Pióromani - konstruktywny portal pisarski
zygzak

Załóż pracownię
Regulamin

Dzisiaj gości: 268
Dzisiaj w pracowni: 0
Obecnie w pracowni:
ikonka komentarza

Wydział - odcinek 1ikonka kopiowania

Autor: Wiktor twarz męska

grafika opisu

rozwiń




Dzień I
(13 stycznia)


     
I

     Bogusław Halicki, wysiadł z taksówki, pod jednym z podmiejskich bloków, postawił kołnierz płaszcza, by chronić się przed wolno lecącymi z nieba płatkami śniegu. Dał kilka szybkich kroków, by znaleźć się w bramie domu oraz uniknąć zachlapania grudami śniegu zmieszanymi z solą, które wystrzeliły spod kół odjeżdżającej taksówki
- Jeszcze tylko ciebie tu brakowało - usłyszał za sobą znajomy głos. Rozmówca ewidentnie miał dosyć mocny katar.
- Stary mnie przysłał. Chyba nie sądzisz, że chciało mi się przyjeżdżać nocą w taką zamieć, Taksiarz - rzucił Komisarz Halicki do Ubera.
Nadkomisarz Tadeusz Uber zawsze był nad wyraz złośliwy i wyniosły. A ksywa Taksiarz wyszła dzięki całkiem szczęśliwemu, bynajmniej nie z perspektywy Tadeusza, zbiegowi okoliczności. Sytuacja zrobiła się napięta, lecz na szczęście wtedy na papierosa wyszedł Zbigniew Ślusarczyk.
- Stary dzwonił, że przyjedziesz Góral - powiedział z uśmiechem lekko odciągając Bogusława, bliżej w stronę wejścia do bloku. - Chodź, chodź. Mamy trupa. Mówię ci, czegoś takiego to ty jeszcze nie widziałeś-

1




mówił, wprowadzając Halickiego na coraz to wyższe piętra.
- Tak wiem, że go to wkurwia. Co więcej, wiem, że został naczelnikiem - rzucił Halicki z lekko złośliwym uśmiechem. - Jednocześnie pragnę dodać, iż podlegam delikatnie innej strukturze, która jest złączona z waszą z wiadomych powodów- dodał dla jasności.
- Tak.. tylko uważaj na wejś… - zaczął Zbigniew lecz Halicki, już zdążył odbić się rękami od framugi drzwi wejściowych.
- Kurw.. mogłeś ostrzec - rzucił, opierając się o ścianę obok drzwi. Drewniane klepki podłogi częściowo wchłonęły już plamę krwi pokrywającą niemal w pełni niewielki pokój. Na środku leżało ciało, szeroko otwarte oczy zastygły w wyrazie przerażenia. Nie patrzeć. Kobieta była około trzydziestki, nie starsza. Błysk lampy aparatu technika. Miała idealną figurę, którą zakłócała jedynie rana cięta brzucha, przebiegająca od boku do boku, nieco poniżej żeber.
- Pierwszy? - zapytał technik, składając powoli sprzęt. Jego głos wskazywał raczej na znużenie niż cokolwiek innego. Wyglądał na zdrowo ponad pięćdziesiątkę, lecz najpewniej

2




miał co najwyżej czterdzieści kilka. Uroki tej roboty.
- Czwarty - mruknął Halicki, patrząc na tę makabryczną scenę. Nie chciał na to patrzeć, ale nie mógł przestać.
- Nie łam się młody - zaczął technik, zerkając na komisarza - jeden jak tu wszedł, to musieli go szybciutko wypychać, żeby zbełtał się na klatce, a nie tu. Wiesz, jak to się potem ciężko rozgranicza? - ciągnął dalej jakby z wyrzutem. Fakt, dla niego to był największy problem. W końcu on tylko zabezpiecza ślady, robi dokumentację i jedzie do domu - W takiej sytuacji pomoże ci agent.. może niezbyt to wyszukane, ale grunt że działa.
- Agent? - zapytał Halicki, powoli przenosząc wzrok na technika.
- No Bond.. zero siedem?. - mruknął lekko zaskoczony technik. W końcu w tej robocie albo piłeś, albo latałeś na siłownię. Ale zawsze była jakaś opcja..
Ciało kobiety było zmasakrowane, lecz nie były to rany zadane ręką szaleńca. Prędzej chirurga.
- Wziąłeś próbki na toksykologię? - zapytał Halicki.
- Ta.. chociaż nie było to proste. Ten, kto ją szlachtował, nie był zbyt delikatny, większość krwi jest na

3




kafelkach, ale coś tam udało mi się zebrać. - mówił technik, sprawdzając, czy czegoś nie przegapił.
- Połączenie chirurga z wariatem? A może po prostu chciał żebyśmy mieli trudności z próbkami? - mruknąłem Komisarz, zerkając na drzwi, które w tej chwili się zatrzasnęły.
- Pierdolony osiedlowy monitoring, nie ma sensu pytać, bo nic nie pamiętają.. ale jutro można by jakąś starą babę tu wysłać. Wtedy magicznie wróci im wszystkim pamięć i będą mówić, kiedy co usłyszeli z dokładnością do dwóch sekund. Popierdolony kraj- rzucił Halicki, niezbyt przejmując się tym, że właśnie spalił się u miejscowych emerytów.
- Kraj piękny tylko ludzie chuje - dodał Zbigniew, wracając do Halickiego. - I jak? Niezła akcja co? Taksiarza.. znaczy szanownego Pana Ubera musieliśmy stąd prawie na butach wynieść, żeby nie zarzygał miejsca zbrodni - stwierdził Ślusarczyk, patrząc dziwnie na śmiejącego się Halickiego. Wiedział, że w tej robocie ludziom czasem odpierdala korba, ale że tak szybko?
- Dobra Góral.. wiem, że ta sprawa śmierdzi na kilometr, wiem też oczywiście, że

4




jesteś podpięty pod inną strukturę, ale proszę cię, zgódź się na propozycję starego. Sam do niego dzwoniłem, żeby cię przydzielił, ten kretyn, pajac jebany znaczy naczelnik Uber oczywiście. Ten debil temu nie podoła - mówił Zbigniew, wprowadzając Halickiego piętro wyżej. - Pomyśl, dostaniemy awans, premia, podwyżki, a co najważniejsze tego pajaca wywalą do jakiegoś komisariatu w pipidówie dolnej, gdzie doczłapie do końca służby, wkurwiony, że takich dwóch potupańców go wysiudało.
- Ale Zbysiu, w czym ci ja pomogę? - zapytał niemal szczerze zaskoczony. Nie sądził, że Ślusarz będzie tak doinformowany.
- Nie zgrywaj głupa Góral - zaczął Zbigniew, zniżając nieco głos - cała góra dobrze wie, że jesteś zgadany z gangusami. I co więcej, akceptują to, bo wiedzą, że takie kontakty są potrzebne.
Halicki tylko pokiwał głową i ruszył z powrotem na dół.
- Niech ci będzie.. ale tylko dlatego, że to ty mnie poprosiłeś - rzucił za siebie, po czym dodał już z półpiętra. - Pamiętasz.. kiedyś zapytałeś, czym tak naprawdę, różnimy się od tych, którzy robią takie rzeczy- zaczął

5




Halicki, po czym dodał zerkając na Ślusarczyka. - Oni robią to, bo chcą, my musimy to robić - dokończył i ruszył w dół po schodach, po czym wyszedł z kamienicy. Śnieg przestał padać, a latarnie oświetlały swoim blaskiem puste, białe ulice.

     
II

     Bogusław szedł wolno po schodach do swojego mieszkania. Całkiem przestronna jak na standardy kawalerka z antresolą była oazą spokoju Komisarza.. teraz już tylko spokoju. Zerkał na zegarek, wskazówki pokazywały równo 7 rano. Wyjął klucze, po czym przekręcił je w zamku, był pewien, że zamknął wszystkie, jednak po ułamku sekundy dotarł do niego powód tej rozbieżności. Westchnął i otworzył drzwi, wiedząc co zobaczy na wieszaku, jednak mimo to poczuł się zniesmaczony.
- Kochaś kazał ci wykasować mój numer i przez to nie zadzwoniłaś? - zapytał, ściągając płaszcz i buty. - Mam nadzieję, że przyszłaś tu z nim, w końcu znając ciebie, na pewno chciałabyś wywinąć mi taki numer - suko - dodał w myślach opierając się ramieniem o ścianę. Wiedział że Iwona jest momentami bezczelna, choć jednocześnie skarcił się, że do tej pory nie wymienił zamków w drzwiach.
- Oh,

6




wpadłam tylko po swoje rzeczy, zapomniałam kilku drobiazgów. - rzuciła Iwona Iczak. Miała 26 lat, była dość wysoką blondynką o magnetycznym spojrzeniu.
- Kochaś ci nie kupi? W końcu jako prezes prężnie działającej firmy Pawełek musi spać na kasie. Ile zarobił hmm...? - zapytał Halicki bez cienia irytacji, wręcz z pewną delikatną satysfakcją. Ustalenie personaliów rzeczonego Pawła zajęło mu dokładnie pięć minut, kolejne piętnaście telefon do znajomego z PG. W końcu niemal każdy w biznesie kiedyś coś kombinuje, mniej lub więcej, tylko nieliczni prowadzą wszystko nienagannie.
Iwona zastygła. Dobrze wiedział, że zaraz doprowadzi ją do wściekłości, jednak Iczak zaskoczyła go.
- Jedziemy do Holandii w lipcu. - rzuciła z satysfakcją, po raz pierwszy patrząc w oczy Halickiego. Ten nie czekał chwili i wyprowadził kontrę.
- Na truskawki czy szparagi? - rzucił z błyskiem w oku.
Tak jak sądził, Iwona zrobiła się bordowa ze złości. Gdy wychodziła, wystawił w jej stronę dłoń.
- Klucze - powiedział krótko i oschle. Nie wybaczał, szczególnie w takich sytuacjach.
- On przynajmniej ma jakieś zajęcia, poza pracą i wódą -

7




rzuciła z wściekłością, wciskając mu klucze w dłoń, po czym wyszła trzaskając drzwiami.
- I whiskey - poprawił dla porządku, zamykając drzwi. Szczerze żałował, że przyszła sama, jemu mógłby dać w pysk. Chociaż z drugiej strony szkoda łamać meble za taką dwulicową istotę. Przeszedł do aneksu kuchennego, po czym ujął szklankę i nałożył do niej nieco lodu, dolał Johny Walkera i Coli pół na pół. Obrócił fotel przodem do przeszklonej ściany, będącej jednocześnie wyjściem na balkon, który teraz pokryty był sporą warstwą śniegu. Wyjął telefon i włączył za pośrednictwem bluetooth wieżę, z której zaczęła po chwili płynąć jazzowa muzyka filmowa. Rozparł się i przymknął oczy. Wezwanie w dzień wolny równa się dzień urlopu. I dobrze, nie był dziś wybitnie w nastroju na prowadzenie śledztwa, szczególnie w przydzielonym zespole. Mimo że lubił Zbigniewa, to był tam jeszcze naczelnik którego nienawidził, o ironio, jak psa. Zresztą z wzajemnością. Komisarz Zbigniew Ślusarczyk był pierwszym oficerem, który prowadził go przez praktyki. Wtedy Bogusław był jeszcze wesoły, miał piękną narzeczoną i czuł się

8




spełniony w każdej niemal kwestii. Mimo młodego wieku, zaledwie 27 lat, był już wieloletnim oficerem. Ukończył studia, równocześnie zdobywając kolejne stopnie w hierarchii, wszystko dzięki pracy.. wydział, w którym do tej pory służył Bogusław, był małą i dość nową jednostką organizacyjną, a on był w niej od samego jej założenia dziesięć lat temu. Kto by wtedy pomyślał, że pilotażowy program wypali. Jednak mimo wszystkiego, co dała mu praca, czuł, że odebrała mu równie wiele. Iwona nie umiała zrozumieć, czemu nie jest wiecznie uśmiechnięty, że musi w nocy jechać do pracy. Spojrzał na stolik ze szklanką i wtedy dojrzał mały przedmiot odbijający światła miasta. Powoli położył dłoń na pierścionku i wziął go w dwa palce. Pamiętał dzień, w którym dał go swojej ówczesnej ukochanej. Obrócił go powoli w palcach.
- Czyli tak to się kończy - mruknął sam do siebie, odkładając pierścionek na blat i upijając część drinka.
Rozparł się w fotelu i położył nogi na podnóżku, by po chwili zapaść w spokojny sen bez sennych marzeń.

     
III

     Telefon zadzwonił, nieoczekiwanie wybudzając Bogusława ze snu.

9




Spojrzał na ekran świecący wprost w sufit.
- Wiesz, ile razy dzwoniłem? - zapytał Ślusarczyk poirytowany. Za oknem wciąż było szaro i ponuro, zgasły już jednak latarnie.
- Wybacz Zbysiu, przemęczyła mnie ta nocka - mruknął, poprawiając się w fotelu. Cholera, już czternasta, ale skoro poszedł spać rano, to nie było czemu się dziwić.
- Dobra, mniejsza - rzucił tamten lekko zmieszany. Wiedział zarówno o odejściu Iwony jak i o sprawie, która spędzała Bogusławowi sen z powiek. Zbeształ się w myślach, jednak z drugiej strony sam Bogusław nie oczekiwał współczucia, raczej właśnie takich drobnych rzeczy jak okazjonalne przymknięcie oka na 0,3 promila w wydychanym, czy nie zwrócenie uwagi na spóźnienie na służbę. Chociaż teraz, gdy ich przełożonym był Uber, to takie rzeczy nie przejdą, z wyjątkiem dnia dzisiejszego. -Wiem, że masz wolne i wbrew pozorom nie dzwonię, żeby cię opieprzać. Jedzie tam do Ciebie młoda podoficer na praktyki, jest z twojej formacji, więc w obecnej sytuacji będziesz dla niej jak mistrz Yoda po prostu. Średni wzrost, blondynka, niebieskie oczy - dodał.
- Zbigniew..- syknął Halicki, dobudzając się w

10




pełni. Cenił, że przyjaciel chciał mu pomóc, jednocześnie jednak wciąż miał w pamięci Iwonę, i obecnie wolał raczej związek ze starą przyjaciółką - łychą.
- Wybacz - rzucił krótko. To, co odwinęła była narzeczona Halickiego, było tylko potwierdzeniem przeczuć Zbigniewa. Nigdy nie przepadał za tą całą Iczak. Wydawała mu się zbyt zabawowa jak na Bogusława i system jego pracy. Wolała mieć kogoś, kto może i jest chamem bez jakiegokolwiek obycia, ale za to chamem z pieniędzmi. Jednak z tego co wiedział, tego dziwnym trafem, zaczęło ostatnio brakować nowej miłości Iwony.
- Będzie u Ciebie za jakieś dwadzieścia minut. I taka sprawa.. ile? - zapytał dla pewności.
- Zero, zero raczej. Nie martw się, nie będzie przypału - rzucił wstając.
- Dobra, widzimy się w Firmie- powiedział Zbigniew, kończąc rozmowę.
Bogusław przeszedł powoli do niewielkiej łazienki, rozebrał się i wszedł pod prysznic. Odkręcił ciepłą wodę i oparł dłonie o zimne płytki na ścianie, czuł, że wraz z wodą spływa z niego także napięcie, które towarzyszyło mu również, po części w trakcie snu. Po chwili wyszedł spod prysznica prysznic i

11




ubrał się w ciemne jeansy i piaskowy golf. Wyrobił się niemal idealnie na dźwięk dzwonka. Przeszło mu przez głowę, że głupi ma zawsze szczęście. Przekręcił zamek w drzwiach i otworzył je na całą szerokość. Przed drzwiami stała piękna młoda kobieta z potulnym wyrazem twarzy. Przez ramię miała przewieszoną torbę, a jej oczy błądziły dookoła, jakby za wszelką cenę unikając kontaktu wzrokowego. Kiedyś on też był taki.. zahukany i nieśmiały. Jednak po latach przeszło mu to w cynizm i brak skrępowania w pewnych kwestiach, tak było prościej.
-Dzień dobry- powiedział całkiem miło i wskazał, że może wejść, samemu z kolei skierował się do aneksu kuchennego - I uprzedzam, nie mów do mnie komisarzu, to pretensjonalne, poza tym nie mam parcia na to. - Spojrzał w stronę drzwi. Dziewczyna była ewidentnie zakłopotana i niepewna, jak się zachować. Uśmiechnął się i podszedł do niej.
- Bogusław - powiedział, wyciągając dłoń w jej stronę, wiedział, że musi wykonać ten krok, w przeciwnym razie, będą tak stać w nieskończoność. Dziewczyna uśmiechnęła się miło, a uśmiech ten był z gatunku tych, które nawet w

12




najpodlejszy dzień poprawiają humor i wywołują uśmiech zwrotny.
- Anna. Miło mi Pa.. Bogusławie - odezwała się po raz pierwszy dziewczyna. Miała bardzo miły głos. Komisarz uśmiechnął się, a w odpowiedzi otrzymał to samo, tylko, co oczywiste, w zdecydowanie milszej odsłonie. - Bardzo przepraszam, - ciągnęła dalej, zauważalnie pilnując się, by zwracać się do niego tak jak prosił - po prostu, to dla mnie nowość, że zwierzchnik jest dla mnie miły i.. że odwiedzam go w domu - mówiła dość szybko i widać było, że nie wie co zrobić z dłońmi, które cały czas na przemian zaplatała oraz pocierała, była wyraźnie zestresowana, a jego ten typ kobiet rozczulał.
- Usiądź Anno, proszę- powiedział, wskazując na sofę, po czym przeczuwając myśli kobiety dodał - nie martw się, nie jesteś irytująca - słowa te wywołały lekki rumieniec na twarzy kobiety.
Odebrała to najwyraźniej jako komplement, choć była to, z jego strony, zwykła informacja. Po chwili na stoliku stała herbata, a Bogusław siedział naprzeciw Anny, starając się nie wbijać w nią wzroku, by jej nie peszyć. Przeszklona ściana z widokiem na miasto pomagała w tym

13




zarówno jemu, jak i jej.
- Więc jesteś na podoficerce. Zadowolona z pracy, czy może wolałaś od czasu do czasu odbębnić szkolenie i przerzucać papierki niż babrać się w takich sprawach?- zapytał, dla odmiany patrząc w jej duże, niebieskie oczy.
- Dobre pytanie - zaczęła zakłopotana - nigdy nie brałam udziału w śledztwie. Do tej pory właśnie głównie przerzucałam papierki w biurze i czasem pojechałam na szkolenie. - powiedziała, po czym dodała. - Ale bardzo się cieszę, że pierwszy raz będę miała z tobą... znaczy, że będziesz mnie prowadził… a cholera jeszcze gorzej- zarumieniła się mocno i spuściła wzrok.
Piotr wstał, śmiejąc się cicho i położył dłoń na jej ramieniu, poczuł delikatny dreszcz i przyjemny dotyk aksamitnej skóry kobiety. Nie zbeształa go.
- Nie przejmuj się, pamiętaj, zawsze mogło być gorzej - powiedział, wciąż lekko się śmiejąc, a gdy widział, że chce zaprzeczyć dodał - Mogłaś to powiedzieć w większym gronie, a tak to tylko my mamy trochę śmiechu.
Anna nie powiedziała nic, za to wybuchła miłym dla ucha perlistym śmiechem.

     
IV

     - Pojedziemy na Jeziorańskiego - powiedział

14




Bogusław, wbijając dokładny adres w nawigację, która w sekundę przeliczyła trasę - Więc... skąd cię tu przerzucili? - zapytał Annę, w końcu o tej porze czekała ich długa podróż w korkach, a ta cisza była, co najmniej, krępująca.
- Mówiąc precyzyjnie, na początku byłam w Poznaniu, bo tam mieszkałam, potem jak poszłam na studia w Krakowie, to naturalną koleją rzeczy tam, no a teraz jestem tutaj. - powiedziała bez cienia żalu czy przeciwnie, niezdrowej ekscytacji, chociaż komisarz odniósł wrażenie, iż tembr jej głosu wskazywał na radość, że już jej tam nie ma.
- Nie martw się, to w miarę spokojny teren. No i co najważniejsze dają nam w spokoju robić to, co do nas należy - powiedział, po czym widząc że zaraz wbije się w nich samochód jadący z lewej wcisnął z całej siły klakson.
- W schowku jest światło, wystaw je na dach. Godziny szczytu, a z tego co widzę dużo praw jazdy wrzucili ostatnio w laysy- rzucił wciskając guzik pod konsolą środkową, który uruchomił sygnały i światła w atrapie chłodnicy oraz w tylnych światłach. Dał dwa długie sygnały syreną i wpasował się w powstałą między samochodami

15




przestrzeń i ruszył szybko przed siebie. -Wiem, wiem. Tylko do sytuacji nagłych, ale to jest sytuacja nagła- odpowiedział, widząc pewien rodzaj nagany w oczach Anny. -No nie patrz się tak na mnie.. przecież nikogo nie zabiłem - rzucił, wrzucając kierunek.

     
V

     Niebo zaniosło się szarymi gęstymi chmurami, a temperatura wynosiła kilka stopni poniżej zera. Samochód stał na podziemnym parkingu, więc nie musiał go odśnieżać. Normalnie dzień wolny przesiedziałby w spokoju w domu, ale chciał sprawdzić swoją nową partnerkę. W związku z czym najpierw mieli pojechać do mieszkania ofiary, a potem do kostnicy. Jeśli wytrzyma widok nieboszczyka w takim stanie, to wytrzyma większość widoków w ciągu dalszej służby. Skupił się całkowicie na drodze, a Anna chyba nie była w nastroju do rozmowy. Komisarz był przekonany, że powiedział coś nie tak, tymczasem prawda była taka, że jego podopieczna była po prostu nieśmiałą kobietą, szczególnie teraz, gdy przebywała w małej zamkniętej przestrzeni z nowo poznanym mężczyzną, który mimo iż był jej przełożonym, wywoływał w niej specyficzne odczucia. Po chwili zdołali dotrzeć na

16




miejsce. Bogusław spojrzał na zegarek i powstrzymał Annę która chciała wysiąść.
-O co chodzi?- zapytała niepewnie, rozglądając się wokół.
- Denatkę zabito około godziny dwudziestej pierwszej- zaczął, odpinając pas bezpieczeństwa i rozsiadając się wygodniej -A więc jest szansa, że ktoś widział kogoś, kto do niej przychodził lub od niej wychodził.- ciągnął, patrząc na Annę która zdawała się nie do końca rozumieć, o co mu chodziło w tym wywodzie. Westchnął cicho. -Czekamy na kogoś spacerującego z psem. Jeśli wychodzi z nim teraz, to istnieje szansa, że wyprowadzi go też wieczorem, żeby rano nie sprzątać - podsumował.
Po chwili czekania uśmiechnął się.
- Teoria naciągana wiem, ale lepiej spróbować tak niż ganiać od drzwi do drzwi jak Jehowi- powiedział, po czym otworzył drzwi i wyszedł, a za nim Anna. -Nie machaj legitymacją i uśmiechaj się. Starsi ludzie lubią miło wyglądające uśmiechnięte dziewczyny- powiedział cicho i szybko, zrównując się z nią.
Anna uśmiechnęła się delikatnie, aczkolwiek szczerze, na dodatek lekko się zarumieniła. Jeśli naprawdę uważał ją za miłą to… było jej bardzo

17




miło. Do tej pory rzadko słyszała o sobie miłe rzeczy, a szczególnie od współpracowników czy przełożonych.
- Dzień dobry!- powiedział komisarz do starszego Pana, wyprowadzającego równie starego owczarka niemieckiego - śliczny piesek - dodał i delikatnie pogłaskał psa, który wyraźnie ucieszył się i przywarł łebkiem do dłoni komisarza.
- Raczej nie jesteście z koła wielbicieli zwierząt- rzucił tamten - a jak jesteście kolejnymi z tych dziennikarskich szumowin żerujących na krzywdzie innych, to poszli mi stąd.- Widać było, że od rana musiała się tu przewinąć istne stado pismaków. Nic dziwnego, że staruszek był poirytowany.
Wtedy przyszła kolej na rolę Anny, która jakby wręcz wyczytała to z myśli Bogusława.
- Proszę Pana, my naprawdę nie zamierzamy ciągać nikogo po sądach. - Zaczęła głosem przymilnej dziewczynki, która zwraca się do swojego dziadka- Po prostu chcemy wiedzieć, co przydarzyło się tej biednej kobiecie, rano dzwonili już jej rodzice i dziadkowie, pragną wiedzieć, co się stało z ich kochaną dziewczynką - mówiła teraz delikatnie i z pewną dramaturgią, komisarz był z niej dumny, choć wiedział, że

18




co najmniej połowa tego to bujdy.
Jednak starszy pan tego nie widział. Wyraźnie posmutniał i spojrzał na dwójkę stojącą przed nim.
- Miałem wyjść wieczorem, ale było zimno, więc zostałem w domu. Benek też nie miał ochoty na spacery, więc nie było konieczności. - Powiedział głaszcząc niemłodego już psa po pysku -Jedyne co wiem to, to że nie było słychać żadnych krzyków, a słuch mam jeszcze sprawny, gorzej z oczami. Raczej za dużo wam nie pomogłem- dodał trochę zasępiony.
- Pomógł Pan i to bardzo - powiedziała Anna, kładąc dłoń na ramieniu staruszka.

     
V

     - Pójdziesz za to do piekła- rzucił komisarz, udając powagę. - Takim biednym dziadkom kłamać. Wstyd, doprawdy, wstyd - dodał, powstrzymując śmiech ostatkiem sił.
Po około godzinie oblecieli już całą kamienicę, części jej mieszkańców nie zastali, ale i tak nie zdradziłby im już, zapewne, więcej faktów na temat minionego wieczoru. Lecz mimo to w każdej skrzynce nieobecnej osoby zostawili krótki liścik, których Bogusław miał nadrukowane na zapas, dosyć często okazywały się pomocne.
- Nie wychodzi ci- rzuciła Anna z lekkim uśmiechem na twarzy.
Przez

19




ostatnią godzinę każdemu mieszkańcowi kamienicy opowiadała coraz to bardziej ckliwą historię życia denatki. Nieetyczne, acz skuteczne. Chociaż ona, wolała raczej określenie, zgodne z przepisami. Po chwili, gdy Halicki zaparkował samochód pod stacją i kupił kawę, zaczęli układać marny materiał, który zebrali do tej pory
- Czyli co mamy? - zaczął komisarz po chwili, gdy zaparkował samochód pod stacją, gdzie kupił kawę.
- Nikt nic nie słyszał i nie widział- podjęła zmęczona Anna, opierając głowę o zagłówek.
- Czyli?- zapytał, lekko przeciągając ostatnią samogłoskę. W końcu to ona była na praktykach, a nie on.
- Czyli albo nie chce im się chodzić po sądach, albo naprawdę nic nie słyszeli. - odpowiedziała, po czym upiła łyk kawy. Dziwnie się czuła, był miły i nie dobierał się do niej, w przeciwieństwie do innych.
- Zuch, dam ci potem naklejkę dzielny kandydat na detektywa - podsumował, patrząc w telefon. -To teraz jedziemy obejrzeć sobie Panią Karolinę.
Anna spojrzała na Bogusława z lekkim zmieszaniem.
-Znaczy do kostnicy. Mam nadzieję, że nie jadłaś dziś za dużo. - mruknął. - Widok wytrzewienia nie jest

20




przyjemny- dodał i ruszył w stronę kostnicy.

     
VI

     - Rana cięta brzucha wykonana jednym płynnym ruchem. Raczej nie był amatorem. Jelita nacięte i wyjęte z otrzewnej- mówił patolog, patrząc to na spokojnego komisarza, to na walczącą z mdłościami sierżant.
- Śmierć była raczej bolesna.. nie ma śladów liny? Czy czegokolwiek?- zapytał Bogusław. Coś mu tu nie pasowało. Przecież w takim układzie kobieta musiała drzeć się wniebogłosy.
- To nie jest przyczyna śmierci - zaczął patolog, obracając głowę denatki i odgarniając jej włosy. - Dziura po kuli kaliber dziewięć. Pocisk znalazłem w środku. Udało mi się go wyciągnąć, ale nie było łatwo. - ciągnął dalej, pokazując pocisk w metalowej miseczce. Kula była mocno zniekształcona, dlatego nie miała dość energii by przebić się dalej. - Wychodzi, że to Makarow, ale chyba elaboracja własna, w dodatku pocisk wygląda na antyrykoszetowy. Co dziwne, mimo że strzał ewidentnie padł z przyłożenia, to nie znalazłem praktycznie żadnych osmalin na włosach czy skórze.
- Pb - rzucił Bogusław. Z każdą chwilą ta sprawa nie podobało mu się coraz bardziej. Lekarz spojrzał na

21




niego pytająco - Oryginalny Makarow ani większość jemu podobnych nie posiadała możliwości montażu tłumika. Makarow PB natomiast miał go w komplecie. Strzał praktycznie niesłyszalny, jeśli padnie w komplecie z wieczornymi serialami w połowie kamienicy i trzaskiem drzwi - rzucił niemal jednym tchem. Teraz to wszystko pasowało, ale było zarazem niepokojące.
- Czyli raczej niewiele pomaga nam ta informacja.. przemyt ze wschodu albo..- lekarz spojrzał na Bogusława.
- Panie doktorze - zaczął, Bogusław karcąco - Pani sierżant gotowa jest uznać, iż wszędzie widzi Pan agentów rosyjskich służb. Choć faktycznie to trochę niepokojące. Jednak z drugiej strony ktoś mógł sobie przywieźć taką pamiątkę z Donbasu czy Krymu - dokończył i zerknął na Annę. Ewidentnie miała dość jak na jeden raz.
- Dooobrze doktorze.. chyba wiemy już tyle, ile nam trzeba. Jakby był Pan tak dobry i przesłał mi kopię raportu i zdjęć na maila- powiedział, zdejmując rękawiczki, które założył wcześniej.
Doktor skinął głową i pożegnał się, wracając do pracy. Bogusław ujął Annę pod rękę i powoli ruszył z nią do wyjścia.

     VII

      Nie

22




zapytał, gdy zrobiła się zielona. Nie zapytał też, gdy przypadła za róg budynku. Spojrzał tylko, czy robi to nad trawnikiem, w innym wypadku mogłaby ochlapać sobie buty. Po wszystkim podał jej chusteczkę oraz butelkę wody, którą chwilę wcześniej przyniósł z samochodu stojącego kilka metrów dalej.
Nie przejmuj się, każdemu się zdarza, szczególnie po śniadaniu - mruknął, po czym wziął drugą chusteczkę i wytarł jej usta dokładnie.
Wyglądała na zakłopotaną. Z jednej strony się temu nie dziwił, chociaż z drugiej, nie było powodu by czuła się w jakikolwiek sposób niekomfortowo, albo to on był już zdziwaczały i nie robiły na nim wrażenia rzeczy, które powinny je robić.
Dziękuję - mruknęła, patrząc w bok.
Proszę - odpowiedział jedynie i cofnął dłoń.
W kategorii najbardziej krępujący moment tygodnia, albo i miesiąca zapewne zajęliby pierwsze miejsce, ale takie pierwsze że kolejna osoba załapała by się maksymalnie piąte za nimi.
Chodź, czekają na nas - powiedział Halicki, patrząc na telefon, który przed chwilą zawibrował mu w kieszeni.
Komisarz podszedł do drzwi pasażera i otworzył je. Dla Anny był to nowy

23




widok. Najprawdopodobniej pierwszy sztywny w jej karierze, a w dodatku z takimi obrażeniami. Pomyślał, że po tym co przed chwilą zobaczyła, to przy wisielcach czy naturalnych nawet brewka jej nie drgnie. Gdy wsiedli otworzyła usta by coś powiedzieć, lecz Halicki ubiegł ją.
Nie martw się, nikomu nie powiem - rzucił, przekręcając klucz w stacyjce.
Przyłapał się, że mimo pewnej nonszalancji słowa były wypowiedziane z czułością.
Dziękuję - powiedziała Anna delikatnie zaskoczona. Najwidoczniej spodziewała się innej odpowiedzi, lecz chyba była zadowolona z tej, którą otrzymała.

     
VIII

     Proszę przestać mnie ignorować! - wykrzyczała kobieta stojąca przy biurku dyżurnego. Czekała na przyjęcie już dobre trzy godziny, a dziewczynka trzymająca ją za rękę też wydawała się znużona. Do tej pory nikt jej nie powiedział o co w tym wszystkim chodzi
Pomieszczenie było nieduże, biurko pod oficera dyżurnego oddzielone było od pomieszczenia szybą, jednak wolna przestrzeń znajdująca się między nią, a blatem wystarczyła by krzyki kobiety niosły się po połowie komisariatu. W chwili gdy kobieta zaczynała kolejną tyradę do

24




pomieszczenia wszedł komisarz Halicki. Kobieta widząc identyfikator który zawiesił na szyi wchodząc, zagrodziła mu drogę.
-Nie pozwolę się dłużej olewać, proszę mi w końcu powiedzieć o co chodzi!- wrzasnęła znów patrząc prosto w oczy komisarza. Ten spojrzał na nią pytająco.
-A Pani w sprawie?- zapytał mając nadzieję że nie jest ona ‘’wspomnieniem” z czasów tripów po nocnych klubach z kolegami z firmy.
-W sprawie Pani Karcz. Wszyscy których od rana spotkałam mówią że u was się wszystkiego dowiem. - Zaczęła kobieta nieco się uspokajając. -Znów się najebała? Przez to latanie po klubach zupełnie zapomina o swoich obowiązkach.- Wyrzuciła z siebie.
-Dobrze proszę Pani.. po pierwsze to kim Pani jest, a po drugie.. naprawdę nie miała Pani z kim zostawić córki?- Zaczął komisarz którego nie dość że głowa bolała od kaca, to był jeszcze potęgowany przez tę kobietę.
-To nie moje dziecko tylko właśnie Karoliny.. znaczy Pani Karcz - rzuciła jakby z wyrzutem - Jestem jej koleżanką i ostatnio niańką jej córki - dodała.
…. odebrało na chwilę mowę. Nienawidził takich rozmów, nigdy nie wiedział jak je zacząć, i

25




w tej samej chwili gdy zaczął dobierać w głowie słowa do rozpoczęcia, usłyszał za sobą Annę.
-C..córka?- szepnęłą. Nie musiał na nią patrzeć by wiedzieć że jest na skraju załamania. Naprawdę daleka droga przed nią..
Komisarz odwrócił się do sierżant przodem. Dziecko nie powinno być przy takich rozmowach. Nie od razu. Najpierw dorośli muszą przyswoić pewne rzeczy by przekazać je dziecku.
-Weź małą do środka.. do możliwie najdalszego pokoju- rzucił dosyć delikatnie i cicho. Nie chciał jej dodatkowo stresować. Tylko której “jej”. Dziewczynka była mała, może z trzy, cztery lata. Widać było że sytuacja gdy nie ma przy niej matki nie była dla niej nowością. W gorszym stanie była Anna, nie chciała tego okazać ale sytuacja ją przerosła.

26




Wyrazy: Znaki: