjuszem, ze względu na całkowity brak włosów na królewskiej głowie, wydarzyły się bardzo dramatyczne zdarzenia. Grupka śmiałków wystąpiła przeciwko niesprawiedliwemu, łysemu jak kolano, władcy. Przestali oni strzyc włosy, pozwalając im plenić się bez kontroli. Najgorsi buntownicy nosili długie
20
wąsy i bokobrody. Kobiety wyrzucały gdzie pieprz rośnie: grzebienie, szczotki i spinki, odgrażając się, że już nigdy nie uczeszą włosów. Właśnie w tej mrocznej epoce, zwanej przez historyków Buntem Potarganych, fryzjerzy zyskali nadzwyczajne uprawnienia i przemożne wpływy. Stanowili oni prawdziwą armię, uzbrojoną w grzebienie, szczotki, nożyczki, szampony, odżywki i pianki. Była ona znacznie groźniejsza od wesołych, nie zawsze przecież uczesanych, wojaków. Na czele armii golibrodów stał królewski balwierz, postać potężna i wpływowa.
Ta broda jest gorsza od włosów w nosie - złościł się w duchu urzędnik odpowiedzialny za fryzury całego królestwa - To gorsze niż rozdwajające się końcówki!
Tymczasem kolorowo ubrany herold, stojący przy wejściu do sali tronowej ogłosił przybycie nowego gościa.
Herold zagrał fanfary na trąbce, a potem obwieścił:
Przybył Bulbulisz Dyskretny!
Tłum zgromadzony w sali tronowej zareagował milczeniem na przybycie gościa. Pochlebcy przestali sączyć do królewskiego ucha słodkie słówka, grupa lizusów skrzywiła się wyjątkowo kwaśno, a klakierzy zamilkli jak kamień.
Król nie okazał
21
jednak nawet najmniejszego zdziwienia, ani niezadowolenia. Rzekł łagodnie jak zefirek:
Kochany Bulbuliuszu, jakże wspaniale Cię widzieć. Powiedz, proszę, czemu zawdzięczam twoją wizytę? Jakie to pomyślne wiatry przywiały Cię do mnie? - król nazywany był przez poddanych Huraganiuszem właśnie ze względu na zamiłowanie do takiego, dość wietrznego, sposobu wyrażania myśli oraz gwałtownego usposobienia.
Przywiały mnie tutaj wiatry potężne i ważne - odpowiedział Bulbiuliusz z powagą, ponieważ właśnie w taki sposób należało mówić do owego władcy.
Powiedz mi zatem, jeśli będziesz łaskawy - rzekł król - czy wieją one poza granicami mojego królestwa? może w jakichś bardzo dalekich krajach?
Wiatry, które przygnały mnie tutaj, będą wkrótce wiały w Twoim własnym państwie - odrzekł Bulbiuliusz - pojawią się tutaj śmiałkowie, którzy zdobędą dla Ciebie Worek Wszystkich Wiatrów.
Czy to możliwe? - zapytał Król Huraganiusz. - Mam nadzieję, że nie rzucasz słów na wiatr!
Niech mnie porwie tornado, jeśli kłamię, drogi królu!
Wówczas, na rozkaz Huraganiusza, przyniesiono do komnaty czarne magiczne lustro. Król poszedł do
22
niego i wypowiedział znane z innej bajki magiczne zaklęcie:
Zwierciadełko, pokaż przecie, kto mi Worek Wszystkich Wiatrów przyniesie?
Na tafli lustra stopniowo ukazywał się obraz. Początkowo zamglony, z czasem stawał się coraz bardziej wyraźny. Wreszcie oczom całego zgromadzonego tłumu doradców i samego króla ukazał się pewien dość niepozorny, dziesięcioletni chłopiec, który właśnie czytał komiks.
Królowi zaświeciły się oczy.
Powiały pomyślne wiatry.
Rozdział 6
Rzeka była taka szeroka, że z jednego brzegu trudno było zobaczyć drugi. Po jej spokojnej tafli sunęła łódeczka, w środku której siedział Yossi wyposażony w wiosło.
Marek, przenosząc się na inną planetę trafił znacznie, gorzej. Los rzucił go na naprawdę głęboką wodę!
Czytając w książkach o zjawisku teleportacji, chłopiec wyobrażał sobie, że każda postać powoli dochodzi do siebie po przejściu przez portal i przypomina sobie, co też to przedziwnego wydarzyło się przed chwilą. Tymczasem on wpadł do rzeki z wielkim impetem i teraz musiał dramatycznie walczyć o utrzymanie się na powierzchni.
Yossi podpłynął bliżej i podał rękę chłopcu.
23
Gdy Marek zobaczył Bohatera, to zrobił ogromne oczy ze zdziwienia.
Czy to naprawdę ty? - zapytał Marek, jednocześnie plując wodą i niezdarnie łapiąc się burty, a gdy usiadł w łódce, dygocząc z zimna, dodał - czy jesteś Bohaterem Yossim, którego znam z komiksów?
Miło mi spotkać jednego z moich fanów - odpowiedział Bohater z uśmiechem - Ale muszę przyznać, że bardzo rzadko zdarza mi się spotkać kogoś w takich niezwykłych okolicznościach.
Totalnie - odpowiedział Marek, który nie mógł jeszcze uwierzyć, że wydarzenia, w których bierze udział mają naprawdę miejsce. Gapił się na Bohatera z rozdziawioną szczęką.
Acha - zdziwił się Yossi - czy to oznacza, że nie pochodzisz stąd? Jesteś tu przypadkiem?
Przypadkiem? Jakimś zupełnie przedziwnym trafem - rzekł Marek - co prawda użyłeś teleskopu i wypowiedziałem zaklęcie, ale… no, daj spokój.
Bohater zamyślił się nad tym, co usłyszał.
Uszczypnijcie mnie - rzucił Marek w powietrze, który nadal nie mógł w to wszystko uwierzyć.
Jak sobie życzycie - odpowiedział Bohater, wyciągnął z torby podróżnej spinacz do bielizny, aby spełnić prośbę i uszczypnąć
24
chłopca.
Dopiero nagły ból uświadomił chłopcu, że to nie jest sen. Yossi poprosił, aby Marek opowiedział swoją historię ze szczegółami i bardzo uważnie wszystkiego słuchał.
Teraz już wszystko rozumiem, drogi chłopcze - powiedział Bohater po skończonej opowieści - Twoja historia jest rzeczywiście niezwykła, ale jedno mogę ci powiedzieć na pewno: takie rzeczy nigdy nie dzieją się przypadkiem!
Tak uważasz? - zapytał Marek.
Jestem tego pewien - odrzekł Yossi - widocznie było nam przeznaczone, aby tutaj się spotkać. Dlatego jeśli chcesz, to możesz mi od tego momentu towarzyszyć. Może los ma wobec nas jakieś wspólne plany? Ale uprzedzam, że nie zamienię się w opiekunkę do dzieci. Nie będę Ci przypominać o zjedzeniu obiadu albo o noszeniu czapki. Zapomnij o wygodnym łóżku i oglądaniu dobranocek. Jeśli chciałbyś takich luksusów - to lepiej żebyś od razu dał sobie spokój, nic z tego nie będzie.
Bardzo chętnie wezmę udział w przygodzie - odpowiedział Marek, dla którego propozycja była jednocześnie zupełnie niespodziewana i absolutnie fascynująca.
Pamiętaj - rzekł Yossi - że dołączenie do wyprawy to bardzo poważna
25
decyzja. Poważniejsza niż może teraz przychodzi Ci to do głowy. Czasem trzeba będzie znosić niewygody, czasami trzeba będzie się poświęcić dla innych, czy to rozumiesz?
Tak, rozumiem.
To dobrze - odpowiedział Yossi - bo nie chciałbym zostawić nikogo bez pomocy na zupełnie obcej planecie, a tym bardziej jednego z moich fanów.
Yossi podał chłopcu suche ubrania ze swojej torby podróżnej. Były dwa razy za duże, ale prawda była taka, że lepsze za duże klamoty niż żadne.
W tym samym czasie, Bohater sięgnął do torby podróżnej i wyciągnął z niej grubą i bardzo starą książkę, sądząc po tym, jak bardzo była zniszczona. Na okładce była ilustracja kilku planet o różnych kolorach. Uwagę chłopca wzbudził jednak głównie tytuł: Atlas Światów. Jakie mapy znaleźć można w takim albumie? - zastanawiał się chłopiec. Jakie niezwykłe miejsca zostały narysowane na kartach tej książki?
Popatrzymy tutaj... - Bohater zaczął wertować Atlas Światów, wyraźnie czegoś szukając - ...chciałbym znaleźć mapę krainy, do której trafiliśmy.
Jesteś w stanie to zrobić? - spytał Marek.
O, bez problemu - odparł Yossi.
Postronny
26
obserwator zauważyłby z pewnością, że mała łódka przesuwała się teraz po wodzie nieco szybciej, mimo że nikt nie używał wioseł. Marek i Yossi byli jednak zbyt pochłonięci rozmową, aby to dostrzec.
Znajdujemy się gdzieś w konstelacji Złotego Smoka - Bohater spokojnie tłumaczył Markowi - jak być może wiesz, jest to część kosmosu, w której znajduje się wiele planet, ale większość z nich nie nadaje się do zamieszkania. Są to gazowe olbrzymy, których masa niewiele ustępuje najmniejszym gwiazdom - w takim miejscu nie przetrwalibyśmy ani chwili.
Acha - powiedział chłopiec zafascynowany.
Są tutaj także lodowe giganty - kontynuował swoją opowieść Bohater - krążą po tak długich orbitach, że ciepło gwiazd prawie już do nich nie dociera. Czy możesz sobie wyobrazić, że zamarza tam nie tylko woda ale nawet powietrze?
Ciężko to sobie wyobrazić - odpowiedział Marek.
Są planety tak małe, że nie może tam powstać atmosfera i zupełnie nie ma czym oddychać.
Kosmos jest fascynujący - ocenił chłopiec - no i mieliśmy wielkie szczęście, że wylądowaliśmy na przyjaznej dla życia planecie.
W trakcie tej rozmowy łódź jeszcze
27
nieznacznie przyspieszyła.
Chwyć za wiosło! - rzekł zaniepokojony Yossi.
Czy znalazłeś mapę krainy?
Tak, znalazłem - odparł Bohater - ale i bez mapy można się zorientować, że wpadliśmy w tarapaty.
Gdzieś z oddali dobiegał głuchy huk. W Atlasie Światów, na mapie odnalezionej przez Yossiego, to miejsce nazwano Wodospadem, Który Musisz Zobaczyć Chociaż Raz w Życiu.
Zobaczymy go wcześniej niż byśmy chcieli - Bohater zażartował ponuro - i mam nadzieję, że na tym jednym razie się nie skończy.
Dalsza część tej przygody była bardzo męcząca.
Tylko nadludzkim wysiłkiem Markowi i Yossiemu udało się dotrzeć do brzegu i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, zanim woda porwała łódź. Chwilę później do szumu wodospadu, który był w tym miejscu bardzo wyraźny, dołączył cichy trzask, a potem westchnienie Marka i Yossiego.
Bohater zdał sobie sprawę, że bez dodatkowej pary rąk nie przetrwałby tego spotkania z wodospadem.
Nieźle się zaczęło - zażartował Marek.
A będzie tylko lepiej - odpowiedział Yossi - No to w drogę! Czeka na nas Puszcza Poplątanych Ścieżek. Musimy rzucić się w wir przygody i zaufać losowi. Los doskonale
28
wie, dokąd nas poprowadzić.
Słowa Yossiego były dość dziwne, ale Marek stwierdził, że chyba całkiem nieźle pasują do sytuacji, w której się znalazł.
Rozdział 7
W powietrzu czuć było orzeźwiający chłód poranka. Poszycie leśne pachniało późną wiosną. Uderzał do głowy aromat rosnących bujnie leśnych kwiatów. Chyba właśnie tak pachnie przygoda - pomyślał Marek. W Puszczy Poplątanych Ścieżek panowała atmosfera tajemnicy i niesamowitości. To wrażenie było spotęgowane przez mgłę, która szczelnie otulała sękate drzewa porośnięte mchem.
Trzeba przyznać, że chociaż meteorologiczne okoliczności wprawiły podróżnych w nastrój romantyczno-awanturniczy, to jednak powodowały także przejściowe trudności. Wędrowcy kilkakrotnie gubili drogę w intensywnych mlecznych oparach, a Markowi nie jeden raz wydawało się, że chyba już kiedyś byli w tym miejscu. Mimo to, Yossi nie przyznawał się do zgubienia szlaku.
To musi być gdzieś tutaj - powiedział, spoglądając na mapę.
Czy nie mijaliśmy tego starego dębu przed godziną? - Marek powątpiewał.
Nie sądzę - Bohater ponownie spojrzał na mapę i rozejrzał się
29
wokoło - może wcześniej pogubiłem się trochę przez mgłę, ale to było tylko przejściowe. Zdarza się najlepszym.
Chyba rozpoznaję to miejsce...
Na pewno nie! - nie zgodził się Yossi.
A może ja spojrzę na mapę? - zapytał Marek nieśmiało.
Wykluczone - rzekł twardo Yossi - to Bohater nosi mapę.
Co dwie głowy to nie jedna...
Mapa to narzędzie pracy Bohatera.
A kim ja jestem?
Moim przybocznym, oczywiście - rzekł Yossi, a Marek ucieszył się, że właśnie został nazwany oficjalnie pomocnikiem, ale przecież w głębi serca marzył o tym, aby samemu stać się Bohaterem.
To co mam robić? - zapytał chłopiec. - Mam Czekać aż piętnasty raz przejdziemy koło tego drzewa? - Marek wskazał ogromny dąb, który rzeczywiście wyglądał dość znajomo.
Nie gadaj tyle i lepiej się przygotuj, pomagierze.
Na co?
Na spotkanie!
Na spotkanie? - Marek zatrzymał się na krótką chwilę ze zdziwienia i rozejrzał się po okolicy - Kogo chcesz tutaj spotkać?
Tytułem małego wyjaśnienia, warto powiedzieć, że słowo puszcza pochodzi od tego samego słowa, co wyraz: pustynia. Puszcza oznacza - ni mniej, ni więcej - tylko miejsce, które jest puste. No i
30
rzeczywiście, lokacja nie sprawiała wrażenia szczególnie uczęszczanej, a szansa na spotkanie kogoś w tych dzikich rubieżach wydawała się znikoma.
Kogo chcesz tutaj spotkać? - ponowił pytanie Marek.
Oczywiście, Strażnika! - odparł niezrażony Yossi.
Strażnika? - zdziwił się chłopiec.
No, bardzo groźnego wojownika, który pilnuje Przejścia.
O, to dla mnie nowość - zainteresował się chłopiec.
Ty naprawdę nic nie wiesz o przygodach.
Nie jesteś zbyt miły - odciął się Marek.
Strażnik będzie pilnować przejścia, do krainy, w której czeka na nas przygoda. To chyba oczywiste?
Skąd miałem wiedzieć? - wkurzył się Marek.
No dobrze, już dobrze, bądź cicho, bo... -
Yossi przerwał w pół słowa, ponieważ właśnie w tym momencie oczom wędrowców ukazał się mały, brodaty jegomość, owinięty szczelnie zielonym, połatanym na sto sposobów, płaszczem. Człowieczek siedział na grubym konarze, jakby na tronie i bujał wesoło nogami. W przód, w tył, to tu, to tam. Człowieczek nie wyglądał ani na groźnego wojownika ani na kogoś, kto mógłby skrzywdzić chorą na grypę mysz lub zaspanego chrząszcza. No ale, pozory mogą mylić. Dłoń
31
Yossiego powędrowała w kierunku zawieszonej u pasa broni.
Czy to jest ten Strażnik? - zapytał cicho Marek.
To przebieraniec! - szepnął Yossi - prawdziwi wojownicy nie huśtają się na gałęziach jak małpa.
Niepozorny człowieczek nie spostrzegł jeszcze nadchodzących wędrowców, ponieważ w spokoju pożywiał się złoto-czerwonym jabłkiem, delektując się jego smakiem. Można byłoby więc obserwować jegomościa jeszcze przez chwilę, ale nagłe spotkanie okazało się tak stresujące dla Marka, że chłopiec przestąpił z nogi na nogę, łamiąc jednocześnie małą gałązkę, która pękła z trzaskiem. Człowieczek poruszył się w miejscu, rzucił okiem w stronę chłopca i... uśmiechnął się szeroko.
Nie-spo-dzia-nka! - zawołał.
Chwilę trwało zanim Yossi opuścił broń.
To... ty? - rzekł zdziwiony Bohater, ponieważ rozpoznał głos ludzika bujającego się na drzewie.
Jak widzisz, jak widzisz! - odrzekł jegomość wesoło.
Ale, ale... Co Cię tutaj sprowadza? - wydukał Bohater.
Przybyłem, aby Wam zrobić niespodziankę, oczywiście - odrzekł jegomość - mam nadzieję, że się udała?
Marek nie wiedział, że Yossi ma znajomych w tej
32
krainie, ale sam Bohater też się tego nie spodziewał.
A może jednak to Strażnik? - zapytał cicho chłopiec.
Nie - rzekł Yossi - to na pewno nie jest Strażnik Przejścia.
Czy to znaczy, że znowu zgubiliśmy właściwą drogę?
Nie - rzekł Bohater - już Ci tłumaczyłem.
To dlaczego nie ma tutaj Strażnika?
A skąd ja mam wiedzieć?
To skąd masz pewność, że się nie zgubiliśmy?
Wędrowcy dyskutowaliby pewnie jeszcze przez chwilę, ale mały człowieczek przerwał tę drobną sprzeczkę. Zeskoczył z drzewa i zbliżał się. Zamiast jabłka miał teraz w ręku jakieś papierzyska.
Yossi ma rację - odezwał się jegomość - Jesteście dokładnie w tym miejscu, w którym powinniście się znaleźć - szerokim gestem zaprezentował papiery, które okazały się mapą krainy.
A nie mówiłem? - Yossi triumfował.
Spodziewałem się tylko, że dotrzecie tutaj nieco wcześniej - człowieczek mrugnął porozumiewawczo - no ale, wiadomo - znowu mrugnął - mgła. Łatwo się zapodziać.
Chłopiec miał teraz sposobność, aby przyjrzeć się nieco jegomościowi, który tak niespodziewanie pojawił się na ich drodze. Chociaż cały człowieczek miał wygląd cudaczny,
33
to jednak zdecydowanie najdziwniejsza była jego broda. Nie chodzi nawet o to, że była zielona i potargana, jakby jakiś dziki ptak uwił sobie w niej gniazdo, złożył jaja, wychował liczne potomstwo, doczekał się wnuków, a może i prawnuków, przeszedł na emeryturę po wielu latach jedzenia robaków, a potem odleciał na poszukiwania innej brody zamieszkania, bardziej odpowiedniej dla szacownego przedstawiciela ptasiego gatunku. Broda jegomościa sprawiała również wrażenie - jeśli można tak rzec - nieco detektywistyczne, albo może raczej teatralne, wyglądała bowiem tak, jakby ktoś przymocował ją klejem do twarzy i to w dodatku tak nieudolnie, że broda w każdej chwili mogła odpaść.
Czy ta broda jest prawdziwa? Dlaczego jest zielona? Ile lat się coś takiego zapuszcza? I czy ten ten człowieczek rozpozna się w lustrze, jeśli kiedykolwiek zdecyduje się na golenie? Czy znajdzie fryzjera, który podejmie się takiej mozolnej roboty? A także równie ważne i nieco bardziej praktyczne pytania: czego ten człowiek chce? Po co zadał sobie trud, aby odnaleźć nas w puszczy? Czy można mu ufać? Co go łączy z Bohaterem Yossim? - Marek zastanawiał się
34
nad każdą z tych spraw, ale niestety, przynajmniej na razie, nie znał odpowiedzi.
Ostry ton przerwał te rozważania.
Lepiej się nie wtrącaj do naszej przygody - warknął Yossi do jegomościa, odzyskując pewność siebie.
Ależ drogi kolego. Złość piękności szkodzi! - rzekł jegomość.
Ostrzegam Cię - zapienił się Yossi.
Dobrze, już dobrze - zgodził się człowieczek pojednawczo - Czy możesz przedstawić mnie swojemu koledze? A może nie zasługuję nawet na taką elementarną grzeczność?
W porządku - rzekł niechętnie Yossi - poznajcie się... - chrząknął - to jest mój... - chrząknął ponownie - ech, no cóż - chrząknął po raz trzeci - znajomy. Tak, znajomy. Nazywa się Bulbuliusz.
Bulbuliusz Dyskretny - poprawił jegomość.
A ja, jestem Marek! - odpowiedział chłopiec - Bardzo się cieszę, że mogę Cię poznać Bulbuliuszu! - ale chłopiec wcale nie wiedział, czy rzeczywiście powinno mu być miło.
Nic mu nie mów - ostrzegł Bohater - to wstrętna żmija!
Ależ Yossi, nie mów tak, chłopiec może się do mnie uprzedzić - oburzył się człowieczek - A ja przyszedłem tutaj w przyjacielskich zamiarach.
Jak już zauważyłeś,
35
Bulbuliuszu, nie mamy zbyt wiele czasu - uciął Bohater - więc tak, bardzo Ci dziękujemy, że raczyłeś nas tutaj odwiedzić. Miło się gawędzi i w ogóle, ale przepraszamy cię, ponieważ właśnie w tym momencie przeżywamy emocjonującą przygodę. Chodź Marek - powiedział do chłopca - na nas już pora!
I to ma być wdzięczność - westchnął jegomość - za to, że sam rozprawiłem się ze Strażnikiem i możecie sobie spokojnie iść dalej o nic się nie martwiąc.
Coooo? - Yossi zakrzyknął zdziwiony.
Strażnik został spacyfikowany! - stwierdził Bulbuliusz, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.
Spacyfikowany? - zdziwił się Yossi - Jak? Gdzie? Kiedy? Dlaczego?
Pomyślałem sobie tak: jesteście już spóźnieni, macie różne rzeczy na głowie, po co macie jeszcze zajmować się Strażnikiem Przejścia, skoro ja mogę trochę w tym pomóc.
Nie wierzę, to niesłychane!
Nie oczekuję niczego w zamian - rzekł Bulbiuliusz skromnie.
Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę - zaperzył się Yossi.
Bardzo proszę - powiedział Bulbuliusz - nie wymagam od Ciebie, abyś wierzył mi na słowo, chociaż sądzę, że po tak wielu latach naszej znajomości powinieneś
36
mnie darzyć nieco większym zaufaniem, drogi kolego. Popatrz tam - to mówiąc, wskazał palcem na jakiś nieregularny, człowiekopodobny kształt nieopodal.
Yossi podbiegł do niego. Rzeczywiście, nieregularny kształt okazał się być słodko śpiącym olbrzymem.
Wstawaj - krzyknął Yossi, ale olbrzym tylko głośno zachrapał.
To nic nie da - rzekł wesoło Bulbuliusz.
Marek, podnosimy go! - zakomenderował Bohater.
Yossi, a może spróbuj pocałunku? - zaproponował człowieczek z brodą, która wyglądała tak, jakby była przyklejona.
Nie przeszkadzaj mi teraz - krzyknął Yossi.
Nic nie obiecuję, ale w bajkach takie numery z całowaniem czasami się udają - cieszył się jegomość.
Cicho bądź - rzekł Bohater.
Potem nastąpiło: mocne szarpanie Strażnika, wrzeszczenie, powolne turlanie, klaskanie, głośne tupanie, wodą polewanie, a gdy żaden z tych sposobów się nie sprawdził, a Bohater i jego pomagier już całkowicie opadli z sił, Bulbuliusz rzucił od niechcenia:
Nie krępuj się Bohaterze, usta-usta!
Rozdział 8
Nic z tego nie rozumiem - powiedział Marek - wytłumacz mi to jeszcze raz, ale jakoś inaczej.
Już ci opowiadałem,
37
Marku.
Spróbuj mówić dużymi literami.
Tłumaczyłem Ci sto razy - Yossi stracił już cierpliwość - czego jeszcze nie łapiesz?
Nie mogę tego pojąć - odrzekł Marek - dlaczego się tak wściekasz i złościsz, że nie udało nam się obudzić tego olbrzyma? Dlaczego zrobiliśmy źle?
Tak się po prostu nie robi - odpowiedział Yossi. - Nie przechodzi się bokiem, gdy Strażnik Progu sobie smacznie śpi. Nic dobrego z tego nie wyniknie.
Ale dlaczego? - zawołał Marek - przecież ten Strażnik był olbrzymem! Chciałbyś z nim walczyć? Przerobiłby Cię na pasztet albo na sernik! To chyba lepiej, że ominęliśmy niebezpieczeństwo?
Może bym z nim walczył, a może nie - odciął się Yossi - czasami można użyć podstępu, czasami trzeba rozwiązać zagadkę, różnie to wygląda. Ale, ostatecznie, nie jest wcale tak trudno przedostać się na drugą stronę takiego przejścia. A jeśli ma się odrobinę szczęścia, to Strażnik może nawet do Ciebie dołączyć. Rozumiesz?
Rozumiem - powiedział Marek.
No to pomyśl sobie, że olbrzym mógł zostać naszym kompanem, mógł razem z nami wędrować i pomagać nam w trudnym sytuacjach, które na pewno nastąpią.
No,
38
rzeczywiście - zastanowił się Marek - gdyby Strażnik się do nas przyłączył, to bylibyśmy naprawdę mocną kompanią, nie do pokonania.
No właśnie! - rzucił Yossi.
Ale poczekaj, poczekaj - nie poddawał się wcale chłopiec, który próbował zrozumieć ten dziwny świat komiksowych przygód - ale czy to nie jest tak, że my, przechodząc obok niego, właśnie w ten sposób go przechytrzyliśmy? Mówiłeś, że można go wyrolować.
My? - zdziwił się Yossi - My go przechytrzyliśmy? My go wystrychnęliśmy na dudka? Przecież to Bulbuliusz go uśpił zaczarowanym jabłkiem. A my tylko przeszliśmy obok olbrzyma, gdy ten sobie smacznie spał. Okazaliśmy mu w ten sposób lekceważenie.
Lekceważenie? - zdziwił się Marek.
Tak, lekceważenie - zdenerwował się Yossi - on ma swoją rolę w całej tej historii, a przez nas stał się postacią kompletnie pozbawioną znaczenia. W najlepszym wypadku się na nas obrazi, ale możliwe, że będą z tego jeszcze jakieś większe tarapaty w przyszłości. Uwierz, bo mówię Ci to jako Bohater serii komiksów.
Gdy Marek i Yossi rozmawiali tak, wędrując przez skaliste góry, podążali wytrwale po spiralnie wijących się
39
ścieżkach, czasem spoglądając w przepaść bez dna, a czasem gramoląc się na sam szczyt jakiegoś wzgórza, w zupełnie innym miejscu z drzemki ocknął się pewien olbrzym. Ziewnął, przeciągnął się, a potem w jednej chwili wszystko sobie przypomniał.
Olbrzym obejrzał ślady i stwierdził, że dwie osoby przedostały się przez przejście, w czasie jego drzemki.
Zostałem zlekceważony! - krzyknął rozwścieczony olbrzym i poprzysiągł surową zemstę - nie daruję im tego.
Szybko wymyślił w jaki sposób odpłacić pięknym za nadobne. Zabrał niezbędne przybory i ruszył w drogę!
Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni - mamrotał pod nosem, a plan działania, który układał w głowie stawał się z każdym krokiem bardziej konkretny.
Przez kolejne kilka godzin olbrzym wędrował mało znanymi ścieżkami, skrótami, a ponieważ chodził dwa razy szybciej niż zwykli ludzie, znacznie wyprzedził Yossiego i Marka i dotarł na miejsce, w którym chciał zastawić pułapkę.
Znak “uwaga trolle” zamienił na “przejście przez góry”. Natomiast tam, gdzie wcześniej znak wskazywał bezpieczne przejście, ustawił “wstęp surowo wzbroniony”,
40
“uwaga lawina” oraz “przejścia nie ma”.
Potem siedział, obserwował, czekał w gęstych zaroślach.
Gdy tylko Yossi i Marek dotarli w to miejsce, Strażnik przyjrzał im się dokładnie.
A więc to są ci dranie - wymamrotał - już ja ich nauczę dobrych manier.
Yossi spojrzał na mapę.
Coś się tutaj nie zgadza - zaniepokoił się, przenosząc wzrok pomiędzy mapą a znakami drogowymi.
Czy ja też mogę zobaczyć? - zapytał Marek.
Nie, już ci mówiłem, że to Bohater nosi mapę. Zaraz, zaraz, zastanawiam się dlaczego mapa i znaki pokazują zupełnie różne informacje.
Bohater zastanawiał się przez całkiem długą chwilę, co należy zrobić w tej sytuacji, a w końcu zdecydował.
Wydaje mi się, że te znaki są nowsze niż mapa. Zobacz - argumentował Yossi - ktoś całkiem niedawno poprawiał te znaki, aby wskazywały poprawne informacje.
Rzeczywiście - zgodził się Marek - znaki wyglądają na dość nowe. Nawet farba nie wyschła.
W takim razie powinniśmy zaufać znakom - zadecydował Yossi - sytuacja w górach zmienia się dynamicznie, co chwila coś dzieje, a mapa została wydrukowana jakiś czas temu i nie jest aktualna.
Hmm... - Marek
41
nie był przekonany.
Chłopiec rozejrzał się wokoło i dostrzegł liczne ślady, chciał je dokładniej obejrzeć, ale Bohater zadecydował za nich obu:
Idziemy zgodnie ze znakami.
Olbrzym ukryty w zaroślach zatarł dłonie z radości.
Dobrze Yossi - powiedział chłopiec, wcale nieprzekonany - to ty kierujesz wyprawą.
Rozdział 9
Bohaterowie zeszli po krętej ścieżce aż do sennej górskiej kotliny, która wypełniona była przez drzewa owocowe oraz trolle recytujące poezję. Siedziało tam kilkanaście osobników różnej wielkości, wieku i płci. Nie brakowało trolli, trollic, ani nawet trollowiątek.
Trolle - jak zapewne wiecie - to ogromne, bardzo masywne stworzenia, zbudowane z kamienia, które poruszają się powoli i dość ociężale. Ich dieta składa się głównie z kamieni, dlatego większość tych stworzeń mieszka w górach - tam najłatwiej znaleźć im pożywienie. Jednak to, co było dziwne w tej konkretnej grupie trolli, to ich niezwykłe hobby.
Wszystkie tutejsze trolle uwielbiały pisać wiersze.
Ich drugą niezwykłą cechą było to, że wciąż zamartwiały się o stan zdrowia. Gdy kogoś rozbolał ząb - kładł się do łóżka i
42
chował głęboko pod pierzyną, wzywał doktora i przygotowywał się na najgorsze. Gdy kogoś zabolała głowa, żegnał się z rodziną, przyjaciółmi i sąsiadami i czym prędzej sporządzał testament.
Nie oznaczało to wcale, że trolle były bardziej chorowite od ludzi. Większość z tych stworzeń miała doskonałe zdrowie i wspaniałą kondycję fizyczną. Jednak nieustannie wynajdywały u siebie objawy chorób. Ich wiersze miały przez to nieco liryczny, a nieco hipochondryczny charakter.
Gdy Yossi i Marek znaleźli się tuż obok nich, jeden ze zgromadzonych wstał, a dookoła zapadła kamienna cisza. Następnie przestąpił z nogi na nogę, przełknął ślinę, rozejrzał się wokoło, aż zebrał się na odwagę i uroczystym tonem wyrecytował wiersz:
Żołądek mnie skręca,
I szarpie mnie nerka,
Lecz chociaż nie myślę
O chorych bioderkach.
Wszystkim trollom wiersz bardzo się spodobał i całe audytorium nagrodziło utwór burzliwymi owacjami.
Marek i Yossi wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Jak do tej pory nikt nie zwrócił na nich uwagi, mogli więc przyglądać się i przysłuchiwać temu dziwnemu wydarzeniu.
To wiersz o życiu, bardzo dziękuje
43
Panu Poecie za te piękne rymy i wersy - wzruszyła się bardzo elegancka dama i otarła oczy kamienną chusteczką.
To bardzo ciekawa poezja o trollich sprawach - rzekł sędziwy osobnik, który przytykał sobie trąbkę słuchową do ucha.
Mnie też szarpie nerka - westchnął smutno troll z nastroszonymi, zielonymi włosami - i bioderka też mi dokuczają.
Ucichły oklaski i gdy publiczność już nieco ochłonęła po poetyckich uniesieniach, przyszła kolej na drugiego trolla. Ten również był nieco przestraszony występem. Wstał, pomiędlił przez chwilę kartkę z zapisanym wierszem, a potem wydukał z pamięci cały utwór. Była to poezja z gatunku okulistyczno-dentystycznego:
Padło mi na oczy,
Prawie nic nie widzę
I dziurawych zębów
Wcale się nie wstydzę.
Po tym, jak skończył czytać, jeszcze przez chwilę panowała intensywna, pełna zadumy cisza. Wszyscy jeszcze przeżywali wiersz w skupieniu, a potem wybuchła wielka radość. Wiwatowano na stojąco, bijąc głośne brawa. Marek i Yossi wymienili porozumiewawcze uśmieszki.
Wspaniałe strofy - powiedziała egzaltowana dama, która jako pierwsza doszła do siebie po tej poetyckiej prezentacji.
Zwłaszcza
44
fragment o oczach jest wyborny. Wyborny! - dodał elegancki pan troll z trąbką słuchową.
Ja też mam problemy z zębami - westchnął troll z nastroszonymi, zielonymi włosami - i jakoś tak znacznie gorzej widzę w ostatnim czasie.
Trzeci poeta był jeszcze bardziej nieśmiały. Musiał się bardzo bać tego występu, ponieważ nie rozglądał się na boki tylko przeczytał z kartki swój wiersz o tematyce ortopedyczno-gastroskopowej:
Dobrze, że mi chrupie
W kolanie i w kościach,
Bo już zapomniałem
O porannych mdłościach.
Ponownie wybuchł entuzjazm. Rozległa się burza oklasków, a głośne wiwaty świadczyły o tym, że poezja zyskała uznanie trollej społeczności.
Doskonały rym i rytm - zawyrokowała pani trollica, ocierająca oczy kamienną chusteczką.
To prawda - powiedział starszy troll z trąbką słuchową - wiersze to najlepsze lekarstwo. Gdy słucha się poezji można zapomnieć o wielu dolegliwościach.
Mnie też łamie w krzyżu i chrupie mi w kościach - poskarżył się troll o zielonych włosach.
Marek miał uśmiech od ucha do ucha, bo śmieszyły go wszystkie prezentowane tutaj wiersze. Yossi zaczął się jednak poważnie niepokoić.
Marku,
45
musimy szybko stąd uciekać.
Dlaczego? - zapytał chłopiec.
Coś mi się przypomina, że uczyłem się kiedyś o tych trollach, ale nie pamiętam dokładnie.
Gdzie się uczyłeś?
W Akademii Bohaterów mieliśmy lekcję i chyba to było coś o tym, że jest takie miejsce, gdzie mieszkają trolle i że piszą najgorsze wiersze na świecie i że...
Ćśśśś - uciszył ich jakiś troll, ponieważ właśnie rozpoczynała się kolejna recytacja. Miała ona charakter poniekąd dermatologiczny:
Drętwieje mi noga
I skóra mnie swędzi
Wolę to niż słuchać
Jak mi doktor ględzi.
Trolle pochlipywały wzruszone.
Ktoś podszedł do autora i składał mu gratulacje, ktoś inny nie wiadomo wytrzasnął bukiet róż.
To najpiękniejszy wiersz o dolegliwościach skórnych, jaki kiedykolwiek słyszałam - wyszeptała pani trollica z kamienną chusteczką.
Zawsze, gdy będzie mi drętwieć noga, przypomnę sobie ten wiersz, te strofy, te rymy - powiedział głośno pan z trąbką słuchową.
Mój doktor też za dużo gada - powiedział troll o zielonych nastroszonych włosach - i cały czas twierdzi, że nie jestem wcale chory!
Yossi odciągnął Marka na bok, aby powiedzieć mu to
46
wszystko, co właśnie sobie przypomniał.
Szybko, szybko, nie ma czasu - rzucił Yossi, wyciągając z torby kawałki żółtego sera - musimy zrobić sobie z tego sera zatyczki do uszu!
Zatyczki do uszu? Jak to?
Uczyłem się o tych trollach. Są bardzo groźne, tylko ser może nas teraz uratować.
Yossi - zdziwił się Marek - o czym ty mówisz?
To są poeci - krzyknął Bohater - najgorsi poeci na świecie. Wystarczy tylko krótkie spotkanie z poezją, a może stać się coś strasznego.
Coś strasznego? - zdziwił się Marek.
Można dostać kręćka! - zawołał Yossi
Kręćka?
Kuku na muniu!
No rozumiem, ale żeby od razu tak się bać?
Od wierszy można dostać prawdziwego fiu bździu w głowie. No, szybko - krzyknął Yossi - wkładaj ser do uszu, nie wiadomo, jak dużo czasu jeszcze nam zostało.
Yossi i Marek w pośpiechu uformowali dość duże kulki z żółtego sera. Miały one posłużyć jako zatyczki do uszu i rzeczywiście, spełniły bardzo dobrze swoje zadanie.
Zupełnie nic nie słysząc, Yossi i Marek przeszli przez to niebezpieczne miejsce. Jednak pobyt spędzony wśród trolli nie pozostał bez wpływu na zdrowie Yossiego i Marka.
W czasie wędrówki
47
chłopiec martwił się o swoją lewą stopę i łydkę prawej nogi, chociaż nie było żadnego powodu, aby odczuwać niepokój. Z głowy nie mógł pozbyć się kilku stale powracających rymowanych wersów:
Olaboga,
Boli mnie noga
Gwałtu rety
I druga niestety.
Natomiast Yossi uskarżał się na problemy z oddychaniem, chociaż nigdy wcześniej nie miał takich problemów i skarżył się na dziwny ból głowy. W myślach słyszał wciąż krótką rymowankę, która nie dawała mu spokoju:
W płucach mi szumi
W głowie mi wali
Dobrze, że nie mam
W żołądku robali
Dziwna skłonność do hipochondrii i układania kiepskich wierszy ustąpiła dopiero po kilku godzinach, zanim obaj wędrowcy dotarli do Wielkiego Miasta.
Mniej więcej w tym samym czasie olbrzym zorientował się, że jego pułapka najwidoczniej nie zadziała i poprzysiągł sobie, że zemści się w inny sposób.
Rozdział 10
Co teraz robimy - zapytał Marek, gdy wchodzili przez główną bramę do Wielkiego Miasta.
Idziemy do tawerny, oczywiście!
Do tawerny?
Tak, tam zawsze czeka ktoś, kto może nam udzielić istotnych informacji na temat fabuły.
I rzeczywiście, gdy tylko Marek i Yossi weszli do
48
tawerny, od razu rzucił im się w oczy pewien tajemniczy osobnik, siedzący w samym kącie sali.
Mężczyzna zagadał do nich szeptem:
Czy jesteście gotowi na przygodę?
Jesteśmy gotowi - powiedział Marek szczęśliwy, że ktoś przyszedł do nich z bohaterskim wyzwaniem.
Yossi tylko kiwnął głową.
Jestem Posłańcem Króla Huraganiusza - przedstawił się tajemniczy mężczyzna - a Wasza przygoda zaczyna się właśnie w tym miejscu.
Chyba poznaliście już Marka na tyle, aby wiedzieć, że przygoda to coś, o czym chłopiec od zawsze marzył. Szybka akcja, punkty zwrotne, wydarzenia, perypetie, niesamowite wyzwania, trudne zagadki, kręte labirynty, pomysłowe pułapki, niebezpieczni przeciwnicy, a może nawet spotkanie z magicznymi istotami...
Czego chcieć więcej?
Stanowiło to dla chłopca ogromny magnes.
Jednak coś wyraźnie nie spodobało się Markowi.
Przepraszam - rzekł chłopiec do Posłańca - zaraz wszystko nam opowiesz. A teraz, drogi Yossi, czy możesz ze mną pozwolić na chwilkę?
W tym momencie? - zdziwił się Bohater.
Tak, właśnie teraz. Chciałbym zamienić słówko.
Czy to nie może poczekać?
To sprawa natychmiastowa - Marek obdarzył
49
Bohatera jakimś nowym, nieznoszącym sprzeciwu, spojrzeniem.
Oddalili się kilka kroków, aby spokojnie porozmawiać.
Słyszałeś to?
Co takiego? - odbił pytanie Yossi.
Zaczynamy przygodę!
To chyba dobrze...
Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
Czy ugryzła Cię jakaś magiczna mucha? - zażartował Yossi, ale Marek nie wypadł z roli, zachował pełną powagę.
Bohater Yossi nie rozumiał złego humoru chłopca.
Pomyśl tylko - powiedział. - Bardzo lubisz przygody i ja też bardzo lubię przygody... To przecież wymarzona - można nawet powiedzieć - idealna sytuacja dla nas. Co Ci się nie podoba? Za chwilę poznamy zadanie!
A co robiliśmy do tej pory? - Marek zapytał podchwytliwie.
Do teraz? - zdziwił się Yossi.
Może poszliśmy sobie do biblioteki?
Hmm, no nie.
Albo leżeliśmy na plaży?
Nie przypominam sobie takiej sytuacji - oczy Yossiego robiły się coraz szerzej otwarte ze zdziwienia.
To może zbieraliśmy grzyby? Łowiliśmy ryby? A może wybraliśmy się do babci na wieś? No, sam powiedz!
No więc - zaczął niepewnie Yossi - braliśmy udział w pewnych dość niezwykłych wydarzeniach.
Acha - powiedział Marek - w wydarzeniach?
No tak, w
50
wydarzeniach.
Nie wierzę, jak możesz! - krzyknął Marek - Ciągnąłeś mnie przez mglisty las, ciągnąłeś mnie przez skaliste góry. Nie policzę już nawet, ile razy zgubiłeś drogę. Szwędaliśmy się bez sensu i straciliśmy mnóstwo czasu!
No ostatnio... - rzekł Yossi - dużo się wydarzyło.
Więc jednak uważasz, że mieliśmy przygody?
Hmm - zamyślił się Yossi, szukając odpowiedzi - można by powiedzieć, że miały już miejsce pewne perypetie.
Perypetie? - zapytał wściekły Marek.
To były takie - ustąpił Yossi - przygody przygotowawcze. Przygody o wstępnym charakterze. Jakby to powiedzieć... O, już wiem, przygody rozgrzewkowe!
Tere Fere! - zaprotestował Marek.
Objaśniam ci, ponieważ jestem Bohaterem o wieloletnim doświadczeniu - Yossi spróbował swojego zwykłego mentorskiego tonu. - To były przygody startowe. One zawsze mają miejsce przed rozpoczęciem właściwej opowieści. Musisz się jeszcze dużo nauczyć, skoro nawet tego nie wiesz.
Tym razem Marek nie połknął haczyka.
Skoro to były przygody przygotowawcze - ocenił chłopiec stanowczym głosem - to jednak oznacza, że przeżyliśmy już kilka przygód. Prawda?
Tak, masz rację -
51
odpowiedział Yossi - przeżyliśmy pewne przygody startowe, przygody niezbyt poważne, wstępne, można nawet powiedzieć, że były to pół-przygody. W ogóle niepodobne do przygód właściwych, które jeszcze na nas czekają i to tutaj, za tymi oto drzwiami - rzekł chytrze Yossi, a potem dodał ze współczuciem - Marku, czy ty się na pewno dobrze czujesz? Nerwy masz w strzępach. Może odpoczniesz sobie, a ja tymczasem przeprowadzę rozmowę z Posłańcem...
Absolutnie wykluczone! - kategorycznie nie zgodził się Marek.
W takim razie, powiedz o co Ci chodzi.
Mamy już kilka przygód za sobą, tak? W takim razie uważam, że powinienem dostać awans.
Awans? - zdziwił się Yossi - nie masz jeszcze doświadczenia!
Przebyłem Puszczę Poplątanych Ścieżek - odrzekł Marek.
Owszem, masz rację, to jest pewne osiągnięcie. Kiedyś, za wiele, wiele lat, będziesz o tym opowiadać wnukom, no wiesz, przy kominku. Ale, sam pomyśl, nie ukończyłeś ani jednego kursu w Akademii Bohaterów, nie masz dyplomu ani odpowiednich certyfikatów - Yossi wymieniał jeden powód za drugim, ale Marek nie dał się przekonać.
A pamiętasz w górach? Jak wybrałeś złą drogę i
52
spotkaliśmy trolle?
Ani słowa na ten temat!
Dobrze - rzekł Marek - nikomu o tym nie powiem, jeśli tego chcesz, ale stawiam jeden warunek.
Dobrze, już dobrze - rzekł Yossi - wiem, o czym marzą wszyscy chłopcy w twoim wieku. Dostaniesz ode mnie komiks z autografem! Niedostępne na rynku, kolekcjonerskie wydanie komiksu o Yossim.
Marek nie wydawał się zainteresowany.
Skoro nie chcesz komiksu - ciągnął Bohater - to zabiorę cię na lody. Zapraszam Cię na wielki lodowy deser we wszystkich dostępnych tutaj smakach. Gałka o smaku smoczych czereśni, a do tego jeszcze porcja lodów księżycowych oraz lody zrobione z dziurek od sera...
Nie ma mowy - zaprotestował Marek
No to już nie wiem.
Znasz mój warunek. Chcę być Bohaterem.
Bohaterem?
Tak, Bohaterem! - chłopiec nie ustępował.
A kto będzie pomagać?
Może ty pomożesz?
No nie, to głupie, co mówisz - skrzywił się Yossi na taką myśl.
Jak sobie chcesz - powiedział Marek - ale pamiętaj, że coś mogę chlapnąć o tych górach. Wygadać się niechcący.
Nie wierzę własnym uszom - zdenerwował się Yossi - czy ty mi grozisz w tej chwili?
Nie, mój serdeczny przyjacielu, ja tylko negocjuję warunki nowej
53
przygody - Marek spojrzał Yossiemu głęboko w oczy.
Bohater przyjrzał się teraz uważnie Markowi. Taka rozmowa nie miała do tej pory między nimi miejsca. Chłopiec mówił rozsądnie, był bardzo pewny siebie i z całą pewnością znał swoją wartość.
Nie mogło być wątpliwości.
Marek zachowywał się jak Bohater.
A może to będzie wspólna przygoda? - zaproponował wreszcie Yossi. - No wiesz, Bohater Marek i Bohater Yossi mogliby wspólnie wyruszyć na wyprawę...
Wreszcie mówisz do rzeczy! - zgodził się chłopiec.
Uścisnęli dłonie, by zawrzeć pakt.
A teraz już chodźmy - powiedział Yossi - straciliśmy już zbyt wiele czasu na dyskusjach organizacyjnych.
I dopiero wtedy, gdy powrócili do Posłańca, rozpoczęła się ich prawdziwa przygoda. Przygoda dwóch niezwykłych komiksowych Bohaterów: Yossiego i Marka.
Rozdział 11
Gdy tylko Marek i Yossi ustalili, że od tej pory obaj będą Bohaterami komiksu, powrócili do rozmowy z Posłańcem, który przedstawił im w kilku słowach, czekające na nich niezwykłe wyzwanie:
Po Morzu Mgieł pływa statek widmo - rzekł królewski wysłannik - żeglują na nim najgorsi na świecie piraci!
Ale się
54
zaczyna! - zaciekawił się Marek.
Piraci mają pewien bardzo cenny skarb! To Worek Wszystkich Wiatrów, bardzo potężny magiczny przedmiot.
Jakie moce ma ten worek?
Worek pozwala zapanować nad pogodą. Można na przykład w środku lata wywołać opady śniegu, jeśli chce się akurat pojeździć na sankach albo ulepić bałwana.
Rozumiem - powiedział Marek.
Teraz nie możemy iść na narty w czerwcu, a w lutym trudno się opalać. Dlatego właśnie - zdradził Posłaniec - Król Huraganiusz bardzo chce zdobyć ten skarb, żeby móc swobodnie zmieniać pogodę.
A czy duchy piratów oddadzą nam skarb? - zapytał Marek
Nie bądź niemądry - skrzywił się Posłaniec - Piraci to straszne kreatury, na pewno tak po prostu nie oddadzą Worka, trzeba go będzie zdobyć sposobem.
Może w takim razie nam go wypożyczą? - zapytał Marek - jeśli ładnie poprosimy i obiecamy, że oddamy go w stanie niepogorszonym.
Na pewno nie!
Czy to znaczy, że będą z nami walczyć?
Aż do śmierci - rzekł Posłaniec.
Aż do śmierci? - zapytał Marek.
A nawet gorzej - powiedział smutno Posłaniec - w sensie technicznym widmowi piraci już nie żyją, więc oczywiście nie mogą zginąć w
55
walce. Będą walczyć bez końca, dopóki oni albo ktoś, kto próbuje odebrać im skarb nie wyzionie ducha.
Hmmm - odpowiedział Marek - nie wiem czy dobrze rozumiem. Musimy walczyć z piratami do śmierci, ale piraci nie mogą umrzeć, bo nie żyją. Czy tak?
Wreszcie załapałeś - ucieszył się Posłaniec.
Marek zastanowił się nad tym wszystkim co przed chwilą usłyszał.
To oznacza, że mamy raczej małe szanse - powiedział ostrożnie Marek.
Praktycznie żadnych - przytaknął Posłaniec - długo by wyliczać bohaterów, którzy próbowali zdobyć ten worek i nikomu się do tej pory nie udało.
Posłaniec zlustrował Yossiego i Marka od stóp do głów.
Bardzo doceniam twoje bohaterskie zdolności Yossi, bardzo polubiłem Cię, Marku - pokiwał głową - Ale z całym szacunkiem dla Was, drodzy poszukiwacze przygód, jak do tej pory nikomu nie udała się ta trudna sztuka.
Yossi otarł krople potu z czoła.
Co roku - rzekł Posłaniec - znajduje się jakiś śmiałek, który stara się pokonać lub przechytrzyć piratów, ale powstała już taka tradycja, że każdy z nich ponosi spektakularną klęskę.
Bardzo ciekawa tradycja - powiedział Marek, robiąc dobrą
56
minę do złej gry, ale szczerze mówiąc był przerażony.
Lokalna tradycja, a tradycję trzeba pielęgnować - powiedział sentencjonalnie wysłannik króla.
Ekhem - chrząknął Marek - to znaczy, że jeśli zginiemy, ktoś zorganizuje imprezę?
O, tak! Pomyślcie, że to będzie wspaniała impreza na waszą część! Zawsze organizowane są tańce nad brzegiem Morza Mgieł. To przepiękne miejsce na takie wydarzenie.
Bardzo dziwny zwyczaj - skrzywił się Marek.
Tradycja powstała przed bardzo wielu laty - wyjaśnił królewski poseł.
Czyli uważasz - rzekł Marek - że nie mamy żadnej szansy na zdobycie Worka Wszystkich Wiatrów?
Bardzo małe - rzekł cichutko Posłaniec- gdybyście nie mieli żadnych szans, nie gadałbym przecież tyle.
Mów dalej - zachęcił go Marek.
Jednak wysłannik wstał i zarzucił na siebie płaszcz.
To wy jesteście Bohaterami - rzucił na odchodne - na pewno znajdziecie jakieś rozwiązanie.
Gdy wyszedł, Yossiemu coś wpadło do głowy:
Musimy znaleźć kogoś, kto potrafi przepowiadać przyszłość.
Nie rozumiem - odrzekł Marek.
Ktoś, kto zna przyszłość powie nam, jak rozwiązaliśmy ten problem i w jaki sposób udało nam się
57
zdobyć skarb.
Możemy znaleźć kogoś takiego? - zdziwił się Marek.
Musimy - rzekł Yossi - chyba że wiesz, jak pokonać piratów, którzy będą walczyć do śmierci, chociaż technicznie rzecz biorąc są już martwi, więc nie mogą umrzeć...
Czyli twój plan polega na tym, żeby znaleźć kogoś, kto powie nam, co zrobiliśmy w przyszłości?
Dokładnie w ten sposób.
A wtedy my zrobimy dokładnie to samo... - zamyślił się Marek. - No dobrze, możemy tego spróbować!
Rozdział 12
Wiedźma krzątała się po pokoju.
Marek zauważył, że ma malutką kurzajkę na nosie, poza tym jednak nie wyglądała tak, jak wiedźmy znane z bajek. Była młoda, jasnowłosa i nawet dość ładna. Nie wydawała się groźna. Dzieci, mieszkające w pobliskich domach, bardzo lubiły spędzać u niej popołudnia i wieczory, bawiąc się z czarnym kotem lub oglądając kreskówki albo inne programy dla młodego widza. Na tej planecie nie wynaleziono jeszcze Internetu ani telewizji, dlatego dzieci przychodziły do chatki czarownicy, aby obejrzeć dobranockę w szklanej kuli.
Dzieciaki, do domu! - zakomenderowała wiedźma.
Jeszcze pięć minut, ciociu - odpowiedziały chórem małe,
58
urwisy - nie skończyła się jeszcze nasza kreskówka.
Mówiłam wam, że nie zdążycie, ale wy jak zwykle nie słuchaliście - odpowiedziała stanowczo - mam teraz ważne sprawy, no, idźcie już do domu. Możecie wrócić jutro.
Dzieci intuicyjnie wiedzą, kiedy nie ma szans, aby przekonać dorosłych do swoich racji. Maluchy zrozumiały doskonale, że to właśnie jedna z takich chwil. Nie było sensu spierać się z wiedźmą i to nawet z taką przyjemną wiedźmą, do której można powiedzieć ciociu, a ona nie zamieni cię od razu w żabę. Jedna z dziewczynek pogłaskała delikatnie kota na pożegnanie, a zwierzak uroczo zamruczał.
Gdy dzieci opuściły dom, czarownica przyniosła gościom filiżanki:
Proszę, przygotowałam dla Was zimną herbatę.
Zimną? - zdziwili się Marek i Yossi.
Nie zdążylibyście wypić ciepłej - odpowiedziała wiedźma, jakby spodziewała się właśnie tego pytania - za pięć minut nasze spotkanie zostanie gwałtownie przerwane, a wy będziecie musieli ratować się ucieczką.
A kto nam będzie przeszkadzać?
Dowiecie się tego za cztery minuty - powiedziała wiedźma, stawiając na stole klepsydrę - piasek, który się w niej
59
przesypuje odmierza czas do zakończenia naszego spotkania. Radzę wam zadawać jakieś inne pytania. Pytania, które pomogą wam w pomyślnym zakończeniu przygody.
Marek i Yossi bardzo chcieli się dowiedzieć czegoś więcej o czekającej ich przygodzie. Mieli nadzieję, że uda im się porozmawiać z kimś, kto potrafi zaglądać w przyszłość. Kogoś, o takich zdolnościach, nie było jednak na tej planecie, a tym bardziej w tym mieście. Wiedźma, do której w końcu udało im się trafić, również nie potrafiła przewidywać przyszłości, miała jednak dość podobną umiejętność... Czarownica potrafiła przewidzieć zakończenie filmów, seriali, bajek i komiksów. Była to bowiem wiedźma, która spoiluje seriale.
Chcielibyśmy dowiedzieć się - Yossi uśmiechnął się przyjaźnie - W jaki sposób zakończy się nasza przygoda?
Czarownica zamyśliła się, ale nic nie odpowiedziała. Słychać było tylko ciche szemranie piasku w klepsydrze.
Interesuje nas także - odezwał się Marek, ponieważ mieli coraz mniej czasu - jakie czekają na nas największe niebezpieczeństwa? Jak możemy ich uniknąć? Na kogo powinniśmy uważać? Kto może nas oszukać? A
60
kto, przeciwnie, będzie nam pomagać w rozwiązaniu zadania?
Na te słowa czarownica zrobiła się czerwona na twarzy.
Tego nie mogę wam zdradzić! - wybuchła - nie jestem upoważniona do przekazywania takich sekretnych informacji. Poza tym - dodała już bardziej łagodnie - stracilibyście w ten sposób całą zabawę. Jestem, co prawda, wiedźmą, która spoiluje filmy, seriale i komiksy, ale nie jestem całkiem bez serca!
Wiedźma wyjęła z kieszeni małe zawiniątko i przekazała je Markowi.
To mały prezent dla was. Później będziecie mieć jeszcze czas, aby zobaczyć, co znajduje się w środku. A teraz posłuchajcie mnie uważnie, ponieważ od tego co wam powiem zależy nie mniej i nie więcej, ale wasze życie i cenne zdrowie.
Yossi i Marek zamienili się w słuch i uważnie notowali w pamięci.
Gdy tylko skończę mówić, skierujcie się od razu do tylnego wyjścia, które jest tam! Potem pędźcie przez podwórze aż do bramy, która prowadzi do głównej ulicy. Będzie trudno się poruszać wśród tłumu przechodniów, dlatego przewrócicie stragan pełen warzyw. Dojrzałe pomidory rozsypią się malowniczo po kamiennym bruku, ale nie przejmujcie się
61
tym! Zawsze tak się dzieje w czasie ulicznych pościgów. Strażnik Progu będzie od was tylko o krok i prawie schwyta was w swe ogromne łapska. Dlatego nie oglądajcie się za siebie. Biegnijcie prosto, ile sił w nogach, aż dotrzecie do miejskiego rynku. Chociaż na ulicy będzie tłoczno, to jednak dopiero na rynku czeka na was prawdziwe zbiegowisko. Ludzie zgromadzili się tłumnie, aby oglądać występy różnego rodzaju cyrkowców, kuglarzy, iluzjonistów i prestidigitatorów. Niewiele myśląc, wbiegnijcie z rozpędem w tę ludzką ciżbę. Uwaga, to moment szczególnie istotny, ponieważ na krótką chwilę stracicie się z oczu i nie będziecie mogli sobie nawzajem pomagać. Marek z rozpędu wpadnie na kogoś i przewróci się na ziemię tak nieszczęśliwie, że prawie wpadnie do kosza pełnego jadowitych węży. Fakir będzie właśnie zaklinać te niebezpieczne bestie przy użyciu magicznego fletu. Bez obaw Marku, uda ci się w ostatniej chwili uniknąć niebezpieczeństwa. Pamiętaj tylko, aby odturlać się w prawo, a nie w lewo. Zrobisz to naturalnie, więc niczego się nie obawiaj. Natomiast Yossi, ty znajdziesz się tuż obok połykaczy ognia. Będzie ci się
62
na pewno wydawać, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa... Ale, niestety, będziesz mieć pecha! Jeden z ognistych podmuchów poliże twoje ubranie, które natychmiast stanie w płomieniach! Przede wszystkim, nie panikuj. Rozejrzyj się dookoła, ponieważ gdzieś tam musi stać wiadro z wodą do picia dla psa. Szybko złap naczynie i wylej na siebie całą zawartość wiadra, aby zgasić płomień. Mniej więcej w tym momencie, gdy to zrobisz, Strażnik Progu, który będzie was szukać na rynku, będzie bardzo blisko, ale poślizgnie się niefortunnie na skórce od banana. Narobi w ten sposób strasznego hałasu i zamieszania! Wszyscy zaczną się wtedy głośno śmiać i krzyczeć z radości, ale nie patrzcie w tamtym kierunku. Musicie wykorzystać ten krótki moment, aby znaleźć ogromny wiklinowy kosz i niezauważeni przez nikogo, wejść do środka. Nie będzie to trudne, ponieważ obaj będziecie blisko tego miejsca. Gdy znajdziecie się w koszu, możecie odetchnąć z ulgą. Zostańcie tam, aż nie minie niebezpieczeństwo. Właśnie w taki sposób uda się wam przechytrzyć Olbrzyma!
Gdy tylko czarownica skończyła mówić te słowa, w klepsydrze przesypały się
63
właśnie ostatnie ziarnka piasku, wskazując że skończył się - zaplanowany na to spotkanie - czas. Równocześnie, drzwi domku dosłownie wystrzeliły ze swoich zawiasów, wyważone solidnym kopniakiem. Rozpadły się z głośnym trzaskiem na kawałeczki, które szybowały w powietrzu wraz z ogromnym, szarym tumanem kurzu. W miejscu, gdzie wcześniej było wejście, ziała teraz ogromna wyrwa, w której stał nie kto inny, ale olbrzym, zwany przez naszych Bohaterów Strażnikiem Progu. Jego oczy płonęły gniewem!
Marek i Yossi skoczyli w kierunku tylnego wyjścia, a olbrzym ruszył za nimi! Bohaterowie przebiegli przez podwórze do bramy i wypadli wprost na główną ulicę. Marek zahaczył o stragan pełen warzyw i dojrzałe pomidory rozsypały się malowniczo po kamiennym bruku. Yossi czuł na karku oddech Strażnika, słyszał jego głośne sapanie i wydawało mu się, że czuje dotyk palców ogromnej dłoni, która stara się go pochwycić. Brakowało im tchu, ale pomimo tego, jeszcze przyspieszyli swój bieg. Chyba nigdy nie cwałowali z taką zawrotną prędkością. Na pełnym furkocie wpadli w ogromne zbiegowisko ludzi, którzy na miejskim rynku oglądali występy
64
cyrkowców, kuglarzy, iluzjonistów i prestidigitatorów. Wówczas, tak jak przepowiedziała czarownica, na moment stracili się z oczu. Marek potknął się, stracił równowagę i wpadł na jakiegoś przechodnia, a potem zatoczył się i przewrócił na ziemię. Tuż obok siebie zauważył kosz pełen jadowitych węży. Tymczasem fakir, który właśnie grał na magicznym flecie i zaklinał węże, tak bardzo się zdziwił, że urwał melodię. Wówczas, gady, które już szykowały się do ataku na Marka, spojrzały na fakira, a chłopiec wykorzystał tę krótką chwilę, aby przesunąć się w bok. Odruchowo przeturlał się w prawą stronę i całe szczęście, że wybrał ten kierunek, ponieważ po jego lewej stronie tresowany niedźwiedź właśnie tańczył na piłce. Spotkanie z niedźwiedziem nie mogłoby skończyć się dobrze! Tymczasem Yossi znalazł się w pobliżu połykaczy ognia. Przebiegał w pewnym odstępie od nich i wydawało mu się, że nic złego nie może się wydarzyć. Jednak jeden z ognistych podmuchów polizał szatę Yossiego i jego ubranie momentalnie stanęło w płomieniach. Yossi prawie wpadł w panikę, ale na szczęście, kątem oka zobaczył
65
ogromne wiadro pełne wody. Zimna struga, którą od razu wylał na siebie, ugasiła jego własny, osobisty, ubraniowy pożar. Pies, który chciał napić się wody, tylko obrzucił Yossiego smutnym spojrzeniem i poczłapał w inną stronę. W tym momencie, do uszu Marka i Yossiego dobiegł huk upadającego na ziemię Olbrzyma i głośne śmiechy zgromadzonych ludzi. To Strażnik Progu poślizgnął się na skórce od banana, tak jak przepowiedziała wiedźma. Bohaterowie wykorzystali zamieszanie. Przypadkiem, znaleźli się znowu tuż obok siebie, a zaledwie o kilka kroków od nich stał ogromny wiklinowy kosz. Nie wiele myśląc, nie rozglądając się wokół, wskoczyli do kosza. Dopiero wówczas, gdy znaleźli się w środku, mogli złapać oddech i odetchnąć z ulgą. Tak jak mówiła wiedźma, udało im się przechytrzyć olbrzyma!
Bohaterowie siedzieli w koszu, bojąc się poruszyć albo wypowiedzieć jakieś słowo. Strażnik Progu był tak blisko, że słyszeli jego kroki i oddech, pomimo ulicznego gwaru.
Czy naprawdę udało im się przechytrzyć olbrzyma?
Rozdział 13
Bohaterowie siedzieli w wiklinowym koszu przez chwilę, która była wprawdzie dość długa, ale
66
Markowi i Yossiemu wydawała się nie mieć w ogóle końca. Gadatliwi z natury, ciężko znosili przymusowe milczenie, ale bali się odezwać, aby nie przywabić w ten sposób groźnego Olbrzyma, przed którym ledwo udało im się uciec.
Bohaterowie rozmyślali nad tym, czy można już opuścić wiklinowe schronienie. O tym, jak trudna mogła być to decyzja z pewnością wie każdy, kto kiedykolwiek bawił się w chowanego. Nawet najlepsza kryjówka nie jest wystarczająca, jeżeli ktoś wystawi z niej głowę zbyt wcześnie i w ten sposób pozwoli się złapać. Yossi był nawet trochę zły na wiedźmę, że nie zdradziła im, kiedy można opuścić kosz.
Nagle, Bohaterowie usłyszeli ciche, szybkie kroki na kamiennym bruku.
Czy to Olbrzym odkrył ich schronienie? Czy powinni uciekać, czy raczej siedzieć bez ruchu? Jeśli kryjówka została odkryta przez olbrzyma, może okazać się pułapką bez wyjścia!
Nieopodal, ktoś przemówił uroczystym tonem:
Panie i Panowie! Widzieliście tutaj wiele niezwykłych sztuk magicznych. Wasza wyobraźnia jest teraz niezwykle pobudzona, a umysły wyrwane ze stanu codziennej rutyny! To doskonały moment, aby zademonstrować sztukę,
67
która jeszcze nikomu nie udała się w tej krainie. Jeszcze nigdy nie wydarzyło się coś, co za chwilę zobaczycie na własne oczy. Zapamiętajcie dobrze ten moment i całe to wydarzenie, ponieważ będziecie opowiadać o nim wnukom. Wszystko jest już przygotowane, więc... Nie ma sensu zwlekać! Czas na największą atrakcję dzisiejszego dnia!
Bohaterowie słuchali tej przemowy, nic z niej nie rozumiejąc.
Chyba znam ten głos - szepnął Marek - ale nie potrafię połączyć go z żadną osobą. Kto to może być?
Nagle, do kosza wpadł worek podróżny. A potem, tuż obok zaskoczonych Bohaterów wylądował miękko mały człowieczek o potarganej brodzie...
Bulbuliusz Dyskretny!
Zatkało kakao? - rzucił tylko zamiast powitania.
Powiedzieć, że Bohaterowie byli zdziwieni tym spotkaniem, to nic nie powiedzieć. Skąd tu się wziął Bulbuliusz? Co on tu robi? Dlaczego wlazł do kosza? Czy jemu też kazała przyjść tutaj wiedźma, która spoiluje seriale? Wiklinowe kosze nie są przecież częstym miejscem spotkań, a chyba nigdy nie bywają miejscem spotkań całkowicie przypadkowych.
Tymczasem człowieczek szybkim ruchem odwiązał kilka linek i ponad koszem
68
rozpięło się coś, co wyglądało na ogromny żagiel. Wszystko zaczęło drżeć, a szum wiatru przybrał na sile. Kosz drżał jak szalony, słychać było wesołe śmiechy i okrzyki szczerego zdumienia. Potem wszystko uspokoiło się i zapadła cisza.
Gdy Bohaterowie - po dłuższej chwili - odważyli się wyjrzeć z kosza, bardzo zdziwili się widząc, że nie otacza ich już wcale wielkie miasto, ale ogromna błękitna przestrzeń z kłębiącymi się obłokami.
Yossi i Marek wydali okrzyk zdumienia.
Patrząc w dół mogli rozpoznać domy, spadziste dachy, kręte ulice i obszerne miejskie place, ale wszyscy ludzie stali się już tak malutcy jak mrówki. Miasto było daleko w dole. A cała trójka znajdowała się w balonie na rozgrzane powietrze!
Rozdział 14
Podróż balonem była niezwykłym przeżyciem.
Z góry rozciągał się widok na całą krainę, która wyglądała niczym ogromna plansza do gry albo makieta dla zabawkowego pociągu. Siatka dróg układała się w niezwykłą pajęczynę. Rzeki płynęły sobie powoli i spokojnie meandrami, rozlewając się czasem w jeziorach, tworząc nieprzebyte moczary i bagniska. Gdzieś daleko na horyzoncie majaczyły
69
wysokie góry o spiczastych szczytach. Pojazd unosił się ponad uroczymi wioskami, samotnymi drzewami, zwierzętami, które pasły się na łąkach, a czasami nad ogromnymi miastami pełnymi mikroskopijnych ludzi. Można było również podglądać ptaki w locie. Szybowały swobodnie lub opadały w kierunku ziemi, aby pochwycić coś do jedzenia. Balon leciał na tyle nisko, żeby Bohaterowie mogli rozkoszować się widokiem krainy i na tyle wysoko, aby wszystko wyglądało jakby wyjęte z pudełka zabawek.
Marek był zachwycony widokami i bardzo chętnie wyglądał z balonu, podziwiając wszystkie cuda. W tym samym czasie Bohater Yossi odkrył, że cierpi na lęk wysokości, więc - co zrozumiałe - nie mógł się aż tak bardzo cieszyć z podniebnej podróży.
Bulbuliuszu, proszę abyś pamiętał, że jestem bohaterem lądowym, a nie powietrznym - narzekał Yossi, któremu trochę się kręciło w głowie od przebywania na wysokości szybujących ptaków.
Dobrze, zapamiętam - odpowiedział człowieczek.
Wolę stąpać po twardym gruncie niż bujać w obłokach.
Spójrz na całą sprawę z odpowiedniej perspektywy, czy też, jak to się mówi, nomen omen, z lotu ptaka. Do
70
tej pory cały czas biegaliście, uciekaliście przed Olbrzymem, albo ścigaliście się z czasem, a teraz wreszcie dotrzecie gdzieś na czas, punktualnie.
Ale przynajmniej nie kręciło mi się w głowie! - zaprotestował Yossi.
Dodatkowo - kontynuował mały brodaty człowieczek - lecąc ze mną balonem, na pewno się nie zgubicie - Bulbuliusz puścił oczko do Marka. - No i trochę sobie odpoczniecie.
Chłopiec zastanawiał się, kim jest Bulbuliusz i co go sprowadziło do tej krainy? Skąd zna Yossiego? Dlaczego im pomaga? Dlaczego czasem zachowuje się dziwnie? Niestety ani Bulbuliusz ani Yossi nie chcieli albo nie mogli nic powiedzieć. Mówiąc dokładnie, Yossi nie mógł tego powiedzieć, ale chłopiec nie wiedział z czego wynika ta nagła tajemniczość Bohatera, natomiast Bulbuliusz nie chciał zdradzić swojego sekretu. Obaj obiecali tylko, że chłopiec dowie się wszystkiego w swoim czasie, czyli pod koniec przygody.
Markowi udało się jednak ustalić, że Bulbuliusz jest agentem. Agent to brzmi bardzo ciekawie i tajemniczo, ale chłopiec nie miał pojęcia, o jakiego dokładnie agenta może chodzić. Czy mały człowieczek jest agentem ubezpieczeniowym? Agenci
71
ubezpieczeniowi raczej nie latają balonami na rozgrzane powietrze, a w ogóle, co takiego agent ubezpieczeniowy miałby robić w tej krainie? Nie, to było raczej wykluczone. A może Bulbuliusz jest agentem biura podróży? Taki agent mógłby chyba mieć swój własny podniebny pojazd, ale co miałby robić w komiksowej przygodzie? To nie miało żadnego sensu. Jegomość mógł być również szpiegiem czyli agentem wywiadu. To wydawało się najbardziej prawdopodobne, biorąc pod uwagę tajemnicze zachowanie Bulbuliusza i jego liczne sekrety. To były jednak tylko domysły, ponieważ Marek nie wiedział, czym naprawdę zajmuje się Bulbuliusz.
Lot balonem był bardzo relaksujący.
Bohaterowie mieli wreszcie chwilę wolnego, aby odsapnąć.
Marek chciał obejrzeć mały prezent, który otrzymał od Wiedźmy spoilującej seriale. Rozpakował zawiniątko, małą chusteczkę owiniętą rzemykiem, z bijącym sercem. W środku ukryty był mały drewniany krążek.
Pewnie jakiś magiczny przedmiot - rzekł Yossi - szczerze mówiąc, nie przepadam za magicznymi przedmiotami.
To ciekawe, że tak mówisz - zaśmiał się Marek - bo wkrótce, będziesz zdobywać magiczny Worek
72
Wszystkich Wiatrów od grupy najgroźniejszych na świecie piratów.
Do czego to może służyć? - zastanawiał się Yossi.
To chyba pionek do gry w warcaby - zawyrokował Marek.
Bardzo dziwny podarunek - ocenił Yossi.
Marek schował pionek do kieszeni. Pewnie wiedźma wiedziała coś, czego nie mogła nam powiedzieć. Może powinniśmy zagrać z kimś w warcaby? - zastanawiał się chłopiec.
Oprócz pionka w zawiniątku był także krótki liścik:
Drodzy Bohaterowie,
Jeśli dobrze przewidziałam przebieg wypadków, to właśnie lecicie balonem do Krainy Ponurych Bagien, aby spotkać Słodką Czarownicę. Wiedźma nie mówi za dużo, ale jest miła. Mimo wszystko, uważajcie na siebie, będziecie musieli przejść Próbę Zapasów, na której wielu Bohaterów już poległo.
Trzymajcie się
Wiedźma Spoilująca Seriale
Rozdział 15
Balon wylądował w krainie Ponurych Bagien.
Miejsce to znane było powszechnie ze swej wilgotnej natury. Biada temu, kto chciałby zapuścić się w te podmokłe strony świata bez pary dobrze dobranych kaloszy. W tym pełnym wody, czasem śliskim, czasem nad wyraz lepkim miejscu, łatwo było stracić nie tylko normalne obuwie, ale i
73
głowę. Mokradła potrafiły złapać za nogę tak mocno, że nawet najsilniejszy człowiek nie mógł się wówczas wydostać z błotnego potrzasku. Jeśli nie wierzycie, sami zapytajcie topielców, których w tym miejscu nie brakuje.
Gdy Yossi, Marek i Bulbuliusz wysiadali z balonu, obok nie było ani topielców, ani nawet kandydatów do utopienia się.
Na jednym ze starych drzew zbudowana była maleńka chatka, przed tą chatką była mała weranda, a na niej siedziała uśmiechnięta babuleńka. Siwa, mocno przygarbiona, ale promieniowała taką serdeczną radością, że wszystkim od razu zrobiło się cieplej na sercu.
Dzień Dobry, babciu - rzekł Marek na jej widok.
Czy nie przeszkadzamy? - zapytał Yossi.
Bulbuliusz skłonił się nisko.
Babuleńka wszystkich uściskała, wytarmosiła i wycałowała. Zupełnie tak, jakby to nie obcy ludzie do niej przyszli w odwiedziny, ale jej własne ukochane wnuki. Jej radość była tak ogromna, jakby przez całe wieki nie oglądała ludzi.
Kobiecina szerokim gestem wskazała stół i krzesła. Stół, nakryty białym obrusem, ustawiony był przed domkiem, pod baldachimem wierzbowych gałęzi. Gościnność babuleńki nie
74
budziła żadnych podejrzeń. Staruszka nie powiedziała jak dotąd ani słowa, ale Bohaterowie wiedzieli, że ma ona serdeczną, choć milczącą naturę.
Słodka czarownica zaczęła się krzątać. Przyniosła sztućce, a potem talerze płytkie i głębokie oraz małe spodeczki na ciasto. Obok każdego gościa ustawiła szklankę literatkę. Przyniosła dwa rodzaje filiżanek: do kawy i do herbaty. Następnie na stole pojawiły się jeszcze inne: szklane i porcelanowe dzbanki, dzbanuszki, imbryki, czajniki oraz karafki. Wszystkie te naczynia zawierały coś do picia.
Nie starczyłoby miejsca w tej książeczce, gdybym miał wymienić, ile przeróżnych smakołyków, rzeczy do picia i do jedzenia babcia przyniosła.
Yossi skłonił staruszkę, aby usiadła chociaż na chwilę przy stole. Gdyby tego nie zrobił, kobiecina wciąż donosiłaby nowe rzeczy, a to mogłoby skończyć się fatalnym przejedzeniem i bólem brzucha.
Babciu - powiedział Marek do staruszki, ponieważ przypominała mu jego własną ukochaną babcię - czy wiesz, dlaczego tu jesteśmy?
Kobiecina nic nie odpowiedziała.
Uśmiechnęła się ponownie i zaserwowała Markowi ogromny kawałek sernika z
75
leśnymi owocami i bitą śmietaną. Chłopiec trochę protestował, bo nie był już wcale głodny, ale okazało się, że nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii. Babuszka tak długo zachęcała go i wywierała na niego taką serdeczną presję, że chłopiec wreszcie skusił się na smakowity deser. Bulbuliusz i Yossi, równie bezradni, pochłaniali kawałki ciasta.
Chcieliśmy się dowiedzieć, z kim będziemy dzisiaj walczyć? - zapytał Yossi - Chcemy przejść próbę i lecieć dalej, bo bardzo goni nas już czas.
Babcia tylko machnęła ręką z lekceważeniem, demonstrując w ten sposób, że jej to nie interesuje.
Pokroiła szarlotkę z kruszonką. I chociaż wszyscy byli już bardzo najedzeni, to babcia swoją serdecznością doprowadziła do tego, że wszyscy grzecznie jedli to ciasto, wykazując się w ten sposób ogromnym poświęceniem.
Mamy tu przejść próbę zapasów - zagaił Marek - powiedz nam, czy wiesz, z kim mamy się zmierzyć?
Babcia znowu machnęła ręką A potem pokroiła tort wiśniowo-czekoladowy i wszyscy dostali po solidnej porcji, która z trudem mieściła się na talerzyku do ciasta.
Nic więcej nie zjem - Yossi złapał się za
76
brzuch.
Już wystarczy, babciu, najedliśmy się za wszystkie czasy - zaprotestował Marek, jednak staruszka ani myślała słuchać protestów małego chłopca.
Na stole pojawiły się pączki, faworki i drożdżówki.
Nie dam rady - Yossi, poczuł się słabo.
Wszystko jest przepyszne - sapnął Marek - ale proszę, babciu, nie przynoś nam już nic więcej.
Jeszcze nigdy się tak nie najadłem - wyszeptał Bulbuliusz.
Babuleńka nie chciała jednak dopuścić do tego, aby ktoś odszedł głodny od jej stołu. Po krótkiej przerwie, każdy otrzymał pucharek lodów z ogromną porcją bitej śmietany i czekoladą. I po raz kolejny wszyscy jedli to, co staruszka im zaserwowała, bo nikt nie chciał odmówić i sprawić jej w ten sposób przykrości.
Ale się objadłem - sapnął Yossi - nie wiem, czy będę mógł stoczyć jakikolwiek pojedynek zapaśniczy w takim stanie. Ruszam się powoli jak mucha w zupie.
Ja też nie dam rady, ale wiesz co - Marek właśnie coś wymyślił - wydaje mi się, że tutaj nie będziemy walczyć.
Jak to? - zdziwił się Yossi - nie będzie zapasów?
Nasza próba już trwa - powiedział Marek - zapasy babci są tutaj na stole.
Tak myślisz? -
77
zdziwił się Yossi.
Pomyśl tylko - rzekł Marek - mieliśmy się spotkać z czarownicą i przejść próbę zapasów. Nasza zadanie polega chyba na tym, aby to wszystko zjeść.
Bohaterowie nie potrafili odmówić staruszce, gdy donosiła nowe potrawy i wciąż się opychali. Trwało to długo, ale w końcu nie mogli już nawet patrzeć na jedzenie.
Wtedy Marek powiedział ze łzami w oczach:
Babciu, ja już naprawdę nie mam siły nic zjeść.
No to już nie jedz, chłopcze - odezwała się nagle babcia, zaskakując wszystkich tym, że potrafi mówić - lepiej, żeby cię nie rozbolał brzuch.
A już po chwili przyniosła z domku igłę. Najważniejszą część magicznej busoli.
Mam coś dla was - powiedziała staruszka - używałam tej igły dawno temu, ale już nie zajmuje się szyciem, bo wzrok nie ten. Weźcie ją sobie. Wszyscy piraci widmo bardzo chcą ją mieć.
Cała drużyna podziękowała staruszce za ten piękny dar, a gdy się żegnali - wybiła północ. Wówczas wszyscy topielcy, którzy spoczywali w pobliskim bagnie, zaczęli gramolić się na powierzchnię.
Dobrze się spisaliście - rzekła słodka czarownica - możecie iść, nic złego wam nie
78
zrobią.
Na pewno? - spytał Marek.
Na pewno, bo wszystko grzecznie zjedliście. Ale gdybyście kaprysili i wybrzydzali, to marny były Wasz los.
Bohaterom trudno się było poruszać z powodu przejedzenia. Ich kroki były tak chwiejne, ciężkie i powolne, że gdy szli przez bagno, poruszali się jak topielcy. Martwiaki, które nie były zbyt mądre, nie rozpoznały w Bulbuliuszu, Marku i Yossim żywych ludzi. Gromadka doczłapała się do balonu z trudem, ale nie niepokojona przez topielców i topielice.
Trudno im było wejść do wiklinowego kosza, ale dokonali tego.
A potem odlecieli w kierunku Morza Mgieł.
Rozdział 16
Balon zawisł nad Morzem Mgieł, tuż obok statku widmo, na którym mieszkali piraci. Gęsta, mleczna mgła sprawiała, że pojazd na rozgrzane powietrze nie był widoczny, zawisł nieco ponad powierzchnią wody,
Żarcik - odezwał się tubalnym głosem jeden z piratów
Anegdotka - rzucił inny pirat.
Szmoncesik?
Dowcipasek?
Na dziesięć liter.
Może dykteryjka? - zapytał Marek, który zrozumiał, że piraci jak gdyby nigdy nic rozwiązują krzyżówkę.
Towarzysze spojrzeli na chłopca: zdziwieni i wkurzeni. Bulbuliusz pogroził palcem, Yossi
79
pokręcił głową, ale żaden z piratów nie zorientował się, że głos dochodzi z balonu.
Haha - ucieszył się pirat - pasuje, do kroćset!
Przez chwilę słychać było tylko skrobanie ołówków po papierze, a potem ktoś inny zapytał:
Bułeczka z masełkiem i szyneczką?
Śniadanko - powiedział pirat o tubalnym głosie.
Kanapeczka - rzekł stanowczo Marek.
Kanapeczka pasuje!
Yossi i Bulbuliusz znowu zrobili zdziwione miny.
Każdy z piratów powrócił do swojej krzyżówki, ołówki trzeszczały skrobiąc o papier.
Staruszek - odezwał się ponownie jeden z piratów.
Ramolek - podrzucił ktoś
Tetryczek?
Dziadunio?
Na jedenaście liter, druga i szósta - z.
Dziadziuńcio - rzekł pewnie Marek.
Ha, ha, tak! - ucieszył się właściciel krzyżówki - dobrze nam dzisiaj idzie, do stu tysięcy par beczek!
W ten sposób Marek odgadł jeszcze sporo haseł.
Chłopiec zadał też piratom sporo swoich własnych pytań, które udawały hasła w krzyżówkach. W ten sposób udało mu się wyciągnąć od piratów sporo wiadomości.
Marek mówił na przykład “worek wszystkich wiatrów” i czekał na to co powiedzą piraci, a oni odpowiadali: cacuszko, artefakt,
80
magiczny przedmiot, zakopany skarb. Gdy chłopiec zapytał o “zakopany skarb”, piraci odpowiedzieli mu chórem: worek wszystkich wiatrów, zakopana skrzynia, wyspa skarbów. Gdy rzucił: niebezpieczeństwo, usłyszał: wulkan, szable, sztorm, Morze Sztormów! Po zadaniu kilkunastu takich pytań, nasi bohaterzy wiedzieli już wszystko, czego potrzebowali.
W ten sposób chłopiec zdobył wszystkie potrzebne informacje.
Lecimy na Morze Sztormów - zakomenderował Marek, oglądając Atlas Światów - to tam piraci przechowują Worek Wszystkich Wiatrów, tam będzie reszta bandy!
Dokąd dokładnie? - zapytał Yossi - przecież na tym morzu jest ponad tysiąc różnych wysp.
Ale tylko wyspa skarbów ma wulkan - odpowiedział Marek - i dlatego bardzo łatwo ją znajdziemy. W drogę!
I tak, niezauważeni przez piratów, ale z kompletem przydatnych informacji, odlecieli!
Rozdział 17
Bulbuliusz wykorzystywał umiejętnie wiatr i prądy powietrzne, by rozpędzić balon. Byli już bardzo wysoko i przesuwali się pośród chmur, aż wreszcie rozwinęli taką prędkość, jakby to samo niebo pchało ich ku nowej przygodzie.
Mam dla was dwie wiadomości - rzekł Bulbuliusz ze smętną
81
miną - jedna jest dobra, a druga zła, nawet bardzo zła. Którą chcecie usłyszeć najpierw?
Zacznij od dobrej - rzucił Yossi, który czuł się już w balonie nieco pewniej, ale nadal zdarzały mu się zawroty głowy.
Pogoda nam sprzyja i będziemy na miejscu znacznie wcześniej niż przewidywaliśmy.
A zła wiadomość? - zapytał Marek.
Nie mam pojęcia jak wrócić - rzekł Bulbuliusz - prądy powietrzne są tak silne, że jeśli nie uda nam się zdobyć Worka Wszystkich Wiatrów, nigdy nie pokonamy drogi powrotnej z Wyspy Skarbów.
Nigdy? - zdziwił się Marek.
Może moglibyśmy zbudować tratwę, ale Morze Sztormów, jak sama nazwa wskazuje, to nie jest szczególnie dobre miejsce na taki rejs. Balonem na pewno nie da się wrócić, jeśli nie zapanujemy nad wiatrem.
Yossi poklepał Marka po ramieniu, aby dodać mu otuchy.
Nie martw się, chłopcze - łatwo było powiedzieć Yossiemu, a chłopiec naprawdę się przejmował - W każdej przygodzie jest taki moment, kiedy Bohaterowie nie mają już odwrotu i grozi im wielkie niebezpieczeństwo.
W każdej? - zapytał Marek.
Tak, w każdej dobrze opowiedzianej historii - przytaknął Yossi - Ważne, że traktujesz to
82
wszystko poważnie. Przygoda na pewno nie będzie łatwa. Ale pomyśl sobie, że dotarliśmy już naprawdę daleko i jesteśmy blisko szczęśliwego zakończenia.
O ile nie zginiemy - zasępił się Marek.
Oczywiście! - zgodził się Yossi
I jeśli uda nam się wrócić! - dodał Bulbuliusz.
Podróż przebiegła tak szybko, jak obiecał Bulbuliusz. Wkrótce dotarli nad jedyną wyspę, na której był wulkan i zgodnie z przewidywaniami spotkali tam bandę widmowych piratów, pod przewodnictwem ich jednorękiego herszta!
Kto tu dowodzi? - Yossi postanowił improwizować, bo nie udało im się obmyślić żadnego sprytnego planu na pokonanie piratów.
Jednoręki Warcabiusz, do kroćset - odrzekli piraci.
Warcabiusz? - zainteresował się Marek.
Warcabiusz, do stu tysięcy par beczek!
A gra w warcaby?
Skąd wiecie? - zapytali zdziwieni piraci.
Słyszeliśmy takie legendy - skłamał Marek - że nie ma na morzach i oceanach drugiego takiego gracza!
Jednoręki Warcabiusz zasiadł na leżaku, do ręki wziął orzech kokosowy i popijał napój przez słomkę.
Dajcie mu oranżady, kamraci! - zarządził pirat - polubiłem dzieciaka.
To może pykniemy partyjkę raz-dwa? - zasugerował
83
chłopiec.
Niech to dunder świśnie, chciałbym - rzekł herszt - ale to niemożliwe!
Niemożliwe? - zdziwił się Marek - Dlaczego?
Nie znasz tej historii? - zdziwił się herszt - No to posłuchaj! Wszystko zdarzyło się sto lat temu, w czasach gdy byliśmy piratami z krwi i kości i nie przypuszczaliśmy nawet, że kiedyś będą nami straszyć małe dzieci. Płynęliśmy sobie lewym halsem po Morzach Południowych, a cała ładownia była wyładowana lodu do kolorowych drinków - rzekł pirat - aż tu nagle setki latających ryb wyskoczyły z wody w pobliżu naszej łajby. Prawie wszystkie poszybowały ponad pokładem, nie czyniąc nam żadnej szkody. Jednak kilkadziesiąt ryb przeleciało przez burtę i uderzyło wprost w naszego sternika. Ten na chwilę wypuścił z rąk ster, a wówczas łajba zatańczyła na falach i prawie położyła się na grzbiecie. Pięciu piratów wypadło za burtę, bosman zgubił butelkę rumu, majtek pokładowy wypadł z bocianiego gniazda, a papuga zapomniała jak się mówi “Dzień dobry”. Ale najgorsze było to, że jedna z latających ryb złapała w paszcze pionek od warcabów - i zanim ktokolwiek zdążył ją złapać - z pluskiem
84
wpadła do wody.
O rany, ale mieliście pecha!
Niech mnie kule biją, myślisz że to koniec?
To nie koniec? - zdziwił się Marek.
Daleko jeszcze do końca - rzekł herszt - słuchaj uważnie, bo wielu opowiada tę historię, ale niewielu widziało ją na własne oczy, tak jak ja.
Dobrze - Marek zamienił się w słuch.
Jak pamiętasz, w trakcie spotkania z latającymi rybami, butelka rumu wypadła za burtę. Niewiele myśląc, Bosman skoczył do morza, aby ją odzyskać. Ale tę butelkę znalazła już ośmiornica i wypiła wszystko to, co było jeszcze w środku i jakoś zupełnie inaczej spojrzała na bosmana. Tak się czasami zdarza, ośmiornica zakochała się w bosmanie od pierwszego wejrzenia, być może z powodu tatuażu z kałamarnicą na plecach. Bosman chciał jej zabrać butelkę, ale ona przytuliła się do niego i pocałowała go czule. Właśnie wtedy do wody wpadła latająca ryba z pionkiem do warcabów w pysku. Bosman próbował ruszyć w tamtą stronę, ale ośmiornica stanęła mu na drodze, nie chciała wypuścić go z objęć. Sytuacja robiła się groźna, bo wszystko toczyło się pod wodą i bosmanowi powoli zaczynało już brakować tchu. Bosman musiał
85
walczyć o życie z ośmioramienną ukochaną. Udało mu się wyjść z tego cało, ale nie miał żadnych szans na odzyskania pionka do warcabów.
Fiu, fiu - zagwizdał Marek. - Ale historia.
Czekaj, do kroćset - powstrzymał go pirat - to jeszcze nie koniec! Pamiętasz tego majtka, co siedział w bocianim gnieździe i wpadł do wody?
Pamiętam.
Majtek zobaczył latającą rybę, gdy ta z pionkiem w paszczy wylądowała na falach. Nie mógł do niej podpłynąć, bo ośmiornica ściskająca bosmana zagradzała mu drogę. Zanim ominął te papużki nierozłączki, to ryba odpłynęła już o kilka metrów. Majtek za nią! Ryba przyśpiesza i majtek też! Czy wiesz, jak trudno jest dogonić rybę w wodzie, a potem złapać ją gołymi rękami rękami? To jest prawie niemożliwe, a jemu się udało! Dogonił rybę płynąc kraulem, a potem złapał ją delikatnie za płetwę ogonową i z pyska wyciągnął pionek. Na ten widok cała załoga naszej łajby wydała okrzyk radości, wszyscy ze szczęścia padliśmy sobie w ramiona, ponieważ nasz zestaw do warcabów został uratowany. Ale nasze szczęście trwało tylko przez moment. Z podmorskich głębin wynurzył się nagle rekin
86
ludojad i jednym kłapnięciem, pożarł naszego majtka, latającą rybę oraz pionek do gry.
Niesamowite zakończenie historii - ocenił Marek - bardzo wam współczuje.
Co? - zdziwił się pirat. - Myślisz, że to koniec? W takim razie nic nie wiesz o piratach, nigdy nie poddajemy się tak łatwo! Gdy tylko zobaczyliśmy, co się stało z majtkiem, dziesięciu dzielnych piratów od razu wskoczyło do wody, żeby go ratować przed morskim potworem. A ponieważ wcześniej do wody wpadło już pięciu marynarzy, więc w sumie w wodzie było już piętnaśnie osób i wszyscy ruszyli na ratunek! Trzech marynarzy złapało rekina za płetwę na grzbiecie i skutecznie spowolniło jego ruchy, czterech złapało go za ogon, a pięciu chwyciło za paszczę i zaczęło ją rozwierać, aby wydostać zjedzonego chłopca.
Wprost niesamowite - Marek nie mógł wyjść z podziwu - i udało im się pokonać rekina?
Oczywiście, że nie - opowiadał pirat, machając jedną ręką na znak ogromnych emocji - to był prawdziwy rekin ludojad. Dwa razy większy niż statek, silniejszy niż stu marynarzy. Rekin szybko wyswobodził się i pożarł wszystkich piratów, którzy próbowali uratować
87
majtka i pionek do gry. Bestia najwidoczniej tylko rozwścieczyła swój głód taką małą przekąską, ponieważ zwróciła się przeciwko reszcie załogi na statku. Rekin podpłynął do okrętu i ogromnymi zębiskami rozerwał burtę na strzępy, a potem zjadł wszystkich marynarzy, którzy wpadli do wody, gdy statek tonął. Wszyscy zostaliśmy zjedzeni przez rekina ludojada.
Bardzo mi przykro - powiedział Marek.
Niepotrzebnie - odpowiedział pirat - ponieważ jak widzisz siedzę tutaj z tobą. Musisz pamiętać, że nasz statek transportował ogromny ładunek lodu do przygotowania drinków i zimnych napojów. Gdy tylko łajba poszła na dno, przez ogromną liczbę kostek lodu pod naszym pokładem, woda w całym Morzu Południowym stała się znacznie chłodniejsza, a na skutek tego wszystkie ryby dostały okropnego kataru! Po dwóch lub trzech dniach, trudno było nam to stwierdzić, gdyż cały czas siedzieliśmy w brzuchu rekina, na miejscu pojawiła się grupa naukowców, która przywiozła specjalny syrop na przeziębienie dla ryb. Naukowcy zaopiekowali się rekinem, który nas zjadł, podając mu syrop, ale zorientowali się także, że cierpi on na dolegliwości
88
żołądkowe. Po dokładnym obejrzeniu rekina oraz zorientowaniu się, że z jego wnętrza dochodzą liczne pirackie przekleństwa, naukowcy podali rekinowi proszek na kichanie. Bestii potężnie zakręciło się w nosie, a gdy kichnęła, wszyscy zostaliśmy wyrzuceni w świat.
Rozumiem - powiedział Marek - a pionek do gry został pewnie w brzuchu rekina?
Nie, mieliśmy go ze sobą.
To jak go w takim razie straciliście? - zdziwił się chłopiec.
Bosman kiedyś przegrał jedną grę w warcaby i wyrzucił pionek do morza. Od tej pory nasz zestaw do warcabów jest zdekompletowany i nie możemy grać.
Marek pomyślał, że pionek można zastąpić kamykiem, muszelką albo korkiem od butelki, ale nie zdradził się, że przyszło mu coś takiego do głowy.
Wyciągnął pionek do gry i rzekł:
Mam tutaj jeden pionek do gry, więc może nam się uda zagrać? - zaproponował Marek, a piratom zaświeciły się oczy z radości.
Ale o co będziecie grać? - zapytali piraci.
Słyszeliśmy, że macie Worek Wszystkich Wiatrów i bardzo chętnie go od was wygramy!
Ha, ha - roześmiał się Warcabiusz - ale żeby zagrać o taki artefakt musielibyście mieć coś równie cennego, inaczej
89
taka gra nie ma sensu.
Czy może być igła do złotej busoli? - zapytał.
Oczywiście - rzekł pirat, a jego oczy zaświeciły się złowrogo. Chwilę później przyniesiono planszę.
Marek lekko pobladł, bo zrobiło się jakoś poważnie i uroczyście, ale jak tylko zasiedli wspólnie przy beczce na której ustawiono planszę i chłopiec wykonał pierwszy ruch przywiezionym brakującym pionkiem, piraci nagle zaczęli zabawnie dogadywać i kibicować. Podzielili się na dwie grupy, więc nawet Marek miał swoich kibiców.
Dalej go! Hejże ha!
Nie tym pionkiem do stu tysięcy puszek tuńczyka w oleju!
A niech to filet z dorsza, uważaj!
Dalej, dalej, na gadającą papugę!
Do abordażu na pionki przeciwnika.
Piracki herszt wcale nie okazał się takim trudnym przeciwnikiem. Podobnie jak wcześniej spotkani miłośnicy krzyżówek, piraci może i nie byli mistrzami w swoim fachu, ale za to frajdę mieli niesamowitą.
Markowi przydały się te wieczory spędzone na grze w warcaby z tatą, ponieważ udało mu się tak po prostu pokonać herszta pirackiej bandy. W nagrodę odebrali Worek Wszystkich Wiatrów, ale żeby piratom nie było smutno, to zostawili im igłę do złotej
90
busoli, której tamci pragnęli.
Dopiero w drodze powrotnej, gdy lecieli już balonem, a Wyspa Skarbów, została gdzieś daleko za horyzontem, chłopiec uświadomił sobie, że cała sytuacja mogła się skończyć znacznie gorzej. Ale w trakcie spotkanie z piratami, Marek nie martwił się o to, co mogło pójść nie tak. Dał się w pełni ponieść przygodzie.
Rozdział 18
Bohaterowie przybyli do czarnego zamku. Balon na rozgrzane powietrze zostawili na dziedzińcu.
Wędrowali teraz po labiryncie czarnych korytarzy, mijając zakutych w lśniące zbroje rycerzy, którzy strzegli dostępu do zamkowych komnat, skarbów i tajemnic. Żaden z rycerzy nie stanął im jednak na drodze, nikt nie zapytał ich kim są, skąd przyszli i co tu robią. Wprost przeciwnie, większość napotkanych osób uśmiechała się do nich, pozdrawiała ich gestem lub uchyleniem kapelusza.
Marka trochę to dziwiło, ale sprawa miała swoje wyjaśnienie.
Wszystkie przygody Bohaterów, od momentu ich spotkania, oglądano codziennie w czarnym lustrze, które król Huraganiusz otrzymał od Bulbuliusza Dyskretnego. Król Huraganiusz organizował co wieczór seanse filmowe dla wszystkich chętnych i
91
spragnionych sensacji. Damy dworu, rycerze, królewscy doradcy zajadali więc popcorn i pochłaniali niezwykłe przygody, które wyświetlały się na lustrzanej tafli.
To oni - szepnęła zamkowa służka do przyjaciółki - i obie chichocząc, obserwowały jak Bohaterowie przechodzą przez zamkowy dziedziniec.
Dzięki tej magicznej telewizji, wszyscy wiedzieli, że to właśnie tego dnia Bohaterowie przybędą do zamku. Dlatego przystrojono wszystko materiałami wzorzystymi draperiami, gobelinami i kwiatami, przygotowano także godny poczęstunek.
Wszyscy byli podekscytowani i szczęśliwi. Jedynie Królewski Kucharz był stale zmartwiony. Przez ostatnie kilka dni nie robił nic innego niż duszenie, pieczenie, smażenie, gotowanie, wędzenie, kiszenie, suszenie i marynowanie. Ale czy Bohaterowie nie będą mieć jadłowstrętu po próbie zapasów? Czy będą głodni?
Herold zagrał na trąbce i obwieścił:
Do króla przybyli Bohaterowie: Marek i Yossi, a także agent Bulbuliusz Dyskretny!
Tłum zgromadzony w sali tronowej zareagował burzliwymi owacjami. Pochlebcy, zamiast sączyć do ucha króla słodkie pochlebstwa, głośno klaskali. Lizusy wznosili okrzyki
92
entuzjazmu, a klakierzy robili to, co zawsze, czyli bardzo głośno wyrażali swoją radość.
Król Huraganiusz przemówił do gości:
Cieszę się, że pomyślne wiatry przywiały Was do mnie.
Nawet Królewski Balwierz powitał Bulbuliusza uśmiechem. Potargana broda jegomościa nie przeszkadzała mu tak bardzo, miała w sobie coś bardzo oryginalnego.
Na widok króla, Marek bardzo się ucieszył, ale też zdziwił, ponieważ monarcha nie był wcale starszy od niego.
Królowa, która nie była żoną króla, ale jego mamą, odebrała od Bohaterów Worek Wszystkich Wiatrów i zapowiedziała, że król dostanie go dopiero wtedy, gdy poprawi oceny z matematyki. Królowa podziękowała Markowi i Yossiemu za to, że przynieśli do zamku artefakt i że dostarczyli tak wspaniałej rozrywki wszystkim dworzanom.
Gratulujemy Wam, Yossi i Marku i nie ominie Was nagroda za Wasze dzielne przygody.
Marek został wyróżniony przez króla.
Czy obiecujesz strzec Krainy Wyobraźni przed każdym, kto zamula i czy obiecujesz psocić w każdym miejscu, w którym wieje nudą? - wyrecytował formułkę, lekko ją tylko modyfikując zgodnie ze swoim upodobaniem.
Tak, obiecuję - wypowiedział
93
Marek
W takim razie - rzekł król - pasuję Cię na rycerza!
Nie tylko Marek otrzymał nagrodę, także Yossi został odpowiednio uhonorowany. Otrzymał magiczny widelec z królewskiego skarbca, dzięki któremu każda potrawa smakowała wybornie. Z takim widelcem nawet codzienne jedzenie gotowanej fasoli nie byłoby straszne.
Zdziwienie i fascynację Marka budziło to, że ich przygody można było oglądać na tafli czarnego lustra i że wszyscy doskonale wiedzieli, co im się przydarzyło. Obejrzał sobie ten magiczny przedmiot, a potem zapytał Yossiego.
Czy to znaczy, że grałem w filmie?
Lepiej - odrzekł Yossi - w prawdziwym komiksie!
Marek szukał wzrokiem Bulbuliusza, ale nigdzie nie mógł odnaleźć postrzępionej brody.
Bulbuliusz zawsze na końcu znika, dlatego właśnie nosi przydomek Dyskretny. W komiksie, gdy już zostanie wydany na pewno go nie będzie.
Ale dlaczego?
To agent, mówiłem Ci.
Ale jaki agent?
Agent literacki.
Literacki?
No tak, literacki. To taki ktoś, kto dba o to, żeby historia była tak ciekawa, jak to tylko możliwe. Wspiera nas Bohaterów na każdym kroku, ale też często przeszkadza. To skomplikowana postać.
Marek nie miał czasu
94
się nad tym zastanowić, bo już tłum dworzan otoczył go. Wszyscy prosili o autograf.
Wtem, do sali tronowej wpadł olbrzym! Sapał groźnie i Marek pomyślał, że wszystko szło zbyt pięknie, a teraz czeka ich jakaś kolejna awantura.
Ale nic złego się nie wydarzyło, damy dworu otoczyły olbrzyma, a rycerze gratulowali występu w roli czarnego charakteru. Chociaż miał grać Strażnika Progu, to w roli Antagonisty czyli Przeciwnika, poradził sobie doskonale.
Impreza nabierała rumieńców i wszyscy dobrze się bawili.
Wszyscy z wyjątkiem jednej osoby.
Obawy Królewskiego Kucharza potwierdziły się w zupełności i Bohaterowie prawie nic nie zjedli. Na dodatek Yossi nie mógł w ogóle docenić sztuki kucharskiej, ponieważ używał swojego nowego, magicznego widelca i czego by nie jadł, wszystko by mu przecież doskonale smakowało.
Marku - rzekła w końcu Królowa - pożegnania nadszedł czas. Musisz wracać do domu, ponieważ Twoja mama i tata czekają. Pewnie już bardzo się o Ciebie martwią. W Twoim świecie czas płynął znacznie wolniej, ale pora opuścić Krainę Wyobraźni.
Szkoda, że już trzeba wracać - zasmucił się Marek.
Przeżyłeś
95
wspaniałą przygodę, ale teraz przed Tobą jeszcze trudniejsze zadanie - odpowiedziała Królowa - w Twoim świecie trwa epidemia, musisz znaleźć sposób, aby przetrwać te trudne dni. Razem z mamą i tatą.
Potem zwróciła do się do Yossiego:
Na Ciebie również czeka trudne zadanie! Niewidzialni przeciwnicy, przed którymi uciekałeś przybyli do Twojego świata. Minie cały długi rok i jeszcze jeden dzień, zanim odejdą z kwitkiem. A ty, dopiero po tym czasie, będziesz mógł wyjść z wieży.
Och nie, rok i jeden dzień? - zasępił się Yossi - co ja będę robił? Zanudzę się przecież!
Może nauczysz się czarować? - roześmiała się Królowa.
Yossi nie miał na to odpowiedzi, więc tylko ukłonił się grzecznie.
Wiem, że próba wieży będzie dla Ciebie najtrudniejszą - kontynuowała Królowa - być może to będzie najtrudniejsza próba, jaką kiedykolwiek musiałeś przejść, ale wierzę że sobie poradzisz. Ty też w to uwierz.
Pożegnanie nie było długie. Marek i Yossi obiecali sobie, że jeszcze się spotkają. Marek dostał też komiks z autografem samego Bohatera.
Każdy z nich przeszedł przez specjalny magiczny portal, stworzony dla nich,
96
przez zamkowych czarodziejów. I w ten sposób skończyła się wyprawa. Pozostały po niej piękne, kolorowe wspomnienia oraz przyjaźń.
97