Pióromani - konstruktywny portal pisarski
zygzak

Załóż pracownię
Regulamin

Dzisiaj gości: 87
Dzisiaj w pracowni: 0
Obecnie w pracowni:
ikonka komentarza

I ~ Kruchy jak lódikonka kopiowania

Autor: brudnyametyst twarz żeńska

grafika opisu

rozwiń




Młody Eligio wybiegł z piekarni. Jeden ze sprzedawców starał się za nim gonić, jednak chłopak wykorzystał swoją znajomość okolicy i zniknął mu w labiryncie uliczek.
Niezadowolony sprzedawca przeklął głośno i splunął na chodnik.
Eligio wbiegł w kolejną uliczkę, przyciskając do piersi dwie bułki, które udało mu się ukraść. Pędził przed siebie, bał się obrócić i sprawdzić czy ten piekarz nadal go gonił.
Dopiero, kiedy czuł, że nogi mu miękną, powoli zaczął zwalniać aż w końcu się zatrzymał. Głośno dyszał, czuł jak płuca go palą i nogi trzęsą, ale udało mu się, uciekł.
Spojrzał na pieczywo, które trzymał. Oczy mu się zaświeciły i pochłonął je bez żadnego zastanowienia. Miał wrażenie, że się rozpłacze, chociaż to tylko dwie, suche bułki. Dla siedemnastoletniego chłopaka to był ratunek przed śmiercią głodową.
Otrzepał ręce z okruszków. Nadal czuł ssanie żołądka, jednak o wiele mniejsze. Ten ,,posiłek" oznaczał dla niego kolejny sukces, jeszcze będzie żyć, kolejne dni w jego małym piekle.
Eligio wyszedł z uliczki i wtopił się w tłum. Mijał roześmianych turystów, którzy robili

1




wszystkiemu zdjęcia. No tak, o tej porze do Neapolu przyjeżdżały tłumy, ludzie chcieli zobaczyć piękne miasto i rozkoszować się pyszną kuchnią. Chłopak cicho westchnął. Turyści to łatwy cel, nieświadomi jak działa to miasto, dawali okradać się jak dzieci. Wystarczyło na kogoś ,,przez przypadek" wpaść, a z jego kieszeni można było wyciągnąć portfel pełen pieniędzy, w ogóle ich nie chowali. Sami się prosili, żeby ktoś im je zabrał.
Widział jak niektórzy ludzie na niego patrzą. Odrażał ich, był brudny, miał starą, rozciągniętą bluzę i wytarte spodnie. Buty ledwo się trzymały tak samo jak chłopak. Jak śmieli go oceniać skoro nie wiedzieli kim jest? Chciał wszystkim wydrapać oczy, niech na niego nie patrzą. Niech udają, że go tu nie ma, nie chciał patrzeć na ich sądne spojrzenia, to nie jego wina, że takie miał życie. Sam chciałby być zwykłym chłopakiem, a jednak musiał żyć na ulicy, to nie jego wina, więc czemu każdy tak go nienawidzi?
Skręcił w małą uliczkę, widział dwóch mężczyzn wymieniających się pieniędzmi i woreczkiem z jakąś dziwną zawartością, która zapewne była narkotykami.

2




Odwrócił wzrok i udawał, że tego nie widział, w tym mieście lepiej unikać mieszania się w takie sprawy. Po prostu dalej ruszył przed siebie, zostawiając w spokoju tamtą dwójkę.
Eligio zatrzymał się przed starymi i obdrapanymi drzwiami do opuszczonej kamienicy, która straszyła swoimi wybitymi oknami. Rozejrzał się czy nikt nie patrzy i wszedł do środka.
W budynku było ciemno, jednak bez problemu można było się po nim poruszać. Nikt się tutaj nie zapuszczał, dlatego było to idealne miejsce dla takich jak on, odrzuconych, uciekających, niekochanych. Wszedł po schodach do góry, przeszedł przez długi korytarz. Na podłodze walały się puste puszki i butelki po alkoholu.
Wszedł do jednego z pokoi i zamknął za sobą spróchniałe drzwi. Nie dawały dużo, jedynie cząstkę poczucia prywatności. Miał tutaj stary materac i jakieś koce żeby mógł spać. Poza tym, nie było tutaj nic ciekawego, tylko obdrapane ściany i okna zabite deskami. Pod dziurawą poduszkę schował swój nóż z którym się nie rozstawał. Jedna z nielicznych rzeczy, która była naprawdę jego.
Eligio spojrzał przez okno zabite deskami. Przez dziury widział przechodni,

3




którzy nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że są przez kogoś obserwowani. Ktoś zapukał do jego drzwi. Natychmiast się odwrócił, do jego pokoju wszedł wysoki blondyn.
— Cześć Eligio.

     — Adam. Dawno cię nie widziałem.

     — Trochę robiłem u jednego farmera za miastem — podszedł do chłopaka — ale czułem się zbyt osaczony, więc wróciłem.

     — Miałeś szansę na lepsze życie.

     — To życie mi odpowiada — Adam złapał za podbródek Eligio. — No i nie mów mi, że nie tęskniłeś.
Eligio zaświeciły się oczy. Oblizał delikatnie dolną wargę na co Adam się uśmiechnął. Nachylił się nad nim i delikatnie pocałował. Czuł jak młody chłopak delikatnie się napina. Przyciągnął go do siebie.

     — Wróciłem do ciebie.

     Eligio oparł głowę na jego ramieniu, nie wiedział co myśleć. Cieszył się, że Adam wrócił, bez niego czuł się zagubiony i samotny. Nie miał nikogo poza Adamem. Jednak myśl, że chłopak zrezygnował z szansy na normalne życie przez niego gryzła jego sumienie.
Mógł jakoś żyć, zarabiać na siebie i nie martwić się o to co zje następnego dnia, ale on wrócił. Stał przy nim w starym, opuszczonym

4




budynku i delikatnie jeździł palcem po jego plecach i karku.
***
Eligio z Adamem został obudzony przez krzyki. Oboje podnieśli się gwałtownie, kiedy do ich pokoju wparowała policja. Żaden z nich nie wiedział co się dzieje, roztrzęsiony Eligio patrzył na Adama, który tak samo jak on, nie wiedział jak się zachować. Krzyki nie były do końca zrozumiałe, więc po prostu trzymali ręce na widoku.

     — Powoli wstańcie! — jeden z policjantów wydał polecenie.
Jak im kazano, podnieśli się. Stali, oślepieni przez latarki w samych bokserkach i bluzach przed uzbrojonymi policjantami i nie za bardzo wiedzieli co się dzieje. Mały pokój zaczęto przeszukiwać. Wszystko przewalali nawet materac, rozcięli go i przetrzepali poduszkę.

     — Tutaj też jest!

     — Zgarnąć ich.

     — Chwila, co się dzieje!? — Eligio odsunął się od policjanta, który chciał go zakuć.
Został powalony i obezwładniony. Czuł jak na jego nadgarstkach zaciskają się kajdanki. Policjant, który go zakuł, z całych sił przywalił mu pięścią w twarz. Eligio poczuł niewyobrażalny ból, ciężko było mu oddychać i czuł krew w ustach.

     — Eligio! Zostaw go psie!
Adam rzucił się

5




na policjanta, a z kieszeni wyszarpnął mały scyzoryk. Ledwo tknął policjanta, który uderzył Eligio i od razu tego pożałował. Jego ciało przeszyły kule. Chłopak zamarł, upadł na podłogę, a wokół niego zaczęła pojawiać się coraz większa kałuża krwi. Eligio zaczął krzyczeć, a jego oczy się zaszkliły. Wołał Adama, żeby ten się ruszył, żeby przestał udawać. On, jednak ani drgnął.

     — Zabierajcie go!
Podnieśli go z ziemi, chciał biec do Adama, nie mógł go zostawić samego, kajdanki i wielki policjant mu to uniemożliwili. Został wyprowadzony z budynku. Światła policyjnych wozów go oślepiały, widział innych ludzi z którymi mieszkał, każdy był przerażony i skuty. Niektórzy stali w samej bieliźnie i trzęśli się ze strachu inni byli prowadzeni jak on do samochodu.
Eligio siedział oszołomiony, ciężko było mu oddychać, a z nosa ciągle leciała mu krew. Przed oczami miał ciało martwego Adama w kałuży krwi. Wszystko wydawało się być najstraszniejszym koszmarem, jednak to działo się naprawdę. Czuł jak po policzkach płyną mu łzy, był zbyt obolały żeby krzyczeć chociaż na to teraz miał ochotę. Chciał

6




wrócić do swojego pokoju i przytulić Adama, być przy nim, teraz nie mógł być sam.
Patrzył na swoje dłonie, co się stało, że go zakuli i tak traktowali? Chciał po prostu normalnie żyć, uciekał od problemów. Tak, ukradł kilka portfeli w swoim życiu, jednak to nie powinno dawać policjantom na takie traktowanie. Czego szukali w jego pokoju, co tam znaleźli? Czuł się jak zwierzę, brakowało tylko żeby ktoś go opluł. Starał się wytrzeć łzy, jednak nie mógł przestać płakać. Sytuacja go przerosła, a on był sam. Nie miał nikogo.
Wprowadzili go na komendę. Dopiero w sali przesłuchań dostał koc, którym mógł się okryć. Nie wiedział ile czekał sam. Bał się, będą mu zadawać pytania, ale jakie? Nie wiedział czego od niego chcieli. Pieniądze, które ukradł turystom już dawno wydał, zresztą od tygodnia niczego nie wyciągał rąk po portfele, jedyne co ukradł to te suche bułki z rana. Nadal był zakuty, kajdanki zaczęły go powoli uwierać. Jego nadgarstki mu lekko spuchły i strasznie swędziały.
Do pokoiku weszła kobieta w dobrze skrojonej garsonce i mężczyzna w równie dobrze dobranej marynarce. Usiedli przed nim i rzucili na

7




stół folder.
— Eligio Grecco, lat siedemnaście, matka to Sofia Grecco, a ojciec Luiz Grecco. Masz spore kłopoty, nie utrudniaj tego i mów prawdę.

     — Ja nawet nie wiem o co chodzi, czemu tu jestem? Czemu zabili Adama?

     — Chodzi ci o niego? — kobieta wyjęła z folderu zdjęcie Adama. Eligio poczuł ukłucie w sercu. — Jak go poznałeś? Kim dla ciebie był?

     — Adam był moim przyjacielem, pomógł mi kiedy wylądowałem na ulicy.

     — Razem sprzedawaliście narkotyki?

     — Narkotyki? Chyba wam coś się pomyliło. Nigdy ich nawet nie dotykałem, tak samo Adam.
Kobieta wymieniła się z mężczyzną spojrzeniami i zaczęli wciągać kolejne zdjęcia z folderu. Na każdym znajdował się Adam. Adam robiący zakupy, Adam rozmawiający z kimś, Adam podający komuś małą, foliową torebeczkę. Eligio przeglądał każde zdjęcie z wielką dokładnością, to nie mógł być jego Adam, on brzydził się narkotykami. Zawsze mówił, że to najgorsze co powstało, więc czemu teraz widział jak je komuś sprzedawał?
— W waszym pokoju, tak samo jak w kilku innych, znaleziono ukryte narkotyki, co tam robiły?

     — Nie wiem nic o żadnych narkotykach!

     — Nie obronisz

8




już Adama, po prostu mów prawdę!

     — Ale to prawda, nic z tego nie rozumiem! — wystraszony chłopak skulił się na krześle. Mocno zacisnął oczy jakby to miało go zabrać z okropnego miejsca.
Eligio był w potrzasku, mówił samą prawdą. Adam i narkotyki? To niemożliwe, jakaś pomyłka. Skąd one się wzięły w ich pokoju, dlaczego ktoś je tam ukrył? Rozbolała go głowa, czuł jak powoli robi mu się niedobrze, kobieta z mężczyzną wciąż na niego naciskali, byli pewni, że on musiał coś wiedzieć.
— Adam na jakiś czas wyjechał, po co?

     — Mówił, że do pracy. Pracował poza miastem u jakiegoś farmera, ale wrócił.

     — Kto jeszcze z tego budynku sprzedawał narkotyki?

     — Nie wiem, ja tych ludzi ledwo znałem! Nie rozmawiamy ze sobą na co dzień!

     — Gadaj Grecco, bo sprawię, że zgnijesz w więzieniu — mężczyzna mu zagroził. Powoli kończyła mu się cierpliwość.

     — Ja niczego nie wiem!
Mężczyzna strzelił mu z liścia. Eligio czuł jak piecze go policzek, a rozwalony nos zaczyna boleć jeszcze bardziej. Kilka kropel krwi upadło na ziemię. Zaczęło kręcić mu się w głowie coraz bardziej, a żołądek zaciska się w supeł.

9




Jego mdłości narastały. Dawno nikt na niego nie podnosił ręki, zapomniał jak to bardzo bolało.
— Ja nic nie wiem — chłopak zaczął płakać — naprawdę nic nie wiem. Proszę, nic nie wiem — pociągnął nosem żeby się nie osmarkać.
Kobieta spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku. Westchnęła cicho i wcisnęła mały przycisk pod stołem. Po chwili do sali weszło dwóch policjantów. Zabrali Eligio i wyprowadzili go. Chciał uciec, nie miał siły na kolejne pytania. W jego głowie panował chaos i nie mógł się na niczym skupić.
Wepchnięto go do małej celi z jednym łóżkiem i toaletą. Przestraszony chłopak rozejrzał się po pokoju. Zwinął się w kulkę na łóżku, cały drżał, bolała go głowa, brzuch i rozwalony nos, którym nikt nie chciał się zająć. Cicho łkał, serce mu pękało po tym czego się dowiedział o Adamie, jednak tęsknił za nim. Sam nie wiedział co o tym myśleć. Może to tylko pomyłka, ale te zdjęcia. Eligio naciągnął śmierdzący koc na głowę. Już niczego nie rozumiał.

10




Wyrazy: Znaki: